logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Ewa Polak-Pałkiewicz
Niekończące się dzieciństwo
Sygnały Troski


Nasze życie oddala się

Staje się coraz mniej realne. Nie liczy się. I już się nie boimy spotkania ze ścianą oceanu, pod którą trzeba toczyć walkę, by nie zginąć. Gdzie trzeba być mężczyznami i kobietami, świadomymi swych ról i swej odpowiedzialności przed Bogiem. Za życie własne i dzieci. Albo gdzie trzeba zakasać rękawy i w pocie czoła uprawiać ziemię. Dogłębnie rozumieć swoje zadania, rozeznawać Boży plan wobec swojego życia… Nie, nam jest to obojętne. Słodko usypiamy na brzegu, zapatrzeni i zasłuchani w bajkę, nogi moczymy w bajorze. Żyjemy nie własnym, a cudzym życiem. Możemy tak od rana do nocy, z krótkimi przerwami na pracę, jedzenie, zakupy. Ktoś wymyślił taki ciekawy świat. Można bez bólu przeżywać tyle ciekawych historii. Aż tyle znać wątków, opowieści, stanów psychicznych, scenerii, krain, przygód. Czujemy się bogatsi, pełniejsi. To nic, że to nie nasz świat. On jest lepszy niż prawdziwy. On jest bezpieczny. Uzależnienie psychiczne od zgrabnie zapowiedzianych i opowiedzianych historyjek, mniej lub bardziej bajkowych, efektownie przyciętych, zakomponowanych i zilustrowanych to nic nowego pod słońcem. Człowiek tak jest skonstruowany, że zawsze ma na nie chęć. Kolorowe magazyny jeszcze w XIX wieku specjalizowały się w powieściach w odcinkach zwanych "literaturą dla kucharek" (co nie znaczy, że w ambitnej prasie nie publikowano arcydzieł).

Gdy media stają się autorytetem 

Nasza epoka nie różni się pod tym względem w sposób istotny od poprzednich. Już dwieście lat temu prasa przyciągała uwagę osób ciekawskich nowościami, prognozami, plotkami. Były w zasięgu ręki - pierwsze gazety czytano w londyńskich herbaciarniach, wiedeńskich i paryskich kawiarniach; szybko przeniosły się stamtąd do saloników zamożnego mieszczaństwa. Arystokracja zawsze miała wobec gazet dystans. Paweł Sapieha, światowiec mieszkający w majątku pod Rawą Ruską, nie krył w listach do córki Marysi pogardy dla prasy codziennej. "Wszystkie gazety kłamią…" - pisał zdegustowany w latach trzydziestych XX wieku, a przecież nie był to czas subtelnie mamiącej umysły propagandy, lecz prostodusznej i w miarę rzetelnej informacji. A jednak ten przenikliwy człowiek - brat rodzony kard. Adama Sapiehy - odkrył bez trudu, że obraz świata, który aspiruje do tego, by być ukazany na masową skalę, tak jakby był to świat prawdziwy, nie może mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Jest sztuczny z definicji, zniewala umysły wystudiowaną ułudą. I tak jak setki tysięcy i miliony jego współczesnych, ludzi wiary, refleksji i męskich zmagań z własnymi grzechami, słabościami i trudami życia, Paweł Sapieha żył na własny rachunek, nie zajmując się tym, co pisały gazety. Nie miało to wpływu na jego poglądy, wybory. Gazety przeglądał, ale nie były dla niego żadnym autorytetem. Autorytetem był Bóg i kapłan. Sapieha czytał książki, studiował zagadnienia wiary, modlił się, wychowywał dzieci i pracował. Gdy osiągnął wiek męski, przeżył swoje życie jak dojrzały człowiek.

Zmiana, którą obserwujemy dziś, polega na tym, że media, choć nie zmieniły swojej natury, dla milionów stały się głównym autorytetem. I korzystając z prawa wyłączności, robią wszystko, by zinfantylizować swoich odbiorców. Poszczególnych ludzi i społeczeństwo. Zatrzymać ich w rozwoju. Żeby przypadkiem nie myśleli. Nie widzieli spraw w ich prawdziwym kształcie. Nie rozeznawali przymilnego lub przeciwnie - porażającego kłamstwa. Żeby nie dostrzegali złożoności spraw, nie byli świadomi drugiego i trzeciego dna. Bo wtedy byliby dorosłymi, a nie dziećmi. Realistami, a nie fantastami. Z realistami zaś niektóre instytucje, rządy, organizacje nie potrafią w ogóle sobie poradzić.

Ewa Polak-Pałkiewicz
 
 



Pełna wersja katolik.pl