Życie wewnętrzne przeżywane w samotności i ciszy
Skoro rozumiemy dobrze, czym jest miłość własna, najważniejsze w tej chwili, by móc poddać nasze życie wewnętrzne ewangelizacji, jest zagłębienie się w samotność wypełnioną ciszą. Czy człowiek, który poszukuje swojego wnętrza, może uciekać w samotność? Czy ten stan jest konieczny do rozwijania życia wewnętrznego? Często zdarza się, że konfrontacja ze sobą samym jest przeżywana jak próba, przed którą wolimy uciec. Dzisiaj, może nawet częściej niż wczoraj, samotność jest prawdziwym wyzwaniem, z którym musimy się zmierzyć.
Samotności możemy się poddawać lub sami ją wybierać. Narzucona jest trudna do zniesienia: pomyślmy o owdowiałych, rozwiedzionych, o celibacie, którego się nie wybrało, więzieniu. Istnieje także samotność z powodu bycia niezrozumianym, z powodu braku komunikacji z tymi, którzy dzielą z nami życie, na przykład w rodzinie, między małżonkami albo w pracy. Niezadowolenie lub smutek mogą zagnieździć się w naszej duszy i w ten sposób samotność zmieni się w uczucie wyizolowania, zamknięcia się w sobie, które w konsekwencji odcina człowieka od innych. Ten rodzaj samotności ciąży na duszy i powoduje niezadowolenie, często przytłaczające życie wewnętrzne. Jednym ze znaków źle przeżywanej samotności jest brak umiejętności dochowania tajemnicy. Tak jakby człowiekowi było za ciężko ją nosić, nieopanowana chęć popycha go do dzielenia się nią, przekazywania jej dalej: jest to sposób na dodanie sobie odwagi oraz jeszcze jedna możliwość ucieczki przed sobą.
Samotność przeżywana pozytywnie, karmiąca nasze życie wewnętrzne, to ta, którą dobrowolnie przyjmujemy lub osobiście wybieramy. W jaki sposób dojść do postawy uwalniającego wyboru, dzięki któremu pozostajemy tylko sami ze sobą, aby żyć w komunii z Bogiem w pokoju duszy? Wróćmy do swoich doświadczeń: czy w naszym życiu był taki moment, kiedy zakosztowaliśmy tej kojącej samotności? W sensie psychologicznym zdarza się na przykład, że mimo regularnych spotkań z przyjaciółmi i tak często ogarnia nas uczucie odosobnienia. Zastanówmy się więc głębiej nad własnym życiem: Bóg jest naszym Stworzycielem, bez przerwy podtrzymuje nas w naszym bycie, w naszej egzystencji. Boska obecność w sercu naszego istnienia przekonuje nas, że w rzeczywistości nigdy nie jesteśmy sami. Modlitwa adoracji przypomniała nam ten metafizyczny pewnik: osoba jest bezpośrednio związana ze swoim Stworzycielem. W świetle wiary chrześcijańskiej możemy pójść jeszcze dalej, ufając Chrystusowi, który nas stworzył raz jeszcze dzięki łasce odkupienia, a który bezustannie daje swoje życie w obfitości. Poprzez miłosną adorację jednoczącą nas z Synem możemy dać naszej duszy odpocząć w czułości Ojca, przez Ducha zaś zanurzamy się w życiu Trójcy, w Jej wiecznej miłości. Im bardziej nasze życie wewnętrzne będzie wrośnięte w życie teologalne, tym częściej będziemy mogli doświadczać tego cudownego zjednoczenia z Bogiem. Nie tylko nie jesteśmy sami w naszym istnieniu, ale jako Boże dzieci, możemy żyć w ciągłej obecności Trójcy Świętej, głęboko w nas zakorzenionej: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać (J 14, 23). Doświadczenie zjednoczenia w samotności pomiędzy naszą duszą a Bogiem zainspirowało św. Jana od Krzyża do napisania tych pięknych słów: „Żyj tak, jakby nie było nikogo na tym świecie, tylko Bóg i ty” (Zasady miłości, nr 143) [6]. Jest to jakby echo słynnej formuły św. Teresy z Avili: „By zawsze być samej z Nim samym” [7]. Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania natomiast oświadcza: „Po tym jak zupełnie oddałem się Bogu (…), uwierzyłem, że jedyną rzeczą, którą mogę robić w życiu, jest żyć tak, jakby na świecie nie było nikogo oprócz Boga i mnie” (O praktykowaniu Bożej obecności).
Każdy mistyk daje świadectwo tego rodzaju samotności, w której pozostaje w komunii z Bogiem zamieszkującym jego wnętrze; pozwala mu to znosić wszystkie niedostatki życia w świecie. Samotność wybrana to odwrotność samotności szatana, dążącego do odcięcia się od woli Bożej. W konsekwencji ateista pogrążony jest w prawdziwej pustce. Skazuje się na przebywanie sam ze sobą, oddzielony od innych. Pisma Sartre’a albo Camusa są doskonałym przykładem tej metafizycznej próżni.
Całe biblijne objawienie wyznacza nam drogę prowadzącą do miłosnego zjednoczenia z Bogiem, którego On dla nas pragnie. Wszystko zaczyna się w Księdze Rodzaju, kiedy Bóg chce, aby Adam uświadomił sobie przez doświadczenie, że nie został stworzony po to, by pozostawał sam ze zwierzętami, i że praca nie jest w stanie zaspokoić głębokich potrzeb jego serca: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2, 18). Po wybudzeniu się z niesamowicie głębokiego snu, podczas którego Bóg daje Adamowi Ewę, mężczyzna od razu rozpoznaje w niej swoje dopełnienie: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! (Rdz 2, 23). Adam nie potrzebuje wyjaśnień, nie szuka już u zwierząt dopełnienia siebie, od razu dostrzega cud, jakim jest Ewa: inny człowiek taki jak on, podobny do niego, z którym będzie mógł wejść w związek serca i ciała. Ta boska symbolika pierwszej pary wyjaśnia nam strukturę ludzkiej osoby. Tak jak Adam potrzebuje Ewy, tak samo my potrzebujemy jedni drugich. Objawienie biblijne rozpoczyna się od pary ludzkiej w ogrodzie Eden, a kończy na mnogości ludzi w Świętym Mieście. Księga Apokalipsy 21 przedstawia nam tę imponującą wizję końca czasów, której symbolem jest niebieskie Jeruzalem. Celem miasta jest połączenie ludzi, aby żyli wspólnie. To Boskie miasto jest obrazem zgromadzenia wszystkich uratowanych przez Chrystusa, kochających się miłością braterską w miłosnym zjednoczeniu. Jest to symbol przeciwstawiany samotności.
Jeśli Bóg nigdy nie zamierzał oddzielać jednego człowieka od drugiego, dlaczego tak wielu ludzi uważa się za samotnych i swoje życie wewnętrzne ocenia jako nic niewarte? W pewnych momentach życia przytłaczające uczucie rozpaczy w obliczu cierpienia czy osamotnienie mogą doprowadzić do próby samobójczej. Dochodzimy tutaj do zaburzeń sfery psychicznej, które mogą nam przeszkodzić w dotarciu do naszego celu, kiedy uważane są za rzeczywistość. To grzech pierworodny i jego zgubne konsekwencje stanowią przyczynę zaburzeń występujących w naszej psychice, wzmocnionych dodatkowo siłą i powabem świata wyobrażeń. To właśnie grzech, bardzo często popełniany nieświadomie, najbardziej wzmaga nasze poczucie wyizolowania, to życie bez Boga odcinające nas od naszych boskich korzeni i łatwo wywołujące niepokój o przyszłość. Kiedy człowiek koncentruje się tylko na samym sobie, mocno odczuwa własną śmiertelność. Szatan, autor grzechu pierworodnego, sam siebie skazał na pewną samotność, odrzucając na zawsze wolę Boga.
Nie byłoby sprawiedliwie sądzić, że źle przeżywana samotność jest skutkiem nieodpowiedzialności grzesznego człowieka. Chodzi jednak o to, aby zrozumieć, że uczucie wyizolowania wypływa z zaburzeń emocjonalnych i że istnieje samotność pozytywna, owoc życia wewnętrznego zbudowanego na relacji z Bogiem obecnym głęboko w nas. Gdy posiada się umiejętność odróżniania tych dwóch typów samotności, w życiu codziennym mogą się w nas łączyć poczucie wyizolowania i pewność, że wiara w Boga daje nam Jego realną obecność oraz miłosne z Nim zjednoczenie.
Samotność prowadzi nas nieuchronnie w stronę pytania o ciszę, która stanowi jakby jej owoc. Zobaczmy, w jaki sposób życie wewnętrzne może być wypełnione prawdziwą ciszą. Tak jak trudno jest przeżywać samotność wynikającą z cierpienia, tak samo uciążliwa i trudna do zniesienia jest cisza narzucona z zewnątrz. Niektóre rodzaje ciszy mogą powodować głębokie rany psychiczne, a nawet doprowadzić do moralnej śmierci; mówi się wtedy o „ciszy, która zabija”. I odwrotnie, wybierając ciszę, odkrywamy głęboko w swoich sercach własną obecność oraz naszą obecność przed Bogiem, która zanurza nas w wewnętrznej ciszy. Nasze wnętrze bardzo lubi ten rodzaj ciszy, a nawet go potrzebuje, by nie zagubić się w hałasie i zgiełku słów. Mistycy mówią o „dziewiczej ciszy” różniącej się od wrażliwości i uczuciowości, pozwalającej związać się tylko z Bogiem. Dziewictwo to czystość i przezroczystość miłości niczym niewstrzymywanej, a cisza jest jej wyrazem w najwyższym stopniu zjednoczenia. Kiedy dwoje małżonków się kocha, słowa oraz gesty cielesnej czułości mogą być przekazywane w ciszy wypełnionej wzajemną obecnością. Cisza wypływa z daru miłości. Tak samo przedstawia się nasza miłosna relacja z Bogiem, w prośbach, modlitwach i adoracji. Poprzez dar obecności Bóg przekazuje nam ciężar swojej cichej wiecznej miłości, a my możemy pozwolić Mu ogarnąć nasze istnienie. Możemy brać udział w misterium Boga w Trójcy Jedynego, który w wiecznej ciszy dokonuje wymiany Miłości. Wielki doktor Kościoła, mistyk, św. Jan od Krzyża dotknął tej tajemnicy, kiedy powierzył nam te piękne słowa: „Jedno Słowo wypowiedział Ojciec, którym jest Jego Syn, i to Słowo wypowiada nieustannie w wieczystym milczeniu. W milczeniu też powinna słuchać Go dusza” (Zasady miłości, nr 99) [8]. Ojciec jest źródłem Słowa, On je tworzy na wieki przez wypowiedzenie tylko jednego słowa, w ciszy i z miłością. A tajemnica Wcielenia: „Słowo ciałem się stało”, wyraża wielką ciszę Ojca. Przez całe życie Jezusa Ojcowska cisza zamieszkuje w Nim, ujawniając się jedynie w pragnieniu „wypełniania woli Ojca” aż do końca Jego ziemskiej egzystencji. Chrystus przez trzydzieści lat życia w Nazarecie, a także przez cały okres działalności apostolskiej, aż po krzyż i grób, jest prowadzony przez tę cichą czułość Ojca i tę ciszę Trójcy chce nam przekazać. Maryja jest pierwszą osobą, która korzysta z tego dobrodziejstwa. Dzięki niemu pozostaje na poziomie kontemplacji, aby iść za Jezusem wszędzie, także na krzyż. Na Golgocie Maryja zanurza się w tę głęboką ciszę i w ofiarę z siebie samej, jednoczącą Ją z Chrystusem. Wiedziała, że Jezus wypełnia wolę Ojca, i jedyną rzeczą, jaką mogła zrobić, było zjednoczenie się z ciszą Ojca niosącego dar Syna. Czy nie powinniśmy, tak jak Maryja, wybrać tej ciszy, by zjednoczyć się z Chrystusem i we wszystkim wypełniać wolę Ojca? Ta dziewicza cisza stanowi centrum naszego życia wewnętrznego lub naszego kontemplacyjnego życia w komunii z Bogiem. Zakonnicy, mówiąc o życiu wewnętrznym, używają bardzo dobrze znanego obrazu małej izdebki, którą nosimy w sobie, a którą trzeba kształtować i troszczyć się o nią przez całe życie. Jest jak sanktuarium, jak święte tabernakulum, nośnik cichej obecności Boga. Kto dochodzi do stanu, dzięki któremu przez cały dzień odczuwać może w głębi swego serca ciężar cichej miłości Boga, będzie mógł już od tej chwili żyć pełnią, ciągłą obecnością, być zamieszkanym przez Tego, który pragnie przekazać nam swoją tajemnicę.
_____________________
Przypisy:
[6] Św. Jan od Krzyża, Dzieła, Kraków 2010; Słowa światła i miłości, tłum. B. Smyrak, s. 135.
[7] Św. Teresa z Avili, Dzieła, t. 1: Księga życia, tłum. H.P. Kossowski, Kraków 1987, s. 468.
[8] Św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości, dz. cyt., s. 139.