logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Jerzy Gogola OCD
Wpływ św. Jana do Krzyża na duchową drogę Edyty Stein
Zeszyty Karmelitańskie
fot.karmel.pl


Każdy człowiek ma swoją niepowtarzalną drogę do zjednoczenia z Bogiem i musi ją przebyć osobiście. Stąd i wpływ innych na osiągnięcie tego celu, chociażby duży, trzeba rozumieć jako pewien doping, zachętę i pobudkę. W naturalnym rozwoju człowieka wpływ najbliższych, zwłaszcza w pierwszych latach jego życia, jest ogromny. Dotyczy on zarówno sfery naturalnej, jak i nadprzyrodzonej. W miarę dorastania dziecka ten wpływ maleje na skutek osiągania przez niego własnej niepowtarzalnej i autonomicznej osobowości. W wieku dojrzałym człowiek nadal potrzebuje innych ludzi, by mógł żyć i rozwijać się normalnie. Dzieje się to jednak na nieco innej zasadzie niż w wieku dziecięcym i niemowlęcym. Pomijając problem bezwiednego ulegania wpływom różnych ludzi, człowiek sam dokonuje wyboru swojego przewodnika czy przyjaciela.
 
Przechodząc do postaci Edyty Stein, sprawa wpływu Jana od Krzyża na jej duchową drogę do momentu nawrócenia (1921 r.), wydaje się być jasna: św. Jan od Krzyża nie miał na nią żadnego wpływu, ponieważ go nie znała. Nie można jednak pominąć tego okresu jej życia, jeżeli chcemy zrozumieć rolę Jana od Krzyża na jej duchowej drodze w okresie późniejszym. W tym okresie należy poszukiwać przyczyny, dla której Edyta wybrała go później za swojego duchowego przewodnika.
 
Skoro nastąpiła natychmiastowa duchowa komunia, która jest istotnym warunkiem skutecznego duchowego przewodnictwa, to musiało istnieć pomiędzy nimi pewne duchowe podobieństwo.
 
Podobieństwo życiowej drogi na płaszczyźnie historycznej
 
Dla znających dzieje życia wielkiego Mistyka karmelitańskiego i Edyty Stein tak sformułowany temat wydaje się być trochę “naciągany”, bo przecież drogi życia tych dwojga zdają się być totalnie różne. A jednak, oprócz raczej przypadkowej zbieżności dat ich życia i śmierci, można wykazać kilka znaczących podobieństw [1].
 
Zarówno Jan, jak i Edyta stracili ojca w pierwszych latach swojego życia. Stwarza to specyficzną sytuację rodzinną mającą raczej duży wpływ na dalsze wychowanie ludzkie i chrześcijańskie.
 
Łączyła ich bez wątpienia nauka. Trudno porównywać ich zdolności intelektualne, nie miałoby to zresztą większego sensu, chodzi jedynie o sam fakt studiowania chociażby św. Tomasza z Akwinu i teologii scholastycznej. Zgłębianie myśli teologicznej tych samych mistrzów bez wątpienia zbliża ludzi w ich sposobie myślenia i pojmowania rzeczywistości. Edyta miała jeszcze tę przewagę nad Janem od Krzyża, że mogła studiować dzieła jego samego i wejść, jak mało kto, w jego wewnętrzny świat, pomimo stosunkowo małej ilości świadectw autobiograficznych. Przypomnijmy, że Edyta obroniła pracę doktorską na temat empatii, wczucia się, z wynikiem summa cum laude, co się u Husserla przed nią nie zdarzało.
 
Łączyła ich posługa chorym. Ta praca wskazuje na ich wspólną cechę, jaką była wrażliwość na drugiego człowieka. Jan od Krzyża posługiwał chorym w szpitalu już jako chłopiec, Edyta była trochę starsza. Obydwoje czynili to dobrowolnie. Warto zauważyć, że Edyta pracuje jako sanitariuszka, będąc niewierzącą. Posługuje nie tylko rodakom, ale również żołnierzom innych narodowości, co przemawia tym bardziej za jej wrażliwością na człowieka, za posiadaniem niemalże wrodzonej miłości bliźniego.
 
Łączyła ich miłość do matki i rodzeństwa. Miłość do matki u Jana i Edyty jest zrozumiała już przez sam fakt, że obydwoje nie znali ziemskiego ojca. Matka była dla nich symbolem ojca i matki jednocześnie. Może i ten fakt warto uwzględnić, kiedy rozważamy ich miłość do Boga. Oni nie znali ludzkiej miłości ojca. Modlili się do Boga Ojca przez pryzmat miłości matki. Nie jest to bez znaczenia w rozumieniu miłości Boga. Należy tu też podkreślić osobowość, przedsiębiorczość i odwagę ich matek. Matka Jana kilkakrotnie musiała zmieniać miejsce zamieszkania, co wiązało się z wielkim trudem i poświęceniem. Nie zniechęcała się, kiedy odepchnęli ją krewni zmarłego męża, nie udzielając żadnej pomocy. Matka Edyty miała kilkoro dzieci do wychowania i przedsiębiorstwo zagrożone upadkiem. Była na pewno w lepszej sytuacji finansowej, ale życie wymagało od niej równie wielkiej odwagi. Edyta darzyła matkę wielką miłością. Do tego stopnia, że z uwagi na nią, oczywiście także za radą spowiednika, odłożyła na później swoje wstąpienie do Karmelu. Jednak miłość do Chrystusa była jeszcze większa. Jeśli chodzi o rodzeństwo, Jan traci jednego z dwóch braci, a pozostającego przy życiu Franciszka kocha bardzo. Warto w tym miejscu przytoczyć wyznanie tegoż brata, które stanowi rzadkiego rodzaju odsłonięcie duszy św. Jana od Krzyża. Zdarzenie ma miejsce podczas ostatniego ich spotkania w Segowii:
 
“Jednego wieczoru po kolacji wziął mnie za ręką i wyprowadził do ogrodu. Byliśmy sami; powiedział mi. Chcę ci opowiedzieć pewną historię, jaka zdarzyła mi się z naszym Panem. W klasztorze mieliśmy krzyż. Przechodząc jednego dnia obok niego, pomyślałem, że byłoby lepiej umieścić go w kościele, pragnąc, by nie tylko zakonnicy go czcili, ale również świeccy, i tak uczyniłem. Po umieszczeniu go w kościele, w najodpowiedniejszy sposób jak mogłem, w czasie gdy jednego dnia znajdowałem się na modlitwie przed nim, powiedział mi Jezus: Bracie Janie, proś mnie, o co chcesz za tę przysługę, jaką mi uczyniłeś, a ja ci to spełnię. Ja mu odpowiedziałem: Panie, chcę, byś mi dał wiele cierpieć dla Ciebie i być wzgardzonym i uważanym za nic. O to prosiłem naszego Pana i Jego Majestat tak zrządził. Że raczej cierpię z powodu wielkiej czci, jakiej jestem przedmiotem, chociaż na nią nie zasługuję” [2].
 
W klasztorze w Segowii znajduje się obraz Jezusa dźwigającego krzyż z liną na szyi, który był okazją i świadkiem tej krótkiej i niezapomnianej rozmowy.
 
Edyta, podobnie jak Jan, była najmłodszą z rodzeństwa, siódmym dzieckiem państwa Stein. Można by wiele mówić o radościach i cierpieniach związanych z rodzeństwem. Wspomnimy tylko o jej bliskości z siostrą Różą. W styczniu 1942 roku Teresa Benedykta zrozumiała, że nie może pozostać w Echt, nie narażając swoją osobą klasztoru na niebezpieczeństwo. Chce jednak oficjalnie przenieść się do Szwajcarii, do jedynego tam klasztoru karmelitanek bosych. Okazuje się, że jest tam tylko jedno miejsce, a ona bez siostry Róży nie pojedzie [3]. Po ludzku mówiąc, z bardzo dużym prawdopodobieństwem mogłaby się uratować. Ten wspaniałomyślny gest jest dla niej czymś najzupełniej oczywistym. Edyta uczestniczyła w cierpieniu swojej siostry prawdopodobnie do ostatniej chwili, przeżywając także jej śmierć.
 
Jana i Edytę łączyła Teresa z Awili. W pewnym momencie ich życiowej drogi odegrała decydującą rolę. Opatrznościowe spotkanie Jana ze św. Teresą od Jezusa miało miejsce w 1567 roku. Równie opatrznościowe, jak spotkanie Jana, miało miejsce, kilka wieków później, spotkanie Edyty z Teresą poprzez Księgę życia. Dzięki Teresie zajaśniała im prawda, której szukali. Spotkanie z Teresą było zaledwie początkiem drogi każdego z nich.
 
Godnym odnotowania jest wreszcie podobieństwo ich własnej śmierci. O Edycie wiemy, że zginęła śmiercią męczeńską przez zagazowanie. O Janie od Krzyża wiemy, że zmarł śmiercią naturalną. Ona jest męczennicą, on wyznawcą. Gdyby jednak ktoś chciał “zmierzyć” wielkość fizycznego cierpienia ostatnich dni obydwojga, kto wie, czy nie wygrałby Jan od Krzyża. Samego momentu przejścia do domu Ojca nie bało się żadne z nich. Znamy relacje dotyczące ostatnich chwil życia Jana od Krzyża, który przynajmniej 9 grudnia – zmarł 14 grudnia – znał datę i godzinę swojej śmierci i cieszył się na tę chwilę. Znamy też wielki pokój Teresy Benedykty, która również wiedziała w przybliżeniu o dacie swojej śmierci. W ostatnim liście z obozu holenderskiego Westenbork pisze do Karmelu: “Tysiączne dzięki, pozdrowienia dla wszystkich” – jakby to był list po spędzonych miłych wakacjach, a nie w przeddzień śmierci. Siostra Judyta, portugalska zakonnica, która była z Edytą w obozie i otrzymała zwolnienie (choć w dwa lata później i tak została zamordowana) zeznaje m.in.: “Widziałam także niemiecką karmelitankę, będącą w kolejce jeszcze przede mną. Jej uwolnienie również zostało anulowane. Stała blada, ale spokojna, a nawet pocieszała swoje towarzyszki w cierpieniu” [4].
 
Podobieństwo duchowe
 
Jana i Edytę łączyła, a następnie połączyła wspólna, dominująca w ich życiu, cecha ducha: pasja poszukiwania, ta sama droga Chrystusowego Krzyża i ta sama mądrość otrzymana na tej drodze – mądrość Krzyża. W zdobyciu tej wiedzy przez Edytę Jan odegrał niemałą rolę. Edyta poszukiwała Prawdy, Jan poszukiwał z pasją Miłości. Miłość poszukiwana przez Jana od początku była osobowa: była nią Miłość Chrystusa Oblubieńca, raniącego swoją miłością duszę. Prawda poszukiwana przez Edytę nieco później okazała się tą samą Osobą Jezusa Chrystusa. Nastąpiło wówczas spotkanie Prawdy i Miłości. Innymi słowy: Edyta, szukając Prawdy, odnalazła Miłość. Odnalazła ją w Krzyżu, przez który otrzymała objawienie Chrystusowej mocy – mocy miłości.
 
a) Poszukiwanie z pasją prawdy
 
Edyta mówi o swojej drodze duchowej w pierwszym rzędzie w kategoriach poszukiwania prawdy. Wspominając czasy swojej nauki w szkole, mówi: “Obudziło się we mnie pierwsze poszukiwanie prawdy” [5]. Prawda stanowi dla niej wartość najwyższą [6]. W aktach Kongregacji Pro causis sanctorum [7] mówi się nawet o jej miłości do prawdy [8].
 
“Sługa Boża miłowała prawdę ponad wszystko, szukała jej niezmordowanie, a znalazłszy ją nigdy jej nie porzuciła. Nigdy nie zniekształciła, nie ukryła prawdy ani też nie starała się uciec przed konsekwencjami odkrytej prawdy. Całe swoje życie poświęciła szukaniu prawdy. Po długim poszukiwaniu i ciężkiej walce, Bóg pozwolił się jej znaleźć. 23 marca 1938 roku pisała do s. Adelgundis: «Bóg jest prawdą a kto szuka prawdy szuka Boga, nawet jeżeli nie jest tego świadomy». Została wychowana w miłości do prawdy i szczerości” [9].
 
Dzięki pragnieniu prawdy dostała się do Getyngi, by jej szukać poprzez zgłębianie wiedzy. Tam właśnie spotkała ludzi, którzy niejako otwarli jej drogę do chrześcijaństwa.
 
Jedna z sióstr karmelitanek z Kolonii wspomina zwierzenie s. Teresy Benedykty, które miało miejsce na rekreacji: “Na Uniwersytecie we Fryburgu Bisgowijskim widniały słowa Ewangelii napisane wielkimi literami: «Prawda was wyzwoli». O, kiedy się pomyśli co jest tam nauczane jako prawda, trzeba się zasmucić bardzo! Te nauki, tak wychwalane, nigdy nie będą w stanie uczynić ludzi wolnymi” [10].
 
Leży jej na sercu zawsze prawda, bez względu na to czy znajduje się na gruncie filozofii czy teologii [11]. W jej oczach jedynie prawda zasługuje na wiarę.
 
Punktem odniesienia i kryterium badania prawdy była jej niezniszczalność. Filozofia również powinna być, w oczach Edyty, służebnicą prawdy i ona przyjmowała ją jedynie o tyle, o ile służyła prawdzie. W dziele: Byt skończony a byt wieczny napisała, że najwznioślejszym zadaniem filozofii jest przygotować drogę wierze [12].
 
Edyta wyznawała prawdę, nie zważając na wynikające z tego przykre konsekwencje. Dała temu wyraz w dniu politycznych wyborów 10 kwietnia 1938 r. Oświadczyła wówczas, że żaden chrześcijanin ani zakonnik nie może popierać reżimu wrogiego Bogu. Wezwana do niemieckiego urzędu na salut urzędnika odpowiedziała pozdrowieniem: “Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Przeoryszy Karmelu w Echt wyznała, że czuła się wewnętrznie popchnięta do takiego, po ludzku sądząc nierozsądnego zachowania, ponieważ stwierdziła, że tam wcale nie chodzi o politykę, ale o odwieczną walkę pomiędzy Chrystusem a Lucyferem [13].
 
W pierwszym okresie życia prawda zajmuje w sercu Edyty to miejsce, które należy się wierze i miłości. Był okres w jej życiu, jak zanotowała jej pierwsza biografka, że “nie mogła wierzyć w istnienie Boga” [14]. W pełni młodego wieku ogłosi się niewierzącą. Edyta w tym czasie obywa się bez Boga, ale nie obywa się bez prawdy.
 
Dzięki miłości do prawdy szuka jej na gruncie fenomenologii. Metoda fenomenologiczna była dobra na początek, ale nie prowadziła do ostatecznych rozwiązań i nie prowadziła do odkrycia ostatecznej prawdy. Katolicki filozof, Scheler, otworzył przed nią świat, który przekracza próg filozofii.
 
“Był to pierwszy mój kontakt ze światem dotąd całkowicie mi nieznanym. Nie doprowadził mnie jednak do wiary. Wprowadził mnie jednak w sferę zjawisk, wobec których nigdy nie mogłam pozostać ślepa” [15].
 
W 1917 r. ginie na wojnie filozof Reinach. Po raz pierwszy w życiu widzi u żony Reinacha zwycięstwo krzyża nad śmiercią. Pękła jej niewiara, a zabłysnął Chrystus w misterium Krzyża.
 
“Na pogrzebie Reinacha [16] spotkałam się pierwszy raz z Krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela on tym, którzy go niosą. Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy Krzyża” [17].
 
Ostatecznie i ostateczną prawdę znalazła w domu Hedwig Conrad-Martius, gdzie przez całą noc czytała Księgę życia Teresy, po czym wyznała: “To jest prawda”. Nie był to dla niej koniec, ale początek nowej drogi. Po latach szukania odkryła, że ostateczna Prawda znajduje się w Kościele, a nie na Uniwersytecie.
 
b) Poszukiwanie z pasją miłości
 
O Janie od Krzyża mówi się, że był człowiekiem jednego tylko ideału, tj. zjednoczenia z Bogiem. Był teologiem, był poetą, był człowiekiem o wielkiej wrażliwości estetycznej, ale przede wszystkim był człowiekiem Bożym.
 
Sam jasno wyznaje, że cała jego duchowa droga znaczona była ogromnym pragnieniem zjednoczenia z Oblubieńcem Chrystusem. Jego pisma jak wiadomo mają charakter autobiograficzny, chociaż on sam nigdzie tego nie mówi. Pieśń duchowa zawiera opis całej drogi duchowej do pełnego zjednoczenia z Bogiem, jego drogi duchowej i dokumentuje drogę rozpłomienionej miłością duszy, która pokonuje wszystkie przeszkody – siebie samą – osiągając upragniony cel.
 
Jan jest niezmordowanym poszukiwaczem Miłości. Kiedy komentuje werset Pieśni duchowej: “Szukając moich miłości” (PD 3) przestrzega, że aby spotkać Boga nie wystarczy tylko mówić, modlić się – trzeba działać. Poszukiwanie Boga jest zajęciem trudnym i kosztownym. Podaje przykład oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, która nie spoczęła aż znalazła tego, którego jej dusza miłowała.
 
Pierwszym warunkiem spotkania Boga jest, według niego, wyjście z siebie samego: “wyjść z domu własnej woli, i z łóżka własnych upodobań” (PD 3, 3). Ale i to nie wystarczy. Potrzebne jest jeszcze serce “wolne i silne” (PD 3, 5), które nie będzie się zatrzymywało po drodze, by zbierać kwiaty ani nie będzie się lękało dzikich zwierząt. Kto naprawdę szuka Umiłowanego, musi być oderwany, silny, cnotliwy.
 
Całe życie duchowe Jana od Krzyża jest ożywiane i poruszane przez miłość, która staje się dla niego prawdziwą pasją. Czym dla Edyty była prawda, tym dla Jana od Krzyża miłość: zdrowie duszy i lekarstwo na wszelkie zło. Zraniona miłością dusza wychodzi na poszukiwanie Umiłowanego. To jest właściwa postawa człowieka: zostaliśmy stworzeni dla miłowania (zob. PD 29, 3). Powołaniem człowieka jest Miłość. Dlatego nigdy nie będzie można dobrze zrozumieć prawdy o człowieku, pomijając Boga. On sam nas poucza o tym, kim naprawdę jesteśmy.
 
Dodać trzeba, że to poszukiwanie trwa całe życie. Dlatego wielkim błędem, popełnianym przez wierzących na tej drodze, jest niecierpliwość i chęć przeskakiwania przez etapy drogi, które należy z cierpliwością przebyć. Trzeba bowiem zrozumieć, że głównym protagonistą tej historii miłości nie jest człowiek, ale Bóg. On swoją pedagogią wyprowadza człowieka z “jego chaty” i pociąga za sobą, zapalając serce miłością. To przyciąganie Bożej miłości jest tak wielkie, jak przyciąganie kamienia przez ziemię (PD 12, 1). Tak jak kamieniowi nie pozostaje nic innego niż spadać na ziemię, tak człowiekowi, pragnącemu zjednoczyć się z Umiłowanym, nie pozostaje nic innego, jak pozwolić się miłować. Niestety, jest to proste jedynie w teorii.
 
W prologu do Drogi na Górę Karmel św. Jan ubolewa nad faktem, jak to niektórzy nie pozwalają się Bogu prowadzić. Są podobni do dzieci, które nie pozwalają się nieść kochającej matce, ale same starają się iść w swoim kierunku, niwecząc jej starania.
 
Można zauważyć u św. Jana od Krzyża pewną prawidłowość także bardzo widoczną u Edyty: osoba, która szuka, sama jest poszukiwana. (To jej szukanie jest już konsekwencją tego, że ktoś ją spotkał i wzbudził w niej pragnienie poszukiwania). Trzeba i tutaj powtórzyć prawdę, która nie jest zbyt często powtarzana: inicjatywa na duchowej drodze zawsze należy do Boga. To On pierwszy wychodzi na spotkanie człowieka, o wiele wcześniej niż człowiek zdecyduje się postawić choćby jeden krok w Jego kierunku. “Jeżeli dusza szuka Boga, to o wiele bardziej Umiłowany jej szuka” (ŻPM 3, 28). A w Założeniu do Pieśni duchowej powie nawet, że ta Boża inicjatywa w stosunku do człowieka uprzedza nawet ludzkie narodziny, jest odwieczna. Zanim człowiek się narodzi, ma już poza sobą długą historię miłości Boga do niego.
 
Kto szuka prawdy lub miłości znajduje o wiele więcej niż to sobie wyobrażał: bo znajduje Boga.
 
c) Droga i mądrość Krzyża Chrystusowego
 
O Janie od Krzyża wiadomo, że krzyż znaczył jego ziemskie życie od samego dzieciństwa, dzięki czemu być może łatwiej mu było bardzo szybko zrozumieć Miłość Bożą zniżającą się ku człowiekowi w Chrystusie Ukrzyżowanym i tak połączyć swój los z Jego losem. Świadomie zmienia predykat przy imieniu: z “od św. Macieja” na “od Krzyża”, by w ten sposób wyrazić specyfikę swojej duchowej drogi.
 
Tak ją właśnie uchwyciła sama Edyta kiedy pisała Wiedzę Krzyża. “Trzecia część książki «Naśladowanie krzyża» będąca szkicem jej myśli, pisze J.I. Adamska, stanowi fragment biografii świętego Jana od Krzyża z punktu widzenia jego miłości do Ukrzyżowanego Chrystusa. Edyta Stein chciała ukazać owoce nauki Świętego na przykładzie jego własnego życia oraz podkreślić zgodność jego życia z jego dziełem i doktryną” [18]. Innymi słowy, chciała pokazać, że Doktor Mistyczny dzieli się tym, czego doświadczył i prowadzi po drodze, którą przeszedł i o której wie, że jest najkrótsza i niezawodnie prowadząca do celu.
 
Krzyż był również obecny w życiu Edyty. Trudno byłoby opisać dokładnie jego koloryt. Wymieńmy tylko dwa fakty: relacja wielkiej miłości do matki, która tak bardzo została doświadczona jej przejściem na katolicyzm, i przynależność do narodu żydowskiego. A wiadomo, że człowiek najbardziej cierpi na tle relacji do osób. Ciężar swojego krzyża przeżywa stopniowo w coraz głębszych pokładach duszy.
 
W 1933 roku uczestniczy w godzinie świętej, którą prowadzi kanonik Wüsten. W tym właśnie kontekście daje takie świadectwo:
 
“Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego Krzyż zostaje teraz złożony na naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, lecz ci, co rozumieją, ci muszą być gotowi w imieniu wszystkich wziąć go na siebie. Chcę to uczynić, niech mi tylko wskaże jak. Gdy nabożeństwo się skończyło, miałam wewnętrzną pewność, że zostałam wysłuchana. Ale na czym ma polegać to dźwiganie krzyża, tego jeszcze nie wiedziałam” [19].
 
Edyta umiała połączyć swój krzyż, związany z jej relacją do najbliższej rodziny i krzyż przynależności do narodu żydowskiego z Krzyżem Chrystusa.
 
Na tle obozu koncentracyjnego z tym wszystkim, co on oznacza, u Edyty widać wyraźnie, jak miłość płynąca od Chrystusa Ukrzyżowanego jest silniejsza od największego cierpienia i największej ludzkiej podłości.
 
W obozach, przez które przeszła, zachowuje godną podziwu pogodę ducha. Świadczą o tym posiadane przez nas świadectwa. Musiał się do tego przyczynić kontakt z mistyką św. Jana od Krzyża, który zaowocował ostatnim jej dziełem Wiedza Krzyża. Opisując w nim doświadczenie Jana, które stało się nośnikiem doktryny mistycznej, opisuje jednocześnie własną drogę. “Droga do pełni zjednoczenia jest drogą wiary, a droga wiary jest drogą nocną” [20]. Noc i krzyż są nierozdzielne.
 
Czynne wejście w noc Edyta interpretuje jako podjęcie krzyża [21], gdyż cała droga przez noc jest drogą ewangeliczną. “Nikt z was, który nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada (przez pożądanie), nie może być moim uczniem” (Łk 14, 33). Podjęcie trudów i cierpienia, płynącego z wyrzeczeń, jest podjęciem własnego krzyża [22].
 
“Czynne wejście w ciemną noc zmysłów jest równoznaczne z ochotnym przyjęciem krzyża oraz cierpliwym jego niesieniem. Lecz przy samym niesieniu krzyża nie umiera się. Może się wydać na ukrzyżowanie, ale nie może się sam ukrzyżować. Dlatego wszystko, co rozpoczęła noc czynna, musi być uzupełnione w nocy biernej” [23].
 
Noc bierna interpretowana jest przez Edytę jako ukrzyżowanie [24].
 
“Cierpienia w tym stanie możemy bez przesady nazwać ukrzyżowaniem: przygważdżają one niemożnością posługiwania się siłami naturalnymi. Do oschłości dołącza się męka z powodu lęku, czy idzie się prawdziwą drogą” [25].
 
Droga i śmierć krzyżowa polega na ogołoceniu władz duchowych [26]. “Jeżeli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje” (Mk 8, 34). Edyta aplikuje tę naukę, za św. Janem od Krzyża, do procesu wewnętrznej przemiany. Przytacza długi urywek Drogi na górę Karmel, streszczający tę naukę:
 
“Chrystus jest naszą drogą. Wszystko polega na tym, aby zrozumieć jak iść za Jego przykładem. Po pierwsze: jest pewne, że Chrystus umarł: co do zmysłów umierał duchowo przez całe swoje życie, a naturalnie w swej śmierci. Sam bowiem powiedział, że w życiu nie miał, gdzie by głowę skłonił (Mt 8, 20). Po drugie: w chwili śmierci został w swej duszy całkowicie opuszczony. Ojciec pozostawił Go bez żadnej pociechy, bez ulgi, w ostatecznej oschłości, tak że zmuszony był wołać z krzyża: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27, 46). Było to największe odczuwalne opuszczenie w Jego życiu. Ale też wtedy dokonał dzieła większego niż wszystkie znaki i cuda, które zdziałał: pojednał i połączył przez łaskę rodzaj ludzki z Bogiem. A dokonało się to w chwili, gdy nasz Pan wyniszczony był we wszystkim. Opuścili Go ludzie, opuszczały Go siły przyrodzone, dla których śmierć była ostatecznym wyniszczeniem. Opuścił Go i Ojciec, pozostawiając bez pociechy i pomocy. I w tym opuszczeniu, zupełnie ogołocony i równocześnie wyniszczony, starty w proch, odkupił winę i pojednał ludzi z Bogiem.
 
Ten przykład pozwala zrozumieć tajemnicę Chrystusa jako bramy i drogi do zjednoczenia z Bogiem: tym głębiej się ktoś z Bogiem zjednoczy i większego dokona dzieła, im więcej się dla Niego wyniszczy w tym, co zmysłowe i duchowe. A jeśli ktoś w najgłębszym uniżeniu dojdzie do unicestwienia, do całkowitego nic, osiągnie wtedy duchowe zjednoczenie z Bogiem, najwyższy stan osiągalny w tym życiu. Polega on nie na wewnętrznych pokrzepieniach, radościach i odczuciach, lecz na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i w duchu, zewnętrznie i wewnętrznie (DGK II, 7, 6-11)” [27].
 
Cała ta nauka dotyczy biernego oczyszczenia zmysłów i znajduje się w części drugiej: “Nauka Krzyża”. Po niej, zgodnie z logiką oczyszczenia, w ujęciu Jana od Krzyża, przechodzi do omawiania biernej nocy ducha [28], dając tytuł tej części dzieła “śmierć i zmartwychwstanie”. Na drodze mistycznej przychodzi taka “chwila” [która może trwać kilka lat], kiedy wierzący pogrąża się całkowicie w ciemności i pustce. Nie pozostaje mu nic, na czym mógłby się tak po ludzku oprzeć, jak tylko wiara. Ona stawia mu przed oczy Chrystusa: ubogiego, poniżonego, ukrzyżowanego, “opuszczonego” na Krzyżu przez Ojca.
 
“W Jego ubóstwie i opuszczeniu człowiek odnajduje siebie. Oschłość, odraza, udręczenie są «czysto duchowym krzyżem», który [człowiek] ma wziąć na swoje ramiona” [29].
 
Bierze ten krzyż z miłości, którą Bóg coraz potężniej w nim rozpala. Moc porównywalną do ognia posiada kontemplacja wlana. “Wieczna miłość jest ogniem pożerającym dla wszystkiego, co przemija” [30]. Edyta snuje myśl dalej, mówiąc, że w wierzącym, który kroczy drogą nocy dokonuje się to, co w misterium Chrystusowej śmierci: “Wnętrze jego duszy (Jezusowej) trawił nieustannie ekspiacyjny ogień cierpień całego Jego ludzkiego życia, który doszedł do szczytu w Ogrodzie Oliwnym i na Krzyżu” [31].
 
Rozważanie tej części Wiedzy Krzyża wieńczy odniesieniem misterium Jezusa Ukrzyżowanego do wierzącego poddanego oczyszczeniom biernej nocy ducha:
 
“W Męce i śmierci Chrystusa ogień pochłonął nasze grzechy. Kiedy w to wierzymy, kiedy w płynącym z wiary oddaniu przyjmujemy całego Chrystusa, to znaczy, że obieramy drogę naśladowania Go i tą drogą kroczymy, wówczas poprowadzi On nas «Przez swe cierpienie i krzyż do chwalebnego zmartwychwstania». Tego właśnie doświadcza się w kontemplacji: przejścia przez ogień ekspiacyjny do szczęśliwego zjednoczenia w miłości. A to wyjaśnia podwójny charakter kontemplacji: jest śmiercią i zmartwychwstaniem. Po ciemnej nocy jaśnieje żywy płomień miłości” [32].
 
Ostatnim punktem tej drugiej części Wiedzy krzyża jest już “Chwała zmartwychwstania”. W tej części komentuje Żywy płomień miłości [33].
 
Jan od Krzyża będąc przełożonym klasztoru w Segowii, dał dowód swojemu rodzonemu bratu Franciszkowi, że posiada mądrość ewangeliczną – mądrość krzyża. Dla Chrystusa tu na ziemi pragnął jedynie “cierpieć i być wzgardzonym”.
 
Z polecenia przełożonej, poprzez dzieło o Janie od Krzyża, chciano uczcić czwarte stulecie jego narodzin. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja, która nie wszystkich jednak przekonuje. Stawia się na przykład nie bezpodstawną hipotezę, że chciano dać jej trochę więcej czasu i zająć umysł Edyty wobec tragicznych wydarzeń [34].
 
Jan i Edyta, krocząc Chrystusową drogą, zrozumieli, że zjednoczenie z Bogiem, do którego i my mamy zaszczyt być zaproszeni, nie jest możliwe do osiągnięcia bez krzyża. Poprzez krzyż dopełniona jest miłość pomiędzy Oblubieńcem a duszą. Ukrzyżowanie w życiu duchowym oznacza śmierć dla życia na płaszczyźnie czysto zmysłowej.
 
Bez krzyża nie można naśladować Chrystusa i nie można wejść do Jego chwały. Tak Krzyż, jak i noc wiary oczyszcza człowieka, każe mu złożyć swoją ufność jedynie w Bogu. Ufać Bogu – to pozwalać działać Duchowi Świętemu, który w zaskakujący sposób przemienia człowieka w płomień miłości (upodabnia miłość człowieka do miłości Boskiej). W taki oto sposób wiedza krzyża, nie mając nic wspólnego z jakąkolwiek formą masochizmu, jest pieśnią o godności człowieka, którego Bóg uczynił uczestnikiem swojego [35].
 
Wiedza Krzyża opracowywana pisemnie będzie jednocześnie udziałem Edyty. Jej życie było drogą krzyżową, ale dzięki zdobytej “wiedzy krzyża” przeszła ją tak godnie i przykładnie!
 
Miesiąc po wydarzeniach “kryształowej nocy” pisze: “Pozwolono mi mieć takie imię zakonne, jakie chciałam. W słowie krzyż widziałam symbol przeznaczenia ludu Bożego […]. Dzisiaj z pewnością posiadam o wiele dokładniejsze znaczenie tego, co oznacza być poślubioną Panu pod znakiem Krzyża. Nigdy nie będzie tego można do końca zrozumieć, gdyż jest to misterium”. Z Echt pisze do tej samej osoby po trzech tygodniach: “Nie ma ludzkiej pociechy, jednak ten, który nakłada krzyż umie czynić ciężar słodkim i lekkim” [36].
 
Edyta doświadczyła smaku tej wiedzy miłosnej, o której pisała i którą zdobywała w życiu. Wiedza krzyża, która jest przecież delikatną miłością odwzajemnianą Umiłowanemu Ukrzyżowanemu, przenika całe jej życie.
 
W obliczu zagrożenia życia pisze z klasztoru w Echt w grudniu 1941 roku: “Scientiam crucis zdobywa się tylko wtedy, gdy się samemu do głębi doświadczy krzyża. Od początku byłam o tym przeświadczona z całego serca: Ave Crux, Spes unica” [37].
 
Jan od Krzyża jako przewodnik na duchowej drodze Edyty Stein
 
Pierwsze spotkanie. “Spotkanie” Teresy Benedykty od Krzyża z Wielką Teresą z Awili miało miejsce w lecie 1921 roku i było ukoronowaniem jej poszukiwania Prawdy, a zarazem początkiem nowej drogi – drogi w towarzystwie Chrystusa. Istnieją hipotezy typu: o ile Teresie zawdzięcza nawrócenie na katolicyzm, to Janowi od Krzyża wstąpienie do Karmelu [38]. Niewykluczone, że odegrał on jakąś rolę w podjęciu przez nią decyzji życia w Karmelu. Jednak brak jest konkretnych dowodów, by podtrzymać taką tezę. Można stawiać jedynie hipotezy.
 
O jakimś znaczącym “spotkaniu” Edyty Stein z Janem od Krzyża przed wstąpieniem do Karmelu trudno byłoby mówić. Faktem jest, Edyta Stein “znała go” jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu i uważała za wielkiego świętego i mistyka.
 
Najwcześniejsze znane nam jej wyraźne świadectwo znajduje się w liście do Romana Ingardena z roku 1927 [39] (na 6 lat przed wstąpieniem do Karmelu). Carla Bettinelli twierdzi, że jedno z pierwszych “spotkań” Edyty z Janem od Krzyża należy umiejscowić w roku 1926, kiedy został on ogłoszony doktorem Kościoła [40]. Edyta znajduje się wówczas w Spirze, gdzie studiuje św. Tomasza i bez wątpienia uczestniczy w ważnych wydarzeniach Kościoła. Prawdopodobnie już wówczas znała jego dzieła. Z kolejnego listu do Ingardena, pisanego zaledwie w dwa miesiące później (Bergzabern, 1 stycznia 28), wynika niedwuznacznie, że ma poza sobą lekturę pism świętego Doktora Mistycznego [41] i że jego mistyczne doświadczenie odgrywa w jej życiu duchowym ważną rolę [42]. Nie ulega wątpliwości, że św. Tomasz w pewnej mierze przygotował Edytę do kierownictwa Jana od Krzyża. Bowiem studium dzieł św. Tomasza z Akwinu wnosi pewną nowość w jej dążeniu do Boga. Otóż zaczyna pojmować, że wiara jest drogą do prawdy. To, czego rozum nie jest w stanie pojąć, wiara odkrywa. Tym zaś, czego rozum nie jest w stanie pojąć, gdyż przekracza wszelką filozofię, jest miłość [43].
 
Lektura dzieł św. Tomasza prowadzi Edytę do rozumienia rzeczywistości w sposób bardziej teologalny. Już na początku życia zakonnego spotykamy się z faktem, że Edyta jest prowadzona przez Jana od Krzyża. Przed rekolekcjami, z okazji otrzymania habitu, wzięła na rozważania dzieła św. Jana od Krzyża. Rok później, kiedy przyszedł czas złożenia pierwszych ślubów, uczyniła to samo.
 
Fakt istnienia pewnej zażyłości duchowej w momencie wstąpienia do Karmelu. Imię zakonne otrzymane zaraz po wstąpieniu do Karmelu wyraża prawdę o jej drodze duchowej: Teresa – odkrycie Chrystusa; Benedykt – opactwo benedyktyńskie w Beuron, gdzie spędzała niektóre święta wielkanocne i przeżywała niezapomniane chwile [44]; gdzie ówczesny opat R. Walzer [45] był jej kierownikiem duchowym; Krzyż – który był miejscem jej spotkania ze św. Janem od Krzyża.
 
Był okres w życiu Edyty, kiedy jej mistrzem był Husserl. Nieco później jej mistrzem stał się św. Jan od Krzyża.
 
Sposób rozumienia przewodnictwa duchowego. Mądry przewodnik idzie przodem, stąd i jego nazwa. Jeżeli droga znajduje się w ciemności, bierze za rękę, ale nie na ręce. Na ręce bierze się niemowlęta. Taki obraz Teresa z Lisieux odnosi do Boga, nie do człowieka. Edyta była osobą nieprzeciętnie zdolną intelektualnie, dojrzałą psychicznie, emocjonalnie i duchowo w tym czasie, kiedy spotkała na swojej drodze duchowej św. Jana od Krzyża. Nie potrzebowała przewodnika po to, by czuć się psychicznie dobrze, ale by iść drogą własnego niepowtarzalnego powołania. Przewodnik stanowi pomoc, ale za nikogo sam nie będzie stawiał kroków. Dlatego Jan od Krzyża jest dla niej mistrzem, który nie ciągnie po swojej drodze, ale prowadzi ją za rękę po jej osobistej drodze.
 
Przedmiot przewodnictwa. Św. Jan od Krzyża, jak powszechnie wiadomo, jest przewodnikiem po drodze prowadzącej przez noc na szczyt mistycznej góry Karmel, tzn. do przebóstwiającego zjednoczenia z Bogiem przez miłość. L. Boriello zauważa [46], że Edyta przebywała drogę, którą szedł również Jan od Krzyża i nabyła tę samą, co on wiedzę, mianowicie wiedzę Krzyża, a nawet mądrość Krzyża. Owa mądrość ma za przedmiot misterium Chrystusowego Krzyża i Zmartwychwstania, czyli nieograniczoną miłość Boga do człowieka przeżywaną we własnym życiu.
 
Zakończenie
 
Wykazane powyżej podobieństwo czy raczej pokrewieństwo pomiędzy tymi dwoma wielkimi postaciami chrześcijaństwa i Karmelu każe być ostrożnym w precyzowaniu granic wpływu Jana od Krzyża na duchową drogę Edyty Stein. Stwierdzamy bowiem fakt wielkiego ich podobieństwa do siebie, ale ono jest wynikiem podobieństwa do Chrystusa w Jego misterium Krzyża. To podobieństwo realizuje Duch Święty. Byłoby rzeczą ryzykowną określić precyzyjnie, ile i co zawdzięcza Edyta świętemu Janowi od Krzyża. Można jednak ogólnie stwierdzić, opierając się na faktach, że Jan od Krzyża jest uznawany nie tylko za duchowego przewodnika całego Karmelu, ale nawet za ojca. W Karmelu nie jest nawet potrzebne pewne osobiste zapotrzebowanie na jego pomoc, gdyż osoby tam żyjące już z racji swojego karmelitańskiego powołania powinny iść drogą, którą szedł Jan od Krzyża. Świadczy o tym następujący fakt: w 1939 roku s. Teresa Benedykta została poproszona o przygotowanie krótkiej refleksji z okazji święta Podwyższenia Krzyża Świętego, którą zwykle głosiła sama przeorysza. Skorzystała z tej okazji, by ukazać powołanie karmelitanki w świetle Krzyża Chrystusa. Ostatecznym sensem Krzyża, rozważa Edyta, jest wyzwolenie świata od zepsucia grzechu, od śmierci. W tym celu osoba zakonna ma się pozwolić przybić z Chrystusem do Krzyża. Gwoździe to trzy śluby. Chrześcijanin razem z Chrystusem podejmuje się ekspiacji na Krzyżu za grzechy świata. Krzyż jest jedyną nadzieją zbawienia świata. Oblubieńcem karmelitanki, jak i każdej duszy, jest Baranek Boży, złożony w ofierze za grzechy świata. Jeżeli ona ma iść za Nim aż do chwały, to przed nią jest ta sama Jego droga.
 
Dokładnie tę samą naukę odnajdujemy u św. Jana od Krzyża, jak to zostało zasygnalizowane wyżej.
 
Zatem już z racji powołania karmelitańskiego wpływ Jana od Krzyża na Teresę Benedyktę od Krzyża [Edytę Stein], karmelitankę bosą, był bardzo duży, a wykazaliśmy, że był on szczególny także z innych racji.
 
Jerzy Gogola OCD
Zeszyty Karmelitańskie | Mistyka i mistycy Karmelu, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007.
________________________________
 
 
[1] Edyta Stein przychodzi na świat w 1891 roku, a więc dokładnie 300 lat po śmierci Jana od Krzyża; ponosi śmierć w 1942 – dokładnie 400 lat od narodzin Jana od Krzyża.
[2] Cytat za: Bóg mówi pośród nocy. Święty Jan od Krzyża życie – nauka – czasy (album), Kraków 1991, s. 341.
[3] Teresia a Matre Dei, Edith Stein. En busca de Dios, Estella (Navarra) 1987, s. 279.
[4] Tamże, s. 290.
[5] ESW, Freiburg 1954-1991, t. 7, s. 119.
[6] J.M. Garcia Rojo, Juan de la Cruz y Edith Stein. Caminos convergentes, RevEsp 50(1991), s. 419-442.
[7] Congregatio pro causis sanctorum P.N. 1182, Teresiae Benedictae a Cruce. Positio super martyrio et super virtutibus, Roma 1986.
[8] Tamże, s. 69.
[9] Tamże.
[10] Tamże, s. 74, nr 119.
[11] Por. tamże.
[12] Por. tamże, nr 120.
[13] Por. tamże.
[14] Za: T.R. Posselt, Una gran mujer de nuestro siglo, San Sebastian, 1953, s. 22.
[15] Congregatio pro causis sanctorum P.N. 1182, Teresiae Benedictae a Cruce. Positio…, s. 70, nr 115.
[16] Reinach był prywatnym docentem filozofii.
[17] E. Stein, Wiedza Krzyża, s. 201.
[18] J.I. Adamska, Od tłumacza, [w:] E. Stein, Światłość w ciemności, t. 2, s. 9.
[1] E. Stein, Wiedza Krzyża, s. 220.
[20] E. Stein, Światłość w ciemności, t. 2, s. 55.
[21] Tamże, s. 56.
[22] Por. tamże, s. 57.
[23] Tamże, s. 59.
[24] Por. tamże.
[25] Por. tamże, s. 61.
[26] Por. tamże, s. 69.
[27] E. Stein, Światłość w ciemności, t. 1, s. 70-71.
[28] Tamże, s. 23n.
[29] Tamże, s. 123.
[30] Tamże, s. 182.
[31] Tamże, s. 184.
[32] Tamże.
[33]  Tamże, s. 184n.
[34] Por. J.M. Garcia Rojo, Juan de la Cruz y Edith Stein. Caminos convergentes, s. 438.
[35]  Por. tamże, s. 439.
[36] Por. tamże, przypis 42.
[37]  E. Stein, Światłość w ciemności, t. 1, s. 280.
[38]  Por. J.M. Garcia Rojo, Juan de la Cruz y Edith Stein. Caminos convergentes, s. 430-431.
[39] Por. E. Stein, Briefe an Roman Ingarden (1917-1938), Herder, Freiburg-Basel 1991. “Tam, gdzie brakuje własnego doświadczenia, trzeba odwołać się do świadectw homines religiosi. A tych wszakże nie brakuje. Najbardziej wymowne są w moim odczuciu świadectwa mistyków hiszpańskich: Teresy i Jana od Krzyża” (Spór o prawdę istnienia. Listy Edith Stein do Romana Ingardena, Kraków-Warszawa 1994, L 116, s. 196. Podobnie w L 119 z 1 stycznia 1928 r.).
[40] C. Bettinelli, Edith Stein legge l’Io di Giovanni, [w:] Quaderni Carmelitani, 9(1992), s. 167.
[41] “Radziłabym Panu tylko, raz już Panu o tym pisałam, oprzeć się na dziełach mistyków i wielkich świętych Kościoła: historii życia św. Teresy (?) i pismach św. Jana od Krzyża” (Spór o prawdę istnienia, s. 199).
[42] Por. tamże, L 119.
[43] Por. J.M. Garcia Rojo, Juan de la Cruz y Edith Stein. Caminos convergentes, s. 429.
[44] “W Czwartek Tygodnia Męki Pańskiej pojechałam do Beuron. Od 1928 roku obchodziłam tam corocznie Wielki Tydzień i Wielkanoc, odprawiając jednocześnie także moje rekolekcje” (E. Stein, Światłość w ciemności, t. 1, s. 219).
[45] Congregatio pro causis sanctorum P.N. 1182, Teresiae Benedictae a Cruce. Positio…, s. 10-11. “Odkąd znalazłam w Beuron swe zacisze klasztorne, wolno mi było widzieć w opacie Rafale «swego przełożonego» i wszystkie ważne kwestie przedstawiać mu do rozstrzygnięcia” (E. Stein, Światłość w ciemności, t. 1, s. 219).
[46] L. Boriello, Giovanni della Croce e Edith Stein, “Rivista di ascetica e mistica”, 16(1993), s. 69.
 
 



Pełna wersja katolik.pl