logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Małgorzata Borkowska OSB
O walce z pokusami
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
fot. Axel Eres | Unsplash (cc)


Dopóki żyjemy na tym świecie, nie może nam zabraknąć ucisku ani próby. Toteż powiedziano w księdze Hioba: Bojowaniem jest ziemskie życie człowieka (Hi 7,1 Wlg). Każdy więc powinien starannie się mieć na baczności wobec swoich pokus, i czuwać na modlitwie, aby diabeł, który nigdy nie śpi, ale krąży, szukając, kogo by pożarł (1 P 5,8), nie znalazł miejsca dla swego oszustwa. Nikt nie jest tak święty i doskonały, żeby nie miewał pokus; pozbyć się ich zupełnie nie możemy.


Niemniej pokusy są dla ludzi bardzo pożyteczne, choćby były bolesne i uciążliwe; bo przez nie człowiek doznaje upokorzenia, oczyszczenia i pouczenia. Wszyscy święci przeszli przez liczne uciski i próby, i korzyść z nich odnieśli; a ci, którzy nie umieli znosić pokus, okazali się niezdatni i poupadali. Nie ma żadnego zakonu tak świętego, ani miejsca tak ukrytego, żeby w nim nie było prób i przeciwności.


Komentarz:


Opat Jan jest tutaj dziedzicem myśli Ojców Pustyni; Antoni Wielki potrafił nawet powiedzieć: Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony. To oczywiste, chociaż dla wielu zaskakujące; bo przecież świat został tak stworzony, że w nim przyczyny mają skutki. Od przyczyn więc zależy, czy skutki będą dobre, czy złe; inna rzecz, że czasem splot przyczyn jest tak zawiły, że go ludzka wiedza nie rozplącze. Trzeba w każdym razie pamiętać, że pokusa, próba, to nie jest okazja do koniecznej klęski, ale właśnie przede wszystkim okazja do zwycięstwa. Przynajmniej tak jest w zamyśle Stwórcy, który daje nam szansę opowiedzieć się po Jego stronie, wybrać Go jeszcze raz. Działa przez oczyszczenie, upokorzenie i pouczenie: a to znaczy, że nie tylko zwycięstwo w pokusie, ale także przegrana, może się stać krokiem ku dobremu, jeżeli ją przyjmujemy jako doświadczenie własnej słabości i tym usilniej staramy się o nawrócenie, tym bardziej pokładamy nadzieję w Bogu. To dlatego Opat Jan mówi, że niezdatnymi okazali się ci, którzy nie umieli znosić pokus, a nie, że ci, którzy jakiejś pokusie ulegli. Umieć znosić pokusę, to znaczy pogodzić się pokornie z faktem, że ona przychodzi, dziękować Bogu, jeśli udało się nam nie ulec, ale jeśli to się nie udało, to właśnie modlić się tym usilniej i tym ufniej. O przebaczenie i o pomoc. Kto to potrafi, nie zginie; ryzykuje natomiast zgubę ten, kto najpierw nie chce uznać swojej słabości, a potem usprawiedliwia swój upadek i trwa w nim, twierdząc, że to nieuchronne i naturalne, a właściwie to nawet słuszne, bo… i tak dalej.


Dopóki człowiek żyje, nie jest zupełnie bezpieczny od pokus, bo to w nas samych jest ich źródło. Odkąd się w pożądliwości narodziliśmy, ilekroć jeden ucisk albo próba znika, zjawia się następna, i zawsze coś mamy do znoszenia. A to dlatego, żeśmy stracili dar szczęśliwości. Wielu stara się uciec przed pokusą i tylko głębiej w nią wpada. Sama ucieczka nie może nam dać zwycięstwa, ale przez cierpliwość i prawdziwą pokorę stajemy się mocniejsi od wszystkich wrogów.


Komentarz:


Już św. Jakub uczył, że człowieka wystawia na pokusę jego własna pożądliwość (Jk 1,14), a pierwsze pokolenia pustelników egipskich poznały to z doświadczenia: że człowiek nosi źródło swoich problemów w sobie, a kiedy (do czego zawsze jesteśmy skłonni) wini za nie innych ludzi i próbuje od nich uciec, to sam siebie oszukuje, bo własne trudności i tak zabierze ze sobą. Każdy ból składa się z bodźca i naszej reakcji, w proporcjach indywidualnych; i tak samo każdy nasz wewnętrzny problem. Jeśli opanować reakcję, a przynajmniej zakwestionować jej słuszność, bardzo często okazuje się, że bodziec maleje lub znika. Jedna z najnowszych przedstawicielek tradycji monastycznej, niedawno zmarła benedyktynka z Isle of Wight, tak na ten temat pisze do swojej nowicjuszki: Nie ma żadnej potrzeby wojowania o każdą rzecz… To twój opór, a nie rzecz sama, sprawia ci tyle udręki. …Nie buduje nas ani nie niszczy to, co się dzieje na zewnątrz nas, ale nasza własna na to odpowiedź. Jeżeli opanować opór, a przynajmniej zakwestionować jego słuszność, to na przykład nie wybuchnie się gniewem, tym samym odrzucając taką pokusę. Świat przez to staje się przynajmniej w jednym zakątku jaśniejszy, a Boży dar szczęśliwości, dar pokoju, niewidoczny poprzednio w smogu naszego wrodzonego buntu, przez chwilkę zabłyśnie.
I właśnie ważny jest ten pokój, bo są ludzie, którzy chcieliby nawet we własnym wnętrzu robić porządek przemocą.

Opat Jan uważa to za duży błąd:


Kto tylko powierzchownie zwalcza pokusy, a nie wyrywa ich z korzeniami, czyni niewielki postęp, bo one tym prędzej do niego wracają i tym bardziej się srożą. Ale pomału, przez cierpliwość i wytrwałość, z pomocą Bożą lepiej sobie poradzisz niż przez własną srogość i gwałtowność. W czasie próby często zasięgaj rady; a wobec innego kuszonego nie bądź srogi, ale tak go umacniaj, jak sam chciałbyś być umacniany.


Komentarz:


Dlaczego tu utożsamiono powierzchowność ze srogością? Trochę pewnie dlatego, że w epoce autora częste były pokuty fizyczne i to nieraz (wedle naszej miary) przesadnie surowe. Ale może głównie dlatego, że wszelka srogość działa tylko przez zastraszenie; a Bóg nie szuka wylęknionych niewolników, ale miłujących synów. Dlatego lepiej jest znać swoją słabość i niewystarczalność, a pomocy szukać w radzie i w modlitwie, niż nadymać się w roli surowego sędziego, choćby i nad samym sobą. W dodatku, kto siebie raz takim sędzią kreował, będzie równie surowo sądził i drugich… i nasieje po świecie nieszczęścia. Kuszony to tyle, co chory; a choremu potrzeba lekarstwa, nie kija.


Podłożem wszelkich złych pokus jest niestałość ducha i brak ufności do Boga; bo jak okręt pozbawiony steru miotany jest przez fale w tę i w tamtą stronę, tak człowiek opieszały i niewierny własnym postanowieniom wpada w różnorakie pokusy. Żelazo próbuje się w ogniu, a człowieka sprawiedliwego w pokusie (por. Syr 2,5). Często nie wiemy, do czego jesteśmy zdolni, ale pokusa ujawnia, czym jesteśmy. Potrzeba czujności zwłaszcza w początku pokusy, bo napastnika łatwiej pokonać, dopóki jeszcze nie przekroczył bramy duszy, jeśli zagradzamy mu drogę już wtedy, kiedy z zewnątrz puka. Toteż powiedział ktoś: Zapobiegaj początkom, potem za późno na leki. Bo najpierw zjawia się w umyśle proste pojęcie, potem żywe wyobrażenie, następnie upodobanie, i złe poruszenie, i przyzwolenie: a tak pomału złośliwy wróg wkracza całkiem, jeśli mu się nie stawiło oporu na początku. Im też dłużej ktoś zwleka z oporem, tym słabszy się staje z dnia na dzień, a wróg przeciw niemu silniejszy.


Komentarz:


Przypomina się tutaj ten pustelnik egipski, który w czasie dojrzewania owoców palmowych dostał zadanie płoszenia ptaków-szkodników i chodził po ogrodzie, wołając: Precz od duszy, złe myśli, a od palmy ptaki! Kto nie zna walki z własnymi myślami, nie rozumie, że jest ona obroną przed czymś, co z jednej strony na pewno jest Bogu niemiłe, a z drugiej - samego człowieka przygnębia i zakwasza. Mówię o myślach na przykład gniewliwych albo krytycznych, zajmujących ludzką uwagę nawet bez żadnej prowokacji, z przyzwyczajenia, wtedy, kiedy człowiek mógłby z rzeczywistym pożytkiem skoncentrować się czy to na wykonywanej pracy, czy na modlitwie, czy wreszcie na odpoczynku, nie psując i nie brudząc tego wszystkiego własnym jadem. Oczywiście jeśli myśli prowadzą do jakiegoś zła, które może wylać się, słowem lub czynem, na zewnątrz, tym większa jest potrzeba stawienia im oporu, zanim by do tego doszło.


Jedni doznają najsilniejszych pokus w początkach swego nawrócenia, inni pod koniec, a jeszcze inni cierpią je właściwie przez całe życie. Niektórzy dość lekko są kuszeni - wedle zrządzenia Bożej mądrości i sprawiedliwości, która zważa na stan i zasługi ludzi, a wszystko kieruje ku zbawieniu swoich wybranych.


Dlatego w pokusie nie wolno nam wpadać w rozpacz, ale tym żarliwiej błagać Boga, żeby nas raczył wspomóc w każdym utrapieniu, bo On na pewno, wedle słów św. Pawła, zsyłając pokusę, wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10,13). Więc w każdej pokusie i przeciwności upokórzmy swą duszę pod ręką Boga, który ratuje i podnosi pokornych sercem.


W pokusach i trudnościach okazuje się, na ile człowiek postąpił; w nich większa jest zasługa i jawniejsza cnota. Bo też nic w tym wielkiego, jeśli człowiek jest pobożny i gorliwy, kiedy mu nic nie dolega; ale jeśli w czasie przeciwności zachowuje cierpliwość, to daje nadzieję wielkiego postępu. Są i tacy, których Bóg strzeże od wielkich pokus, ale którzy tak często ulegają w małych, że upokorzeni, nigdy sobie nie ufają w wielkich sprawach, skoro w tak drobnych zawodzą.


Komentarz:


W początkach nawrócenia (czyli, w benedyktyńskim języku: życia zakonnego) na ogół przez jakiś czas bywa łatwo, bo działa entuzjazm, szczęście płynące ze znalezienia drogi… i niewielka jeszcze znajomość siebie samego. Prędzej czy później jednak uczuciowa radość opada, łatwość znika, i trzeba się nauczyć obchodzić się bez nich, a trwać w Bożej służbie. Trzy ostatnie paragrafy tego rozdziału tłumaczą podstawę takiej decyzji: ufność, i jeszcze raz ufność. Drogi ludzkie bywają podobne, ale nigdy nie są identyczne, bo Bóg, który każdego z nas stworzył, najlepiej wie, jak każdego prowadzić. Przy końcu dni to zrozumiecie (Jr 30,24). Amen, amen.


Małgorzata (Anna) Borkowska OSB
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec

______________________________
Fragment książki "Nad księgami opata Jana o naśladowaniu Chrystusa".

Komentowane fragmenty pochodzą z dzieła "O naśladowaniu Chrystusa" w przekładzie s. Małgorzaty Borkowskiej OSB.

 
 



Pełna wersja katolik.pl