logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Zé Roberto
Z Jezusem do Bundesligi
Edycja Świętego Pawła


To były skrajnie ciężkie lata. Nie tylko pod względem finansowym, ale także w aspekcie ludzkim przechodziliśmy przez wiele ciemnych dolin. W 1994 r. w wieku 33 lat podczas porodu zmarła moja siostra Rejane. Coś takiego sprawia, że człowiekowi ziemia usuwa się spod nóg. Jak można przeżyć taką straszną stratę? Wszyscy byliśmy dogłębnie wstrząśnięci i smutni. Znam ludzi, którzy przez całe życie się nie uporali z takim ciosem od losu. Są piłkarze, którzy z powodu takich ludzkich tragedii zupełnie się załamali i potem nie byli w stanie już dokonać niczego sensownego na boisku. My tę sytuację przeżywaliśmy inaczej: po raz pierwszy jako cała rodzina doświadczyliśmy tego, że Bóg jest pocieszycielem swoich dzieci. I nie były to banalne słowa w stylu: „Głowa do góry, życie toczy się dalej!”.
 
W Biblii znaleźliśmy pocieszenie. Tam było napisane o Bogu, który tak potrafi pocieszać, jak nie potrafi tego żaden człowiek. Jest tam na przykład Księga Psalmów. Jest to zbiór, który zawiera m.in. pieśni króla o imieniu Dawid. Król ten wiele doświadczył od Boga, a co przeżył, wyraził w pieśniach. Psalmy te nie tylko należą do literatury światowej, lecz pokazują także, jak Bóg troszczy się o nas, ludzi. I dokładnie tego wówczas doświadczyliśmy.
 
Później znów była taka sytuacja w naszym życiu, w której zauważyliśmy, że Bóg był bardzo blisko nas. Kiedy grałem we Flamengo Rio de Janeiro, straciliśmy z Lucianą nasze pierwsze dziecko. Urodziło się martwe. Było nam strasznie ciężko. Potem przeżyliśmy jeszcze raz przedwczesny poród. W tym trudnym czasie jeszcze bardziej staraliśmy się ufać Bogu i szukaliśmy u Niego pocieszenia. W mojej głowie odbywała się szalona gonitwa myśli, ale moje serce mówiło mi, że Bóg nas nie opuścił. I od tego czasu zawsze słucham głosu mojego serca.
 
Kiedy dziś zastanawiam się nad swoim życiem, to ciągle przed oczami pojawia mi się sytuacja, kiedy zostali zastrzeleni moi dwaj przyjaciele. Zeszli na manowce i przypłacili to życiem. Mogło się to równie dobrze przydarzyć i mnie, ale ja mogłem wybrać inną drogę i z perspektywy czasu postrzegam to jako dar od Boga. Jezus uczynił mnie zwycięzcą. Wiem, że teraz wielu mogłoby mnie wyśmiać, mówiąc: „Zwycięzca, który dość często był drugi!”. Jest mi to zupełnie obojętne, bo ten, kto powierzy swoje życie Bogu, potrafi zupełnie inaczej przeżywać swoje porażki. Nie załamię się, jeśli przegramy ważne mecze. Będę zły i przez cały czas będę się gryzł z powodu porażek, ale ostatecznie nie są one w stanie mnie pognębić, bo w życiu liczy się coś więcej niż tylko piłka. Piłka nożna jest ważna, ale dla mnie nie jest ona wszystkim! Doświadczyłem tego już jako nastolatek. W tej książce będę pisał jeszcze o zwycięstwach i porażkach w innym miejscu.
 
Moja decyzja o powierzeniu życia Jezusowi zmieniła po prostu wszystko. Odkryłem miłość Boga. Na szczęście podjąłem tę decyzję akurat w momencie, kiedy podpisywałem mój pierwszy kontrakt jako zawodowy piłkarz w Portuguesa. Gdybym wtedy nie był jeszcze chrześcijaninem, to moje życie zawodowe najprawdopodobniej potoczyłoby się zupełnie inaczej. Dosyć często obserwowałem, jak młodzi zawodowi piłkarze ulegali magii pieniądza. W jednej chwili znajdowali się w sytuacji, w której mogli mieć wszystko. I wykorzystywali to. Mieli wiele kobiet równocześnie, wyrzucali pieniądze w błoto i wręcz marnowali swoje życie. Wielu nie potrafiło sobie także poradzić z nagłą popularnością i miało poczucie, że cały świat leży im u stóp. Cieszę się z tego, że powierzyłem swoje życie Jezusowi. On zrobił z nim to, co najlepsze i uchronił mnie przed manowcami.
 
Jako nastolatek bardzo często chodziłem do kościoła. Tam był realizowany specjalny program dla młodzieży, ale prawie nigdy nie brałem w nim udziału. Miałem wystarczająco obszerny program zajęć na moich treningach. Nabożeństwo mi wówczas wystarczało. Moja dziewczyna, Luciana, też chodziła wtedy do kościoła, ponieważ ciągle ją tam zapraszałem. I ona w końcu także uznała, że to ważne, by żyć z Bogiem. Odtąd ona także jest chrześcijanką, i to jest naprawdę super! Mamy coś, co nas łączy ponad naszą miłością i co nas umacnia jako małżeństwo.
 
Gdy podjąłem decyzję o przejściu do Realu Madryt, nie słuchałem Boga. I – jak mówiłem – był to bardzo trudny czas. Chciałem być wielki i chciałem być gwiazdą w bardzo dobrej drużynie. Tymczasem z dnia na dzień na ławce rezerwowych stawałem się coraz mniejszy, bo każdy na stadionie wiedział dokładnie, że nawet jeśli sfauluje się trzech zawodników, to i tak Zé Roberto nie zostanie wprowadzony. Zrozumiałem wówczas, że dla mnie ważne jest, by ciągle rozmawiać z Bogiem i Go słuchać!
 
Nawiasem mówiąc, zmiany, jakie dokonały się u mojej matki, pociągnęły za sobą dalsze kręgi. Moje rodzeństwo również stało się świadomymi chrześcijanami, to znaczy nie tylko należą do Kościoła, lecz także codziennie świadomie żyją z Bogiem, rozmawiają z Nim i pytają Go, co On chciałby uczynić z ich życiem. Gdy mój ojciec był jeszcze z nami, na zewnątrz wydawaliśmy się być normalną rodziną, z ojcem, matką i dziećmi (występowały wszystkie elementy składające się na pojęcie rodziny). Ale to były tylko pozory, ponieważ w rzeczywistości byliśmy zlepkiem indywidualistów, którzy robili wszystko, na co akurat mieli ochotę. Mieszkaliśmy wprawdzie pod jednym dachem, ale właściwie nie mieliśmy ze sobą zbyt wiele wspólnego.
Z pewnością zostałbym kryminalistą, a nie piłkarzem, gdybym wtedy świadomie nie zdecydował się na życie z Bogiem.
  
 
 



Pełna wersja katolik.pl