Wielka Sobota:
Bóg okazuje nam swoją miłość
Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom (2Tm 4, 3-4).
Te słowa Pisma - zwłaszcza podkreślenie nieodpartej woli poszukiwania nowinek - spełniają się na sposób nowy i zadziwiający w naszych czasach. Podczas gdy obchodzimy tu wspomnienie Męki i śmierci Zbawiciela, miliony ludzi jest nakłanianych przez sprytnych odnowicieli starożytnych legend do wierzenia, że Jezus z Nazaretu w rzeczywistości nigdy nie był ukrzyżowany. W Stanach Zjednoczonych bestsellerem stało się wydanie Ewangelii Tomasza, która jest przedstawiana jako ewangelia "oszczędzająca nam ukrzyżowania". Nie widzi ona konieczności zmartwychwstania i nie nakazuje wiary w Boga zwanego Chrystusem.
"Jest to stwierdzenie mało pochlebiające naturze ludzkiej - pisał przed laty największy biblista studiujący historię Męki, Raymond Brown - im bardziej fantastyczny jest scenariusz, który został stworzony, tym bardziej sensacyjny jest rozgłos, który mu towarzyszy i tym silniejsze zainteresowanie, które wzbudza. Ludzie, którzy nigdy nie zadaliby sobie trudu przeczytania poważnej analizy historycznych tradycji na temat Męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, są zafascynowani każdą nową teorią głoszącą, że On nie był ukrzyżowany, nie umarł, zwłaszcza jeśli ciąg dalszy historii zawiera opis jego ucieczki z Marią Magdaleną do Indii (czy do Francji, jak głosi uaktualniona wersja)… Teorie te pokazują, że jeśli chodzi o Mękę Jezusa, na przekór ludowemu powiedzeniu, fantazja przewyższa rzeczywistość i jest, niestety, także bardziej dochodowa".
Wiele mówi się o zdradzie Judasza, nie zdając sobie sprawy, że się ją ponawia. Chrystus ponownie jest sprzedawany, ale już nie zwierzchnikom Sanhedrynu za 30 srebrników, lecz wydawcom i księgarzom za miliardy srebrników… Nikt nie zdoła zatrzymać tej fali spekulacji, co więcej, ona jeszcze wzrośnie wraz z pewnym filmem, który wchodzi na ekrany. Ponieważ przez lata zajmowałem się historią początków chrześcijaństwa, czuję się zobowiązany do zwrócenia uwagi na potworną pomyłkę, która leży u podstaw całej tej pseudohistorycznej literatury.
Ewangelie apokryficzne Tomasza, Filipa, Judasza, na których się bazuje i przedstawia jako sensacyjne odkrycia naszych dni, są tekstami od zawsze znanymi, w całości albo częściowo. To pisma pochodzące z II-III wieku, w oparciu o które nawet najbardziej krytyczni i wrodzy chrześcijaństwu historycy nigdy nie pomyśleli - tak jak się to stało dzisiaj - o tworzeniu historii. Wyglądałoby to bowiem tak, jakby za kilka wieków ktoś chciał zrekonstruować aktualną historię, opierając się na powieściach napisanych w naszej epoce.
Ogromne nieporozumienie polega na tym, że wykorzystuje się pisma apokryficzne w celu udowodnienia czegoś zupełne innego od tego, co one mówią. Stanowią one część literatury gnostyckiej. Heretycka gnoza - będąca mieszanką dualizmu platońskiego z naukami Wschodu, ubranymi w pojęcia biblijne - utrzymuje, że świat materialny jest złudzeniem, dziełem Boga Starego Testamentu, który jest Bogiem złym, a przynajmniej gorszym; Chrystus nie umarł na krzyżu z tego prostego powodu, że nigdy nie przyjął ciała ludzkiego inaczej niż pozornie, gdyż ono było niegodne Boga (doketyzm).
Jeśli Jezus w Ewangelii Judasza, o której wiele się ostatnio mówiło, sam poleca Judaszowi, aby Go zdradził, to - zgodnie z charakterystycznym ujęciem gnostyckim - czyni tak, dlatego że poprzez śmierć boski duch, który jest w Nim, będzie mógł w końcu wyzwolić się z powłoki ciała i wstąpić do nieba. Należy unikać małżeństwa, które prowadzi do zrodzenia potomstwa (enkratyzm). Kobieta będzie mogła się zbawić jedynie wtedy, gdy "zasada kobieca" (thelus) uosabiana przez nią, przekształci się w zasadę męską, to znaczy, o ile przestanie być kobietą.
To wręcz komiczne, że również dziś są ludzie, którzy dopatrują się w tych pismach pochwały kobiecości, seksualności, pełnego i bez zahamowań używania materialnego świata polemizując z nauczaniem Kościoła, który jakoby wszystko to od zawsze ciemiężył! Takie samo nieporozumienie dotyczy doktryny reinkarnacji. Obecna w religiach wschodnich jako kara za uprzednie winy, której ze wszystkich sił pragnie się położyć kres, na Zachodzie przyjmowana jest za wspaniałą możliwość powrotu do życia i nieskończonego używania tego świata.
Kwestie te nie zasługiwałyby na uwagę w tym miejscu i w tym dniu, jednak nie możemy pozwolić, aby milczenie było pojmowane jako zakłopotanie, i aby media w perfidny sposób manipulowały dobrą wiarą (czy łatwowiernością?) milionów ludzi, podczas gdy my nie podniesiemy głosu w proteście nie tylko w imieniu wiary, lecz także rozsądku i zdrowego rozumu. Myślę, że nadszedł czas, aby przypomnieć sobie napomnienie Dantego:
"Wam, chrześcijanie, niech się nie przygodzi takowa lekkość: nie bądźcie jak pierze, co za podmuchem każdym wiatru chodzi. Wszak macie Stare i Nowe Przymierze, Macie pasterza, który was prowadzi Drogą zbawienia, w słusznej krzepiąc wierze. Jeśli zła chciwość inaczej wam radzi, Wszakżeście ludzie, nie kóz trzoda dzika...".