logo
Sobota, 11 maja 2024 r.
imieniny:
Igi, Mamerta, Miry, Franciszka – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
ks. Krzysztof Wons SDS
Powtórne narodzenie
Pastores


Jezus jest daleki od kwestionowania wierności Prawu i tradycji. Powie nawet o faryzeuszach „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko co wam polecą” (Mt 23,3). Podkreśla, że Nowe Prawo, które przynosi, nie przekreśla Starego (por. Mt 13,52). Jezus kwestionuje ich sposób przeżywania wiary i pobożności. Jezus ujawnia bałwochwalstwo w życiu tych, którzy paradoksalnie czynili się stróżami wiary i bronili naród przed bałwochwalstwem. Bałwochwalcze stały się ich formy pobożności. Zaczęli bardziej koncentrować się na rytach, na zachowaniu zewnętrznym obrzędów, niż na samym Bogu. Ich ścisły „regualamin życia” nie dawał miejsca Bogu na Jego działanie. Ich religijność kostniała. Próbując strzec murów świątyni, wszelkich obrzędów, przepisów, zewnętrznej ascezy, gubili Boga. Rozmijali się z Ruach, z Duchem, który przekracza to co ustalone jedynie po ludzku, który wieje kędy chce, który teraz właśnie objawia się w Jezusie, przychodzącym nie dzięki ich „liście wykonanych uczynków”, nie dzięki absolutnej sprawiedliwości ludzkiej, ale dzięki swej miłości bezgranicznej. Tak bowiem umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał...(por. J 3,16). Jezus, słyszy Nikodem, mówi, zburzcie świątynię którą budujecie jedynie ludzkimi rękami, zburzcie te mury, zewnętrzne fasady, przez które Bóg nie może się do was przedostać, które zagradzają wam drogę do spotkania z Jego miłością, z Jego Synem, z Nim – Ojcem Waszym. Religijność niektórych faryzeuszy sprawiała, że „sztywnieli” wewnętrznie i smutnieli na twarzach. Prosty lud poznawał się na tym. Niektórych faryzeuszy nazywał szykmi „ludźmi o szerokich karkach”, gdyż chodzili przygarbieni chcąc pokazać jak wielki dźwigają na sobie ciężar ofiar i wyrzeczeń dla zbawienia duszy. Nazywano ich także złośliwie chicaj - „nie rozbij łba”, lękali się bowiem spojrzeć na kobietę; przechodząc w świątyni raz po raz wpadali na kogoś. Oto groteskowy, zewnętrzny obraz tego do czego prowadzi skostniała religijność, w której forma chce wziąć w posiadanie ducha. Nikodem widzi, że Jezus, który jest wierny Prawu, który szanuje tradycję jest zupełnie innym człowiekiem. Doświadcza jak promieniuje z Niego pokój i wolność, miłość i dobroć. Doświadcza, że Bóg jest z Nim. Widzi, że Jezus, który jest także wierny praktykom pobożnym nie czyni z nich centrum religijnego życia. Człowiekowi, takiemu jako on - wychowywanemu w tradycji religijnej faryzeuszów nie łatwo było przyjąć słowa Jezusa, że Bóg bardziej miłuje uczynki miłosierdzia niż obrzędy. W oczach faryzeuszy zachowanie i słowa Jezusa podważały cały system ich myślenia.
 
Nikodem cierpiał... Słyszy, że cała jego i współbraci religijność musi zostać oczyszczona. Musi na nowo narodzić się – z Ducha, a to zmienia kompletnie logikę życia. Trzeba zaprzestać ubóstwiania własnego wysiłku, budowania świętości jedynie własnymi rękami. Trzeba jak dziecko zaufać Bogu, który w trzy dni może odbudować to, co człowiek budował czterdzieści sześć lat (por. J 2,20). Trzeba zaprzestać skupiania się na sobie i skupić się na Duchu, który jest jak wiatr - wieje kędy chce. Wiatr przypomina o wolności człowieka i wolności Boga. Owocem wiary jest wewnętrzna wolność – także od „najświętszych” schematów życia. Człowiek wolny od siebie potrafi naprawdę szukać Boga. Dla każdego człowieka, który narodził się z Ducha wiara jest czymś więcej niż tylko sumą obrzędów, przepisów, rytów. Wiara nigdy nie starzeje człowieka, nie zabiera mu radości życia, nie wprowadza go w fałszywy smutek, „nie garbi”. Wiara przeżywana w Duchu czyni z człowieka dziecko, które ufnie powierza się Bogu, zawsze gotowe zostawić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, swoje schematy myślowe, gotowe otworzyć się na nowe życie, na nowe natchnienia, na nowe wezwania. Wiara rozpoznaje Boga, który chodzi po za utartymi drogami ludzkich oczekiwań. I dlatego trzeba się narodzić na nowo... takie narodziny są łaską. Nikodem słyszy, że staną się możliwe, nie dzięki wiernemu przestrzeganiu Prawa, ale dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa (por. J 3,14). Wymowny w tym kontekście staje się obraz Nikodema, który w Wielki Piątek z miłością i czcią namaszcza i grzebie ciało Jezusa.
 
Pozwólmy, aby słowa Jezusa o nowych narodzinach dotarły do nas tak głęboko jak głęboko poruszyły Nikodema. Przyznajmy się także do bólu, który być może przypomina nam, o naszych skostniałych przywiązaniach, zwyczajach, z których obnaża nas słowo Jezusa. W naszym kapłańskim życiu istnieje niebezpieczeństwo uśmiercania natchnień Ducha. Może nas dopaść choroba rytualnej obrzędowości, którą będziemy ubóstwiać. Ta choroba od wieków wydaje się być zakorzeniona głęboko w ludzkiej psychice. Ileż konfliktów i podziałów wybuchło w Kościele, ile krwi zostało przelanej z powodu kłótni o formy obrzędów. Ilu ludzi odeszło od Kościoła z powodu religijnego formalizmu. Wydaje się wręcz neurotyczną tendencja do przeżywania religijności i powołania jedynie w oparciu o zewnętrzne przepisy i praktyki, w oparciu o urzędowe załatwianie spraw duszpasterskich, w których można zgubić Boga, drugiego człowieka i siebie. Można chodzić zapracowanym, zgarbionym i smutnym, z pochyloną głową, której nie mamy odwagi podnieść, aby nie spotkać się z człowiekiem, który poprosi nas o więcej czasu. Można stać się zmęczonym jak ów udręczony ksiądz, który napisał do redaktora pewnego pisma: „Żyję w parafii 4 lata i nie czuję się pasterzem dusz. Czuję się urzędnikiem, kółkiem mechanizmu, zawiaduję księgami, kartotekami, „organizuję” uroczystości ślubne, dyskutuję z narzeczonymi o wystroju kościoła i o kosztach z tym związanych. O taryfach. Nie jestem buntownikiem, Jestem biednym, nieśmiałym księdzem, który często wieczorami płacze jak małe dziecko, gdyż wydaje się mu, że wszystko wokół niego jest fałszywe i przekręcone. Gdy rozmawiam o tym z innymi kapłanami, odpowiadają mi niektórzy ze smutkiem, inni z ironią, że to nie ja zmienię ludzi i świat”.
 
Dla Nikodema rozmowa z Jezusem, była początkiem nowego życia, nowego myślenia, nowej wizji powołania. Choć był już starcem dorastał do niej powoli, ale konsekwentnie.
 
Nasza więź z Jezusem będzie broniła nas przed skostnieniem w naszym przeżywaniu kapłaństwa, przed rytualizmem w duszpasterstwie, przed formalizmem w wypełnianiu świętych czynności. Jeśli będziemy mieli odwagę szczerze z Nim rozmawiać, On będzie nas „niepokoił” swoim Duchem, kwestionując w nas to co nie pochodzi od Niego, pokazując nam nowe drogi. Będzie wracał oddech naszej modlitwie, będzie czynił świeżą naszą wiarę, będzie czynił z nas dzieci, ludzi o prostym sercu, o głębokim doświadczeniu Boga, do których inni będą lgnąć. Potrzebujemy takich spotkań z Jezusem jak Nikodem - za wszelką cenę, nawet za cenę radykalnej reformy życia. Papież w programie na trzecie tysiąclecie pisze do nas z całą mocą: „Nie zbawi nas żadna formuła, ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszukiwać „nowego programu. Program już istnieje: ten sam, co zawsze zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w rzeczy samej wokół samego Chrystusa...”
 
Ks. Krzysztof Wons SDS
   
 
poprzednia  1 2 3
 



Pełna wersja katolik.pl