logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Wydawnictwo Pomoc


Poprzez posługę o. Augustyna, paulina z Krakowa, Jezus mówi Ci: „Nie załamuj się, Ja mogę uczynić twoje życie szczęśliwym. Tylko pozwól mi działać, pozwól mi położyć dłonie na twojej głowie, nie uciekaj...”. 
 

Wydawca: Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa Pomoc
ISBN: 978-83-7256-895-3
Format: 135 x 195
Stron: 336
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 
Opowieść o cyrku


Opowiem jeszcze taką historię, która będzie alegorią, przypowieścią do tego, o czym mówiliśmy. Wyobraź sobie cyrk. Cyrkowy treser miał 10 osłów. Wiele lat przyuczał je do pewnych sztuczek – do 10 różnych sztuczek. Wśród nich była i taka, że na okrzyk "hossa!" osiołki stawały na przednich nogach, podnosiły zadki do góry, kopytkami rzucały w powietrzu, rżały, strzygły uszami..., były posłuszne na ten okrzyk i wyczyniały różne przedziwne ruchy całym ciałem. Żeby tresura dała efekt, treser oczywiście karcił te osły, bił i ranił. A one, bojąc się bólu, zachowywały się dokładnie tak, jak chciał treser. Treser krzyknął "hossa!" i osiołki w napięciu tańczyły. Ich ruchy były już mechaniczne, rżały nerwowo i na koniec wszystkie kręciły się wokół siebie. O to chodziło treserowi. Osły bardzo lubiły tę ostatnią zabawę, bo ona zwiastowała, że już niedługo będzie koniec numeru i one wszystkie zejdą wtedy z areny. Osły lubią kręcić się wokół siebie w ogóle, z natury. Ale treser nauczył je czynić to w taki sposób, że wyglądało to na bardzo piękny balet, wywoływało gromki aplauz publiczności wyrażony oczywiście oklaskami i treser przed każdym przedstawieniem ćwiczył to z osłami wielokrotnie, żeby żaden się nie pomylił. A jeśli się opierały, mocno je kaleczył. Bojąc się kolejnych zranień, osły zawsze posłusznie zachowywały się na arenie cyrkowej. Po przedstawieniu, pochylone, wracały do stajni i tam wiązało się je przy żłobie. Pewnego dnia jeden z osłów został wykupiony, no, może inaczej – odkupiony – z cyrku przez jakiegoś księdza, który zamierzał go wykorzystać na procesji w Niedzielę Palmową. Kiedy już zorganizowano procesję, osiołek dźwigał na sobie przebranego za Jezusa miejscowego organistę (bo jako jedyny w tej parafii nosił brodę) i był bardzo zadowolony, strzygł uszami i spokojnie sobie stąpał z kopytka na kopytko. Dzieci były zadowolone, kobiety, mężczyźni, wszyscy klaskali i w końcu z tej radości – i księdza proboszcza i wszystkich, ludzie zaczęli wołać "Hosanna!". Osioł nagle stanął jak wryty, rzucił nogami w górę, zaczął rżeć... Organista wystrzelił przez jego głowę i wylądował niestety gdzieś tam na bruku z wielkim śliwkowym guzem, takim, że własnymi oczami go widział. Wszyscy byli przerażeni tym co się stało?! Jak taki pobożny osiołek, na wskutek jednego okrzyku mógł dokonać takiego wywrotu? Jeden bodziec i nastąpił powrót do starych mechanizmów...

Właśnie! Na szczęście ksiądz proboszcz nie zbił osiołka, tylko postanowił oduczyć go tych odruchów, ale musiał zdecydować się na jeszcze jedną kilkuletnią tresurę. Tresurę zmienia się tresurą, czymś innym się nie da. Nie wystarczy jedynie wykupić osiołka, musi być jeszcze jedna tresura – jakiś rodzaj karcenia, który wyprostuje ludzkiego ducha, a nawet i ciało. Dopiero wtedy osiołek może się zmienić naprawdę. No i tak się stało, Ksiądz oddał osiołka do innego tresera, który też miał dziwnym trafem 9 osiołków, więc była taka ośla wspólnota i te osiołki przeżywały sobie jeszcze jedną tresurę. Tym razem treser stosował inne metody. Osiołek po pewnym czasie na słowo "Hosanna!" szedł majestatycznym, dumnym krokiem, bardzo spokojnie, tak, że nie tylko organista, ale i ksiądz proboszcz mógłby na nim spokojnie zasiąść i bez problemu wjechać do kościoła jak do Jerozolimy... I tak się stało.

Coś takiego dzieje się z człowiekiem, który był tresowany przez zło, tak jak ta kobieta w Ewangelii. Przez 18 lat była "na tresurze" u szatana, była pochylona przez lęki, przez jakieś zaniepokojenia, przez stany depresyjne, przez załamanie, może przez jakiś grzeszny nałóg. Czy może się w jeden dzień tak wszystko zmienić? W jeden dzień może się rozpocząć, ale potem, żeby nauczyć się chodzić wyprostowanym, może trzeba znowu 18 lat. Szatan ma swój "cyrk" i ten cyrk nazywa się "pokusa". Tutaj wielu trafia w różne zniewolenia. Ale nawet, jeśli uda się wykupić jakiegoś "osiołka", przez jakiegoś bożego człowieka, to taki "osiołek" potrafi wrócić do utartych mechanizmów nawet w najpobożniejszym momencie, w najświętszej chwili swego losu, w jednej chwili, na głos jednego szeptu pokusy, z powodu której odezwą się stare przyzwyczajenia. O tym mówi Jezus w 8 rozdziale Ewangelii św. Jana, w 34 i 36 wierszu mówiąc o grzechu: Odpowiedział im Jezus: <<Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu, a niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni>>. Tylko Jezus uwalnia! Jeśli Jezus Chrystus obdarza wolnością, to jest ona prawdziwa. Jemu potrzeba powiedzieć całym sobą, całym sercem: "Jezu Chryste, wierzę, że tylko Ty dajesz odkupienie, tylko Ty jesteś moją jedyną, prawdziwą szansą, wyciągam moją dłoń do Ciebie i wiem, że moja prośba jest wyznaniem wiary w Ciebie, jako Boga!". W takich słowach dokonuje się akt spełnienia pierwszego przykazania.

"Panie, proszę Ciebie, uwolnij mnie – tylko Ty możesz tego dokonać, jestem zniewolony lękiem, złością, milczeniem, wycofaniem, żyję jak umarły, jak mechanizm, zupełnie nie panuję nad tym, co czynię. Każdy podszept pokusy wprowadza mnie w grzech, każdy uraz zamyka mnie na życie z innymi ludźmi, sam siebie nie rozumiem!". Oczywiście, ta modlitwa musi mieć tę determinacje i siłę, jaką możemy znaleźć w modlitwie Tobiasza albo Sary, kiedy dostrzegli, że ich życie jest nieustannie dręczone i wszystko im się rozsypuje (zob. Tb 2). Sara nie mogła żyć w małżeństwie, gdyż kolejni małżonkowie w noc poślubną umierali, Tobiasz był atakowany przez powtarzające się nieszczęścia. Gdy już siódma relacja "umarła" dla Sary, a Tobiasz oślepł, obydwoje zaczęli się modlić, ale ich modlitwa była taka, że Bóg wysłuchał ich w jedną godzinę. Obydwoje prosili o śmierć, ale dla nas jest to ważne, by modlitwa była dogłębna jak śmierć, jeśli ma przynieść nowe życie. Modlitwa musi być jak umieranie, by mogła przynieść nowe życie.

Taki akt wiary wyrażony w modlitwie serca, w wołaniu z dna duszy ma wielką moc, choć wydaje się być krótkim i skromnym wezwaniem. To jest moment rozstrzygający, kiedy zdecydujesz się zawołać we wnętrzu albo nawet całym sobą: "Panie ratuj!". W tym momencie rozpoczyna się w Twoim życiu nowy etap – może to niestosowne słowo, ale nowa "tresura", w której Twoje życie poddaje się już nie pod bat szatana i jego głosu, ale pod rózgę Baranka i natchnienia Ducha Świętego.

 



Pełna wersja katolik.pl