logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacek Pulikowski
Zakochanie... i co dalej?
Wydawnictwo Pomoc


Wydawca: Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa Pomoc
Rok wydania: 2011
Wydanie: IV wydanie
ISBN: 978-83-7256-885-4
Format: 110 x 180
Stron: 144
Rodzaj okładki: miękka

 
Kup tą książkę

 

Jak ma wyglądać narzeczeństwo?



O ile w chodzeniu było ogólne poznanie osoby, by stwierdzić, czy w ogóle nadaje się do małżeństwa, czy warto z nią się do tego przymierzyć. O tyle narzeczeństwo ma odpowiedzieć na pytanie, czy nadaje się do małżeństwa ze mną, czy my razem mamy szansę założyć szczęśliwą rodzinę. W zasadzie chodzi o dwie kwestie:

- dogłębne poznanie osoby już pod kątem przyszłego małżeństwa, przed ostateczną decyzją o ślubie;
- podjęcie poważnej pracy nad sobą, by być lepszym mężem (żoną) już nie tak w ogóle, ale dla tej konkretnej kobiety (mężczyzny).

Mam tu na myśli dopasowanie się do indywidualnych zamiłowań, pragnień i punktów wrażliwości specyficznych dla wybranka serca. Chodzi też o poznanie gotowości i umiejętności pracy nad sobą na rzecz drugiej osoby oraz  wspólnego dobra. Brak tej gotowości można poznać po, niestety często słyszanym zwrocie: taki (taka) już jestem. Trudno o bardziej pesymistycznie brzmiące zdanie w ustach młodego człowieka, któremu przecież Stwórca podarował rozum i wolę, dzięki którym może odmieniać samego siebie, rozwijać się, wzrastać i... powstawać z upadków. Od gotowości do podjęcia wysiłku pracy nad sobą w dużej mierze zależeć będą losy przyszłego małżeństwa. Jest więc narzeczeństwo nie tylko czasem głębokiego poznania przed ostateczną decyzją o małżeństwie.

Jest, a przynajmniej powinno być, czasem wzrastania osób i ich więzi dla dobra przyszłego małżeństwa. Dobrze przeżyte narzeczeństwo ogromnie zwiększa szansę na szczęśliwe małżeństwo i praktycznie całkowicie wyklucza życiową pomyłkę co do wyboru współmałżonka. Sprawa jest najwyższej wagi, bowiem zdecydowana większość małżeństw dochodzących do rozwodu mówi właśnie o "życiowej pomyłce".

O tym, że się w ogóle nie znali, że tak naprawdę zaczęli od łóżka, a potem okazało się dopiero, że w ważniejszych kwestiach nie mogą się dogadać. Jestem głęboko przekonany, że nie byłoby zjawiska nasilania się liczby rozwodów, gdyby na poważnie powrócić do "instytucji narzeczeństwa".

Trochę powiedzieliśmy o poznaniu osoby narzeczonego, czas powiedzieć choćby parę słów o rozwoju i wzroście osób poprzez narzeczeństwo. Skoro mamy się rozwijać jako ludzie, to rozwój powinien odbywać się w trzech wymiarach: cielesnym, psychicznym i duchowym. Nie od rzeczy jest, by w czasie narzeczeństwa uporządkować sprawy zdrowia. Wykonać wszechstronne badania i w razie potrzeby niezbędne "remonty". Diagnoza w arcyważnej dziedzinie zdrowia, jaką jest płodność, może być w dużej mierze dokonana przez samych siebie. Myślę tu o prowadzeniu przez kobietę obserwacji związanych z cyklem płodności (zapis dat miesiączek, obserwacja śluzu, pomiar porannej spoczynkowej, wewnętrznej, temperatury ciała). Te obserwacje nie tylko potwierdzają prawidłowości w dziedzinie płodności, lub ostrzegają przed zaburzeniami, ale stwarzają szansę zapanowania w małżeństwie nad żywiołem płodności. Użycie rozumu i woli wprowadza ład w dziedzinę płciowości i pozwala ją traktować jako piękny dar do roztropnego oraz  wielkodusznego zagospodarowania.

Jakże cierpią i ile tracą małżeństwa, dla których płodność jest przeszkodą w miłości, podstawą lęku, przedmiotem ataku środkami obezpładniającymi i poronnymi. Jak głębokie rany pozostawia aborcja jako ostateczny atak na owoc miłości...

Zdobycie praktycznej wiedzy o własnej płodności jest przepięknym posagiem wnoszonym w małżeństwo. Czyni on całkowicie nonsensownymi wszelkie działania antykoncepcyjne, które tyle rozłamu wnoszą w intymność małżeńską i w efekcie są częstym źródłem rozpadu małżeństw.

Rzecz jasna zdrowie to nie tylko płodność. Może warto w czasie narzeczeństwa szczególnie zadbać o ogólną kondycję fizyczną. Znam przypadek, gdy narzeczony ze sporą nadwagą zaczął biegać i strenował w ten sposób kilkanaście kilogramów nadwagi. Zrobił to dla niej, bo tak samemu dla siebie było za słabą motywacją.
Również sfera psychiczna powinna zostać w miarę możliwości uporządkowana. Niekoniecznie myślę o chorobach psychicznych, czy wprost o wizycie u psychiatry.

Bardzo wielu zdrowych ludzi nosi w sobie najróżniejsze rany czy to z dzieciństwa, czy też z późniejszych, nawet dorosłych doświadczeń. Wiele z nich jest zupełnie niezawinionych, jak na przykład wzrastanie w rodzinie, w której nadużywa się alkoholu. Sytuacje takie wymagają psychologicznego wsparcia i uzdrowienia. Bezwzględnie warto zabrać się za porządkowanie takich spraw przed ślubem właśnie jako prezent dla narzeczonego, by być dla niego lepszym darem. Podobnie z nałogami. Nawet niewinne palenie papierosów łatwiej rzucić w prezencie ślubnym dla ukochanej osoby, jako dowód miłości do niej. Znam takie przypadki. A pożytek dla przyszłego małżeństwa jest ze wszech miar korzystny i co tu dużo mówić ogromny.

Podobnie trzeba by się zabrać za alkohol czy narkotyki, a nawet za uzależnienie od komputera czy telewizji. Gdy mówię o sferze psychicznej, nie myślę jedynie o chorobach, zranieniach i uzależnieniach. Chodzi również o sposób reagowania. Na przykład szybkie denerwowanie się i podnoszenie głosu. Nigdy w życiu nie będzie tak dobrej okazji na pracę nad sobą, tak silnej motywacji, jak ta, dla ukochanej osoby, aby jej i sobie pokazać jak jest ważna i kochana.

Skoro narzeczeństwo ma być czasem wzrostu to oprócz zadbania o sferę cielesną i psychiczną wypadałoby pomyśleć o rozwoju duchowym. Czas narzeczeństwa może być okazją do praktyki wspólnej modlitwy, nawet w oddaleniu wieczorem o tej samej porze narzeczeni mogą modlić się wspólnie za siebie nawzajem. Można wspólnie uczestniczyć w niedzielnej Mszy św., ale można też w dzień powszedni zahaczyć o kościół. Czy to na Mszę Świętą, czy nabożeństwo, adorację, czy tak po prostu, by się chwilę wspólnie pomodlić. Znam przypadek, gdy para narzeczonych przez cały czas narzeczeństwa (około roku) codziennie razem lub osobno uczestniczyli we Mszy Świętej i ofiarowywali Komunię Świętą za siebie nawzajem. Dziś jest to piękne, kochające się małżeństwo wychowujące trójeczkę dzieci. Z tego, co wiem, miłości do dzieci nie zamierzają ograniczać do tej trójki. Są otwarci na następne dzieci. Od takich ludzi emanuje wprost piękno, spokój, radość i szczęście małżeńskie. Dzieci to wszystko chłoną. Wzrastając w atmosferze miłości, są szczęśliwe i rozwijają się wspaniale. Kiedyś jedno z nich zmartwionej mamusi, która wjechała wózkiem z najmłodszym w błoto, powiedziało: "nie martw się mamusiu, bo i tak najważniejsza jest miłość".

Czas narzeczeństwa może być i bywa czasem prawdziwego nawrócenia. Zwykle jest tak, że gorliwość religijna u narzeczonych nie jest identyczna. Ważne jest, by próbować równać w górę, a nie w dół. I znowu silna motywacja pozwala przełamać lenistwo, które często bywa główną przyczyną zaprzestania chodzenia do kościoła. Dopiero potem dorabiane są "poważne" powody i ideologie. Cieszyć się należy, gdy wzrasta gorliwość religijna. Z pewnością będzie to procentować w przyszłej rodzinie. A jednak muszę tu podać pewne ostrzeżenie. Czasem nawrócenie jest udawane, zwłaszcza gdy jest to ultimatum drugiej strony. Znam przypadek, gdy narzeczony regularnie chodził z dziewczyną razem do kościoła. Ona przyszła do poradni małżeńskiej umęczona bardzo trudnym życiem u boku męża. Ostatni raz w kościele był... w dniu ślubu. Inny bardzo drastyczny przypadek: Gdy wchodzili do kościoła, by zawrzeć sakramentalne małżeństwo, on w kruchcie szepnął jej do ucha: "Ostatni raz mnie tu k.... widzisz". Ona przy ołtarzu powiedziała "nie". Podziwiam, że miała moc... Było to jej wielką tragedią osobistą, nie mówiąc już o przykrych - wszelakich jakie można sobie wyobrazić - konsekwencjach. By jednak skończyć pozytywnie, to trzeba stwierdzić, że podciągnięcie się w praktykach religijnych bywa trwałe i niejednokrotnie pięknie owocuje w życiu. Znam przypadek, gdy kompletnie zaniedbany religijnie chłopak zakochał się w dziewczynie i w jej... bardzo religijnej rodzinie. Postanowił założyć taką właśnie rodzinę i z wielką konsekwencją doprowadził do swego celu. Jest obecnie szczęśliwym mężem i ojcem sporej gromadki dzieci.

Podsumowując: narzeczeństwo, poprzez niezwykle silne motywacje, stwarza niepowtarzalną szansę na piękny, wszechstronny rozwój człowieka w wymiarze cielesnym, psychicznym i duchowym. Warto ją wykorzystać dla dobra przyszłego małżeństwa.


 



Pełna wersja katolik.pl