logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacek Prusak SJ
Chrześcijańska ars amandi
Miesięcznik W drodze


Seksualności nie można więc ani doświadczyć, ani nauczyć się poza sobą – to jeszcze jeden z głębokich aspektów wcielenia i uczenia się tego, co to znaczy być człowiekiem. Wszystko w człowieku jest seksualnością, ale seksualność nie jest wszystkim.
 
Podstawą chrześcijańskiego spojrzenia na ciało, nagość, dotyk, czułość i pieszczoty jest zachowanie ich dialogicznego charakteru. Nie pytaj więc, czy wolno ci kochać, zapytaj siebie, czy masz odwagę wziąć za to odpowiedzialność. Bo jeśli nie, to twoje gesty kłamią: przed ślubem i po ślubie. Jak ktoś to zgrabnie i mądrze ujął: „czystość to uczciwość w seksie”. Wstrzemięźliwość jest troską o prawdę, aby z lęku przed samotnością nie zrównać intymności z seksem. Problemem bowiem nie jest to, „jak często się kochasz”, ale czy bliskość seksualna jest drogą do osobistego oddania drugiemu człowiekowi. Najgorszym złem nie jest seks, a najcięższym grzechem zmysłowa przyjemność. Zawsze jest nim brak miłości i wykorzystanie drugiego człowieka. Święty Paweł był pierwszym myślicielem Zachodu, który postawił znak równości między życiem duchowym a seksem – w tej materii ciągle nie odrobiliśmy wszystkich lekcji. 
 
Ciało ma znaczenie
 
Powszechnie się uważa, że dla chrześcijanina kwestia nieba i życia w komunii z Bogiem polega na trosce o zbawienie duszy, jednak to ciało, a nie dusza jest podstawą zbawienia. Ojcowie Kościoła kategorycznie o tym przypominali, mówiąc: Caro salutis cardo! Nie można więc zaczynać od pytania, co mi z nim wolno bądź nie wolno zrobić. Trzeba zapytać, jak się z nim i w nim czuję? Czy jest dla mnie objawieniem bliskości – Boga i człowieka? Biblijne fragmenty poświęcone stworzeniu człowieka nie opisują stworzenia duszy, która przyobleka się w ciało, tylko stworzenie ciała, które zostaje ożywione dzięki mocy Boga. Z biblijnego punktu widzenia nie jesteśmy seksualnymi stworzeniami, tylko seksualnymi osobami. Zbyt często zapominamy o tym, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże nie pomimo naszych ciał, ale jako ciała – a więc i nasza seksualność wchodzi w naszą komunię z Bogiem. W życiu zachowujemy się jednak tak, jakbyśmy byli aseksualni, ponieważ jesteśmy upadłymi istotami, a z tym wiąże się przekonanie, że im mniej seksu, tym więcej łaski i świętości. Jednak troska o ciało, także o jego atrakcyjność, jest dla seksualności tym, czym rachunek sumienia dla duszy. Ciało nie jest ani dodatkiem do seksu, ani jego centrum. W centrum jest osoba, której nie można jednak kochać abstrakcyjnie. Ona dana nam jest, i zadana, jako ożywione ciało, które się dotyka, pieści, pielęgnuje.
 
Zapewnienie św. Pawła, że „ciało jest dla Pana, a Pan jest dla ciała” (1 Kor 6,13–15) nie oznacza więc wezwania do erotycznej anoreksji. Niektórzy jednak myślą, że jedyny wkład chrześcijaństwa do rozumienia i przeżywania seksualności polega na wyostrzeniu rygoryzmu i dodaniu nowych zakazów albo na objawionej zachęcie, czy nawet wezwaniu, do wypierania seksualności bądź uciekania przed nią. Skoro bowiem „ciało jest dla Pana”, to znaczy, że ma być oczyszczone z seksu. Nie jest to jednak poprawne odczytanie intencji św. Pawła. Z przeświadczenia, że „ciało jest dla Pana”, nie wynika wstrzemięźliwość seksualna per se, tylko zrozumienie, że ograniczenia dotyczące seksualnego ciała są ograniczeniami nałożonymi na osoby. To nie ciało jest nieczyste, tylko nasze intencje i czyny, które nasze i cudze ciało odzierają z jego godności. W tej logice przypadkowy seks to sprzeczność sama w sobie. Natomiast zmartwychwstanie poświadcza, że nawet śmierć nie może zniszczyć więzi między ciałem a duszą (por. 1 Kor 6,14) – stając się „nowym człowiekiem”, nie przestaniemy być seksualni! Jeśli seksualność w niebie będzie inna od tej na ziemi, to nie dlatego, że będzie mniej ważna i intensywna; wręcz przeciwnie – dopiero wtedy objawi się w pełni jej potencjał.
 
Fantazjować, żeby nie grzeszyć
 
Zdrowa i autentyczna radość czerpana z namiętnej relacji seksualnej z ukochaną osobą nie obejdzie się bez wsparcia fantazji seksualnych. Grzech nie bierze się z tego, że nasze myśli krążą wokół spraw związanych z seksem, ale z dopuszczenia możliwości, że nie ma znaczenia, kogo one dotyczą i jak nas angażują. „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską” – nie jest przyrzeczeniem „przestały mi się podobać inne kobiety/przestali mi się podobać inni mężczyźni”, tylko zapewnieniem, że dla ciebie uczyniłem szczególne miejsce w moim sercu. Czystość nieuznająca potencjału erosa to oziębłość, a nie miłość. Obrona przed fantazjami seksualnymi staje się wtedy oznaką pruderii, a nie cnoty. Pożądliwie można patrzeć tylko na osobę, której się nie kocha. Fantazjować o ukochanej/ukochanym to za nią/nim tęsknić – pragnąc tęsknotę zamienić w spotkanie. Czystość serca jest wtedy ochroną przed zredukowaniem namiętności do pożądliwości. Dzięki niej nie pozwalamy na to, by niecierpliwość, brak szacunku czy egoizm zniszczyły to, co jest darem. Źródłem pożądania seksualnego jest świat wewnętrzny, jego siłą jest wyobraźnia, jego celem rozkosz. Namiętność uszlachetnia pożądanie i ukierunkowuje na relację więziotwórczą. Do łóżka można pójść z każdym, ale nie z każdym można się kochać. Współżyć jest łatwo, ale ofiarować się, nie chowając się „za skórą”, już nie.
 
Często nam się wydaje, że namiętność jest przywilejem młodości, i dlatego niektórzy chcą się wyszaleć, bo potem będzie już tylko rutyna. Prawda jest jednak taka, że eros się nie starzeje, tylko człowiek dojrzewa, o czym można się przekonać, obserwując zakochanych „starców”. Miłość przekształcona przez starość może być jak najbardziej erotyczna – erotyczne potrzeby ludzi starszych to nie grzech ani słabość. To ciągle ta sama tęsknota. Nie uda nam się zaprzeczyć czasowi ani go zniszczyć, możemy go jedynie przekształcać. To jest sekret młodych zakochanych starców.
 
 



Pełna wersja katolik.pl