logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Mauro Orsatti
Wystarczy tylko miłość
Wydawnictwo Salwator


 

 
Strach dodający odwagi
 
Statek w burzy
(Mt 8,23-27)
 
Strach jest nieprzyjemnym towarzyszem. Nawet jeśli nikt nas nigdy nie przestraszył, odnajdujemy w sobie strach jako smutne dziedzictwo. Możemy bać się ciemności lub tego, co zdarzy się jutro, odczuwać lęk przed jakimś wrogiem lub chorobą, w każdym razie przed czymś, co zakłóca nasz spokój, nie pozwalając być szczęśliwym.
 
Pewnego dnia, nad Jeziorem Tyberiadzkim, także uczniowie Jezusa przeżywali chwilę wielkiego strachu. Wprawdzie byli doświadczonymi rybakami, przyzwyczajonymi do kaprysów natury, jednak tym razem burza musiała być naprawdę wyjątkowo gwałtowna i ich łódź mogła zatonąć. Na szczęście był z nimi Jezus. Jego interwencja przywróciła spokój, najpierw w sercach uczniów, a potem na wzburzonym jeziorze.
 
Ten fragment ma wartość przykładu i ostrzeżenia, które uśmierza nasze lęki, również te uzasadnione, bo Pan Jezus jest mocny, zdolny sprowadzić każdą przeszkodę do właściwych proporcji, aż do całkowitego jej wyeliminowania. Z Nim nie ma się czego bać.
 

Tekst
 
23 Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. 24 Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. 25 Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: „Panie, ratuj, giniemy!” 26 A On im rzekł: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. 27 A ludzie pytali zdumieni: „Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?”
 

Kontekst i struktura fragmentu
 
Po Kazaniu na Górze, które było przedstawieniem Jezusa jako nowego Mistrza, następują rozdziały 8 i 9 – zbiór dziesięciu cudów rozumianych jako widzialne potwierdzenie autorytetu ukazanego w Kazaniu. Czyny Jezusa są równie wyjątkowe jak Jego słowa. Słowa i czyny stanowią w Nim zróżnicowaną, ale nierozerwalną całość, dominującą również w tym opowiadaniu o cudzie dotyczącym zjawiska naturalnego.
 
Początkowe zdanie (w. 23) jest kluczem do lektury fragmentu i determinuje jego interpretację. Mówi o tym, że uczniowie poszli za Jezusem, umieszczając wydarzenie w kontekście „podążania” za Jezusem, co dla uczniów jest przyjęciem i stopniowym odkrywaniem Jego osoby. W istocie, końcowe zapytanie (w. 27), sprowokowane dokonanym cudem, jest pełnym zdumienia pytaniem o tajemniczą osobowość Jezusa.
 
Centralna część opowiadania rozpoczyna się od wyolbrzymionego kontrastu między groźnie wzburzonym jeziorem, a niewzruszonością śpiącego Jezusa (w. 24). Przestraszeni burzą i ani trochę nie podniesieni na duchu spokojem Mistrza, uczniowie budzą Go, prosząc o interwencję (w. 25). Centralny werset (w. 26) zawiera podwójną, surową wypowiedź Jezusa. Pierwsza skierowana jest do uczniów, którym wyrzuca małą wiarę w Niego. Potem zwraca się do burzy. Następują dwie reakcje: spokój jeziora i pytanie uczniów.
 

Krótki komentarz
 
Dobry marynarz nie wypływa na pełne morze, kiedy zbliża się burza, o ile nie zmusi go do tego jakiś ważny powód. Skoro w biblijnym opisie nie ma wzmianki o żadnej pilnej potrzebie, czy należało by z tego wnioskować, że uczniowie byli słabo przygotowanymi marynarzami? Oczywiście nie, ponieważ pracując jako rybacy, ciągle narażeni byli na ryzyko związane z jeziorem. Dziś również burze na jeziorze Tyberiadzkim przychodzą niespodziewanie i są nieprzewidywalne. Jezioro znajduje się ponad dwieście metrów poniżej poziomu morza i jest otoczone wzgórzami poprzecinanymi głębokimi przesmykami. Przy sprzyjających warunkach wiejący przez nie wiatr burzy wody jeziora i natychmiast wybucha nawałnica. Trudno więc ją przewidzieć.
 
Wielu uczniów było dziećmi jeziora i dlatego byli przyzwyczajeni do zmian pogody. Jednak tego dnia burza musiała być wyjątkowo gwałtowna, do tego stopnia, że łódź przykrywały fale. Wybuchł więc strach, bo poważnie zagrożone było bezpieczeństwo osób na pokładzie. Tym, co zaskakiwało i być może trochę denerwowało, był spokój Jezusa, który spał, nie przejmując się zagrożeniem. Jego sen ma wymiar realny i symboliczny zarazem. Jest to sen kogoś, kto jest zmęczony i chce odpocząć. Ale jest to też sen kogoś, kto nie ma w sobie strachu czy niepokoju, nie budzi w nim lęku zewnętrzna sytuacja. Kontrapunktem dla szalejącej złowrogo burzy jest spokojny sen Jezusa. Uczniowie, będąc już świadkami cudownych interwencji, powinni byli zachować spokój, a sen Jezusa powinien im dodać otuchy.
 
Tymczasem strach zwycięża, a ponieważ jest irracjonalny, przeszkadza dokonać spokojnej i opanowanej oceny sytuacji i popycha do instynktownych działań. Taką właśnie reakcją jest zbudzenie Jezusa i wołanie: „Panie, ratuj, giniemy!” (w. 25). Wydaje się, że słyszymy jak rozbrzmiewa pierwsze SOS w historii (według ludowej interpretacji skrót ten pochodzi od trzech pierwszych liter angielskiego zdania Save our souls, czyli: ocal nasze dusze. W rzeczywistości wybór tych liter spowodowany jest łatwością przekazania i odczytania trzech odpowiadających im znaków telegraficznych, odpowiednio: trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki). To wołanie staje się modlitwą, prawie aktem strzelistym. Chociaż wypowiedziane instynktownie, słowa te są uznaniem wyższości Jezusa i bezradności uczniów.
 
Wołanie o pomoc zostało przyjęte przez Jezusa, który udzielił pomocy daleko wybiegającej poza uspokojenie żywiołu dokonanego mocą Jego działania. Pozwolił uczniom przybić nie tylko do bezpiecznego portu, ale odnaleźć nową pewność.
Pomni swojego doświadczenia, uczniowie zostaną wysłani w świat, by zbierać sygnały SOS od wszystkich tych, którzy wśród piętrzących się trudności będą potrzebowali wskazania drogi do portu spokoju. Również oni będą musieli pomóc w pokonaniu strachu, wskazując Chrystusa jako przyczynę wewnętrznego pokoju.
 

Wiara
 
Temat wiary jest skomplikowany i ma wiele twarzy. Może być potraktowany w mało wyrazisty lub tylko aluzyjny sposób, jeśli nie będzie poparty wydarzeniem, który utożsami go ze słowami, gestami i uczuciami. Omawiany fragment może nadać tematowi wiary konkretnego wymiaru.
 
Na to, że chodzi o wiarę, wskazuje samo słownictwo: „Ludzie małej wiary” – to oczywiście mało pochlebne, ale dość powszechne określenie, które Jezus zachowuje dla swoich uczniów (por. Mt 6, 30; 16, 8). Pokazuje to również kontekst: u św. Mateusza opis burzy poprzedzają dwa opowiadania o powołaniu. W początkowym zdaniu czytamy, że „poszli za Nim jego uczniowie” (w. 23). Uczniowie są przedstawieni jako ludzie, którzy przyjęli zaproszenie Jezusa, angażując się, by dzielić z Nim doświadczenie życia. Są więc ludźmi wiary, ponieważ uwierzyli w Niego i idą za Nim. Jednak ich wiara nie jest jeszcze w pełni dojrzała, jest świeża, to dopiero jej początek. Nie mogą poprzestać na podążaniu za Jezusem, muszą wierzyć, że będąc z Nim, nie mają się czego bać. Ich wołanie: „Panie, ratuj, giniemy!” byłoby piękną modlitwą, gdyby nie podyktował jej strach, a w ostatecznym rozrachunku – chwila zwątpienia.
 
Nie chodzi o to, żeby odmówić chrześcijaninowi ludzkiego wymiaru strachu wobec niebezpieczeństwa, zwłaszcza gdy jest poważne. Chodzi o to, żeby mu przypomnieć, że obecność Jezusa pozwala sprowadzić strach do właściwych proporcji, aż do jego zdławienia. Wierzącym jest ten, kto jest pewny Bożej asysty, również w sytuacjach beznadziejnych z ludzkiego punktu widzenia. J. Daniélou pisze na ten temat:
Przedmiotem wiary nie jest wierzenie w istnienie niedostępnego Boga, znanego poprzez symbole i mity. Wiara jest wierzeniem w Boże czyny, w Boga, który jest obecny w życiu człowieka i objawia się w nim dokonując czynów, których tylko On ma moc dokonać.
 
Biblijna historia Jonasza może posłużyć jako pożyteczne wezwanie i zbawienne upomnienie. Również on napotkał trudności, wypełniając Boży plan. Przyjmijmy i pamiętajmy, że wiara jest też „ryzykiem” i „znojem”. B. Bessert wyraża się w ten sposób:
Życie wiarą nie jest spokojną równowagą. Życie wiarą jest stałą nierównowagą w Bogu.
Śpiący Jezus spokojem i pozornym brakiem zainteresowania skłania wystraszonych uczniów do odkrycia czułej obecności Tego, który może wszystko.
 
Mała wiara uczniów tkwi w myśleniu, nawet jeśli tylko chwilowym, że Jezus zostawi ich na pastwę losu. Wątpią w Jego interwencję, osobowość, w Jego miłość. Zamiast obserwować z lękiem całą sytuację, lepiej było trwać obok spokojnie odpoczywającego Jezusa. Tak jak w innych wypadkach pomógłby stawić czoła trudnościom i je pokonać. Uczniowie jednak podążają drogą, którą dyktuje im instynkt. Z ludzkiego punktu widzenia jest ona bardziej logiczna, ale z ewangelicznego mniej skuteczna: dlatego są ludźmi małej wiary.
 
Słowa Jezusa są łagodną wymówką, upomnieniem, że muszą jeszcze sporo „wędrować”, żeby naśladować Mistrza. To naśladownictwo rozpoczęło się i nigdy się nie skończy:
Małą wiarę mają ci, którzy nie mają odwagi zostawić wszystkiego i stać się uczniem. Ale małej wiary są też ci, którzy – ryzykując wszystko dla Chrystusa – nie czują się pewni i spokojni, gdy Chrystus milczy. (B. Maggioni)
 
Wiara jest też rozpoczętą drogą, która nigdy się nie kończy. Przyłączenie się do Jezusa oznacza zaryzykowanie wszystkiego w wielkim przedsięwzięciu poznania i stopniowego odkrywania. Fragment kończy się zapytaniem: „Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?”, które rozbrzmiewa przez wieki; również w sercu każdego człowieka.
 
Jezus nie jest kimś, kogo można umieścić między zwykłymi ludźmi. Nie jest enigmatyczny jak sfinks, bo poprzez słowa i czyny ułatwia odczytanie swojej tajemnicy, zapowiedzianej w Pismach. Należy cierpliwie i pokornie kontynuować zachwycającą drogę jej odkrywania.
 

Perspektywa eklezjalna
 
Porównując to opowiadanie z tym samym fragmentem u św. Marka, można zauważyć, że opis św. Mateusza mniej skupia się na szczegółach, ale w zamian jest bogatszy w teologię eklezjalną.
 
Całość ma o wiele szerszy wydźwięk, prawie kosmiczny: burza nazywana jest po grecku słowem seismňs (stąd włoskie sisma, to jest trzęsienie ziemi), które oznacza katastrofę. Nie tylko uczniowie zadają sobie pytanie, ale również – jak mówi oryginalny tekst – „ludzie” (w. 27), co ma o wiele szerszy zasięg i mogłoby nawiązywać do pytań, które prowokuje Jezus u wszystkich chrześcijan. Kiedy Jezus zwraca się do żywiołów natury – wiatru i morza, św. Mateusz używa czasownika rozkazywać, stosowanego w innym miejscu przy uwalnianiu opętanych. Jezus rozkazuje wiatrowi i morzu jakby chodziło o ludzkie potęgi: istotnie, pod tymi niszczycielskimi siłami wyczuwa się działalność mocy szatańskiej. Morze było dla Izraelczyków konkretnym wyrazem siły chaosu. Bóg pokonał je swym aktem stwórczym i podporządkował swojej woli podczas wyjścia Izraelitów z Egiptu. Teraz Jezus powtarza to zwycięstwo, okazując się silniejszym od sił natury, zmuszonej posłusznie wykonywać Jego nakazy. Wszystko jest pod kontrolą i łódź może płynąć dalej.
 
Właśnie łódź jest obiektem największego zainteresowania. Nie bez powodu, począwszy od II wieku, zaczęto przedstawiać Kościół jako okręt, który płynie przez burzę życia wspomagany przez swojego Pana w szczęśliwym dotarciu do portu. W liście św. Ambrożego czytamy:
Pośród wielu światowych mód Kościół pozostaje niewzruszony, zbudowany na apostolskiej skale i pozostaje na swoim niezniszczalnym fundamencie, opierając się wzburzonemu morzu. Rozbijają się o niego fale, ale nim nie wstrząsają. I chociaż elementy tego świata rozpadają się gwałtownie, on jednak ma bezpieczny port zbawienia, gdzie może przyjąć utrudzonych.
 
Wyrzut pod adresem uczniów znajduje odbicie w historii i staje się ostrzeżeniem dla całego Kościoła. Wierzący wszystkich czasów mogą dostrzec w nim zmienną kondycję wiary, która będąc zagrożona, musi pokonać pokusę małego zaufania do Pana Jezusa. Jeżeli On jest obecny, Jego osoba jest wystarczającym świadectwem zbawienia. Potwierdził to epizod na Jeziorze Tyberiadzkim.
 

Pytania do życia i na życie
 
1) Modlitwa w chwilach „burzy” jest spontaniczna, prawie instynktowna. Czy potrafię modlić się także w chwilach „ciszy na morzu”? Czy moja modlitwa jest dojrzała, czyli że nie tylko umiem prosić, ale też dawać, chwalić, dziękować?
2) Czy mogę powiedzieć, że mam wiarę nie tylko dlatego, że wierzę w istnienie Boga, ale też dlatego, że potrafię rozpoznać Jego zbawcze interwencje w historii ludzkości i mojej własnej? Czy przypominam sobie jakąś konkretną sytuację będącą manifestacją mojej wiary?
3) Czy mam potrzebę namacalnego doświadczania obecności Boga w moim życiu, czy też wystarcza mi pewność, że jest w nim obecny? Czy jestem pewny również wtedy, gdy „On śpi” w moim życiu?
4) Z jakimi problemami borykają się dziś wspólnoty eklezjalne? Czy biorę udział w życiu Kościoła, mając poczucie, że znajduję się na tej samej łodzi? Być może obserwuję wszystko, stojąc na brzegu? W jaki sposób włączam się we wspólnotę parafialną? A diecezjalną? W jaki sposób mógłbym poprawić jakość mojej obecności i współpracy?
5) Czy mogę powiedzieć, że moje odkrywanie Chrystusa trwa nieustannie i postępuje? Czy dzisiaj znam Go lepiej niż kilka lat temu? Dlaczego? Co i kto pomaga mi w tym odkrywaniu? A ja, czy pomagam komuś w tej zachwycającej wędrówce? Czy mogę powiedzieć, że moje zachowanie i całe życie są bodźcem dla innych do kontynuowania drogi wiary?
 

Modlitwa
 
O Panie,
ty znasz nasz strach i wiele naszych obaw.
Chociaż jesteśmy dorośli,
często jesteśmy zagubieni i niepewni jak dzieci.
Wiele, zbyt wiele rzeczy
wywołuje w nas lęk i niepokój.
Są poza tym ludzie, których się boimy
albo którym nie ufamy.
Potrzebujemy odkryć,
że przy Tobie
nasze lęki nabierają właściwych proporcji,
aż zupełnie znikają.
Twoja obecność, dyskretna i pełna miłości upewnia nas,
że nie można zapomnieć czy zaniedbać
tych, których stworzył Ojciec,
Ty odkupiłeś,
a Duch uświęcił.
Prosząc cię o uwolnienie od naszych lęków
błagamy, abyś zostawił nam tylko jedną obawę:
że Cię stracimy albo będziemy daleko od Ciebie.
Amen.
 
 

 



Pełna wersja katolik.pl