logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Brat Moris
Z powodu Jezusa i Ewangelii.
Wydawnictwo Esprit


Wydawca: Esprit
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-61989-20-2
Format: 130x200
Stron: 420
Rodzaj okładki: miękka

 
Kup tą książkę

 

Konferencja Świętego Wincentego a Paulo

W ten sposób, nie wiedząc, do kogo się zwrócić, wszedłem któregoś dnia do zakrystii położonego w mojej dzielnicy kościoła Notre-Dame d'Auteil. Pierwszą spotkaną osobę zapytałem, czy wie, kto zajmuje się ludźmi znajdującymi się w trudnej sytuacji, i dodałem, że mając trochę wolnego czasu, mógłbym zaangażować się w pomoc innym. Zdaniem tej osoby, która najwyraźniej nie miała czasu do stracenia, w parafii istniały odpowiednie struktury. Poleciła mi zgłosić się w środę o godzinie 19 pod wskazany adres. I tak zostałem członkiem Konferencji Świętego Wincentego a Paulo. W każdą środę wieczorem brałem udział w spotkaniu razem z piętnastoma młodymi ludźmi. Grupę prowadził młody kapłan, ksiądz Philippe. Stowarzyszenie miało na celu pomoc najuboższym rodzinom, a przy tym pragnęło rozbudzać i pogłębiać szlachetność młodych ludzi. Zostałem skierowany do pewnej rodziny w XV dzielnicy, po drugiej stronie Sekwany; piętnastka była wówczas zdecydowanie uboższa od szesnastki.

Była to rzeczywiście rodzina biedna pod wieloma względami. Ojciec alkoholik, matka trochę chora, najwyraźniej nieradząca sobie z gotowaniem i sprzątaniem, dzieci pozostawione same sobie. Rodzina przyjęła mnie życzliwie, podobnie jak przyjęła "bony" na mięso, węgiel itp., które im przynosiłem, a które wystarczyło oddać wybranym kupcom, by w ten sposób zapłacić rachunek. Konferencja Świętego Wincentego ? Paulo rozliczała się następnie z kupcami. Początkowo cała ta sprawa z bonami bardzo mnie krępowała, lecz widząc, że znajoma rodzina wcale nie odczuwa skrępowania tym systemem, przyzwyczaiłem się i ja.

Przeszkadzał mi także elegancki, mieszczański styl współpracujących ze mną chłopców i dobroduszny, nieco pobłażliwy sposób, w jaki rozmawiali o "swoich biednych". Czasami w ich słowach wyczuwałem nawet ironię. Uwagę moją zwrócił jednak pewien młody chłopak, który wydawał się poważny, mówił mało, a z szacunkiem i dyskrecją wypowiadał się o powierzonych jego opiece osobach. Był to Marc V. Znaliśmy się jeszcze bardzo mało, kiedy pewnego dnia pod koniec zebrania podszedł do mnie i powiedział, że będzie nieobecny przez dwa tygodnie. Prosił, żebym od czasu do czasu odwiedzał chorą staruszkę, którą się opiekował.
Była to stara dozorczyni mieszkająca samotnie w pokoiku w głębi ciemnego podwórza, na które nigdy nie padało słońce, co być może stało się przyczyną choroby płuc tej kobiety. Przyjęła mnie serdecznie i ucieszyła się, gdy powiedziałem, że zamierzam odwiedzać ją regularnie. W jej towarzystwie nie czułem się skrępowany.

Kiedy ją odwiedzałem, grywaliśmy w domino, a ona przy okazji wiele mi opowiadała o Marku. Dowiedziałem się, że to Marc płacił jej rachunki za gaz, opłacał wiele innych wydatków, a także zabierał ją czasami samochodem na wycieczkę do Lasku Bulońskiego, żeby mogła odetchnąć świeżym powietrzem. Marc ani słowem nie wspomniał o tym podczas naszych spotkań, wszystkie koszty brał na siebie.
Po jego powrocie zdarzało się, że we dwóch odwiedzaliśmy starszą panią, czasami towarzyszyłem im w wyprawach do Lasku Bulońskiego. Marc, starszy ode mnie o trzy lata, był inżynierem. Nawrócił się kilka lat wcześniej. Zaprzyjaźniliśmy się i często wyruszaliśmy na wspólne przechadzki. Marc szybko zrozumiał, jakim trybem ja żyję, ja zaś odkryłem, że głęboka wiara mego nowego przyjaciela jest rzeczywistą siłą napędową jego życia. Zyskałem więc prawdziwego przyjaciela, który - byłem tego pewny – pragnął mego dobra. Dzięki niemu otworzyłem się na całkiem nowe środowisko, czasami spotykaliśmy się z innymi uczestnikami grupy Świętego Wincentego a Paulo.

Pewnego dnia Marc powiedział: Za dziesięć dni wybieram się na trzydniową studencką pielgrzymkę do Chartres, z okazji Zesłania Ducha Świętego. Wielu młodych ludzi z Konferencji weźmie w niej udział. Jeśli masz ochotę, zabierz się ze mną. Uczestnikami będą chłopcy i dziewczęta, w ciągu dnia idzie się w grupie, nocą śpi się w gospodarstwach. Wystarczy, że weźmiesz plecak, koc do przykrycia, coś do jedzenia, no i lepiej, żebyś miał wygodne buty oraz krótkie spodnie. Dlaczego nie? Wahałem się jednak, gdyż nie byłem studentem, a poza tym często odczuwałem zmęczenie, zdarzały mi się dokuczliwe nerwobóle... Zapytałem o radę znajomego lekarza, on zaś gorąco zachęcił mnie do udziału w pielgrzymce. Postanowiłem, że idę.


 



Pełna wersja katolik.pl