Najdoskonalszym mówcą jest sam Stwórca. W Jego słowie rozbrzmiewa pragnienie rzeczywistego spotkania z człowiekiem. Dlatego stara się On podtrzymać nawet trudny, urywający się dialog. Wielki Rozmówca wnika delikatnie w nasz ziemski sposób wyrażania myśli i, będąc Bogiem wolnym od ulegania emocjom, staje się czułym dla spragnionych czułości, a gniewnym dla potrzebujących gniewu. Zachęca, wzywa, prowokuje. Pozwala się nawet zwyciężyć, jak w zmaganiu z Jakubem. Uważnego czytelnika Biblii olśniewa bogactwem niesionych treści i, być może jeszcze bardziej, zindywidualizowaniem przekazu.
Moc słowa tkwi w złożoności realizowanych przez nie funkcji, co sprawia, że oddziałuje ono na wielu różnych poziomach. Nie bez znaczenia pozostaje też sam sposób przekazu. Słowo mówione nie jest tym samym, co pisane, a jego publiczna proklamacja wyraźnie różni się od prywatnej lektury.
Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego w liturgii tak ważne jest słowo? Więcej jeszcze – właśnie słowo wypowiadane wargami – gdyż nie wystarczy pisana formuła, by spełnić zadanie sakramentu. Odpowiedź tkwi zapewne w ścisłym powiązaniu słowa z osobą, która je wypowiada, zaś powiązanie to z kolei zobowiązuje do wierności mówcy wobec wypowiadanego. O szczerości lub fałszu w ustach głoszącego mówią jego oczy. Świadczy o nich jego życie.
Mowa ust najdoskonalej realizuje pełną gamę funkcji języka, wprzęgając w służbę słowu także całą rzeczywistość zewnętrzną, tak zwany kontekst. Podczas gdy tekst zapisany na papierze można odłożyć na bok, słowo które zabrzmiało, domaga się odpowiedzi.