logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Karl-Heinz Menke
Czy Bóg działa, kiedy Go proszę?
Wydawnictwo Homo Dei


Autor poszukuje wiarygodnych odpowiedzi na te i inne pytania i ukazuje modlitwę jako sposób upodabniania się do Jezusa Chrystusa. Rezygnuje ze specjalistycznego języka teologii, by jego rozważania były dostępne dla szerokiego kręgu czytelników. Nie rezygnuje jednak z aspiracji do krytycznej refleksji nad treścią i praktyką wiary. Chodzi mu o zbudowanie mostu między teologią a wiarą przeżywaną na co dzień.

 
Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-62579-14-3
Format: 120x185
Stron: 288
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 

Bóg, który wiąże się ze swym stworzeniem


Chociaż dla samoświadomości chrześcijaństwa Auschwitz jest niespotykanym dotąd wyzwaniem i chociaż pod względem rozmiarów, metod i motywów oznacza jedyną w swoim rodzaju zbrodnię, to nie dopiero od roku 1945 rodzi się pytanie, czy Bóg stworzył świat najlepszy z możliwych. Nie trzeba przypominać jakiegoś trzęsienia ziemi, lecz wystarczy spojrzeć na jednego fizycznie lub duchowo upośledzonego człowieka, aby zapytać, czy Bóg nie mógł zapobiec temu, że podarowana stworzeniu wolność na płaszczyźnie przedświadomości tak bardzo się nie powiodła. I nie trzeba przywoływać Auschwitz, Hitlera lub Eichmanna, lecz wystarczy przyjrzeć się choćby tylko jednej ofierze gwałtu czy porwania, mordu czy oszczerstwa, aby stanąć wobec pytania, czy Bóg nie mógł zapobiec temu, że człowiek w taki sposób wynaturza podarowaną mu wolność.

Nie chcę uogólniać w jakikolwiek sposób przeżyć osobistych czy zastępować argumentów teologicznych opowiadaniami, ale chciałbym w tym miejscu pokazać na jednym przykładzie, co konkretnie mam na myśli, mówiąc o Bogu, który związał się z wolnością podarowaną stworzeniu, nie stając się przy tym bezsilnym.

W ubiegłym roku, po przejściu okropnej drogi od operacji do operacji, od chemioterapii i naświetlania do postępującego paraliżu i wielomiesięcznego leżenia, w pełni świadomości zmarł mój brat bliźniak. Do ostatniej godziny towarzyszyłem mu w tej drodze. Kilka tygodni po ślubie dowiedział się, że jest chory. Nie wyjaśniając tutaj w szczegółach, czym jest ta rzadka choroba, można powiedzieć, że polega na pewnej błędnej informacji w jądrze komórki. Można by też powiedzieć, iż system komunikacji na płaszczyźnie przedświadomości zostaje w pewnym punkcie zakłócony. Albo podsumowując: podarowana stworzeniu "wolność" w pewnym punkcie nie powiodła się.

Mój brat bliźniak był naukowcem przyrodnikiem i nieszczególnie interesował się refl eksjami teologicznymi. Ale praktykował swoją wiarę. Regularnie się modlił. W czasie długich miesięcy choroby prowadzącej ku śmierci powiedział mi dosłownie: "Nie modlę się, aby Bóg mnie uzdrowił – już od dawna nie; ale oddaję się Jemu". Był przekonany, iż Bóg nie może ustrzec stworzenia przed tym, że istnieją komórki z błędną informacją, trzęsienia ziemi czy katastrofalne powodzie. Niepowodzeniu przedświadomej wolności stworzenia może On zapobiec w tak samo niewielkim stopniu jak wynaturzeniu wolności świadomej. Gdyby tu czy tam (punktowo) mógł zapobiec lub skorygować skutki nieudanej czy wynaturzonej wolności, byłby cynikiem, ponieważ jak wyraźnie widać, nie z zasady i nie zawsze zapobiega wszystkiemu, co złe. Mój brat był przekonany, że Bóg nie może uchylić swoistości stworzenia. Nie może tak po prostu usunąć następstw "nieudanej wolności". Mój brat był tego bardzo pewny; a jednak do końca się modlił. I – co jeszcze bardziej godne uwagi – nie miał wątpliwości, że jest słuchany i wysłuchiwany.

Nie należy jednak z tego błędnie wnioskować, że nie ma uzdrowienia przez modlitwę; albo – co gorsza – że modlitwa jest tylko czymś w rodzaju autogenicznego środka pokonywania kontyngencji. Nie, istnieją uzdrowienia, nawet niespodziewane i z medycznego punktu widzenia zupełnie nieprawdopodobne. Nie są one jednak uchyleniem swoistości (wolności) stworzenia. Właśnie wtedy, gdy nauczymy się rozumieć naturę stworzenia jako pewien system komunikacji lub informacji, możliwe jest, że chory na podstawie swej modlitewnej komunikacji z Bogiem na przykład poprawi błędne informacje we własnych komórkach (pokona raka). Jeśli się chce, można to nazwać cudem. Jednak pojęcia "cud" można użyć również w odniesieniu do sytuacji, kiedy chory na podstawie modlitewnej komunikacji z Bogiem albo Chrystusem zostaje uzdolniony do kroczenia drogą własnego cierpienia jako świadectwa nadziei.

Kto twierdzi, że cud definiuje się tym, iż złamane zostają prawa naturalne, daje się zwieść obrazowi świata, który diametralnie przeczy biblijnej myśli o dziele stworzenia. Jeśli bowiem Bóg tylko wtedy obecny jest w świecie, gdy łamie prawa natury, to świat jest najwidoczniej zamkniętym związkiem przyczynowo-skutkowym, który jedynie wtedy pozostawia miejsce dla Boga, jeśli On na siłę "wepchnie się" w ten związek.

Nierzadko można spotkać się z pytaniem: Dlaczego Bóg, który potrafił stworzyć cały świat z niczego, miałby nie móc stworzyć w nim każdego pojedynczego bytu wedle swego uznania i bez współdziałania wtórnych przyczyn? Dlaczego miałby nie móc zapobiec rakowi mego brata czy trzęsieniu ziemi w Istambule?

Zadając to pytanie, zakłada się, że stworzenie całego świata i stworzenie w tym świecie p ojedynczeg o bytu można pod każdym względem traktować jako taki sam przypadek. Jest to jednak pogląd niewytrzymujący krytyki. Pojedyncze stworzenie, pojedyncza rzecz, pojedyncza istota żywa, pojedynczy człowiek zależą bowiem od Boga w inny sposób niż świat jako całość. Stworzenie jako całość zależy t y l k o od Boga; ale pojedyncze stworzenie we wszechświecie zależy jednocześnie od niezliczonych przyczyn wtórnych. Cząstki elementarne tworzące moje ciało (nie w składzie obecnym, ale widziane same w sobie) mają 15 miliardów lat. Zakładając, że hipoteza o Wielkim Wybuchu jest słuszna, cząstki elementarne tworzące dziś jakąś roślinę, jakiegoś człowieka czy przedmiot istniały już w owym wszechświecie wielkości jabłka, który powstał prawie bezpośrednio po Wielkim Wybuchu. Wszystko, co w tym świecie nazywamy "realnym" czy "rzeczywistym", zależne jest nie tylko od Boga, ale również od niesamowicie długiego łańcucha przyczyn ze strony stworzenia. W ogóle nie byłbym człowiekiem w t y m świecie, gdybym nie włączył w swą rzeczywistość całego rozwoju od Wielkiego Wybuchu aż do moich rodziców. Oczywiście, można by sobie teoretycznie wyobrazić, że wszechmocny Stwórca umieszcza jakiegoś człowieka bezpośrednio w tym świecie, nie każąc mu przechodzić przez poszczególne etapy rozwoju wszechświata od Wielkiego Wybuchu. Ale wówczas istnieje tylko następująca alternatywa: A l b o stworzy tego człowieka tak, że będzie człowiekiem we wszechświecie mającym już 15 miliardów lat; wówczas będzie musiał zastąpić trwający tyle czasu łańcuch przyczynowo-skutkowy; i nikt nie mógłby poznać, czy rezultat tego spowodowany jest jedynie przez Niego czy też jednocześnie przez przyczyny ze strony stworzenia. A l b o stworzy człowieka, w którego zaistnieniu nie pośredniczy wspomniany łańcuch przyczynowo-skutkowy; wówczas człowiek ten nie byłby człowiekiem w tym świecie, lecz byłby drugim światem (w pewien sposób własnym stworzeniem).





 
 



Pełna wersja katolik.pl