logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
O. Marie-Dominique Philippe
Ogień na ziemi
Wydawnictwo Serafin


Ogień na ziemi
Autor: o. Marie-Dominique Philippe
Wydawca: Serafin
Rok wydania: 2008
ISBN: 978-83-60512-41-8
Format: 134 x 205
Stron: 272
Rodzaj okładki: miękka
 
Kup tą książkę

 
Rozdział II – Błogosławieni ubodzy w duchu (fragment)
 
Czy nie sądzi Ojciec, że istnieje oczywisty związek między „ubóstwem w duchu” (ubóstwem wewnętrznym) a stanem faktycznego ubóstwa?
 
Powiedziałbym raczej, że nie ma związku konieczności; ale jest to bardzo złożona sprawa. Myślę, że wszelkie prawdziwe „ubóstwo duchowe” wymaga skonkretyzowania, wymaga, byśmy zwyczajnie, nie robiąc z tego wielkiej sprawy, zaakceptowali różne formy faktycznego ubóstwa. Takim znanym faktycznym ubóstwem jest zgoda na to, że nie wszystkim się podobamy! Kiedy czynimy dobro, zostaje to inaczej zrozumiane (sąsiad posługuje się osobliwą hermeneutyką) – to także jest jakieś ubóstwo! To, że niektóre osoby, które znamy i które mają wielkie zalety, stale są odrzucane, to także pewien przejaw faktycznego ubóstwa. Myślę, że wszelkie wewnętrzne ubóstwo potrzebuje skonkretyzowania w pewnej formie faktycznego ubóstwa. Nigdy jednak nie ośmieliłbym się powiedzieć, że istnieje między nimi równoważność.
 
Ale jakiś związek istnieje?
 
Tak, istnieje związek między znakiem i tym, co on oznacza, oraz między przyczyną i skutkiem. Faktyczne ubóstwo normalnie jest znakiem ubóstwa wewnętrznego, jest jego skutkiem. Zewnętrzne, faktyczne ubóstwo może być maską, tak jak w przypadku bardzo majętnego człowieka, który założyłby mniszy habit (znak ubóstwa) tylko po to, by go zostawiono w spokoju. Takie faktyczne ubóstwo byłoby już tylko maską, karykaturą.
 
Jednakże zewnętrzne ubóstwo także może być autentyczne?
 
Oczywiście, ale musi być współmierne do ubóstwa wewnętrznego, musi być jego znakiem. Dlaczego niektórzy zakonnicy już nie kochają habitu zakonnego? Jeśli są wewnętrznie ubodzy, to akceptują znak; jeśli już nie są – to już nie chcą znaku. To prawda, że w Średniowieczu burka była strojem ubogiego, podczas gdy dziś tak już nie jest. Czy zatem trzeba to zmienić? Habit jednak jest znakiem, który nie oznacza wyłącznie ani w pierwszej kolejności materialnego ubóstwa; także i przede wszystkim jest znakiem całkowitego oddania osoby w ręce Boga; habit niesie więc znaczenie wykraczające poza ubóstwo materialne; ponadto pokazuje przynależność do określonej rodziny zakonnej.
 
Czy skandal ubóstwa niektórych krajów ma związek z błogosławieństwem ubóstwa?
 
Z całą pewnością. Tylko ci, którzy mają ducha ubóstwa, doskonale rozumieją, czym jest faktyczne ubóstwo, które powinno być jedynie znakiem ubóstwa wewnętrznego. To prawda: faktyczne ubóstwo staje się znakiem, kiedy w pełni je zaakceptowałem i ofiarowałem Bogu. Choroba może być znakiem ofiarowania mojej siły Panu; ale kiedy choroba jest tylko chorobą, to staje się przyczyną buntu. Ubóstwo krajów ubogich musi więc stać się znakiem pełniejszego daru dla Boga. Najczęściej tak się nie dzieje, co wywołuje bunty… i to zrozumiałe! Natomiast ten, kto nie jest faktycznie ubogi, będzie usiłował na wszystkie sposoby uniknąć wewnętrznego ubóstwa. Jeśli jest dobry, to już coś! Ale to nie wystarczy.
 
Co do ubóstwa Kościoła: czy rolą ludzi Kościoła jest osiąganie zysków (na lokatach bankowych czy na nieruchomościach), aby je zwracać ubogim? Chrystus zawsze mówił: „Idź za Mną, sprzedaj wszystko, a wszystko będzie ci dodane” (Zob. Mt 19, 21; Mk 10, 21; Łk 18, 22. Por. Mt 6,33)?
 
Tak, Kościół przypomina o tym poszczególnym ludziom; jednakże jeśli jako wspólnota posiada dobra, to musi postępować tak, aby te dobra były utrzymywane i mogły też ulżyć niektórym nędzom. Zaniechanie tego nie byłoby dobre.
 
Czy w takim razie jest to dzieło humanitarne? Przecież rola Kościoła nie polega na byciu stowarzyszeniem humanitarnym.
 
Nie jest to pierwszą rolą Kościoła, ale jest to jego ludzkim aspektem. Czy Kościół ma obowiązek natychmiast zlikwidować wszystkie swoje dobra? Powiedziałbym, że można to zrobić w wymiarze osobistym, ale nie wspólnotowym. Co stałoby się ze wszystkimi ludźmi, których zatrudnia i którzy z tego żyją?
 
Ale czy to jest wystarczający powód?
 
Zawsze trzeba to rozróżniać: bezgranicznie miłosiernym, tak jak Chrystus, można być dla poszczególnych ludzi; jeśli jednak pełnimy jakąś funkcję, jeśli spoczywa na nas odpowiedzialność za wspólnotę, to nie możemy od tej wspólnoty wymagać takiego samego ubóstwa. Trzeba od niej wymagać, aby ubogo żyła, natomiast nie można od niej wymagać heroicznego ubóstwa. W odniesieniu do każdej wspólnoty, za którą ponosimy odpowiedzialność, winniśmy respektować pewną sprawiedliwość. Nie mogę tutaj zbytnio wdawać się w szczegóły, ale jest to ważne. Zakonnik powinien żyć z żebrania, a więc musi być bardzo świadomy, że wszystko, co ma, posiada dzięki darowi innych. Złożenie ślubu ubóstwa polega konkretnie na wyrzeczeniu się swoich praw. Zakonnik nawet to, co otrzymuje od państwa jako coś, do czego ma prawo jako obywatel (na przykład rentę na starość), przyjmuje w duchu ubóstwa, jako dar otrzymany od innych.
 
Często mogłem stwierdzić, że w krajach wielkiego ubóstwa i w sytuacjach skrajnego ubóstwa, jedynymi osobami, które żyły w sposób uprzywilejowany i bardzo wygodny, byli księża i wspólnoty zakonne, mając wokół siebie żebraków, ubogich, którzy nie buntowali się wobec tej sytuacji, nie widzieli w niej skandalu i zgadzali się przychodzić do kościołów, aby żebrać o pomoc „humanitarną” u księży, którzy jeździli najnowszymi mercedesami. Jak człowiek niewierzący może w tej sytuacji uznać jakąkolwiek wiarygodność tego przesłania Ewangelii, jakim jest błogosławieństwo ubóstwa?
 
Zgadzam się z Panem, że to stanowi problem.
 
Tę paradoksalną sytuację napotykamy także w innych dziedzinach, na przykład w przedsiębiorstwach, w środowisku ich kadry kierowniczej i właścicieli. Czy szef przedsiębiorstwa będący chrześcijaninem powinien stosować to, co Ojciec mówił o dobrach i obracaniu pieniędzmi?
 
Jest to pierwszy krok ku pogłębieniu: każdy chrześcijanin musi rozumieć, że Chrystus był ubogi, i musi dążyć do pewnego ducha ubóstwa; nie jest jednak zobowiązany do tego, by bezpośrednio, dosłownie żyć błogosławieństwami. Weźmy przykład ojca rodziny: ma on odpowiednio wychować swoje dzieci, musi im umożliwić zdobycie wykształcenia, które będzie prawdziwe. Sam mógłby żyć ubogo, ale jako ojciec rodziny nie może żyć takim ubóstwem ze względu na dzieci. To jest wciąż ten sam problem: radykalne ubóstwo ma charakter osobisty, zaś ubóstwo wspólnotowe wymaga roztropności, a dla chrześcijanina – daru rady.
 
Zgadzam się: ale roztropność to nie to samo, co spekulacja, lokaty bankowe czy handel?
 
Nie, ale w niektórych krajach czy w niektórych kulturach jesteśmy zmuszeni przyjmować obyczaje, które są pogańskie, które nie są ewangeliczne, gdyż inaczej zostalibyśmy ograniczeni do stanu absolutnego ubóstwa. Całą tę doczesną rolę należy jednak pozostawić ludziom żyjącym w świecie. Kościół musi unikać zaangażowania w sprawy doczesne i w politykę, gdyż to nie jego sprawa. Sprawę Kościoła, pierwszą sprawę Kościoła, wskazał sam Jezus: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18, 8). Bardzo ciekawe, że teologowie nie wykorzystali tych słów Jezusa dla zrozumienia, że pierwszą misją Kościoła jest strzec wiary wierzących i ją podtrzymywać, pozwalać jej wzrastać, a zatem być wrażliwym na to wszystko, co może wiarę umniejszyć.
 
Co zatem mógłby Ojciec zalecić, aby spróbować nieco wejść w błogosławieństwo ubóstwa?
 
Zaleciłbym przede wszystkim czystość w duchu ubóstwa, w wewnętrznym ubóstwie; zaś jako teolog, jako filozof, wpierw podkreśliłbym ubóstwo w odniesieniu do poszukiwania prawdy: nie wolno nam przywłaszczać sobie prawdy. Tym, co wydaje mi się najstraszniejsze, jest przywłaszczanie sobie, ograniczanie poszukiwania prawdy, przez jej jednostronne ukierunkowanie. A z punktu widzenia miłości, z punktu widzenia przyjaźni, namawiałbym do bardzo wielkiego ducha ubóstwa. Koncentrujemy się na pieniądzach (i to zrozumiałe, bo one są najbardziej materialne i najbardziej widoczne), ale czymś jeszcze gorszym jest być bogatym wobec miłości, nie żyć ubóstwem w miłości przyjaciół. Duch ubóstwa odnosi się więc w pierwszej kolejności do spraw duchowych, Bożych, a na drugim miejscu – do oddziaływania. Jakże łatwo oddziaływanie, czyli wpływ, jaki możemy wywierać, zmieniamy w panowanie! Istnieje duch ubóstwa, który winien kierować wszelkim sprawowaniem władzy. A na ostatnim miejscu istnieje duch ubóstwa w odniesieniu do pieniędzy, w społeczeństwie, w którym ekonomia zajmuje coraz więcej miejsca i staje się czynnikiem determinującym. Kiedy mówi się, że ekonomia nie ma nic wspólnego z moralnością, a zatem w tej dziedzinie można „iść na całość”, jest to fałszywe. Być może ekonomia sama w sobie nie ma nic wspólnego z moralnością, ponieważ dążąc do równowagi, musi trwać o własnych siłach, ale w dziedzinie używania dóbr, używania pieniędzy, istnieje duch osobistego ubóstwa, którym musi żyć każdy z nas, jako chrześcijanin.
 
Czy to znaczyłoby, że człowiek żonaty, uczuciowo szczęśliwy ze swoją żoną i swoimi dziećmi, także jest bogaty i ma obowiązek dzielić się również tymi bogactwami, z tego samego tytułu, co bogactwami materialnymi?
 
Znacznie bardziej! Gdyż te właśnie bogactwa są znacznie większe. Ale z drugiej strony, ma także obowiązek chronić swoją rodzinę.

 



Pełna wersja katolik.pl