logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Wydawnictwo Pomoc


Ilość stron: 288
Oprawa: Miękka
Wymiary i waga: (SxW) 135x195; 350g
ISBN 83-7256-854-5
Wydawnictwo Pomoc, 2004

 
Pochylone życie - cz.V
 
W słowach Jezusa wyczuwamy pewne rozczarowanie: Samarytanin umiał w pełni skorzystać z łaski, Judejczycy zachowali się jak poganie, chodziło im tylko o to, by pozbyć się problemu, a nie odzyskać Boga; chodziło im tylko o pokazanie się kapłanom, a nie Bogu. Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara Cię uzdrowiła». Tylko jeden zobaczył, że jest nie tylko oczyszczony, ale również uzdrowiony. Dziewięciu poszło pokazać się tylko kapłanom. Jeden wrócił – możemy śmiało nadużyć tego tekstu: jeden się w pełni nawrócił, ponieważ zmienił swoje życie – wrócił do Jezusa, nie zależało mu tylko, aby pokazać się od czystej strony kapłanom. W Jezusie zobaczył Arcykapłana. Nie chodziło mu o to, żeby się pokazać kapłanom, lecz o to, by oddać chwałę Jezusowi. Moim zdaniem ten tekst świetnie to ukazuje: ci, którzy zaczynają chodzić do spowiedzi z pewną “tresurą” i posiadają już pewną dyscyplinę duchową – powiedzmy mają stałego spowiednika albo korzystają z rozeznawania we wspólnocie, tak naprawdę nie chcą wrócić do Boga, do Jezusa, lecz tylko pragną pozbyć się problemu i pokazać innym, że są szczęśliwi. Co za egocentryczna płycizna! Ale tacy jesteśmy w większości na początku życia chrześcijańskiego. Skoro wielu ludziom nie zależy na powrocie do Jezusa, tylko na ukazaniu się od czystej strony duchowej, czyli na pokazaniu się ludziom, to kto jest dla nich Bogiem? Zresztą, cóż im to dało? Zostali oczyszczeni, ale nie zostali uzdrowieni. Nie została uzdrowiona ich opcja serca, która nie skłaniała się do Jezusa, tylko do ludzi. Wspólnota bez Jezusa, wspólnota, w której ludzie są ważniejsi niż Bóg, może dać tymczasowe oczyszczenie, ale nie integralne uzdrowienie. Pełne uzdrowienie, to w pierwszym rzędzie powrót do Jezusa, a dopiero później do wspólnoty – taki porządek uwolnienia jest wejściem w pierwsze przykazanie. Oddanie chwały Bogu zawsze w pełni uzdrawia.
 
To, co napisałem powyżej, jest pewnym tłem. Na nim wyraźniej możemy zobaczyć, co przywraca zdrowie – chwała oddawana Bogu! Ale nie dlatego chwalę Boga, żeby uzyskać zdrowie, ale jeśli chwalę Boga, mam zdrowie rozumiane jako pełnię radości z życia. Oczyszczenie, które otrzymali się ci ludzie, możemy uzyskać w sakramencie pojednania. Kiedy zostaje mi darowany grzech, czuję się czysty, zadowolony, lekki, ale to przeżycie jest jedynie moim, jest dla mnie. Uzdrowienie jest czymś więcej, jest radością z odzyskania przyjaźni z Bogiem. Moja uwaga w tym wypadku nie skupia się na osobistym komforcie duchowym, lecz na pragnieniu uczynienia Boga szczęśliwym z tego powodu, że odzyskał swoje dziecko! W takim ujęciu nie ma już mowy o karze lub więzach. Tu dopiero Jezus jest Bogiem. Dziewięciu pokazało się kapłanom. Samarytanin został zobaczony przez Boga, on wrócił do Boga, by sprawić Mu wielką radość.
 
Tylko jeden wrócił do Jezusa, w pełni zrozumiał, na czym polega nawrócenie; że nie chodzi tylko o usatysfakcjonowanie duchowe samego siebie, lecz o uszczęśliwienie Boga własną obecnością!
Bóg nie jest “załatwiaczem” naszych problemów, to Ojciec, który potrzebuje być szczęśliwym z naszego szczęścia.
 
Zarówno pochylona kobieta, jak i Samarytanin odzyskali zdrowie, ponieważ ich pragnienia nie były skierowane jedynie na to, by poczuć się wreszcie wolnym, ale nade wszystko, by oddać chwałę Bogu, by podzielić się szczęściem z Bogiem. To prawda zasmucająca Serce Boga: nie jesteśmy przyzwyczajeni myśleć o Nim jak o Kimś, kto ma serce i też pragnie być kochanym i uszczęśliwianym!
 
Dlaczego trąd? Trąd jest nie tylko chorobą, ale też obrazem chorego życia, chorej duszy, która żyje w ohydzie i bólu, w zamknięciu, w pochyleniu, w izolacji, w dużym dystansie do innych. Niekoniecznie trzeba mieć wrzody, żeby być trędowatym. Pewna kobieta, około 40 lat cierpiała na pewien rodzaj zmian skórnych, które wyglądały na jakiś rodzaj zapalenia czy wyprysków alergicznych. Interwencje medyczne ciągle nie przynosiły skutków. Wstydziła się tego i kosmetycznie maskowała zaczerwienione miejsca na skórze. To zamaskowanie dało mi wiele do myślenia. Wydawało mi się, że jest w niej zupełnie coś innego zamaskowane. Pragnęła wyleczenia, ale żaden lekarz nie mógł jej pomóc. W czasie rozmowy wyszło na jaw, że żyła w konflikcie uczuciowym: czuła ogromną złość do matki, graniczącą z nienawiścią i jednocześnie karciła się za to uczucie, definiując je jako grzech. Matka przez całe życie traktowała ją z dużą niesprawiedliwością, właściwie były to krzywdzące nakazy, okazywanie niezadowolenia, krytyka, niechęć do córki, nieustanne poprawianie. Matek, które mają swoje córki “na pilota” jest bardzo dużo na tym świecie. Również w Ewangeliach odnotowane są przypadki chorych córek, których jednak Jezus bezpośrednio nie uzdrawiał, tylko prowadził korekcyjne rozmowy z ich władczymi matkami. Dziecko czuło ogromny bunt na krzywdzące “dekalogi” matki, ale nie mogło sobie pozwolić na wyrażenie złości i oburzenia na nieustanne ataki, gdyż normy moralne zabraniały wyrażania złości do matki. We wnętrzu jej serca powstał konflikt: z jednej strony czuła pragnienie wybuchnięcia i wygarnięcia matce całej niesprawiedliwości, jakiej od niej doznawała, z drugiej tłumiła swoją złość definiując ją jako grzech. Konflikt uczuć eksplodował do wnętrza – nastąpiła implozja – kosmetycznie i moralnie tłumiony wybuch wewnętrznej agresji. Jej skóra wyglądała tak, jakby pod nią nastąpiły wybuchy jakiejś potężnej siły. Dodatkowo, nie mając żadnej satysfakcji uczuciowej z życia, szukała spełnienia w powtarzających się uzależnieniach od mężczyzn, które przeżywała gwałtownie i namiętnie.
 
Po każdej z takich historii, czuła się skalana, trędowata, splamiona. Pragnęła miłości i nienawidziła się za nią. Nie mam pojęcia, czy jej chorobowe objawy skóry miały jakiś związek z jej sprzecznymi uczuciami, które nieustannie wewnątrz niej się ścierały, ale doskonale ilustrowały jej przeżycia. Po pewnym czasie kobieta ta brała udział w seminarium charyzmatycznym i przerażona powiedziała mi, że już w pierwszych dniach tego zmagania rekolekcyjnego, zaczęła pierwszy raz w życiu wybuchać ogromną złością do matki. Doszło do kłótni, w czasie której usłyszała, że jest opętana. Ale to nie było opętanie, tylko uwolnienie z zależności i uzewnętrznienie dawno zaległych negatywnych uczuć. O wiele większym grzechem niż złość wobec matki, którą zaczęła wyrażać, było udawanie uległości i ukryty bunt. Jezus powiedział, że kto nie ma w nienawiści ojca i matki, nie jest godzien za Nim iść. Kto nie uzewnętrzni nienawiści, która w nim wewnętrznie eksploduje, kto nie potrafi żyć w prawdzie uczuciowej, nie może podążać za Jezusem. Nie jest miłością do rodziców udawanie miłości, natomiast może prowadzić do miłości autentycznej wyrażona, przezwyciężona i wypowiedziana złość. To, że nie zgadzamy się z matką, nie znaczy, że jej nienawidzimy, podobnie jak stłumiony bunt nie jest miłością do rodzica. Przy takich napięciach uczuciowych nietrudno o jakiekolwiek schorzenia, również takie, które uzewnętrzniają się na skórze. Nie brzmią mile słowa, które Jezus wypowiedział do Maryi, gdy przyszła z rodziną, by Go wywołać z grupy słuchających ludzi: Moją matką są ci, którzy słuchają Słowa Bożego, co wcale nie znaczyło, ze przestał Ją kochać, był po prostu prawdziwy w swoich uczuciach. Nie podobało się Mu, że rodzina próbowała narzucić swoją wolę, przeszkadzając w ten sposób w głoszeniu Królestwa (zob. Mt 12, 48). Pokorna Maryja zrozumiała swojego Syna i Ewangeliści nie odnotowali ani jednego słowa oburzenia, czy pretensji ze strony Matki Zbawiciela – nie mówiąc już o szantażowaniu czy manipulowaniu uczuciami!
 
Wracając do sprawy kobiety cierpiącej na schorzenia skórne: Czy jest to możliwa interpretacja starożytnych zapisów z Księgi Kapłańskiej o trądzie? Czy jest to jedna z tysięcy możliwości interpretacyjnych tej natchnionej Księgi? Pozostawiam to egzegetom. Można się czuć trędowatym w środowisku, można się czuć jak “Trędowata” z powieści Heleny Mniszkówny... Jakiś rodzaj odtrącenia można przeżywać tak, jakby się było trędowatym i takie przekonanie o sobie, że jest się kimś gorszym niż inni, staje się po jakimś czasie zniewalającym pochyleniem istnienia. Musi się wtedy dokonać spotkanie z Bogiem w Jezusie – oddanie Mu chwały, żeby odeszło to, co sprawia, że jesteśmy wyizolowani od reszty świata i czujemy wstręt do siebie. W Biblii oddawanie chwały Bogu to nie tylko modlitwa wielbiąca, czyli uznająca w Bogu… Boga! Ale też wyznanie grzechów Biblia nazywa “oddaniem chwały Bogu”. Na przykład, kiedy Akan zgrzeszył świętokradztwem, Jozue chcąc doprowadzić go do wyznania grzechów, zwraca się do Niego słowami: Oddaj chwałę Bogu!
 
Rzekł, więc Jozue do Akana: «Synu mój, daj chwałę Panu, Bogu Izraela, złóż przed Nim wyznanie. Powiedz mi: Coś uczynił? Nic nie ukrywaj przede mną!» (Joz 7, 19). Księgi Starego Testamentu (tu mam na myśli szczególnie Księgę Kapłańską) może niektórych bardzo dziwią, dlatego, że jest tam bardzo dużo zapisów z pozoru niezrozumiałych. Ale nie jest prawdą, że Stary Testament nie ma dla nas takiego znaczenia jak Nowy. Wszystko, co jest zapisane w Starym Testamencie, ma ogromne znaczenie dla naszej rzeczywistości – potrzeba tylko daru odczytania tego, co Bóg mówi przez doświadczenie starożytnych. Owszem, trzeba przeniknąć to Słowo, zobaczyć to, co jest miedzy literami, usłyszeć, co jest w oddechu miedzy Słowami wyczytywanymi z tych Pism.
 
Jeśli chodzi o trąd, to zapis dotyczący tej choroby zawarty w Księdze Kapłańskiej świetnie przedstawia sytuację człowieka, który jest odrzucony przez społeczeństwo – co może się z nim dziać, jak bardzo to odrzucenie może spowodować, że ktoś taki rzeczywiście uwierzy w nie jak w przykazanie i w końcu załamie się samym sobą. Cały 13 rozdział Księgi Kapłańskiej dotyczy trądu. Dzisiaj, w naszej szerokości geograficznej nie ma trędowatych, ale są trędowaci w innym znaczeniu – duchowym. Po prostu ktoś czuje się jak trędowaty w swojej rodzinie, jak trędowaty w swoim środowisku, jak trędowaty w swoim zakonie, w pracy i Biblia o tym mówi. Pokazuje również jak z tego wybrnąć. Tylko Jezus daje człowiekowi łaskę uwolnienia z najgorszego zamknięcia i pochylenia życiowego. Spróbujmy zobaczyć, co jest tam napisane o trądzie, i czy czasem nie przedstawia to sytuacji ludzi, którzy czują się wyizolowani: Dalej powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: «Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie, lub wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Kapłan obejrzy jego chore miejsce na skórze ciała.» Są tu wymienione trzy cechy: nabrzmienie, wysypka lub biała plama. Trzy cechy trądu. Wiersz 45 i 46 wskazuje kolejnych pięć cech kogoś chorego na trąd: Trędowaty, który podlega tej chorobie będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: “Nieczysty, nieczysty”. Przez cały czas trwania tej choroby będzie mieszkał w odosobnieniu...
 
Mieszkać w odosobnieniu to być w izolacji, nie móc złapać kontaktu ze społeczeństwem – możemy odwrócić porządek tych słów, nie zmieniając ich istotnego znaczenia: każdy, kto się izoluje od wspólnoty, od społeczeństwa, kto czuje się gorszy, żyje w lęku i dlatego zamyka się na innych, staje się jak trędowaty. Co to znaczy, że trędowaty ma nabrzmiałe ciało? Nabrzmienie, napuchnięcie, może nawet nadęcie to sugestia, którą można odczytać również jako obraz dumy. A duma nazbyt często ukrywa za nabrzmiałymi policzkami brak pogodzenia lub nieprzebaczenie. Co to znaczy, że ma wysypkę? Jak się zachowuje człowiek z wysypką? Drapie się i cały czas rozdrapuje swoje rany. Taki człowiek cały czas musi te swoje problemy boleśnie rozważać! To one są w centrum uwagi, a nie Jezus! Dlatego człowiek taki nigdy nie wyjdzie z problemów, bo ciągle go “swędzi” rozdrapywanie ran, więc ma bolesną przyjemność, która nie prowadzi do zagojenia, tylko do jeszcze większych samouszkodzeń. Leje się krew, odpada ciało kawałkami, a on dalej je rozdrapuje, dalej wraca do tego, co go boli i ciągle nie może sobie czegoś wydarować albo komuś przebaczyć, ciągle ma kompulsywną potrzebę odświeżania w sobie urazów i bolesnych wspomnień, ale bynajmniej nie po to, by wreszcie coś sobie lub komuś przebaczyć, lecz po to, by jeszcze bardziej się “nakręcić” na użalanie się nad sobą i powiększanie nienawiści do kogoś lub siebie. I tak drapie te problemy całe życie i cały jest rozdrapany. Ciągle w obiektywie jego skupienia jest tylko jego ból, jego konflikty, jego problemy, jego załamanie, to, że stale siebie nienawidzi, to, że mu się nic nie udaje, to, że ktoś go upokorzył i wyrzuca sobie jak mógł do tego dopuścić. To wszystko staje się powoli bóstwem, bo bogiem jest dla nas to, czemu poświęcamy najwięcej uwagi i serca! Egocentryczna przyjemność, odczuwana z tego rozdrapywania starych ran, dałaby się ująć w słowach: “Ach, jak mi dobrze, gdy mi źle! Jak ja lubię się tak udręczyć, jak ja lubię rozpaczać!”.
 
I wtedy rzeczywiście Jezus nie jest w środku, On nie może dotrzeć do tego człowieka – do centrum jego uwagi. Ten rodzaj użalania się nad sobą nie jest oczywiście skruchą albo miłosierdziem, lecz samoudręczeniem, użalaniem i demonicznym egoizmem.
 
Co to znaczy “biała plama”? To jest nawet w swoim sformułowaniu coś bardzo sprzecznego. Jak może być biała plama? Jak może na moim paulińskim habicie być biała plama? Plama może być czarna, ciemna, jakaś brudna, ale biała, czysta plama? No właśnie! Jest taka tendencja w człowieku, żeby ciągle się wybielać, żeby się ciągle tłumaczyć, usprawiedliwiać, nie dostrzegać w sobie istoty winy. I lęk przed tym, że się będzie odebranym przez innych jako człowiek splamiony, powoduje, że człowiek ciągle czuje się zmuszony do coraz to nowych usprawiedliwień.. Kto tu jest Bogiem? Inni! “Co inni powiedzą, kiedy odkryją, jaki jestem naprawdę? Zapewne mnie znienawidzą, odrzucą, odtrącą, potraktują jak trędowatego, dlatego muszę coś wymyślać, coś takiego, co wzbudzi w nich litość, współczucie, zrozumienie, może nawet podziw albo fascynację?”. “Włosy w nieładzie”. Każdy wie, co to za określenie “myśli nieuczesane” i chyba ten literacki idiom wcale nie jest odległy od tej wizji kogoś, kto ma rozczochrane włosy. Włosy rosną na głowie, ale w Biblii głowa nie była postrzegana jako źródło naszego myślenia. Jezus mówi, że każdy włos na naszej głowie jest policzony i ma na myśli to, że nawet to, co najmniejsze, co wydawać by się mogło dla nas bez znaczenia, dla Niego… ma znaczenie! Podejrzewam, że nie nadużyję tekstu, jeśli zinterpretuję ten nieład włosów jako życiowy bałagan, brak harmonii, brak porządku, nieład, rozsypanie. Poza tym, włosy w Biblii – także na brodzie – to wyraz godności i czci. Ktoś o zwichrzonym zaroście nie budził szacunku. Zgolenie brody lub włosów na głowie było przejawem żałoby, bólu, rozpaczy. Widok człowieka z rozwichrzonymi włosami oznaczał, że ma się przed sobą kogoś bardzo cierpiącego i pozbawionego godności. Są ludzie, którzy bardzo cierpią z tego powodu, bo ktoś im wmówił, że są “niczym” albo sami zadręczają się myślą, że nie są tacy jak inni, z którymi się chorobliwie porównują. Taki sposób myślenia nazwałbym “trędowatym"! “Rozdarte szaty”, czyli stan wewnętrznego rozdwojenia, rozdarcia, ciągłego konfliktu i sprzecznych pragnień. On ciągle coś tam rozdziera w sobie, ciągle walczy ze sobą.
 
Cechy, które może dość nieudolnie, ale próbowałem przybliżyć współczesnemu czytelnikowi, zapewne nie wydadzą się aż tak archaiczne – pokazują bowiem człowieka, który przede wszystkim celebruje – oddaje kult swojemu nieszczęściu. Takich ludzi jest dzisiaj wielu i wcale niemało było wówczas. Czy człowiek może mieć szansę, że wybrnie z tego, skoro sam czci swoje nieszczęście? Skoro najważniejsze w jego życiu jest to, że jest mu najtrudniej? Może bardzo chcieć pomocy, ale ponieważ jest skupiony na tym, że jego stan jest beznadziejny i ciągle rozdrapuje swoje rany, nie może z tego wybrnąć.. Tu by się przydało, żeby Jezus komuś takiemu powiedział: “Skup się na Mnie, nie na sobie, nie na swoim bólu, tylko na Mojej łasce wyzwolenia z tego bólu. Uwierz w to, że Ja – Bóg, jestem w stanie wszystko zmienić w Twoim życiu, jeśli Mnie uznasz za Boga, oddasz Mi chwałę i cześć, a nie będziesz ciągle ubolewał, że ty nie masz czci i nikt cię nie chwali!”

 



Pełna wersja katolik.pl