logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
O. Marie-Dominique Philippe
Ogień na ziemi
Wydawnictwo Serafin


Ogień na ziemi
Autor: o. Marie-Dominique Philippe
Wydawca: Serafin
Rok wydania: 2008
ISBN: 978-83-60512-41-8
Format: 134 x 205
Stron: 272
Rodzaj okładki: miękka
 
Kup tą książkę

 
Rozdział VII - Błogosławieni czystego serca (fragment)
 
W świetle błogosławieństwa czystego serca: czy chrześcijanin powinien mieć prawo czytać lub oglądać wszystko, co popadnie, skoro ma zdolność do relatywizowania?
 
Nie, ponieważ każdy ponosi odpowiedzialność za czystość swojego umysłu. O czystość serca proszę Boga, a czystość umysłu staram się osiągnąć własnymi siłami. Mój umysł jest czymś świętym – nie mój rozum, ale mój umysł – gdyż będąc stworzonym bezpośrednio przez Boga, jest zdolny do Niego dotrzeć. Tymczasem aby dotrzeć do Boga, mój umysł musi stale troszczyć się o to, by nie zatrzymywać się na sprawach drugorzędnych, ale zatrzymać się dopiero tam, gdzie może, czyli na Bogu, kiedy Go odkrywa. Chrześcijanin nie ma prawa czytać rzeczy błędnych, bezużytecznych, a nawet tylko nazbyt drugorzędnych, gdyż to odciska piętno na jego umyśle i sercu. A zatem sprzeciwia się to czystości. Trzeba starać się zachować całkowitą czystość, przejrzysty umysł, i dlatego nie należy zapuszczać się na niektóre tereny, chyba że trzeba to robić jako apostoł.
 
A co z młodymi, którzy nie znaleźli innych odpowiedzi niż przyjemność albo pieniądze, co im proponować?
 
Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba okazać im swoją dla nich sympatię i kochać ich, ponieważ są młodzi i zdolni miłować Boga, choć nie myślą o tym, by Go miłować; i trzeba im przypominać, że ich własne szczęście spoczywa w ich rękach. To oni sami muszą nadać kierunek swojemu życiu. Ponieważ Bóg pozostawia im troskę o nadanie kierunku swojemu życiu, muszą zastanowić się nad tym, co może być ich prawdziwym szczęściem, a co może ich od tego szczęścia oddalić. Trzeba zatem, by zastanowili się nad tym, czym są. Czy mają duszę? To jest pierwsza rzecz, jaką powinni odkryć… i pierwsza rzecz, o której w dzisiejszym świecie Szatan chce, byśmy zapomnieli. Jeśli mają duszę, to mają umysł i zdolność do miłowania. Jeśli twierdzą, że nie mają duszy, to warto im powiedzieć: „Czy jesteście inteligentni? Czy jesteście zdolni do refleksji? Jeśli podejmujecie refleksję, to wasze poznanie potrafi wyjść poza rzeczy materialne: a zatem istnieje w was coś, co pozwala wam wykraczać poza te rzeczy, i jest to wasza dusza, która jest duchowa, która rodzi wasz umysł i waszą wolę (mające zdolność do przekraczania rzeczy materialnych)”. Kiedy już uznają istnienie swojej duszy, trzeba pokazać im, że ich umysł i idąca za nim wola nie mogą zatrzymać się na rzeczach ziemskich. Bardzo trudno jest jednak otworzyć im w ten sposób oczy, gdyż są tak bardzo pochłonięci swoimi uczuciami, że kochają tylko to, co widzą, czego dotykają, co może im zapewnić doraźne szczęście. A tymczasem, jeśli nie potrafią zrozumieć, że umysłem wykracza się poza dobra zmysłowe, to bardzo trudno jest im pomóc wznieść się ponad świat zmysłowy i pokazać im, że umysł jest stworzony po to, aby odkryć byt, aby odkryć zasady, a te zasady nie są przedmiotem doświadczenia. Można do nich dojść dopiero wówczas, gdy wyjdziemy poza doświadczenie. Nigdy nie doświadczyłem zasady, ale pojmuję ją moim umysłem. Pojmuję na przykład, że twierdzenie i przeczenie dotyczące tej samej rzeczy w tym samym aspekcie nie mogą współistnieć albo że może istnieć różnorodność rzeczy w jedności i że jedność pochodzi z głębszego spojrzenia na różnorodność tych rzeczy. Głębsze spojrzenie, które uchwyciło jedność, pozwala wykroczyć poza poznanie zmysłowe.
 
Sprawą zasadniczej wagi jest zrozumienie, że można wykroczyć poza to, co postrzegalne zmysłowo, gdyż to pokazuje, że umysł jako taki nie może karmić się dobrami, których doświadczamy, dobrami, które są nam dane bezpośrednio. Dobra te mogą nas nakarmić doraźnie, ale nie po ludzku w wymiarze duchowym. Istnieje tutaj droga stopniowego docierania do młodych, która pozwala im pokazać, że aby być doskonale człowiekiem, trzeba wyjść poza świat zmysłowy, a kiedy człowiek grzęźnie w dobru zmysłowym, to nie rozwija tego wszystkiego, co ma w sobie; cała obecna w nim część duchowa leży odłogiem. I trzeba jasno pokazać duchową część człowieka, który jest prawdziwie sobą jedynie będąc „bardziej człowiekiem”, przekraczając siebie. Prawdziwe szczęście i prawdziwa miłość są tylko w drugiej osobie, a kochać w prawdzie to dawać siebie, a nie czerpać rozkosz. Tutaj można dyskutować różnicę między dawać siebie a kochać. Miłość zakłada wyjście poza siebie, eks-tazę (z greckiego ek-stasis). Kiedy miłość jest wyłącznie zmysłowa, kiedy człowiek pozostaje przy tym, co zmysłowe, to nie pielęgnuje tego, co jest w nas najbardziej doniosłe. Ważne jest pomagać młodym w odkrywaniu, czym jest prawdziwa przyjaźń. Tym, co pomoże im zrozumieć, że nie mogą pozostawać zamknięci w sobie, jest odkrycie, że istota ludzka jest zdolna do miłowania innej istoty ludzkiej i do miłowania w niej tego, co najbardziej doniosłe. Tutaj następuje odkrycie miłości do osoby ludzkiej – inaczej pozostaje się w porządku zmysłowym, a pozostając na tym poziomie, nie można dotknąć osoby.
 
Jan Paweł II wypowiada się na różne tematy w sposób uważany za niezrozumiały i często niemożliwy do przyjęcia dla młodzieży, i to nie tylko dla młodzieży, w takich dziedzinach jak na przykład antykoncepcja, gdzie jego stanowisko spotyka się z odrzuceniem.
 
Spotyka się z odrzuceniem, ponieważ osoby, które go słuchają, być może nie starają się zrozumieć, co naprawdę Ojciec Święty chce powiedzieć. Ojciec Święty nie przyjmuje postawy sprzeciwu, ale ukazuje doniosłość prokreacji, ukazuje ją znacznie dobitniej niż uczeni; tymczasem prokreacja, czyli zjednoczenie mężczyzny i kobiety w płodności, jest celem małżeństwa. Jan Paweł II mówi na ten temat bardzo piękne i bardzo mocne rzeczy, których nikt dotąd nie powiedział z taką mocą. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę dla ich osobistego szczęścia, ale również i po to, aby sami byli źródłami życia. I na tej podstawie Ojciec Święty pokazuje, że nie możemy używać swojego ciała, jak chcemy, ponieważ Bóg nam je powierzył dla naszego uświęcenia. Z tego powodu musimy je szanować i tym samym nie mamy prawa wykorzystywać niektórych sił swojego ciała (tych, które mogą być u źródła prokreacji) byle jak i wyłącznie dla przyjemności. Ojciec Święty z naciskiem to podkreśla i ma rację, gdyż w ten sposób ocala godność człowieka, jego wielkość. Gdyby Ojciec Święty mówił, że mamy prawo robić ze swoim ciałem wszystko, co chcemy, na przykład sprzedać je nauce, aby zostało wykorzystane jak chcą uczeni, to wyeliminowałby cel. Nasze ciało jest dla dobra naszej duszy, istnieje po to, aby nasza dusza mogła żyć, mogła kochać, mogła żyć życiem chrześcijańskim, wiarą, nadzieją i miłością.
 
Nasze ciało jest dla życia ludzkiego i to takiego życia ludzkiego, które jest powołane do wyniesienia i przeobrażenia przez łaskę. Ojciec Święty stale wskazuje na cel i pokazuje, że to, co przeciwstawia się temu celowi, jest grzeszne. Po tym stwierdzeniu dodam, że każdy człowiek ma swoją odpowiedzialność i idzie za słowami Ojca Świętego albo nie. Jeśli jednak nie idzie za nim, to czy osiągnie swój cel? Za to już sam ponosi winę. Jezus robił to samo co Ojciec Święty: przypominał o wymaganiu celu. Kiedy Jezus nawiązuje do słynnego tekstu Mojżesza, który w pewien sposób dopuszczał oddalenie żony, mówi Żydom, że na początku tak nie było, ale z powodu zatwardziałości ich serc Mojżesz pozwolił im oddalić żonę (zob. Mt 19,3-9). Chrystus przypomina tutaj o celu zjednoczenia małżeńskiego, pokazując, że nie jest ono stworzone dla przyjemności. Miłość męża i żony jest dla radości męża i żony, ale zjednoczenie płciowe nie jest wyłącznie dla radości, jest przede wszystkim dla prokreacji, a więc tego aktu nie można odwodzić od jego celu. Jego cel należy szanować. Człowiek nie ma prawa rozdzielać przyjemności aktu od jego skuteczności; a człowiek dokonuje tego rozdzielenia. Może rozróżniać te dwie rzeczy, gdyż one obie mogą istnieć w jednym i tym samym akcie, w jedności; a zatem rozróżnia się je, ale nie ma się prawa ich rozdzielać. To właśnie Ojciec Święty wyraźnie pokazuje.
 
Jednakże w niektórych środowiskach czy w niektórych dramatycznie przeludnionych krajach bardzo trudno jest wymagać od chrześcijańskich małżonków, żeby poprzestawali na metodach naturalnych…
 
Tak, z pewnością, w niektórych kulturach trudniej jest wymagać czystości. Bóg dobrze o tym wie i będzie karcił zgodnie z miłością, jaką ma dany człowiek. Bóg nigdy nie sądzi na podstawie czynów, skutku czynów, ich rezultatów… bo nie jest pozytywistą! Bóg jest ojcowski, a zatem patrzy na intencje, i karci intencje. Kiedy sytuacje, niekiedy delikatne i złożone, nie zakładają bezpośrednio złej intencji, Bóg nie karze; a jeśli człowiek uznaje swoją słabość, Bóg przebacza.
 
W kontekście błogosławieństwa czystego serca nasuwa się bardzo konkretne pytanie, dotyczące dzisiejszej młodzieży. Jak dzisiaj dać młodym ludziom pragnienie i zamiłowanie do czystości, kiedy są wychowywani w otoczeniu, w którym łatwizna, konsumpcja, łatwa przyjemność, seks, narkotyki są wszechobecne i stają się celami?
 
Rzeczywiście jest to znacznie trudniejsze, gdyż zamiast stawać wobec natury ukierunkowanej w sposób naturalny na dobro, na rzeczy dobre (gdzie to naturalne wyczucie sprawia, że kochamy człowieka, i to kochamy go za to, co w nim najlepsze), mamy tu do czynienia z siłą zła, które w przypadku czystości jest szczególnie gwałtowne. Ludziom całkowicie zanurzonym w złu, w nieczystości, strasznie ciężko jest odnaleźć czystość i odnaleźć miłość do siebie, która jest pierwsza i nie od nich pochodzi. Trzeba więc zacząć od tego, by pomóc młodym odkryć na nowo wielkość natury, która zamiast grzęznąć w złu, zmierza ku dobru, ku temu, co może jej umożliwić wzrastanie.
I to dobro nie powinno być nazbyt odległe: wówczas wydałoby się niedosiężne. Dlatego nie należy zaczynać od mówienia młodym o błogosławieństwie czystego serca. To błogosławieństwo jest „kwiatem”, ma w sobie coś ostatecznego; ale właśnie dlatego, że jest ostateczne, budzi oddźwięk w istocie ludzkiej: człowiek nigdy nie jest całkowicie „zepsuty”, nigdy nie jest całkowicie owładnięty złem, ponieważ zło absolutne nie istnieje.
 
Zło nie jest substancjalne, nigdy nie jest naturą pierwszą; w każdej ludzkiej istocie istnieje coś, co wewnętrznie stawia opór złu i co jest stworzone dla dobra. Trzeba zatem próbować rozbudzić w młodych tę ukrytą siłę, i próbować odkryć w każdym jakiś „zakątek”, który nie został naruszony i pozostając jeszcze naturalnym, pozwoli mu spełnić jeszcze w sposób naturalny uczynki wielkie, szlachetne. Najpierw trzeba pokochać młodego człowieka, a sama nasza miłość do niego obudzi w nim coś wielkiego: przebudzimy go do życia. Przebudzenie w nim tego nie wystarczy, ale jest to pierwszy krok; chodzi o to, by pomóc mu odkryć, że istnieje w nim jeszcze coś dobrego, co nie jest radykalnie złe – rozpacz bierze się bowiem stąd, że człowiek uznaje siebie za radykalnie złego i niezdolnego do podźwignięcia się czy do zostania podźwigniętym przez innych. Trzeba więc uświadomić temu młodemu człowiekowi prawdę: jest w nim coś dobrego. Nawet kiedy upadliśmy w zło, pozostaje w nas coś wielkiego; nawet kiedy jesteśmy do tego zredukowani, jeszcze istnieje w nas coś dobrego. Może się to zmieniać, zależnie od tego, czy to, co dobre, jest bardziej czy mniej ważne, bardziej czy mniej mocne; jeśli jest mocne i ważne, to zdoła się narzucić; jeśli nie, to trzeba działać powolutku, pozwolić temu młodemu odzyskać godność, dumę, nie przez pychę, ale jako to, co jest dobre w sposób naturalny. Trzeba nauczyć go na nowo kochać samego siebie w prawdzie. Często będzie się to dokonywać przez odkrycie prawdziwej miłości przyjacielskiej; nie zawsze, ale często. Sądzę, że właśnie to pozwala wzrastać ku dobru, gdyż jesteśmy we dwóch; we dwóch możemy to osiągnąć, i przez przyjaźń iść od dobra do dobra. Może to trwać bardzo długo, ale jeśli Bóg złoży w tym swoje miłosierdzie, może to również nastąpić bardzo szybko. Widziałem ludzi pogrążonych w grzechu, którzy bardzo szybko odkrywali doniosłość błogosławieństwa czystego serca i całkowicie odmieniali swój sposób życia, aby pójść za Chrystusem; zazwyczaj jednak dokonuje się to powoli.
 
Często radzi się młodym „popróbować różnych doświadczeń” przed zaangażowaniem się w życie, przed zawarciem małżeństwa. Co Ojciec o tym sądzi?
 
Jest to błąd, gdyż poznanie zła następuje przez dobro (kiedy znam dobro, znam brak tego dobra). Nie ma prawdziwego poznania zła samego w sobie, i dlatego, kiedy ktoś tak mówi, nigdy nie chodzi o doświadczenia ludzkie w prawdziwym i głębokim znaczeniu tego słowa.
 

 



Pełna wersja katolik.pl