logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Marie-Dominique MOLINIÉ OP
Kto zrozumie serce Boga?
Wydawnictwo WAM


Przekład Joanna Pakulska

format: 120x168 mm
stron: 240
ISBN: 83-7097-484-8
cena: 13.00 zł

(C) Wydawnictwo WAM, 1999
31-501 Kraków, ul. Kopernika 26


 

Dam wam serce z ciała

Bezpieczeństwo pokornych

Apostołowie są dla nas przykładem nie tylko z powodu swych cnót, lecz także i niedoskonałości. Jeżeli Duch Święty zechciał, by niedoskonałości te zostały ukazane w Ewangeliach, to dlatego, że chciał nas nauczyć, byśmy nie próbowali być od nich lepsi. Byłoby to zuchwalstwem i zarozumiałością. Piotr i Paweł są filarami Kościoła. Pierwszy z nich zdradził Jezusa, a drugi Go prześladował.
Nie twierdzę oczywiście, by trzeba było zdradzać czy prześladować; istnieje pewna kategoria ludzi, których Bóg chroni przed tym niebezpieczeństwem. Ludzie ci niewinnością i pokorą przypominają Najświętszą Pannę. Udaje im się unikać katastrof, ponieważ są przekonani o tym, że sami zdolni są do najgorszego. Pogrążają się więc tak głęboko w małości dzieci, że Bóg chroni ich w wyżłobieniu skały, gdzie nie zagrażają im niebezpieczeństwa, jakich są świadomi. Tacy jak oni nie będą nigdy kwestionować potrzeby doświadczania niepowodzeń i rozczarowań ze względu na miłość Boga i Jezusa Chrystusa!

Najświętsza Panna była w pełni świadoma niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą grzech. Była jednak świadoma w sposób, który nazwę spokojnym, a wynikało to z tego, że Maryja była uciekinierką. Jeżeli posiadamy jakieś schronienie, nie obawiamy się szalejącej burzy. Wyjście na zewnątrz mogłoby okazać się niebezpieczne, dlatego też nawet nie przychodzi nam to do głowy. Jesteśmy bezpieczni, nie jest to jednak powód do zarozumiałości. To bezpieczeństwo kogoś, kto wie, że na zewnątrz szaleje burza.
Takie właśnie bezpieczeństwo nazywam bezpieczeństwem pokornych, ludzi nie uważających się za silniejszych od burzy. Chroniący się nie stawia czoła rozszalałym żywiołom. Przeciwnie, "nie obawiam się niczego, ponieważ mam dobre schronienie" - mówi. Psalmy wyśpiewują taką właśnie ufność: "Jesteś moim pasterzem, Panie, niczego mi nie braknie. Jesteś zielonym pastwiskiem, na którym spoczywam, nie lękam się niczego, ponieważ mam dobre schronienie. W Tobie, mej skale, a nie w sobie samym pokładam ufność. Gdybym wyszedł na zewnątrz, zostałbym natychmiast zmieciony przez wiatr".

Wiedziała o tym doskonale Najświętsza Panna, a także będąca Jej głosem Teresa od Dzieciątka Jezus. W Ewangeliach Maryja właściwie nic nie mówi, istnieje jednak czas odpowiedni na milczenie i na mówienie. Grignion de Montfort przepowiedział, że w czasach ostatecznych Maryja objawi się ludziom. Uczyniła to w Lourdes, na rue du Bac, w Fatimie i wielu innych miejscach uznanych bądź nie uznawanych przez Kościół.

W Lourdes powiedziała: "Jestem Niepokalanym Poczęciem". Na swój sposób miała świadomość tego, że została uchroniona przed burzą, jaka targa całą ludzkością, i dziękowała za to. Odczuwała coś porównywalnego do żalu za grzechy czy też skruchy, zranienie serca, podobnie jak celnik niemalże nie ośmiela się wznieść oczu ku Bogu. Trzeba się schronić, aby nie upaść jak aniołowie. Najświętsza Panna wiedziała, że udało się jej uniknąć przepaści, odczuwała potrzebę schronienia się w Sercu Bożym, w Duchu Świętym, ponieważ pragnęła, by Bóg nadal zapewniał Jej bezpieczeństwo.

Pomimo tego, że Teresa od Dzieciątka Jezus była naznaczona grzechem pierworodnym, Maryja przekazała jej charyzmat swego Magnificat: "Jestem dzieckiem, jestem uboga i mała. Bóg kocha mnie za darmo, miłosiernie i bardziej od innych". By móc wypowiedzieć te słowa, trzeba było posiadać niewiarygodną przezroczystość i pokorę. Tak bardzo przypominają one wypowiedź faryzeusza, w rzeczywistości jednak są jeszcze bardziej pokorne od słów celnika... Podobne Magnificat rzadko spotyka się w Kościele, święty Augustyn mówił o sobie: "Jestem grzesznikiem". Mówiąc: "Jestem niewinny", trzeba być albo nieświadomym swych grzechów jak faryzeusz, albo rzeczywiście niewinnym. Nie istnieje pisarz, mówca czy prorok, który miałby odwagę stwierdzić: "Jestem ukochanym dzieckiem dobrego Boga".

Teresa z Avila napisała: "Chciałabym opowiedzieć o mych grzechach, lecz mój kierownik duchowy zabronił mi tego. Mówię więc o otrzymanych przeze mnie łaskach, aby wyśpiewywać chwałę Króla i pouczać dusze, co mają czynić w obliczu tak wielkich łask". Gdy wypowiada te słowa, jest mistrzynią nowicjatu i jej celem jest formacja nowicjuszek. Teresa z Lisieux nie pragnie nikogo pouczać, pisze, ponieważ jej własna siostra poleciła jej: "Opowiedz swe wspomnienia z dzieciństwa". Spisała je więc przede wszystkim dla swojej rodziny, przeczuwała jednak, że będą miały znaczenie dla wszystkich dusz, a w szczególności dla dusz słabych, drżących i ubogich, które nie ośmielają się zaufać Bogu. Opętana tą samą co Maryja ufnością wyśpiewywała "Zmiłowania Pańskie" w swym własnym Magnificat...

Renan przewidywał zanik wszelkich dążeń ludzi, które zmierzałyby do kanonizacji świętych i męczenników. Odbędą się jeszcze procesy z udziałem "adwokata diabła" - mówił - lecz to wszystko. Siedem lat później Teresa od Dzieciątka Jezus biła wszelkie rekordy szybkości, ponieważ głos ludu o wiele lat wyprzedził oficjalną kanonizację, i to z taką siłą, że autorytet Kościoła ledwo za nim nadążał!
Aż do czasów współczesnych lud mógł widzieć i słyszeć świętych, stwierdzać dokonywane przez nich cuda, podziwiać ich cierpienia, wytrwałość czy też trafność wypowiedzi. Kiedy stajemy naprzeciw przemawiającego do ptaków Franciszka z Asyżu, zachowujemy się jak Mojżesz na widok ognistego krzaku: "Co to jest? Muszę dokładnie to obejrzeć". Kiedy wyczuwamy działanie Boga, jesteśmy w stanie kanonizować...

Zupełnie inaczej było jednak w przypadku Teresy. Podobnie jak każda karmelitanka, pozostała ukryta, nieznana. Nawet w jej własnym Karmelu siostry mówiły: "Nie wiemy, co napisać w nekrologu!" W jaki sposób więc dowiedział się o niej świat? Wyłącznie dzięki jej Magnificat: "Bóg napełnił mnie wieloma łaskami..." Lud ujrzał to i uwierzył! Bóg objawił ją światu jedynie za pośrednictwem Dziejów duszy i doprowadził do jej kanonizacji. Punktem wyjścia był jednak rękopis.
Dopiero później przyszedł czas na cuda, otrzymane za jej pośrednictwem łaski, proces kanonizacyjny, świadectwa sióstr. Wydany z obawą i drżeniem w dwóch tysiącach egzemplarzy rękopis wywołał huragan chwały. Przeczuwała to sama Teresa. Przed śmiercią powiedziała do matki Agnieszki: "Nie pozwólcie, by ktokolwiek czytał ten rękopis, zanim zostanie opublikowany".
Miała słuszność. Liczne karmelitańskie przeorysze były zszokowane negacją transcendencji Boga, o jaką podejrzewały rękopis Teresy. Gdyby mogły, zrobiłyby wszystko, by zapobiec jego opublikowaniu. Co za skandal! Ukazanie świętości jako możliwej dla każdego! Na swój sposób zaznały one dramatu Piotra.
Publikacja wywołała huragan chwały, wszystko zaczęło się jednak od śmiałości Teresy: "Jestem dzieckiem, które Bóg napełnił swymi darami, jestem małym białym kwiatkiem. Nie wiem, dlaczego tak jest. Bóg wybiera tych, których sam chce. Poprosił mnie, bym wyśpiewała Jego miłość dla mnie, więc śpiewam. Nie pragnę umacniać, nie mówię po to, by kogoś pouczać, lecz po to, by wyśpiewywać Zmiłowania Pańskie"


 



Pełna wersja katolik.pl