logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Wydawnictwo Pomoc


Poprzez posługę o. Augustyna, paulina z Krakowa, Jezus mówi Ci: „Nie załamuj się, Ja mogę uczynić twoje życie szczęśliwym. Tylko pozwól mi działać, pozwól mi położyć dłonie na twojej głowie, nie uciekaj...”. 
 

Wydawca: Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa Pomoc
ISBN: 978-83-7256-895-3
Format: 135 x 195
Stron: 336
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 
Zasadzki złego ducha w drodze do Boga


Ostatnimi czasy tak wiele się mówi o bulimii albo anoreksji. Rzeczywiście to bardzo niepokojące zjawiska. Nie znam zapewne gruntownie istoty tych chorób, ale zauważyłem, że najczęściej osoby, które trafiały do mnie z tym problemem, miały bardzo uzależniających rodziców, wręcz nadopiekuńczych, nadtroskliwych, kontrolujących. Właściwie byli oni "bogami" kształtującymi dzieci na "swój" obraz. Wcale nierzadko rodzice anorektyków to ludzie z wyższym wykształceniem albo przynajmniej z wyższymi aspiracjami, ambicjami, tradycją, kulturą; ludzie, którzy sobie nie wyobrażają, że ich dziecko może ponieść porażkę, albo być gorsze od nich. Musi być zawsze lepsze! Rodzice, o których teraz powiem kilka słów, mocno działali we wspólnocie modlitewnej. Obydwoje byli ludźmi ogólnie szanowanymi, przez jakiś czas przewodniczyli całej grupie. W tym niestety kryła się zasadzka. Dobra opinia może zanadto zobowiązywać, aby jej nigdy nie stracić, można zbyt dużo wymagać od siebie i od innych. Poza tym religia dla wielu ludzi jest eskapizmem - ucieczką przed zbyt nędzną prawdą w świat ułudy, w świat idealnych wyobrażeń. Dlatego, żeby obudzić kogoś z idealnych projekcji, dochodzi w takich rodzinach do "przebudzenia" realnych faktów o człowieku i jego nędzy - dzieci stają się manifestacją ukrytych prawd rodziców, którzy unieśli się ponad ziemię i zaczęli oszukiwać się wymarzonymi o sobie mniemaniami – dodajmy – również religijnymi ułudami.

Dzieci szaleją w demonicznych albo niemoralnych i bagnistych sferach życia, ponieważ rodzice "szaleją" w mistycyzujących i wypuryfikowanych z grzesznej prawdy obszarach ducha. Poza tym ludzie boją się, że zawiodą księdza, przyjaciół, rodziców, wspólnotę i wreszcie swoje ideały i wszystko przestaje być miłością, jest tylko lękiem; przestaje być religią, jest tylko nerwicą. Najwięcej zasadzek złego ducha w drodze do Boga ukrywa się tam, gdzie człowiek najmniej się ich spodziewa. Ojciec tej dziewczyny zajmował wysokie stanowisko w pewnej instytucji artystycznej, natomiast matka była pracownikiem naukowym w pewnej polskiej uczelni. Od pewnego czasu ich córka chorowała na bulimię, nie chciała się modlić, zamykała się w pokoju ze słuchawkami na uszach, zdarzyło się jej wziąć "trawkę", a nawet ukradkiem upijała się wiele razy. Rodzice szantażowali ją stawiając jej tak wysokie standardy moralne i duchowe, że nawet im dorosłym nie byłoby łatwo je spełnić - choć udało się im udawać nieskalanych. W dziecku rodził się bunt. Rodzice byli "bogami" – sami idealni i tego samego wymagający od dziewczyny, ale za to stracili kontakt z prawdą. Jest przecież bardzo wyraźnym drukiem w Biblii napisane: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J. 1,8). W imię dobra dziecka i miłości do dziecka z dnia na dzień przymuszali je do zachowań i postaw, które im się jedynie podobały – rozpoczęli dzieło "puryfikacji" z grzesznej prawdy. Owszem, również we wczesnym dzieciństwie, zabrakło zwykłych gestów czułości, przytuleń, bajek i całusów na dobranoc, było zaś sprawdzanie higieny, codzienna nauka układania we właściwym miejscu rzeczy i ubrań, szybkie nauczanie czytania, żeby już w przedszkolu wyprzedzić inne dzieci, które tylko koślawo kreśliły kółka i krzyżyki, gdy córka już układała własne wiersze.

Sumienie zostało ukształtowane tylko w jednym kierunku – w relacji do człowieka, do rodzica; grzechem było to, co nie podobało się rodzicom. Czwarte przykazanie stało się pierwszym, pierwsze… czwartym. Lęk przed niezadowoleniem, a jednocześnie pragnienie uwolnienia się z ich pęt tak kolidowały ze sobą, że dla dziecka życie stało się nie do wytrzymania. Nie mogło bowiem zgodzić się na obraz "idealnego" dziecka proponowany przez rodziców, a z drugiej strony, bycie "sobą", czyli bycie nieudolnym i niedojrzałym, skazywało je na ogromne wyrzuty sumienia, na poczucie krzywdzenia rodziców, zawiedzenia ich. Te dwie siły rozrywały serce dziewczyny aż do pokus samobójczych. Jedynym zachowaniem, które dawało jej poczucie wolności, było odmawianie sobie jedzenia - w tym miejscu rodzice byli w szachu. W tej strefie rodzice czuli lęk i czuli się winni. To "niejedzenie" pozwalało dziecku mieć skrawek wolności i szantażując triumfować nad "boskimi" rodzicami. Niejedzenie to rodzaj podkreślenia niezależności, próba odzyskania kontroli nad własnym życiem. Próby samobójcze również miały ten sam cel – udowodnić rodzicom, że jedynie ona decyduje o swoim życiu! Cóż mieli zrobić? W ich odbiorze dziecko było zbuntowane i najlepiej było pogrozić Bogiem i karami, jak wyprostowanym palcem albo pasem. Niektórym rodzicom myli się "szczucie" psem z napędzaniem Boga na swe dzieci!

Posługiwanie się Bogiem tylko po to, by dziecko było takie jak chcemy, jest aktem przeciwnym pierwszemu i drugiemu przykazaniu. Bo cóż to jest "Nie wzywaj Pana Boga na darmo"? Czy nie oznacza to, że jeśli ktoś posługuje się Imieniem Boga dla osiągnięcia swych osobistych celów albo żeby wymusić na drugim człowieku określone postawy, straszy Bogiem swoje dziecko, to łamie to przykazanie? Ależ oczywiście, stąd właśnie w tych przykazaniach jest zawarte przekleństwo (zob. Pwt 28 - Wj 20,1-8), które dosłownie sprawdza się na oczach rodziców widzących swoje dzieci, które odbierają sobie życie, biorą narkotyki, upijają się, chodzą opętane, mają upodobania satanistyczne lub marzą o śmierci. Za rączkę są prowadzane przez mamę i tatę po psychologach i psychiatrach, jednocześnie są w dalszym ciągu straszone, sprawdzane, penetrowane, zmuszane, obciążone poczuciem winy, są "częściami" życia rodziców, ale nie żyją swoim życiem. Nigdy nie są sobą, bo ciągle muszą udawać przed rodzicami kogoś, kto na kilka godzin uspokoi ich podejrzliwość, którą nazywają "miłością". Kara za przekroczenie pierwszego i drugiego przykazania jest wtedy straszna - dzieci zamierają na oczach rodziców, którzy modlą się do Boga, jednocześnie tym samym Bogiem manipulując, aby ich dziecko było "idealnym" robotem żyjącym tylko po to, by przynosić codzienną satysfakcje rodzicom.

 



Pełna wersja katolik.pl