logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Geoffroy-Marie
Ewangelizować siebie
Wydawnictwo Homo Dei


Bóg chce wejść z impetem w nasze życie, dać nam zakosztować swojej obecności i przekazać nam swój pokój i swoją radość. Najpierw musimy jednak otworzyć serce na Miłość, a umysł na światło Boże. Czy można zatem podjąć ryzyko omówienia tematu życia wewnętrznego? Tak, ponieważ chodzi o królestwo Boże w naszym sercu! Czy możemy myśleć, że nawiążemy relację z Bogiem, pomijając życie wewnętrzne? Nie, ponieważ wymaga ona doświadczenia osobistego spotkania z Bogiem.


Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62579-58-7
Format: 125 x 195mm
Stron: 168
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę 
    

 
Życie w Duchu Świętym 
 

Potrzebujemy zatem Ducha Świętego do odkry­wania w sobie rzeczywistej i pełnej obecności Boga w Trzech Osobach. Duch Święty jest także darem miłości – Miłość Boża rozlana jest w sercach waszych przez Ducha Świętego (Rz 5, 5). Daje nam poznać faktyczną i głęboką jedność z życiem Trójcy Świętej. 
 
Tak właśnie wygląda czas Kościoła od dwóch tysięcy lat, pod okiem boskiej Opatrzności: to czas Ducha Świętego, który rozpościera swój oddech Życia, po­cząwszy od Zielonych Świąt, aby tworzyć wszystkie rzeczy nowe. Chrystus mówił nam o tym: Ja przysze­dłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfito­ści (J 10, 10). To Życie należy do Ducha nawiedzające­go bez przerwy nasze wnętrze i je przemieniającego. Duch Święty prowadzi nas ku następnemu etapowi wiary i naszego wewnętrznego życia. 
 
Gdy chcemy scharakteryzować ścieżkę wewnętrz­ną wiary chrześcijańskiej w świetle tego, co Aposto­łowie odkrywali krok po kroku, możemy wyróżnić jej trzy etapy: 
 
– Na początku Apostołowie żywili wiarę w Ga­lilejczyka, uformowani byli bowiem przez judaizm i znajomość Tory. Po spotkaniu z Jezusem nad je­ziorem mesjanistyczny wymiar ich wiary rozkwitł w całej pełni: Jezus z Nazaretu był Mesjaszem, któ­rego oczekiwali, Synem Boga, i dlatego chodzili za Nim przez trzy lata. Ale głęboko w ich sercach po­zostawał pewien mesjanizm historyczny, doczesny, pozwalający im mieć nadzieję na zniesienie oku­pacji rzymskiej i ustanowienie monarchii ziem­skiej. Doświadczenie krzyża i śmierci Jezusa było decydujące: zaparli się, nie zaakceptowali słów Chrystusa, mówił bowiem o słabości i wrażliwości prowadzącej do zgody na własną śmierć. Ich wiara była bardzo ludzka, skupiona jedynie na prakty­kach religijnych. 
 
– Apostołowie wchodzą w etap prawdziwej wia­ry chrześcijańskiej dzięki przystąpieniu do tajem­nicy Zmartwychwstania. Po rozpoznaniu własnego niedowiarstwa wyznają wiarę w Chrystusa żyjącego i zmartwychwstałego. Dalej jednak się chowają, od­czuwają strach, ich wiara nie jest pełna, ich życie nie zmieniło się całkowicie. Mają wiarę, ale jeszcze nie jest to „wiara żywa”, która miłosierdziu zawdzięcza swoją przemianę w świadectwo życia. 
 
– Dzień Zesłania Ducha Świętego stał się momen­tem przełomowym dla ich wiary. Podmuch, języki ognia, uderzenia błyskawic były tylko namacalnym wyrażeniem doświadczenia wewnętrznego niepod­legającego dyskusji: daru Ducha Świętego. Od razu, jak opisuje to św. Łukasz w Dziejach Apostolskich, Piotr i pozostali Apostołowie wyszli z Wieczernika i wyznali publicznie swoją wiarę. Strach ich opuścił, nastał odpowiedni czas do ogłoszenia nowego życia wewnętrznego, całkowicie przemienionego przez Tego, który był ich Życiem. Pierwszym dziełem Du­cha w ich sercach było ogłoszenie zmartwychwsta­łego Mesjasza (kerygmat): „Żyje ten, którego wyście ukrzyżowali” (por. Dz 2, 32–36). Zmartwychwsta­nie Chrystusa rozumiane dzięki Duchowi Święte­mu stało się falą uderzeniową rozchodzącą się do dzisiaj. Wszyscy Apostołowie, z wyjątkiem Jana, umarli śmiercią męczeńską, właśnie dlatego, że nie odczuwali już strachu. Tylko zwycięstwo Zmar­twychwstania, tylko życie wieczne, owoc prawdziwej wiary mogą naprawdę się liczyć i podważyć wartość wszystkich spraw, nawet własnego, ludzkiego życia. 
 
Ten postępujący rozwój wiary Apostołów wyjaś­nia ewolucję naszej duchowej wędrówki. Zakorze­nieni w tradycji rodzinnej i religijnej, praktykowa­nie naszej wiary pozostawiamy na poziomie kul­turowym, częstokroć zewnętrznym w stosunku do nas. Następnie doświadczamy Chrystusa prawdzi­wie żyjącego w naszej duszy, nasza wiara umacnia się dzięki życiu modlitwą i formacją duchową, ale w dniu prawdziwej próby wszystko znowu zostaje podane w wątpliwość, zaczynamy faktycznie wątpić w moc Bożą. Nie rozumiemy, dlaczego Wszechmo­gący pozwala nam tak cierpieć i pewnego dnia, kie­dy wszystko w naszym życiu się wali, jesteśmy nawet w stanie zaprzeć się wiary w Chrystusa. Dlatego wi­dzimy, że życie wewnętrzne nie powinno zadowalać się tylko przystąpieniem do Jezusa Zmartwychwsta­łego – potrzebujemy Ducha Świętego, by ożywiał nas od środka. 
Pozorna nieobecność Jezusa od chwili Wniebo­wstąpienia to dla nas czas próby i On o tym wie, jednak dobrze rozumiemy Jego intencję, by się odsunąć, ro­biąc w ten sposób miejsce Duchowi Świętemu. Dzię­ki swojej mądrości Chrystus pragnie objawić nam tajemnicę Trójcy Świętej, prowadząc nas do wypeł­niania woli Ojca i dając nam życie Ducha. Duch Święty, działając w naszym chrześcijańskim życiu, ma za zadanie pomóc nam żyć pełnią w Chrystusie dzięki dwóm drogom światła i miłości. Prowadzi nas do „pełni prawdy”, oświecając nasz nadprzyrodzony umysł światłem wiary i przemieniając naszą zdol­ność miłowania przez dar miłosierdzia. 
 
Aby nasze życie wewnętrzne nie było bezbarw­ne i jednostajne, ale by stało się niczym tryskające źródło życia, Duch jest nam dany w każdym cza­sie, a Jego ożywiająca siła ciągle czeka na odkrycie. Niektórzy mieli okazję przeżyć zmysłowe i chary­zmatyczne doświadczenie nadzwyczajnego wylania darów Ducha Świętego podczas modlitwy albo we wspólnocie, każdy jednak może zostać wewnętrznie odnowiony dzięki łasce sakramentu bierzmowania, w której Jego obecność jest nam w pełni dana. Spo­tkanie z Duchem Świętym może odbyć się w sposób zupełnie zwyczajny, delikatnie i swobodnie. Przy­pomnijmy sobie proroka Eliasza, kiedy schronił się w grocie na górze Horeb: czekał na przyjście Boga, On jednak nie był ani w wichurze, ani w ogniu, ani też w deszczu. Bóg przyszedł jako szmer łagodnego powiewu, jak szept, który otula serce. Podobnie jak Eliaszowi, Duch Święty pragnie ofiarować nam swo­je pocałunki miłości małymi, powoli następującymi dotknięciami. Nie bójmy się zatem gwałtowności albo czułości Ducha, ale spróbujmy regularnie pro­sić o Jego obecność w naszej duszy. 
 
Duch Święty znajduje się głęboko w naszych ser­cach jak skarb, który chcemy odkrywać: Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6, 21). Bł. Elżbieta od Najświętszej Trójcy znalazła go i to odmieniło całe jej życie: „Zdaje mi się, że znalazłam moje niebo na ziemi, albowiem niebo to Bóg, a Bóg – to moja dusza. W dniu, w którym to zrozumiałam, wszystko dla mnie stało się jasne, i chciałabym ten sekret cichutko przekazywać tym wszystkim, któ­rych kocham” (List 123) [9]. Wszystko stało się dla niej zrozumiałe, kiedy Duch Święty przyszedł do jej ser­ca: oto cała jej tajemnica. Dzięki Duchowi wszystko rozjaśnia się od środka. Pomyślmy o tym pięknym doświadczeniu, jakiego doznajemy, odwiedzając katedrę. Jedną rzeczą jest zobaczyć ją od zewnątrz, w jej szarości, inną natomiast znaleźć się w środku, kiedy w południe promienie słoneczne dotykające witraży rozbłyskują po chwili oślepiającym blaskiem kolorów w majestacie architektonicznej sztuki. Taką katedrą jest także nasze własne ciało, naturalne świa­tło to pojawienie się Ducha Świętego rozświetla­jącego od środka całe nasze chrześcijańskie życie. Witraże naszej duszy połyskują dzięki Jego świa­tłu. Jean Lafrance, człowiek wielkiego formatu, nie wahał się potwierdzić to słowami: „Świętość nie po­lega na ulepszaniu samego siebie, by stać się dobrym, ale na tym, by pozwolić komuś innemu żyć w na­szym wnętrzu, promiennemu życiu Ducha”. 
 
Światło miłości Ducha może nas przeniknąć tyl­ko pod warunkiem, że o nie prosimy. Olivier Cle­ment, prawosławny teolog, pisał: „Otwórzcie drzwi waszych serc, prosząc o miłość, tę miłość, która ude­rza”. Postawa oczekiwania wyrażona jest najlepiej w Pieśni nad pieśniami: Ukochany mój! (…) biegnie przez góry, skacze po pagórkach (Pnp 2, 8). Pozosta­ję w domu i czekam, aż ukochany zapuka do moich drzwi. Czy go usłyszę? A jeśli on odejdzie wtedy, kie­dy będę otwierać drzwi… Kimże jest ta umiłowana poszukująca małżonka, jeśli nie jest to Niewiasta, symbol Izraela, zapowiedź Kościoła i Maryi? Każdy z nas jest z jej rodu, jesteśmy tą małżonką, niestru­dzenie szukającą Umiłowanego, Męża, którym jest Duch Święty. Jak było już wspomniane, Duch Świę­ty pozostaje niemożliwy do określenia, możemy Go poznać tylko po efektach i po serii symboli, takich jak podmuch lub ogień, które pokazują, że nie da się Go dotknąć, że nie możemy Go schwycić, mimo że faktycznie istnieje. Jako wicher wzmacnia nasze ży­cie, jako ogień spala nas w miłości. 
 
Modlitwa do Ducha Świętego przenosi nas w świat dziecka charakterystyczny dla człowieka, który wie, że nie ma prawa otrzymywać, ale odważa się prosić, bo zdaje sobie sprawę ze swojej zależno­ści od drugiej osoby. Wzrastanie w rozwoju ducho­wym to stawanie się dorosłym w wierze, odnajdując jednocześnie prawdziwe serce dziecka. W każdym wieku można odrodzić się w Duchu, można odkryć młodość serca, tak bardzo zresztą charakterystyczną dla świętych. Czy zdarzyło nam się zobaczyć świę­tego odczuwającego smutek, pozbawionego zapału wewnętrznego albo miłosierdzia? Dziecko także jest osobą, która potrafi się zachwycić, podziwiać. Kiedy nie jesteśmy już zdolni do tego, by wyrażać zachwyt i zdumienie, znaczy to po prostu, że jesteśmy znie­chęceni i zmęczeni. Nasza dusza mniej zniszczona jest przez upływające lata niż przez ciężar kłopotów, które na nas spadają. To pewny znak, że utraciliśmy serce dziecka. Jaka jest więc nasza zdolność do dzi­wienia się i podziwiania? Dziecięce serce jest otwarte i poszukujące dzięki Duchowi Świętemu. Ciągle się zastanawia i pragnie zrozumieć. Przyjście Ducha Świętego do naszej duszy powinno zwykle wzbudzać nowe pragnienie kochania prawdy. Jest to najczęściej umiejętność, której nam brakuje, czyli używanie inteligencji rozumu i prawdy w naszym życiu du­chowym. Bardzo chcemy kochać, nie dążąc do ro­zumienia ani do zadawania sobie pytań. Tak łatwo uciekamy się do powtarzania już wcześniej powzię­tych decyzji, korzystamy z gotowych rozwiązań, szu­kamy bezpieczeństwa w tym, co podpowiadają nam uczucia, w stereotypach uczuciowych wynikających nie tylko z naszego doświadczenia. Drzemie w nas ciągle pewien rodzaj fideizmu i przeszkadza Ducho­wi Świętemu wykonywać Jego pracę, mającą na celu oświecenie naszego umysłu i naszej wiary. To poszu­kiwanie prawdy nie zależy ani od poziomu naszego wykształcenia, ani od naszej wiedzy, ani od kultury. Jest to wyraz gotowości umysłu, który w sposób na­turalny lubi rozumieć i szukać sensu tego, co robimy. Przypomnijmy sobie świętych, którzy nie studiowali, ale chcieli poświęcić swój rozum prawdzie. Dobrym przykładem jest życie małej Marty Robin z Château­neuf de Galaure, blisko Walencji: przez długi okres nie chodziła do szkoły z powodu chorowitości, a jeszcze mniej czasu poświęcała studiowaniu teolo­gii, oddała się jednak nauce Ducha Świętego, który dał jej wiedzę i nadzwyczajne rozumienie Świętej Trójcy, męki Chrystusa czy wielkiej odnowy Kościo­ła, która nastąpiła podczas Soboru Watykańskiego II. Jak bardzo zdumiewający w naszym chrześcijańskim życiu jest fakt, że tak często „zapominamy” prosić Ducha Świętego o to, by nas oświecił i dał nam zdol­ność wiary. Łatwo pozostawiamy Go bez pracy… 
 
Gdyby wiedziano, jak bardzo mógłby On pobu­dzić naszą inteligencję i dodać nam miłosnej po­mysłowości, by natchnąć naszą codzienność! Paweł miał tego świadomość, kiedy w swoim wspaniałym Liście do Galatów zachęcał nas do wstąpienia na tę drogę wolności Ducha: Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy (Ga 5, 25); Postępujcie według Ducha (Ga 5, 16). Duch Święty przychodzi od­nowić nasze życie i obowiązki, aby jego zwyczajność, a czasem nawet banalność, przeżywana była w nie­zwykły sposób dzięki temu tchnieniu miłosierdzia. Dla przykładu, Duch ofiarowuje nam nowe spoj­rzenie na naszego małżonka, może obudzić w nas chęć podejmowania nowych sposobów wyrażania miłości, by oddanie drugiej osobie nie było przez nas wycierpiane, ale pomagało szukać jej dobra. Może pobudzać nas do pomysłowości: proponując miłe słowa, czułe gesty wyrażające delikatność mi­łości. Duch pomaga także człowiekowi postępować według zasad, prawa albo autorytetu, ukazując nam tę cudowną wolność dziecka Bożego, wolność, która zdolna jest stawić czoła lękowi albo poczuciu winy.  

_____________________
Przypisy:

 [9] Bł. Elżbieta od Trójcy Świętej, Pisma wszystkie, t. 2: Listy z Karmelu, tłum. J.E. Bielecki, Kraków 2006, s. 84–85.




 
 



Pełna wersja katolik.pl