logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Sławomir Kamiński SCJ
Miłość, która ciągle żyje…
Czas Serca
fot. Dante Di Natale, Mesa del Altar | Cathopic (cc)


Kiedy zagłębiamy się w historię Starego Testamentu, zauważamy, że niezwykłe znaczenie dla tamtych bohaterów ma Arka Przymierza, ten znak Bożej obecności pośród swojego ludu. Z jego bliskością łączą wszelkie zwycięstwa; w jego obecności łatwiej dostrzegają momenty błogosławieństwa; niepokoi ich serca, gdy jest w namiocie, a oni egzystują w pałacach; potrafią tańczyć, śpiewać, gdy jest uroczyście wprowadzany choćby do miasta Dawidowego. Dla nas, chrześcijan, taką nową arką przymierza jest tabernakulum, ów namiot, który skrywa w sobie już nie przedmioty związane z Bożą łaską, ale Rzeczywistość najcenniejszą – Eucharystię. Co stoi nam na przeszkodzie, by wejść z Bogiem w żywą relację?

 

Świadomość eucharystyczna

 

Rutyna, niepohamowany pośpiech, przyzwyczajenie, mała wiara, brak systematyczności w uczestniczeniu w liturgii, emocje bardziej przywiązujące nas do siebie, ludzi, niż do Boga, wyobraźnia niedająca się okiełznać skupieniu, syndrom grupy, który najbardziej widoczny jest u młodzieży przebywającej w kościele, potrzeba nieustannej akcji, najlepiej głośnej, spektakularnej, wciągającej jak film przygodowy, czy w końcu rzecz na pozór prozaiczna, ale mająca jednak wpływ na nas – oddalone od ołtarza miejsca, które wybieramy podczas nabożeństw. W ten właśnie sposób niejednokrotnie mijamy się z Bogiem i Jego miłością. Nie przeżywamy Jego bliskości, a nasze oczy uwięzione przez ziemskie, skądinąd przecież piękne widoki nie są w stanie pod osłoną Chleba dojrzeć Jezusa. Bywa, że niektórzy poprzestają na tym, co zewnętrzne, a więc na smaku chleba, opłatka, niewiele więcej przeżywając nawet wtedy, gdy podchodzą do Komunii Świętej. Może się wydawać przesadzoną taka właśnie diagnoza, ale wystarczy stanąć w prawdzie i przypomnieć sobie momenty, w których tak łatwo rezygnowaliśmy z tego Chleba z wysoka, choć może nawet sumiennie, co niedzielę wypełnialiśmy swój chrześcijański obowiązek uczestnictwa we Mszy św. Być może dzieje się tak, dlatego że przecież z niejednego pieca chleb już jedliśmy, dlaczego więc właśnie ten konsekrowany ma smakować lepiej.

 

Być może warto się nad tym zastanowić, by zacząć naprawdę cenić Eucharystię i nie traktować jej jako nagrody za krótkotrwałe oderwanie od grzechu, ale jak rzeczywisty pokarm, bez którego trudno w ogóle żyć po chrześcijańsku.

 

On rzeczywiście jest obecny…

 

Dokładnie wyczuwał to także o. Leon Dehon. W drugiej tajemnicy części poświęconej Eucharystii Koronki do Najświętszego Serca Pana Jezusa próbuje on z perspektywy kochającego ludzkiego serca docenić Jezusową samotność, której symbolem, znakiem pozostaje zamknięte tabernakulum. Jak przeogromna miłość bije z ciszy, milczenia i trwania z nami Jezusa, który nie dość, że powierza się słabym, kapłańskim dłoniom, to jeszcze gotów jest z nami być, przyjmując wszelkie konsekwencje takiego stanu, aż do skończenia świata. Tę koronkową tajemnicę dzisiejszym językiem oddajemy w słowach: „Serce Jezusa samotne w tabernakulum i żyjące zawsze, by się za nami wstawiać”. Tylko wtedy, gdy w Eucharystii dostrzeżemy żywe i wciąż bijące dla nas Serce Jezusa, będziemy potrafili tę Rzeczywistość właściwie docenić, a co za tym idzie i może jest to nawet ważniejsze – odpowiedzieć osobistą miłością na tę właśnie Miłość. Jezus sam od czasu do czasu przypomina nam o swojej rzeczywistej obecności w Eucharystii przez eucharystyczne cuda. Z jednym z nich związany jest obecny papież Franciszek. Jako metropolita Buenos Aires wydał on polecenie, aby przeprowadzić naukowe badania nad Hostią, która częściowo straciła swoje naturalne właściwości. Wszystko zaczęło się 18 sierpnia 1996 roku. Podczas wieczornej Mszy św. odprawianej w jednym z kościołów dzielnicy handlowej Buenos Aires na zakończenie Komunii Świętej do kapłana podeszła kobieta, która poinformowała go, że z tyłu na świeczniku pozostała porzucona Hostia. Kapłan zabrał ją z tamtego miejsca. Była brudna, sponiewierana. Następnie włożył ją do naczynia z wodą, jak to się zwykło czynić w takich wypadkach, a naczynko zamknął w tabernakulum. Jakie było jego zdziwienie, gdy 26 sierpnia zorientował się, że Hostia zamiast się rozpuścić, zamieniła się we krwawą substancję. O całej sprawie poinformował biskupa Jorge Bergoglio, który polecił wykonać dwukrotnie profesjonalne zdjęcia tego zjawiska. Całość sprawy utrzymywano w tajemnicy. Po trzech latach, na polecenie ordynariusza, próbkę tej substancji poddano badaniom patomorfologicznym w Stanach Zjednoczonych, oczywiście nie informując lekarza, skąd w rzeczywistości ów „materiał badawczy” został pobrany. Jakie było zaskoczenie, gdy podjęte badania wykazały, że przedstawiona substancja to fragment ludzkiego mięśnia sercowego, pochodzący z lewej komory serca z okolicy zastawek. Ponadto lekarz przeprowadzający analizę był przekonany, że w chwili poboru owej tkanki mięsień sercowy był żywy, w stanie zapalnym, potwierdzała to bowiem obecność białych krwinek w wycinku. Gdy badacz dowiedział się, skąd on pochodzi, nie potrafił tego wytłumaczyć. W taki to sposób Jezus sam dał znak, że rzeczywiście występuje pod eucharystycznymi postaciami.

 

Przyjąć Jego „Jestem”

 

Ogromną wagę ma częste nawiedzanie kościołów, w których przechowywany jest Najświętszy Sakrament. W takim kontekście mocniejszego znaczenia nabiera krzyż czyniony wtedy, gdy przechodzi się czy przejeżdża obok kościoła ze świadomością: On tam jest i czeka. Jak ważne dla naszej duchowości są chwile, gdy możemy adorować Go wystawionego w monstrancji. W końcu jak wielki sens dla kształtowania naszej dojrzałości chrześcijańskiej ma częsta Komunia Święta. A jeśli z różnych względów nie mogę jej przyjąć, to przynajmniej warto praktykować w swoim życiu tzw. duchową Komunię Świętą, która jest po prostu tęsknotą miłości za Tym, który nas bezgranicznie ukochał i gotowy jest trwać w różnych tabernakulach, byleby tylko być rzeczywiście Emmanuelem – Bogiem z nami. Wyobraźnia przesycona tęsknotą za Bogiem pozwala nam adorować Go także na odległość. Miłość bowiem najbardziej cierpi, gdy spotyka się z obojętnością. Warto zatem powtarzać słowa Koronki do Najświętszego Serca Pana Jezusa: „Spraw, niech Cię kocham coraz więcej. Pochwalone, uwielbione, wszędzie kochane niech będzie Serce Jezusa Eucharystycznego. W każdej chwili, we wszystkich świątyniach i po wszystkie czasy, aż do skończenia wieków”, bo Jego miłość ciągle żyje… Oby tabernakulum, które dla Niego budujemy, pozostawało zawsze namiotem spotkania, a nie odosobnienia.

 

ks. Sławomir Kamiński SCJ
Czas Serca 129

 
 



Pełna wersja katolik.pl