logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Józef Augustyn SJ
Zagrożenia dla naszej wiary
Kwartalnik Homo Dei


Jezus oceniał wiarę ludzi, którzy spotykali się z Nim, prosili Go o uzdrowienie dla siebie lub swoich bliskich. Upominał tych „małej wiary”, ludzi zaś „wielkiej wiary” darzył pochwałami. Jedenastu apostołów, już po Zmartwychwstaniu, ganił za „upór serca” i brak wiary (por. Mk 16,14), a żołnierza rzymskiego, poganina, który poprosił Go o uzdrowienie swojego sługi, chwalił, mówiąc, że nie spotkał w Izraelu tak wielkiej wiary (por. Łk 7,9). Podobnie jak ludzkie sumienia, tak i wiara podlega zniekształceniom, błędom, chorobom, dlatego też słusznie mówimy o potrzebie nieustannego oczyszczania naszej wiary.
 
Bezinteresowność w praktykowaniu wiary
 
Zdarza się, że nasza wiara daje nam natychmiastowe niemal ukojenie, radość i pokój. Jednak bywa i tak, że wbrew naszym oczekiwaniom nie przynosi ulgi. Nie radzimy sobie nieraz z życiem mimo codziennej modlitwy i wzbudzanych aktów wiary. Wiara wydaje się zatem nieskuteczna w naszych życiowych zmaganiach. Takie odczucia miewają nie tylko prości wierni, lecz także wielcy święci i mistycy wynoszeni po śmierci na ołtarze. Świadczy o tym prowadzona przez nich korespondencja, duchowe zapiski czy regularnie prowadzone „dzienniki duszy”. Nie ma bowiem mechanicznego przełożenia wiary na łatwiejsze, lżejsze i sprawniejsze codzienne funkcjonowanie. Wiara nie jest gwarancją czysto ludzkiego powodzenia tu na ziemi. 
 
Nie możemy więc podchodzić do wiary interesownie i traktować jej w sposób instrumentalny. Wiara wymaga naszej bezinteresowności. Jej owoce nie zależą przecież najpierw od nas i naszych wysiłków, ale przede wszystkim od łaski Pana. Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie (Ps 127,1). 
 
Celem naszej wiary i modlitwy jest budowanie synowskiej więzi z Bogiem jako Ojcem i powierzanie Mu całego naszego życia na wzór Jezusa. Akty wiary mają kierować całe nasze życie ku Niemu. Św. Ignacy Loyola powie, że człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją [1]. To zasadniczy cel wiary. Wszystkie inne rzeczy na tej ziemi dane są nam po to – powie ojciec Ignacy – by pomagały nam w osiągnięciu tego celu, dla którego człowiek został stworzony.
 
Doświadczenie wiary mówi, że nasza egzystencja ma głęboki sens także wtedy, gdy nie radzimy sobie z przykrymi przeżyciami, upadkami, krzywdami, kryzysami czy konfliktami. Defekty w naszym codziennym funkcjonowaniu nie świadczą bynajmniej o bezsensowności naszej wiary, życia duchowego i modlitwy. Są one swego rodzaju „środowiskiem wiary”. Wołając do Boga z głębi swego udręczenia, człowiek doświadcza Jego łaski, dobroci i miłosierdzia. To dzięki nim dokonuje się, zwykle stopniowo i powoli, przemiana ludzkiego życia. 
 
Stąd też gdy na co dzień dają o sobie znać nasze słabości i wady, powinniśmy je traktować jako wyzwanie do zmagania i duchowej walki. Choć są one uciążliwe i przykre, to jednak przypominają nam nieustannie o podstawowym celu wiary: szukaniu Boga i wypełnianiu Jego woli. Tylko „w cieniu skrzydeł Boga” (por. Ps 63,8) możemy poczuć się na tyle bezpieczni i silni, by – z Jego pomocą – przezwyciężać wszelkie nasze ułomności i braki. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps 23,4).
 
Uleganie odruchom niezadowolenia z siebie, gniewu i frustracji z powodu powtarzających się słabości rodzi pokusę polegania jedynie na sobie i własnej woli. Nasz nasilony wysiłek duchowy, o ile jest pozbawiony zaufania do Boga, to choć spędza nam nieraz sen z powiek, bywa bezskuteczny. Pan natomiast daje spokojny sen ludziom pełnym słabości i ułomności, jeżeli się Mu powierzają. Bez Niego nie możemy przecież nic uczynić (por. J 15,5). Jeśli nasze nieuporządkowane reakcje i odruchy są dla nas bolesne, to dobry znak. Świadczy to bowiem o tym, że te słabości traktujemy na serio. Popełniamy jednak nieraz błąd, chcąc ten ból niemal natychmiast uśmierzyć. 
 
Św. Paweł daje nam piękne świadectwo pokornego przyjęcia swojej tajemniczej słabości. Choć prosił Boga, by mu ją zabrał, On jednak mu ją pozostawił, by nie unosił się pychą z powodu licznych łask, jakie otrzymał: Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała […]. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,7–9). Ten tajemniczy kolec sprawiał św. Pawłowi niemały ból, jednak dzięki łasce Pana nie powodował zgorzknienia i żalu. Był raczej trwałym, bolesnym znakiem i pieczęcią przynależności do Niego.
 
1 2 3 4  następna
 



Pełna wersja katolik.pl