logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Andrzej Kamiński OP
Starcy potrzebni od zaraz
List


Niektórzy mieli dar rozeznawania duchów, inni głęboką wiedzę na temat tego, jak dopro­wadzić danego człowieka do Boga. To dlatego ich wskazania były często bardzo rzeczowe. Ludzie radzili się w kwestiach duchowych, ale także w tych zupełnie codziennych. Pytali o to, czy wziąć za żonę tę, czy inną kobietę; czy zainwestować w budowę domu, czy w kupno ziemi; jak wyleczyć chorobę, która ich dręczy. „Starcy” udzielali na te pytania konkretnych, czasem bardzo radykalnych odpowiedzi. Zna­na jest opowieść o tym, jak pewien „starzec” polecił swojemu uczniowi odmawiać sto razy dziennie Ojcze Nasz i wyplatać liny. Uczeń ten zamieszkał w pustelni i żył według tych wska­zań do końca swoich dni.

W relacjach „starca” z uczniem bardzo ważne było posłuszeństwo. Z pism, które zostały po „starcach”, wynika jednak, że było w ich kierownictwie dużo miej­sca na wolność. W listach „starca” Makarego przeczytać można np. historię mężczyzny, który radził się go, czy ma ubezpieczyć dom. Były to czasy, kiedy wiązało się to z dużymi kosztami. W okolicy, w której mieszkał, często wybuchały pożary i zastanawiał się, czy warto zabezpieczyć się przed taką klęską. Makary odpisał mu, żeby kierował się tym, na ile wy­starcza mu wiary. Mężczyzna pomyślał, że to oznacza, że jeśli ma mało zaufania do Boga, niech ubezpieczy dom, jeśli zaś dużo, niech nie ubezpiecza. Z kolejnych listów Makarego wynika, że mężczyzna nie ubezpieczył domu, a ten spłonął. Nie złorzeczył jednak Bogu, wierzył, że On pomoże mu znaleźć jakieś roz­wiązanie w tej trudnej sytuacji. Widać, że rze­czywiście miał zaufanie do Boga i podjął dobrą decyzję.
 
Kierownictwo „starców” było wymagające z różnych powodów. Trudnością mogło być za­chowanie względem nich posłuszeństwa, ale i sam kontakt z nimi. Niektórych odpychał ich radykalizm, sposób zachowania, szorstkość w kontakcie. Czasem były to prozaiczne powo­dy. Wielu starców po prostu się nie myło. O „starcu” Makarym wiemy, że bardzo się jąkał. Pewien mężczyzna wspominał, jak żona przy­prowadziła go do niego. Przyszedł raz i drugi i stwierdził tylko, że spotkał się z jakimś jąka­jącym się dziwakiem. Kiedy poszedł tam trzeci raz, udało mu się przedrzeć przez tę zewnętrz-ność, która go odpychała, i zaczął słyszeć i ro­zumieć to, co mówił „starzec”.
 
Moda na starców
 
Czym „starcy” przyciągali ludzi? Tym, czym również niektórych odpychali – radykalizmem. Ludzie żyjący w podzielonym społeczeństwie szukali kogoś, kto pokaże im prawdziwe war­tości. Wielu przyciągał autentyzm życia „star­ców”. Przychodzący do nich czuli, że widzą ko­goś, kto żyje po chrześcijańsku. Czy to ozna­czało, że „starcy” byli idealni? Niekoniecznie. Oni sami podkreślali, że są grzeszni i słabi. Nie byli idealnymi chrześcijanami, byli po pro­stu chrześcijanami prawdziwymi. Prawdziwe życie chrześcijańskie polega zaś na uznaniu swojej słabości i pragnieniu idealnego życia. Ludzie wierzyli „starcom”, a przez to zaczynali też ufać Bogu.
 
Moda na „starczestwo” wkrótce ogarnęła całą Rosję. W dobrym guście było odwiedzić jakąś pustelnię, porozmawiać ze „starcem” na duchowe tematy. Do pustelni udawało się wie­lu intelektualistów: Tołstoj, Dostojewski, Gogol. Jeden z rosyjskich filozofów, Bierdiajew, opisał to zjawisko i ostro skrytykował. Twier­dził on, że moda na „starców” spowodowała, że w pustelniach pojawili się „starcy”, którzy nie byli prawdziwymi przewodnikami, a tylko się na nich kreowali.

Co zrobić, kiedy nie moż­na znaleźć prawdziwego „starca”? Pisał o tym prawosławny biskup Kalikstos: gdy nie można znaleźć prawdziwego przewodnika duchowe­go, dobrze jest czytać Ojców Kościoła, zna­leźć żywe wspólnoty chrześcijańskie i chodzić na pielgrzymki. To są trzy elementy potrzebne do rozwoju duchowego. Czytanie tekstów Ojców Kościoła to rozwój intelektualny.

Oprócz intelektu ważne są też nasze uczucia, dlatego potrzebne jest życie we wspólnocie, w której można doświadczyć żywej wiary, przebywać z ludźmi i pomagać sobie nawzajem. Na ko­niec pielgrzymka – trzeba wyruszyć w drogę, by przez kilka dni, przez 24 godziny na dobę spotykać Boga. Nie tylko o Nim słyszeć, ale doświadczać Go w różnych sytuacjach, tak­że tych zupełnie nieoczekiwanych. W szcze­gólnym czasie pielgrzymki możemy odkryć jakąś prawdę o Bogu, która nie mogła się wcześniej przebić przez nasze codzienne za­bieganie i skupienie na obowiązkach. Te trzy elementy to recepta na czasy, gdy pustelnie opustoszeją.
 
Andrzej Kamiński OP
List nr 6/2012

fot. Marcel Oosterwijk, Old couple 
www.flickr.com 
 
 



Pełna wersja katolik.pl