logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Bill Hybels, Lynne Hybels
Więzy i więzi. Jak stworzyć udany związek?
Wydawnictwo Esprit


Autorzy rozpoczynają swoją książkę od dwóch wspomnień. Pełnych wzajemnych pretensji i nieporozumień świąt w Waszyngtonie i romantycznej nocy pod gwiazdami nad morzem. Które z tych wydarzeń mówi prawdę o ich związku? Autorzy nie obawiają się przyznać, że obydwa – w swoim małżeństwie doświadczyli zarówno chwil wielkiego szczęścia, jak i frustracji i rozczarowania.


Wydawca: Bratni Zew 
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7485-160-2
Format: 130x210
Stron: 110
Rodzaj okładki: Miękka
 
Kup tą książkę

 

Najbardziej niepopularne wymagania


Podczas gdy przyjemna atmosfera zabawy na wrotkach stanowiła tło dla naszego pierwszego romantycznego spotkania, drzwi naszego związku otwarły się tak naprawdę trochę wcześniej w zupełnie innej sytuacji: na spotkaniu modlitewnym.

***

Lynne: Przez większą część liceum działałam w muzycznym duszpasterstwie Youth for Christ, przykościelnej organizacji młodzieżowej. Wkrótce przed tym, jak skończyłam szkołę i odeszłam z grupy, pojawił się tam nowy członek. Stanowił przydatny muzyczny dodatek do grupy, ale poza tym my, weterani, niewiele o nim wiedzieliśmy. Jaki był? Dlaczego się przyłączył? Jakie były jego motywy? Jak poważnie traktował wiarę? Był oczywiście zapalonym sportowcem, ale kim poza tym był Bill Hybels?

Zjawił się we wtorek wieczorem, kiedy nasza grupa zebrała się na modlitwę w piwnicy domu naszego kierownika YFC. Zaplanowaliśmy serię koncertów w miejscowych kościołach; desperacko chcieliśmy przyciągnąć ludzi do Pana przez muzykę i słowa, więc szczerze modliliśmy się w tej intencji. Jedno po drugim gromadziliśmy się w kręgu ustawionym ze składanych krzeseł.

Kiedy Bill się modlił, stało się oczywiste, dlaczego tam był. On naprawdę kochał Boga i z zaangażowaniem podchodził do ludzi, którzy Go nie znali lub których relacja z Nim była tylko powierzchowna. Wierzył, że muzyka ma moc poruszania ludzi, a chociaż sam uznawał się za mało uzdolnionego muzycznie, chciał pomagać, jak mógł. Chciał być częścią grupy, która coś osiągnie.

Parę lat później, kiedy Bill i ja byliśmy animatorami młodzieży, raz za razem stawaliśmy się świadkami pasji, z jaką licealiści angażowali siebie i swoje emocje we wszystko, co robili. Tamtego wieczoru, na wiosnę roku 1969, sami daliśmy się ogarnąć tej młodzieńczej pasji emocji. Przez te krótkie chwile byliśmy zdeterminowani, w pełni poświęceni sprawie, a nasza motywacja była absolutnie czysta i głęboka. Czuliśmy się, wraz z resztą zespołu, zjednoczeni w jednej wielkiej, wartościowej sprawie – oddawaliśmy się czemuś większemu niż my sami, czemuś wykraczającemu poza nas, czemuś nieskończenie ważnemu.

Po spotkaniu szłam w stronę samochodu z pełną świadomością tego, co jest najistotniejsze w życiu. Przeszłam obok auta Billa w momencie, kiedy zatrzaskiwał drzwi, ale wtedy znów je otworzył i zaczepił mnie.

– Zwróciłem uwagę na twój występ w konkursie na Miss Juniorów. Naprawdę szanuję to, jak otwarcie mówiłaś o wierze. Trzeba było odwagi, żeby zagrać chrześcijańską piosenkę w konkursie talentów. Cała społeczność wie, że poważnie traktujesz to, w co wierzysz.

Rozmawialiśmy o powodach, dla których wystąpiłam w konkursie, o tym, dlaczego działamy w YFC, o chrześcijańskim obozie w Wisconsin, gdzie co wakacje byliśmy opiekunami, o letnich planach mojej rodziny, żeby popracować w stacji misyjnej w dżunglach Ekwadoru.

Była to tylko przyjacielska rozmowa; w tym czasie oboje spotykaliśmy się z kimś innym i byliśmy z tych relacji zadowoleni. Ale istniała wyraźna więź duchowa, która później powróciła, by nas „prześladować”. To było tak, że chociaż wcześniej umawialiśmy się z innymi, szczerze oddanymi wierze chrześcijanami, to z jakiegoś powodu żadne z nas nigdy z nikim nie odczuwało takiej zgodności duchowej jak ta, która łączyła nas dwoje. Kiedy zaczęliśmy się w końcu ze sobą umawiać, to oczywiste dopasowanie miało pierwszorzędne znaczenie. Żadne z nas nie czuło się odpowiedzialne za duchowy wzrost drugiego. Żadne z nas nie próbowało usilnie przekonać drugiego do większego oddania się Chrystusowi. Całkiem naturalnie, w toku rozmów, motywowaliśmy się nawzajem do większego poświęcenia. Kiedy ja przyznawałam się do grzechów w swoim życiu, budziło to u Billa świadomość jego własnej grzeszności. Kiedy on dzielił się ze mną osobistymi przemyśleniami co do Pisma, zachęcało mnie to do  własnych refleksji.

To prawda, że nasze duchowe dopasowanie, chociaż zawsze było wyraźne, nie zapewniło nam łatwego małżeństwa. Mogę jednak nie przesadzając powiedzieć, że je uratowało. Wierzę głęboko, że gdyby którekolwiek z nas było mniej oddane Jezusowi Chrystusowi, nie zdołalibyśmy sprostać wyzwaniom, jakie postawiło przed nami małżeństwo. Oboje musieliśmy zmienić bardzo wiele – od wewnątrz – i jedynie napełniający nas Duch Święty mógł nas tak przekształcić. Oboje musieliśmy powiedzieć „przepraszam” tak wiele razy, że tylko napomnienia Doskonałego Ojca mogły nauczyć nas pokory na tyle, by powtórzyć to słowo raz jeszcze. Oboje stawialiśmy czoła ogromnej presji z zewnątrz z powodu jawności naszej posługi i tylko pełen życia, codzienny związek z Wszechpotężnym Jedynym mógł dać nam siłę, by się nie poddać. Oboje poznaliśmy bolesny smutek i zawód i tylko dzięki samotnemu nocnemu czuwaniu w obecności Boga Pocieszyciela mogliśmy to  przetrwać.

Przez cały ten czas potrzebowaliśmy – tak, potrzebowaliśmy – żeby nasza połączona ludzka natura była w boski sposób przekształcana, wzmacniana i akceptowana.

***

Oboje wierzymy w każde słowo i każdą zasadę przedstawioną w tej książce. Małżeństwo to skomplikowana sprawa, którą trzeba postrzegać z wielu perspektyw i budować z użyciem wielu narzędzi. Ale wszystko zaczyna się od zgodności duchowej. Nie pomijajcie więc tego rozdziału. Nie prześlizgujcie się po tym temacie. Zdecydujcie się oprzeć swój związek na czymś, na czym można budować przyszłość.





 
 



Pełna wersja katolik.pl