logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Beata Kolek, Anna Dąbrowska
Zanim spotkasz Boga musisz spotkać siebie
List


Z o. Przemysławem Ciesielskim dominikaninem, proboszczem parafii NMP Królowej Aniołów w Korbielowie, rozmawiają Beata Kolek i Anna Dąbrowska

Ojcze, chyba jeszcze nigdy nie rozmawiałyśmy z pustelnikiem...
 
Nie jestem pustelnikiem...
 
Ale mieszkał Ojciec w samotności, w górach, daleko od ludzi.
 
To jeszcze nie czyni ze mnie pustelnika. Rok spędzony z dala od ludzi był dla mnie tylko odskocznią od normalnej pracy, a nie sposobem na całe życie. W naszym zakonie, jeśli ktoś potrzebuje dłuższego odpoczynku, to najczęściej otrzymuje zgodę na tzw. rok szabatowy, czyli rodzaj urlopu. Różnie można go wykorzystać: na studia za granicą albo wyjazd na kurs językowy. Ja chciałem po prostu gdzieś się zaszyć, pobyć w samotności...
 
Ciekawy pomysł na urlop...
 
Potrzeba samotności kiełkowała we mnie od dawna. Jeszcze przed wstąpieniem do zakonu zaczytywałem się w Tomaszu Mertonie. Napisałem u o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego pracę magisterską na temat samotności. Bezpośrednim motywem była jednak chęć odpoczynku – fizycznego i psychicznego – po szesnastu latach pracy na „pierwszej linii ognia". Byłem duszpasterzem i katechetą, osobą odpowiedzialną za finanse w trzech klasztorach, a tuż przed zamieszkaniem w lesie przeorem we Wrocławiu. To był czas bardzo intensywnego działania. Zwłaszcza końcówka dała mi się we znaki, czułem się jak zawodnik, który wybiega na ostatnią prostą i wypina pierś, żeby przeciąć taśmę na mecie.
 
Czy łatwo było Ojcu wszystko zostawić?
 
Wrocław opuściłbym tak czy tak. Kiedy przeor kończy swoją kadencję, zmienia klasztor, aby nie patrzeć na ręce swojemu następcy. Poza tym każdy zakonnik co jakiś czas zmienia miejsce pobytu, zostawia ludzi, duszpasterstwa. Dzieła, które on zapoczątkował, kontynuują inni. Pożegnanie z dotychczasowym życiem czekałoby mnie zatem niezależnie od tego, czy miałbym „rok szabatowy".
 
Ostateczną decyzję podjąłem mniej więcej rok wcześniej. Uznałem wtedy, że jeżeli człowiek niemal bez przerwy zajmuje się innymi ludźmi i ich sprawami, to istnieje niebezpieczeństwo, że utraci kontakt z samym sobą, z tym, co myśli, czuje, czego chce i pragnie. Jako przeor robiłem na ogół rzeczy, które były konieczne, nie zawsze było to jednak to, co chciałbym robić. Dlatego chciałem w samotności posłuchać swojego serca, swoich pragnień i myśli. W „byciu ze sobą" chciałem także odnajdywać Pana Boga, pobyć z Nim. Poszedłem więc do mojego prowincjała, o. Krzysztofa Popławskiego...
 
Zgodził się bez problemu?
 
Powiedział: „Miałem dla ciebie przygotowane trzy różne propozycje pracy duszpasterskiej, ale skoro potrzebujesz roku odpoczynku, to w porządku. Człowiek jest ważniejszy, robota może poczekać". Z wdzięczności obiecałem mu, że po upływie tego roku zgodzę się na każde zajęcie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że będzie to probostwo w Korbielowie.
 
Kiedy Ojciec przeprowadził się do lasu?
 
Latem 2006 r. Przez mniej więcej dwa, trzy miesiące „dochodziłem do siebie", „schodziło" ze mnie fizyczne zmęczenie. Jeszcze kiedy byłem przeorem, pod koniec kadencji, miałem czasami ochotę wyrzucić za okno dzwoniący telefon. W końcu przestał dzwonić – poczułem ulgę. Wreszcie nikt niczego ode mnie nie chciał, zresztą kontakt nie bardzo był możliwy. Domek, w którym zamieszkałem, znajduje się z dala od cywilizacji. Żadna sieć komórkowa nie ma tam zasięgu. Nie miałem ani Internetu, ani nawet komputera.
 
A radio?
 
Też nie. Tylko ciszę. Jest tam co prawda szlak wiodący na przełęcz, ale nieuczęszczany. W okolicy stoi parę innych chałup, ale tylko w jednej – nade mną – mieszkał ktoś przez cały rok. Pozostałe są sezonowe – ludzie przyjeżdżają do nich wyłącznie na lato.
 
Kiedy już zeszło ze mnie całe zmęczenie, zaczął się „na poważnie" czas bycia sam na sam ze sobą. Odkrywałem wtedy różne rzeczy. Lubię porównywać to doświadczenie do rozmrażania lodówki lub zamrażarki. Wyłączenie z prądu sprawia, że wszystko pomału zaczyna topnieć i spod lodu zaczyna prześwitywać to, co pod nim jest. Wtedy zaczęło być – powiedzmy – ciekawie.
 
Chciał Ojciec powiedzieć: ciężko?
 
Tak. Bo doświadczenie samotności jest trudne. Prawda o sobie może być czasem niemiła i niewygodna, ale trzeba ją poznawać i zmierzyć się z nią. Dzięki temu coś może się w nas zacząć zmieniać. Czasami ktoś obawia się samotności, bo boi się, że jest w nim coś, z czym sobie nie poradzi. Żeby zagłuszyć ciszę, zaczyna się czymś zajmować. Myślę, że problemem naszych czasów jest to, że robimy mnóstwo rzeczy tylko po to, by nie być z sobą sam na sam. Nadmierna aktywność staje się formą ucieczki. Nie można jednak ciągle uciekać. Dlatego kiedy ludzie pytają mnie teraz, co tam robiłem, odpowiadam: „Nic".
 
1 2 3  następna
 



Pełna wersja katolik.pl