logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Mirosław Sośnicki
Wzgórze Pana Boga
Wydawnictwo MTM


ISBN 83-920077-0-0
format A5, 208 stron

Wydawnictwo MTM
58-321 Jugowice
ul.Górna 42 A
tel (074) 8453163
www.WydawnictwoMTM.com
e-mail: MTM@WydawnictwoMTM.com


 

część 32

– Gdzie szukać Boga?
 Człowiek stawiał sobie to pytanie. Często. Może nawet zbyt często. I znajdował odpowiedź. Szukał potwierdzenia i ponownie znajdował.
Dla świętego Jana od Krzyża, dla świętej Teresy od Jezusa, czy też dla świętego Augustyna odpowiedź jest prosta. Boga należy szukać w sobie. Tak mówią święci, doktorzy Kościoła. Każdy ze świętych okupił tę wiedzę latami poszukiwań, modlitw, wyrzeczeń. Święty Augustyn mówi wprost: „To czego tak długo szukałem, jest we mnie”. Święta Teresa od Jezusa wielokrotnie powtarza: „W tobie mieszka Bóg”. Warto pamiętać, że mówiła to w czasach inkwizycji. Mówiła to wtedy, kiedy niektórzy zacni mężowie Kościoła uważali, że dzięki specjalnej łasce Bóg mieszka tylko w nielicznych. Święta miała odwagę głosić, że Bóg mieszka w każdym. Niezależnie od wyznania i od tego, co dana osoba robi, Bóg w niej mieszka. Święty Jan od Krzyża, również nie bacząc na inkwizycję, mówił, że Bóg mieszka w każdym z nas. Boga należy szukać w swoim wnętrzu. Łaską Boga, łaską Jezusa jest to, że się czasami objawia poszczególnym osobom. Święta Teresa dodaje bez ogródek: „Nie musisz się tak wydzierać na modlitwie, Bóg cię słyszy”. Zarówno święta Teresa, jak i święty Jan podają wiele wskazówek, jak dojść do Boga. Święta Teresa, której celność sformułowań cenił sobie coraz bardziej, stwierdza: „Diabeł niczego się tak nie boi, jak modlitwy wewnętrznej”. I wielokrotnie podkreśla, że jest wdzięczna Jezusowi, który jej objaśnił ten rodzaj modlitwy. Święta Teresa, którą coraz bardziej lubił, wali prosto z mostu: „Jeżeli w twojej duszy mieszka Bóg, to mieszka również w tobie Jezus, mieszka także w tobie cała boska świta”.

Zaczął się zastanawiać. Czy to, co kiedyś widział przez krótką chwilę, to bardzo piękne i bardzo mocne srebrzystobiałe światło, to, co buddyjski mnich nazwał światłem duszy, czy to światło jest obrazem Boga?
Człowiek jednak był uparty jak osioł, nie obrażając osłów, i niecierpliwy tak bardzo, że nawet nie można było z niczym tej jego niecierpliwości porównać. Zaledwie rok po swoim nawróceniu chciał już wszystko wiedzieć. Zamiast usiąść i szukać w sobie Boga, zamiast przygotowywać się starannie do mszy świętej, on z tych okruchów próbował układać obraz Boga.

Z jednej z licznych  książek o ojcu Pio zapamiętał scenę, jak próbował on wytłumaczyć swojemu przyjacielowi, że dla Boga nie ma czasu. Czas nie istnieje. Jest ciągła teraźniejszość. I ojciec Pio wyjaśniał: „Dlatego mogę się modlić o dobrą śmierć swojego pradziadka, który zmarł sto lat temu”. Przyjaciel za bardzo nie zrozumiał, więc ojciec Pio kontynuował. Gdybyśmy umarli i gdyby Bóg w swojej łaskawości dał nam po sto lat czyśćca, i gdyby po stu latach po naszej śmierci nagle ktoś o nas sobie przypomniał i zaczął się żarliwie za nami wstawiać, to Bóg sto lat wcześniej już wiedział o tym wstawiennictwie i uwzględnił je, wyznaczając  czas pobytu w czyśćcu.
Człowiek próbował wyobrażać sobie świat oczami Boga. Wszystko trwa. Wszystko jest. I tutaj wyobraźnia, która ciągle płatała mu figle, stawała się całkowicie bezużyteczna. Nie potrafił ogarnąć takiego świata. Co to za świat, który po prostu jest?!

Jeżeli się wie, że nie ma czasu, że jest tylko teraźniejszość, to bajecznie łatwe jest rozwiązanie koanu z gęsiami. One po prostu nie mają dokąd odlecieć. Po prostu są.
Pal sześć gęsi, przecież nie o nie chodzi. Tu chodzi o fundamentalne pytanie dotyczące ludzkiej nieśmiertelności. Każdy z nas ma w sobie duszę. Duszę, dla której czas nie istnieje. Michał nie mógł zniknąć czy też wyparować. On po prostu jest. 
Człowiek czuł, że nie powinien swoim słabym umysłem próbować zrozumieć, pojąć. Zawładnęło nim przeświadczenie, że dotyka tajemnicy istnienia. Jak ślepiec, który wyciąga rękę i czuje coś ciepłego, dobrego. Nie ma nic bardziej realnego niż Bóg. Bóg, który JEST. Nie ma nic bardziej realnego niż Jezus Chrystus.

I teraz można zrozumieć ten sen Marysi. Michał razem z mamą Elżbiety w złotych garniturach. Zaledwie kilka miesięcy po śmierci Michała Bóg wziął go do nieba. Mama Elżbiety na to niebo zasłużyła sobie długoletnim ciężkim i prawym życiem. Bóg, osądzając Michała, wziął pod uwagę nie tylko jego życie, ale wszystkie moje modlitwy, modlitwy Elżbiety, comiesięczne msze, msze gregoriańskie, posty.
Człowiek zrozumiał, że jeżeli będzie żył jeszcze dwadzieścia  lat i codziennie będzie się modlił za Michała, to Bóg już to uwzględnił, osądzając go.
Człowiek zrozumiał, że nie jest w stanie niczym zaskoczyć Boga. Boga, który jeszcze przed narodzeniem widział wszystkie jego uczynki. Człowiek cieszył się, że sprawił Bogu radość swoim nawróceniem, a Bóg mógł  (jeżeli oczywiście miał na to ochotę) już na początku świata cieszyć się z tego powodu.
– Boże, nie jestem w stanie Ciebie niczym zaskoczyć – wyszeptał człowiek i poczuł, jak wielki smutek przenika go całego. – Powinienem się cieszyć – dopowiedział sobie. – Michał nie umarł, ja nie umrę, Elżbieta nie umrze. I nikt z ludzi nie umrze. Bóg w Swojej miłości jest  niewyobrażalnie dobry.

Michał jest już z Bogiem, mama Elżbiety jest w niebie i z całą pewnością także babcia Aniela, która, gdy miałem osiem lat, prosiła mnie, abym został księdzem.
Jak tam jest? Stan szczęścia? Ten stan, którego tutaj Jezus dał mi przez chwilę doświadczyć. Stan wszechogarniającej miłości. Stan szczęścia, którego nie można sobie wyobrazić.
Czy jest coś jeszcze?


 



Pełna wersja katolik.pl