logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Józef Majewski
Media a religia – czwarte kuszenie Chrystusa?
Kwartalnik Homo Dei


Postmanowi nie chodzi tylko o to, że media elektroniczne, których żywiołem są obrazy, nie zaś słowo (druk), oferują nam tematykę rozrywkową, ale przede wszystkim o to, że uczyniły one z rozrywki naturalny format, w którym przedstawia się wszelkie doznania, a wszelka tematyka przedstawiana jest jako rozrywka. Takie media nawet wydarzenia najtragiczniejsze i najbardziej dramatyczne, bolesne czy okrutne przedstawiają w sposób rozrywkowy. Ryszard Kapuściński, który inspirował się stanowiskiem Postmana, dobrze wyraził to rozrywkowe spojrzenie na ludzkie dramaty i wielkie tragedie na przykładzie medialnych relacji z wojny w Zatoce Perskiej: Był to bardzo specyficzny zabieg [zastosowany przez CNN – J. M.], pokazywanie wojny jako widowiska, doskonale pasującego do filozofii konsumeryzmu. Takie relacjonowanie wojny, które nie przeszkadza nam w kolacji czy lunchu. To jest uestetycznienie zdarzenia, które w rzeczywistości jest krwawe i okrutne. […] Masowe media coraz bardziej będą się stawały częścią przemysłu rozrywkowego.
 
Potęga współczesnych mediów jako rozrywki jest ogromna – uważa Postman. Niczym wszechpotężny walec zgniatają i przekształcają na swoją modłę wszystkie dziedziny ludzkiej kultury i ludzkich zachowań – w tym religię! Także ona zostaje sprowadzona do zabawy i rozrywki. Religia w mediach elektronicznych staje się rzeczywistością, która nie ma wiele wspólnego z tym, co – jak dotychczas uważano i nadal się uważa - tradycyjnie rozumie się przez religię; zostaje odarta z tego, co jest w niej najgłębsze i co (tradycyjnie) stanowi o jej naturze. Religia w telewizji, tak jak wszystko inne, przestawiana jest po prostu i bez apologii – w formie rozrywki. Wszystko, co nadaje religii charakter historycznej, głębokiej i kultowej ludzkiej działalności, zostaje tu odrzucone; nie ma żadnego obrządku, dogmatu, tradycji, żadnej teologii, a przede wszystkim – żadnej duchowej transcendencji. Religia w mediach elektronicznych ulega spłyceniu, spłaszczeniu, mistyfikacji, wynaturzeniu.
 
Jaki pan, taki kram
 
Kluczem do zrozumienia prezentowanego tu stanowiska „media przeciwko religii” jest klasyczne adagium Marshalla McLuhana, wielkiego kanadyjskiego teoretyka mass mediów: The medium is the message. Zwykle frazę tę tłumaczy się na polski przez: „środek przekazu jest przekazem” lub „środek komunikowania jest komunikatem”. Wydaje się, że z perspektywy stanowiska „media przeciwko religii” sens słów McLuhana można trafnie oddać z pomocą choćby takiego przysłowia: „Jaki pan, taki kram”. To, jaki jest środek przekazu (jaka jest natura medium), sprawia, że jest on bardziej lub mniej odpowiedni do przekazywania konkretnych treści, a jednocześnie wpływa on na jakość i zawartość tych treści. Jeden i ten sam dyskurs jest komunikowany i odbierany przez odbiorców na różne sposoby w zależności od rodzaju medium – czy jest to internet, radio, telefon komórkowy, prasa, kino, fotografia czy telewizja.
 
By jakaś rzeczywistość mogła być przekazywana przez medium i jawić się odbiorcom w sposób integralny, nie skażony czy nie zafałszowany, między tym medium a tą rzeczywistością musi istnieć jakieś pokrewieństwo, zgodność, współgranie, bliskość i kompatybilność. Otóż mass media elektroniczne to kanał, którym nie jesteśmy w stanie przepuścić wód religii w taki sposób, by dotarły do odbiorców choćby tylko nie zanieczyszczone, a co dopiero krystalicznie czyste. Religia, która dostaje się w tryby mass mediów, doznaje takiego przekształcenia, że wychodzi z nich w postaci, która ma niewiele wspólnego z religią. A wszystkiemu winna przede wszystkim obrazowa, wizualna natura mediów elektronicznych – dominacja obrazu-wizji nad słowem. Gdy słowo przegrywa z obrazem, budzą się wszelkie demony wrogie religii i w ogóle zresztą kulturze racjonalnej. W tym kontekście znacząco brzmi tytuł książki francuskiego myśliciela Jacques’a Ellula: La parole humiliée – Upokorzenie słowa.
 
Słowo, szczególnie drukowane (jak dowodzi choćby N. Postman), będąc nośnikiem idei i myśli, odwołuje się przede wszystkim do rozumu – po grecku logos, co oznacza też „słowo”. Słowo „zmusza” odbiorcę do logicznego i spójnego dyskursu, angażuje jego intelekt i inteligencję. Obraz zaś ma to do siebie, że zasadniczo nie angażuje rozumu, nie jest nośnikiem idei i myśli, nie wymaga od nas logicznego dyskursu, nie angażuje intelektu i inteligencji, ale odwołuje się przede wszystkim do uczuć.
 
Apeluje do sfery emocjonalnej, niewiele robiącej sobie z logosu. Jako takie, elektroniczne media nie mogą nie być rozrywką, której żywiołem są przecież emocje. Skoncentrowane na uczuciach odbiorców, z konieczności oferują im zabawę. Tymczasem religia nie jest rozrywką i zabawą (choć i one mogą się w niej znaleźć), a do jej istoty należy logos – słowo, rozum. Takie rozumienie istoty religii – dodajmy – potwierdza Benedykt XVI, który w 2006 r. powiedział w słynnym wykładzie na uniwersytecie w Ratyzbonie: Bóg działa przez logos. „Logos” oznacza zarazem rozum i słowo – rozum, który jest twórczy, ale może się udzielać właśnie jako rozum. […] Działanie niezgodne z logosem jest sprzeczne z istotą Boga. […] Podstawowe decyzje, właśnie te, które dotyczą związków wiary z poszukiwaniami ludzkiego rozumu, są częścią samej wiary i jej rozwoju, zgodnie ze swą naturą. […] Głęboko religijne kultury świata widzą właśnie w […] wykluczeniu pierwiastka boskiego z uniwersalizmu rozumu atak na ich najgłębsze przekonania. Rozum głuchy na to, co pochodzi od Boga, i starający się zepchnąć religię do sfery subkultury nie jest w stanie włączyć się do dialogu kultur.
 
 
 



Pełna wersja katolik.pl