Autor: ta gorsza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2020-05-26 13:23
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, za to, że zajęliście się moją osobą.
Po lekturze Waszych postów moje odczucia są takie:
1. od lat żyję w grzechu - pozwalam się krzywdzić,
2. jestem złą matką, bo pozwoliłam, żeby mąż krzywdził dziecko i żeby dziecko widziało, jak mąż krzywdzi mnie,
3. udało mi się oszukać kierownika duchowego i "przeszłam" na kolejny etap rekolekcji ignacjańskich,
4. jak głupek uwierzyłam osobie (przełożonemu zakonu [...] świeckich), której w zaufaniu opowiedziałam o sobie, a ona kilka razy przy różnych okazjach stwierdziła: twoje małżeństwo to twój krzyż,
5. mam skrzywiony obraz Boga (Odkąd sięgam pamięcią żadne słowa o miłości Boga do ludzi, różnorodne świadectwa, kazania, katechezy, rekolekcje jakoś nie przystawały do mojego życia. No może życiorys św. Małgorzaty z Citta di Castello.),
6. nie słucham dobrych rad (Jak mam odejść od męża, skoro obydwoje mieszkamy w domu moich rodziców? Pójdę pod most, a on będzie mieszkał z moimi rodzicami?),
7. nie potrafię przyjmować tego, co Bóg mi daje. Ale co On mi daje? Dobrą radę, żebym wyniosła się z rodzinnego domu? Tylko dokąd i za co?
8. po przepłakanej nocy (na skutek Jezusowego "przytulenia") nie czuję się lepiej. Czuję osamotnienie, opuszczenie, pustkę, bezradność.
Pisać dalej? Moje poczucie beznadziei pogłębiło się. Poczucie odrzucenia również.
Jedyne co mogłam dla siebie zrobić, to umówiłam się na rozmowę telefoniczną z terapeutą.
Kiedyś, gdy na rekolekcjach poprosiłam wstawienników o modlitwę o kierownika duchowego dla mnie, jeden z nich, po skończonej modlitwie nade mną, powiedział: "Jezus jest twoim kierownikiem duchowym.". Ale jakoś tego nigdy w życiu nie odczułam. Raczej czuję, że On o mnie zapomniał i tyle.
Dziękuję za poświęcony mi czas. Bóg zapłać!
|
|