Autor: Tomasz (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2020-07-17 21:21
Teraz, zgodnie z zapowiedzią chciałem przedstawić inne spojrzenie na to, czym był grzech pierworodny i jak Bóg odpowiedział na ten grzech.
Chciałem wyjść od opisu, czym jest Trójca Święta tak, jak ja to rozumiem. Oczywiście tego tematu nie da się wyczerpać ludzkimi słowami, ale będzie to tylko pewien „dwuwymiarowy obraz” wielowymiarowej rzeczywistości.
Bóg istniał od zawsze. Jest „starszy” od czasu, od praw przyrody czy od zasad logiki. One wszystkie są utworzone przez Boga. Logicznie rzecz biorąc, Bóg wszechmogący i „chcący istnieć” nie może nie istnieć. Gdyby nie istniał to jako wszechmogący sam by się powołał do istnienia. Bóg jest źródłem istnienia wszystkiego, w tym i samego siebie. Nie ma innego źródła, od którego pochodziłby Bóg. Jest to oczywiście dość karkołomne rozumowanie, ale próbujemy logicznie mówić o czymś, co jest pierwotne w stosunku do logiki, zatem musimy mówić o tym w sposób stojący na granicach logiki. Bóg – Stworzyciel jest jeden. I ten Bóg działa. Jest zatem Bóg i jego działanie. To działanie – to odwieczne Słowo. Zatem mamy dwa „obiekty” (z braku lepszego określenia). I następna karkołomna sprawa – oba te „obiekty” są Osobami. To trudno pojąć, ale przecież i my (ludzie) jesteśmy osobami, a nawet w naszym przypadku trudno pojąć, jak to możliwe, że taki zbitek atomów, chodząca reakcja fizyko-chemiczna, jaką jest z punktu widzenia materialnego człowiek, ma osobowość.
Te dwie Osoby: Bóg Stworzyciel i Jego Słowo to inaczej mówiąc Bóg Ojciec i Syn Boży. Mówimy, że Syn Boży jest zrodzony, a nie stworzony – bo działanie niejako „naturalnie” pochodzi od działającego, a nie jest jego dziełem. Jest różnica pomiędzy działaniem a dziełem. Syn Boży jest jakby „działaniem” Boga Ojca. Bóg Ojciec „wyraża się” przez swoje Działanie. A że Bóg jest prawdą i nie ma w nim kłamstwa to pomiędzy Bogiem a jego Działaniem nie ma żadnego dysonansu. Gdyby działanie Boga (Słowo Boże) różniło się od tego, jaki jest w swej istocie Bóg to by znaczyło, że w Bogu jest jakiś fałsz. Ale ponieważ w Bogu nie ma fałszu, to Słowo Boże jest w swej istocie tożsame z Bogiem Ojcem. Jest czym innym (drugą Osobą), ale jest tym samym Bogiem. Można powiedzieć, że Bóg Ojciec i Syn Boży są dwiema odrębnymi osobami, ale „treścią” każdej z tych Osób jest ten sam jeden jedyny Bóg.
Przejdźmy dalej: Mamy dwie Osoby. Ponieważ są to odrębne osoby, więc musi istnieć między nimi jakaś relacja. I jest to relacja miłości. I ta relacja staje się trzecią Osobą. Jest to Duch Święty. Można zapytać – skoro pojawia się trzecia Osoba to czy nie pojawi się jakaś nowa relacja pomiędzy dwiema pierwszymi Osobami, a trzecią? Tak, pewnie się pojawi. Jest to również relacja miłości. Ale ta relacja jest tożsama z relacją pomiędzy Ojcem a Synem. Jest to ten sam Duch Święty.
Zatem mamy trzy Osoby. Trzy różne Osoby, których treścią jest ten sam jeden jedyny Bóg. Czyli mamy pewien (na pewno niedoskonały) opis tego, czym jest Trójca Święta.
Ale zauważmy, że oprócz Boga Ojca (Stworzyciela), Słowa (Jego Działania) i więzi ich łączącej (Ducha Świętego) mamy i dzieła Boże. Dziełami Bożymi jest świat materialny, są istoty duchowe (aniołowie, w tym i upadli aniołowie) oraz jesteśmy, my, ludzie – istoty będące połączeniem świata materialnego i duchowego. I tu już jest różnica. Dzieła Boże zasadniczo nie są tożsame z Bogiem. Mogą się od Boga różnić. I zasadniczo się różnią. Nie będę poruszał tematów wszystkich dzieł Bożych. Skupię się na jednym, które nas bezpośrednio dotyczy – na człowieku.
Człowiek jest dziełem stworzonym na obraz Boga. Otrzymał on dar jakby „przedłużenia” działania Bożego na Ziemi – mógł być „narzędziem” w ręku Boga. Miał szansę życia w przyjaźni z Bogiem i panowania nad Ziemią tak, aby było to w pewnym sensie „obrazem” panowania Boga nad światem. Ale otrzymał też prawo wyboru – czy chce żyć w nieustannej przyjaźni i zawierzeniu Bogu, czy też chce samodzielnie rozpoznawać dobro i zło i działać na własną rękę. Człowiek popełniając grzech pierworodny zdecydował się żyć na własną rękę. I tu zaczął się jego dramat. Człowiek stał się w pewien sposób „równoległy” względem Boga. Stał się zdolny do samodzielnego podejmowania najważniejszych nawet decyzji. I ta sytuacja stała się dramatem. Człowiek mogąc postępować w sposób niezgodny z wolą Boga (czyli w sposób nazwijmy to „niesprawiedliwy”) nie nadawał się do królestwa niebieskiego, gdzie panuje wzajemna miłość, zaufanie, gdzie każdy z własnej woli oddaje wszystko, co posiada temu, kto tego potrzebuje. Uczestnictwo w Królestwie Niebieskim zakłada ofiarowanie siebie innym. Jeśli ktoś nie będzie zdolny do takiej ofiary i będzie działać w celu maksymalizacji tego, co osiągnie dla siebie bez ofiarowania swoich talentów na służbę innym to będzie wewnętrznie rozbijać to królestwo. Dlatego człowiek po grzechu pierworodnym nie mógł osiągnąć nieba. Po prostu tam się nie nadawał.
Jednak Bóg nie zostawił człowieka bez ratunku. Syn Boży, Logos, Słowo – przyszedł na Ziemię jako człowiek. On przyszedł utożsamić się z ludźmi. Wziął na siebie nasze grzechy i zaniósł je na krzyż – to jedna sprawa. W ten sposób zapłacił Bożej sprawiedliwości i poniósł karę, którą powinniśmy ponieść my sami za nasze grzechy. Ale to tylko jeden aspekt. Innym aspektem jest to, że On dał nam możliwość przemiany w Siebie. Bóg po grzechu pierworodnym nie mógł już przywrócić człowieka do stanu sprzed grzechu. Oznaczałoby to odebranie mu tego, co człowiek w swojej wolności wybrał. Ale Bóg znalazł inne wyjście: Zniżył samego siebie do poziomu człowieka dając mu możliwość stania się nie tylko dziełem Bożym, ale i jego Działaniem – Logosem, Synem Bożym, Jezusem Chrystusem, drugą Osobą Trójcy. Może to przypominać znany paradoks – czy wszechmogący Bóg może stworzyć kamień, którego nie może podnieść? I stwarzając człowieka Bóg stworzył właśnie taki kamień. Ten kamień upadł (człowiek zgrzeszył), a Bóg nie mógł go podnieść, bo wtedy złamałby wolny wybór pierwszych ludzi. Natomiast postąpił inaczej: nie ruszając „kamienia” uniżył samego siebie, przez co ten kamień znalazł się nawet na „wyższym poziomie”, niż był przed upadkiem. Czyli patrząc filozoficznie stworzył kamień, którego nie mógł podnieść, a jednak go podniósł. I to nie łamiąc praw logiki…
Jednak wróćmy od tej dygresji do głównego wątku: Jak mówi pieśń religijna, „Bóg kiedyś stał się jednym z nas, by nas przemienić w siebie”. Otóż to. To jest sens zbawienia (może nie jedyny, ale w moim odczuciu bardzo ważny). Działając na własną rękę nie możemy wstąpić do Królestwa Niebieskiego. Musimy doprowadzić do tego, żeby nasze dzieła były dziełami Boga. Inaczej mówiąc – przez nas musi działa Bóg. Ponieważ wskutek wyboru pierwszych ludzi nie możemy być jedynie "narzędziami w ręku Boga", to musimy być działaniem Boga. Mamy rzeczywiście stać się Logosem – Jezusem Chrystusem. I Bóg nam daje te możliwość. Dlatego mamy naśladować Chrystusa. Uczyć się od Niego. Żeby w końcu pozostając sobą stać się prawdziwie Chrystusem. Pomaga nam w tym np. Eucharystia. Pytałem Cię, czy uznajesz ją za metaforę, czy za rzeczywistą przemianę (spotkałem kiedyś katolika, dla którego był to tylko nieokreślony symbol, a nie rzeczywistość, więc wiem, że i takie osoby się zdarzają). Jednak Konsekrowana Hostia to dla mnie rzeczywiste Ciało Chrystusa. I spożywając ją powodujemy, że jej cząsteczki zostają wbudowane w nasze ciało powodując, że nawet materialnie nasze ciało staje się tożsame z Ciałem Chrystusa.
Dla mnie przemiana człowieka w Chrystusa jest czymś równie realnym, jak przemiana chleba w Ciało Chrystusa w czasie Eucharystii. Jest to coś, do czego jesteśmy zaproszeni, a co umożliwi nam pełny udział w Królestwie Niebieskim, gdzie mimo natury skażonej grzechem będziemy zdolni do bezwarunkowego służenia innym podobnie, jak służył nam Jezus Chrystus w czasie swojego ziemskiego żywota. Ty pisałaś, że dla Ciebie to tylko metafora. Ale jeśli uważasz, że to tylko metafora to przecież i tak coś musi znaczyć. Napisz proszę, jak Ty ją rozumiesz.
Jeszcze jedno: Odnośnie Henocha i Eliasza wobec pierwszeństwa Maryi - też trudno mi to zrozumieć. Jednak Pismo Święte mówi wprost o wniebowzięciu Henocha i Eliasza, zatem myślę, że należy uznać, że jakoś Bogu udało się to pogodzić.
|
|