logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacek Salij OP
Wspaniałość Sądu Bożego
Idziemy


Tam, gdzie przestajemy liczyć się z Bogiem, nie tylko my sami mało już wiemy, kim jesteśmy i po co żyjemy, ale również wszystko, co tworzy nasz świat, jest jakoś wypaczone i pozbawione autentyczności.
 
Spójrzmy na te zdania w Piśmie Świętym, w których Sąd Boży przedstawiony jest jako wydarzenie radosne i wytęsknione. Oto fragment Psalmu 96:
 
„Niech się cieszy niebo i ziemia raduje;
niech szumi morze i to, co je napełnia;
niech się weselą pola
i wszystko, co jest na nich,
niech się także radują
wszystkie drzewa leśne
przed obliczem Pana, bo nadchodzi,
bo nadchodzi, aby sądzić ziemię.
On będzie sądził świat sprawiedliwie,
z wiernością swą – narody”.
 
W świecie, który oddalił się od Boga i został zdominowany przez rozmaite potęgi bałwochwalcze, nic nie jest takie, jakim by być mogło i jakim być powinno. „Stworzenie bez Stwórcy marnieje” – trafnie określił to ostatni sobór. Tam, gdzie przestajemy liczyć się z Bogiem, nie tylko my sami mało już wiemy, kim jesteśmy i po co żyjemy, ale również wszystko, co tworzy nasz świat, jest jakoś wypaczone i pozbawione autentyczności.
 
Tęsknota za Sądem Bożym
 
To dlatego zapowiedź przyjścia Boga do swojej własności budzi taką radość nie tylko Bożych przyjaciół, ale w całym stworzeniu. Myśl wyrażoną w budzącej zachwyt wizji Psalmu 96 język wykładu teologicznego oddaje w postaci następującej definicji: Sąd Boży jest to potężne i pełne miłości wkroczenie Boga w nasze ludzkie sprawy, aby przywrócić dobru wszystkie należne mu prawa i aby złu nie pozwolić na dalsze panoszenie się.

Toteż nic dziwnego, że wiara każe nam nieraz wręcz tęsknić za Sądem Bożym. W Nowym Testamencie znajduje się świadectwo, iż u pierwszych chrześcijan oczekiwanie to było niekiedy tak intensywne, że „starali się przyspieszyć przyjście dnia Bożego” (2 P 3,12) – co dla nas dzisiaj jest tym bardziej zagadkowe, że apostoł Piotr od razu przypomina, że w tym dniu „niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią”. Dlatego zaś – kontynuuje Piotr swoje wyjaśnienie – chcielibyśmy przyśpieszyć nadejście tego dnia, ponieważ „oczekujemy, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi” (w. 13).
 
Nie da się jednak ukryć, że my nieraz – mimo że przecież naprawdę wierzymy w Chrystusa – raczej boimy się Jego przyjścia na sąd, niż chcielibyśmy dzień Jego przyjścia przyśpieszać. Postawę tę wnikliwie zanalizował św. Augustyn, zresztą w komentarzu do cytowanego wyżej Psalmu: „Miłujemy Go i boimy się, że przyjdzie? Czy naprawdę miłujemy? A może bardziej miłujemy swoje grzechy? Zatem grzechy miejmy w nienawiści, a miłujmy Tego, który przyjdzie, aby ukarać grzechy. Chcemy czy nie chcemy, przyjdzie na pewno. To, że nie przychodzi teraz, nie oznacza, że nie przyjdzie później. Przyjdzie, a nie wiesz kiedy. Jeśli znajdzie cię przygotowanym, ta niewiedza ci nie zaszkodzi”.
 
W katechezie wygłoszonej 18 września 2002 roku bł. Jan Paweł II przypomniał, że w pierwszym swoim wymiarze proroctwo zapowiadające przyjście Pana na Sąd spełniło się w wydarzeniu Bożego Narodzenia oraz Jego zbawczej śmierci na krzyżu. Przyszedł On wtedy do nas w prawdziwie boskiej potędze i dokonał odkupienia całego świata. Przyszedł po to, żeby udzielić swojego boskiego poparcia wszystkiemu, co jest otwarte na miłość. Zarazem, w Wielki Piątek, Chrystus Pan zdemaskował ostateczną bezsiłę zła: chociaż siły zła w tamtej godzinie ciemności zrobiły wszystko, żeby Go zwyciężyć, poniosły całkowitą klęskę. Toteż Kościół od wieków raduje się swoim Panem i Sędzią, który – żeby powtórzyć sformułowania Jana Pawła II – „króluje z wysokości krzyża, z tronu miłości, a nie władzy”.
 
Tak czy inaczej, te dwa przyjścia Pana i Sędziego – najpierw w ludzkiej słabości, na koniec zaś w boskim majestacie – łączą się ze sobą wzajemnie. Toteż sama logika naszej wiary domaga się, żebyśmy my, którzy już teraz „oglądamy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy” (J 1,14), tęsknili i chcieli tęsknić jeszcze więcej i jak najprawdziwiej za tym dniem, kiedy „wszystko zostanie poddane Synowi, a wtedy i sam Syn [w przyjętym od nas człowieczeństwie] zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28).

Przedwieczny zamysł idealnie zrealizowany!
 
W Ewangeliach Sąd Boży porównano do żniw (por. Mt 13,30). „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie” (Mt 13,37-39) – objaśniał Pan Jezus jedną ze swoich przypowieści.

Żniwa to wydarzenie w zasadzie pozytywne i jednorazowe, wieńczące czas oczekiwania na plony. W metaforze żniw zawiera się ten przekaz, że świat ani jego dzieje nie są czymś przypadkowym. Świat ma jakiś pozytywny sens do zrealizowania i jakiś ostateczny cel do osiągnięcia. Cel nie tylko ostatni, ale ostateczny, ostatecznie dopełniający.
 
Skoro zaś ostateczny, to wiecznotrwały. Słowem, Dzień Sądu będzie to Dzień, w którym ostatecznie ujawni się wspaniałość Bożego dzieła stwórczego. Dla całego stworzenia (stąd obecność aniołów w opisach Sądu) stanie się wówczas czymś oczywistym, że zamysły swojej miłości wobec całego stworzenia Bóg doprowadził do idealnego końca i żadne ciemne siły nie zdołały Mu w tym przeszkodzić.
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl