logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Terry Virgo
Łaska. Jak przyjąć najcudowniejszy dar Boga
Wydawnictwo Esprit


Zdarza się też, że po prostu nie zauważamy działania Bożej łaski w naszym życiu i chociaż Bóg nieustannie otacza nas swoją troską i miłością, czujemy się osamotnieni i zagubieni. Książka Terry’ego Virgo przedstawia świeże, zakorzenione głęboko w Biblii spojrzenie na dar łaski.


 

Wydawca:Esprit
Rok wydania:2011
ISBN:978-83-61989-74-5
Format:130x200
Stron:240
Rodzaj okładki:Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 
Łaska a religijność

Chrześcijanie żyją na świecie, choć nie należą do świata. Co to właściwie znaczy? Jak łaska wpływa na świeckość? 
 
W tym rozdziale wykażemy bezcelowość przestrzegania przepisów religijnych w sposób mechaniczny oraz podkreślimy znaczenie sumienia. Zobaczymy też, jak krzyż Chrystusa chroni nas przed pułapkami świata pozbawionego przyszłości.
 
Świeckość — tego słowa musiałem się nauczyć po nawróceniu. Jako chrześcijanin miałem wystrzegać się świeckości, ale żeby było to możliwe, musiałem najpierw poznać, co jest, a co nie jest świeckie. Nie zawsze było to oczywiste. W miarę upływu lat stwierdzałem, że pojęcie świeckości różni się zależnie od tradycji oraz narodu. Podlega też modyfikacjom wraz ze zmianami w obyczajowości. Świeckość rozumiem jako specyficzne tereny „zakazane”, określone jako takie przez kulturę danego Kościoła.
 
Dawno temu przemawiałem w Europie Wschodniej. Dowiedziałem się tam, że krawat zakładany do kościoła niepotrzebnie zwraca uwagę na jego właściciela i jest przejawem arogancji. Na nabożeństwach wszyscy mężczyźni byli w marynarkach, ale bez krawatów. Był to element narcystyczny, zdecydowanie świecki, czyli nie do przyjęcia. 
 
Kiedy indziej prowadziłem seminaria podczas konferencji w Bloemfontein w Afryce Południowej. Ich uczestnicy przychodzili ubrani w szorty i koszulki; nawet pastor, gospodarz spotkania, miał na sobie kolorowe spodnie i niezapiętą koszulę z krótkimi rękawami. Także podczas niedzielnego śniadania w swoim domu siedział w samej kamizelce i szortach. Wkrótce mieliśmy udać się na nabożeństwo. Ubrałem się tak samo jak w ciągu tygodnia, z „eleganckim luzem”, i wybiegłem do pastora, który czekał w samochodzie. W jego spojrzeniu dostrzegłem jednak przerażenie. Siedział za kierownicą w nieznośnym upale, wtłoczony w garnitur z kamizelką, z zawiązanym krawatem. Spytałem więc, czy odpowiednio się ubrałem.
 
— Nigdy nie przemawiam do zgromadzonych bez krawata — brzmiała nieco surowa odpowiedź. Pobiegłem zatem założyć wymaganą marynarkę i krawat.
 
W czasach, kiedy się nawróciłem, także u nas odpowiedni strój był czymś niezmiernie ważnym. Przyjść w niedzielę do kościoła bez krawata było źle widziane, dżinsy zaś były absolutnie wykluczone.
 
Świeckie były nie tylko nieodpowiednie ubrania, ale także niektóre przedmioty, nieuświęcone kościelną tradycją. Pamiętam, jak po raz pierwszy ujrzałem młodzieńca wnoszącego do kościoła gitarę. Już wchodził po stopniach, kiedy w drzwiach stanęła żona jednego z diakonów i zagrzmiała: 
 
— Tego tu nie wniesiesz! 
 
Chłopak dał się zastraszyć i odszedł zawstydzony.
 
Gitary były zdecydowanie świeckie, bo budynek kościoła był domem Bożym, w którym należało rozmawiać szeptem i chodzić na palcach. Dało się nawet słyszeć skrzypienie butów diakona roznoszącego komunię. Skinienie głową lub półuśmiech były dozwolone, ale już rozmowa była całkowicie zabroniona. Przy wejściu otrzymywało się śpiewnik, za co należało wyszeptać „dziękuję”, po czym szło się na swoje miejsce i pochylało głowę, by odpowiednio długo trwać w modlitewnym skupieniu i cierpliwie oczekiwać na rozpoczęcie nabożeństwa.
 
To był Kościół baptystyczny; w naszej opinii znacznie się różnił od anglikańskiego, niesłychanie sformalizowanego ze swoimi liturgicznymi pokłonami w stronę ołtarza!
 
Niedługo po nawróceniu, jadąc do kościoła, zatrzymałem się na stacji, by zatankować paliwo do motocykla. Akurat przechodziła tamtędy jedna z członkiń Kościoła i spytała, co robię.
 
— Kupuję benzynę — odparłem.
— Czy nie wiesz, że dziś jest szabat? — żachnęła się.
 
Nie miałem pojęcia, o czym mówi, ale wkrótce się dowiedziałem. Istniała dość słabo sprecyzowana lista czynności zabronionych chrześcijanom w niedzielę. 
 
W latach 50. zaproszono Billy’ego Grahama do Wielkiej Brytanii na jego pierwszą krucjatę ewangelizacyjną. Kiedy brytyjscy liderzy chrześcijańscy odkryli, ze jego żona Ruth używa różu, a nawet szminki, oraz nosi modną fryzurę, wpadli w panikę. Zastanawiano się, co zrobić. Jej świeckość wywołała skandal wśród ówczesnych wiernych w Anglii.
 
Na przykład spór o to, czy kobietom wolno nosić kolczyki, doprowadził do podziałów w obrębie wyznań i powstawania całkiem nowych grup.
 
Chodzenie do kina także należało do sfery świeckiej; muzyka klasyczna była akceptowalna, ale jazz był już nie do przyjęcia. W niektórych Kościołach oczekiwano, bym do mężczyzn zwracał się „bracie”, a do kobiet „siostro”. Przemawiając kiedyś w mieście Mobile w Alabamie, poprosiłem, by mi wybaczono, gdybym zwrócił się do kogoś po imieniu. W domu wychowałem się z bratem i siostrą i nigdy nie przyszło mi do głowy zwracać się do nich inaczej niż po imieniu. W Bombaju prowadziłem rozmowę z pewną wierzącą hinduską, która w pewnym momencie zwróciła się do mnie po imieniu, „Terry”, po czym wielce speszona dodała: „Przepraszam, bracie Terry”.

 



Pełna wersja katolik.pl