logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Karl-Heinz Menke
Czy Bóg działa, kiedy Go proszę?
Wydawnictwo Homo Dei


Autor poszukuje wiarygodnych odpowiedzi na te i inne pytania i ukazuje modlitwę jako sposób upodabniania się do Jezusa Chrystusa. Rezygnuje ze specjalistycznego języka teologii, by jego rozważania były dostępne dla szerokiego kręgu czytelników. Nie rezygnuje jednak z aspiracji do krytycznej refleksji nad treścią i praktyką wiary. Chodzi mu o zbudowanie mostu między teologią a wiarą przeżywaną na co dzień.

 
Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-62579-14-3
Format: 120x185
Stron: 288
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 
Wysłuchana modlitwa, czyli uzdrowienie Bartymeusza


Ponieważ przykłady zapadają w pamięć głębiej niż każda, nawet najbardziej urozmaicona teoria, zilustrujemy to, co powiedziano wyżej, pewnym opowiadaniem. Chodzi o znaną perykopę o niewidomym żebraku Bartymeuszu. W Ewangelii św. Marka (Mk 10,46-52) czytamy: "Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą".

Załóżmy, że ja sam byłbym niewidomy jak ów Bartymeusz z Ewangelii św. Marka. Co bym odczuwał podczas czytania tej perykopy? Czy nie narzucałoby się następujące pytanie: Jeśli Bóg, jak pokazuje przykład Bartymeusza, może niewidomych uczynić widzącymi, dlaczego zatem nie mnie? Skoro głównym przesłaniem Biblii jest to, że Bóg miłuje wszystkich ludzi, nawet wrogów – a więc również mnie – dlaczego uzdrawia Bartymeusza, a nie wszystkich innych niewidomych, sparaliżowanych, okaleczonych i niepełnosprawnych?

Być może niejeden teolog zauważyłby w tym miejscu, że cuda czasem wymagają jednak wiary. Ale któż kwestionowałby fakt, iż istnieje wielu, nawet bardzo wielu chorych, którzy wierzą tak samo głęboko jak Bartymeusz, którzy tak samo głośno jak ów żebrak z Jerycha wołają o litość. Dlaczego Bóg uzdrawia tylko jego, a nie każdego innego chorego wierzącego w Jego zmiłowanie?

Na to pytanie nie powinno się zbyt pochopnie odpowiadać, mówiąc, że istnieją również cuda niewidoczne – na przykład liczni chorzy, którzy jadą do Lourdes i choć nie doznają uzdrowienia fizycznego, wracają do domu wewnętrznie odmienieni. Przecież kiedy Jezus zapytał Bartymeusza: "Co chcesz, abym ci uczynił?", i kiedy ten odpowiedział: "Rabbuni, żebym przejrzał", niewidomy z pewnością myślał nie tylko o wewnętrznych oczach swej wiary; i – jak przypuszczam – Jezus Chrystus też nie. Chciałbym, co więcej, stwierdzić, iż do istoty pojęcia "cud" należy to, że się ucieleśnia, że na przykład ktoś, kto przez całe lata chodził z laską dla niewidomych, nagle już jej nie potrzebuje.

Z drugiej strony, teologia ma całkowitą rację, nie traktując tej zewnętrznej otoczki cudu jako jego sedna i twierdząc, że prawdziwym cudem jest misja lub też powołanie. Również uzdrowienie Bartymeusza jest historią powołania. Gdy bowiem przejrzał, "szedł za Nim drogą" (Mk 10,52) – jak krótko i zwięźle napisano w Ewangelii.

To, co Bartymeuszowi przydarzyło się fizycznie, z pewnością mogą wytłumaczyć naukowcy z dziedziny nauk przyrodniczych: oto nagle w jego oku działa znowu coś, co wcześniej nie działało. Decydujące jest to, iż nie dzieje się to kiedyś tam, ale w spotkaniu z Chrystusem. Decydujące jest również to, że w spotkaniu z Chrystusem Bartymeusz nie tylko otrzymuje światło oczu, ale również światło zrozumienia tego, co wyżej opisaliśmy jako niepowtarzalną misję lub powołanie. Dla jednego człowieka medium (środkiem) owego niepowtarzalnego powołania przez Boga może być odzyskany wzrok, dla drugiego zaś właśnie ślepota. Nie znaczy to, że Bóg pragnie ślepoty jakiegokolwiek człowieka. Nie, ślepota zawsze jest nieszczęściem. Jeśli istnieje od urodzenia, jest "niepowodzeniem" owej "przedświadomej wolności", o której szczegółowo mówiliśmy w naszych rozważaniach na temat samorozwoju stworzenia. Są ludzie, którzy w sensie fizycznym pokonują własną chorobę – na przykład na skutek (w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa) "wstrząsającego" spotkania z Chrystusem. I są też ludzie, którzy swą chorobę przemieniają – na przykład oddając się Jemu.

Niestety, aż po nasze stulecie teologia chrześcijańska uważała, że w dyskusji ze współczesnymi naukami przyrodniczymi musi wyjaśniać, co jest cudem, a co nie. Musiała przy tym staczać jeden pojedynek za drugim, aby na koniec znaleźć się w położeniu nie tylko przegranego, ale wręcz szarlatana. Być może lekarze rzeczywiście nie potrafią wytłumaczyć, w jaki sposób człowiek niewidomy przez dziesiątki lat w Lourdes odzyskał wzrok. Możliwe jednak, że owa wytłumaczalność jest tylko kwestią czasu. W każdym razie nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś, kto w ogóle nie miał dłoni, miał ją nagle po wizycie w Lourdes. Ale z pewnością już się zdarzyło, że ktoś z chorym płucem po pobycie w Lourdes znowu miał zdrowe płuco. I na pewno zdarzyło się, że ktoś, kto miał wszystkie naturalne narządy potrzebne do tego, aby widzieć, a jednak był ślepy, po wizycie w Lourdes znowu przejrzał.

Inaczej mówiąc: w stwierdzeniu cudu nigdy nie idzie o to, aby udowodnić naukowcom, że stoją wobec zagadki. Być może kiedyś tę zagadkę da się rozwiązać. Cuda bowiem nigdy nie unieważniają praw natury. Przeciwnie: coś, co przeczy naturze stworzonej przez Boga, nie jest cudem, lecz obrażaniem Stwórcy. Ponieważ w Piśmie Świętym jako "nie-naturalny" lub "wbrew naturze" określa się nie cud, lecz tylko grzech. Cuda dzieją się tam, gdzie wołanie Boga potwierdzane jest w wierze, nadziei i miłości tak radykalnie, że w dosłownym znaczeniu tego słowa "wszystko staje się dobre" – czasami w sposób tak uderzający, że niewidomy pokonuje chorobę swych oczu.




 
 



Pełna wersja katolik.pl