logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Radek Molenda
Wielki post codzienności
Idziemy
fot. Kira auf der Heide | Unsplash (cc)


Jesteśmy zaproszeni jak ludzie zakochani – do bycia w obecności tego, który nas kocha, i którego kochamy – mówi brat Moris Maurin ze zgromadzenia Małych Braci Jezusa... Z bratem Morisem Maurinem ze zgromadzenia Małych Braci Jezusa rozmawia Radek Molenda
 
Jak dobrze przeżyć Wielki Post?
 
Niełatwo jest na to pytanie odpowiedzieć. Rzeczywiście z Wielkim Postem mamy mały problem. Pamiętam, że zanim się nawróciłem i jako młody człowiek mieszkałem we Francji, Wielki Post kojarzył mi się niemal wyłącznie z tym, żeby się nie najadać. Oczywiście Wielki Post to o wiele więcej, jednak nie mam gotowej recepty na Twoje pytanie. To, na czym ma nasz post polegać, zależy od każdego indywidualnie. Mogę tylko mówić o sobie i moich braciach.
 
Jako zakonnicy staramy się być bardziej wierni Bogu w modlitwie, poświęcać na to więcej czasu, ale także być dyspozycyjnym dla innych. To, że zadzwoniłeś i od razu spotykamy się i rozmawiamy – to dlatego, że staram się nikomu nie odmawiać swojego czasu i uwagi. Ale to jednak żaden post, tylko nasze codzienne życie (śmiech). Jest pokusa, by potraktować Wielki Post jako czas wyjątkowy, w którym robimy coś, czego nie robimy zazwyczaj. Nie musi i nie powinno tak być. To z pewnością dobra okazja do zasmakowania wierności w codziennym życiu temu wszystkiemu, co przeżywamy na co dzień, a co może nam się wydaje nudne. Akceptacja codzienności, codziennej wierności w modlitwie, jest już dobrym czynem wielkopostnym.
 
Częściej jednak codzienność to zabieganie. Nieraz trudno nawet powiedzieć, że nasze życie jest nudne.
 
Rzeczywiście, życie biegnie bardzo szybko, trzeba się spieszyć, realizować swoje cele. Życie nie jest łatwe. To powoduje, że nie jesteśmy uważni wobec innych. Czasami wręcz, stając na naszej drodze, tylko nam przeszkadzają. I Wielki Post to dobra okazja, byśmy byli bardziej uważni na innych, bardziej otwarci na pomoc, wysłuchanie, okazywanie innym szacunku. To może być także dobry czas na odnowienie naszego spojrzenia na samych siebie, na nasze możliwości. Myślę, że w tej kwestii mamy coś do zrobienia. To może dużo zmienić w naszych relacjach z innymi.
 
Spodziewałem się, że będzie Brat raczej namawiał świeckich do zatrzymania się, do życia – jak w tytule jednej z Brata książek – kontemplacją w sercu świata.
 
Kontemplacja, modlitwa to zawsze jest coś bardzo delikatnego, osobistego. Kiedy w kontekście postanowień wielkopostnych jest mowa o modlitwie, wielu ludzi rozumie to jako więcej odmawianych różnych modlitw, które znamy na pamięć. Nie mam nic przeciw temu, ale często jest tak, że czym jest ich więcej, tym szybciej bardziej niecierpliwie są odmawiane. A przecież nie o to chodzi. Jesteśmy zaproszeni także do innej modlitwy. Do uświadomienia sobie, że Jezus jest obok nas, przy nas, jest obecny w naszym życiu, jest i nas kocha. Jesteśmy zaproszeni, by Go kochać, mieć do Niego zaufanie.
 
Jako zakonnik mam zarezerwowany czas na modlitwę, mam piękną kaplicę z ikonami i święty spokój. Mogę trwać przed Jezusem. Mnie jest łatwiej niż np. kobietom, które zmęczone wychodzą z pracy, a potem robią zakupy i zajmują się dziećmi itd. Nie śmiałbym ich pouczać, jak mają się modlić. Zachęcałbym je jednak, by spróbowały po powrocie do domu usiąść na chwilę w ciszy, spokojnie, na wygodnym, ulubionym fotelu i uświadomić sobie, że Jezus jest obok, jest przy nich obecny, w ich zmęczeniu i codziennych troskach. Bóg jest obecny nie tylko w kaplicy, w Najświętszym Sakramencie, ale także w naszym sercu – o ile nic nie zrobiliśmy, aby Go odrzucić. Jest obecny w naszych rodzinach. Możemy uświadomić sobie, że Jezus należy do nas. I oddawać Mu siebie, swoje dzieci, to, co przeżywamy, nasze pragnienia, naszych sąsiadów. Jesteśmy zaproszeni do tej modlitwy serca.
 
Chwila ciszy w sytuacji, kiedy trzeba rodzinie robić obiad i pytać dzieci, co tam w szkole?
 
Zawsze trochę czasu dla siebie znajdziemy, chociaż rzeczywiście zakonnicy mają pod tym względem duży luksus (śmiech). Ale dobrą drogą do modlitwy jest też usiąść z dziećmi, poświęcić im czas, słuchać ich, czym żyją. Ważne jest, żeby uspokoić się, spróbować wyciszyć siebie i otoczenie. Nasz spokój udzieli się innym członkom rodziny, którzy też przychodzą z codziennego zabiegania. Będziemy umieli też radować się, że jesteśmy razem. Wtedy nasze serce może wyrazić swoją modlitwę. Formuły modlitw są dobre, ale jesteśmy zaproszeni jak ludzie zakochani – do bycia w obecności tego, który nas kocha, i którego kochamy. Jeśli nam się to uda, wtedy najlepiej będziemy wiedzieli, do jakiej modlitwy jesteśmy zaproszeni. Ta modlitwa miłości daje nam możliwość dotknięcia przed Bogiem głębi naszego serca. Dla Jezusa to jest bardzo wartościowa modlitwa.
 
Kościół szczególnie na Wielki Post proponuje obok modlitwy także post i jałmużnę. Jak mądrze pościć?
 
Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że mamy coś do zrobienia, musimy pracować, nie tylko nad sobą. I pościć nie jest wtedy łatwo. Potrzebujemy sił, jedzenia. Ale warto znaleźć taką dziedzinę życia, gdzie możemy uprościć sobie życie. Np. ja jestem w domu, podczas gdy moi dwaj bracia, z którymi mieszkam w naszym domku, ciężko pracują. Czy nie jestem więc wezwany, by pościć bardziej niż oni? Mam 84 lata, jestem odpowiedzialny za nasz dom, często jestem zapraszany, by głosić mądre (śmiech) konferencje na temat życia kontemplacyjnego w mieście, ale w domu staram się być sługą zapracowanych na zewnątrz braci, z którymi mieszkam. Zaraz po naszej rozmowie pójdę po zakupy, żeby zrobić im obiad. Dla każdego byłoby dobrze, żeby pomyślał o jakiejś formie postu dla siebie, jednak nie dyktował go innym.

Wróćmy jeszcze do modlitwy. Pisze Brat we wspomnianej wyżej książce: Mały Brat jest kontemplatykiem zarówno na budowie, jak i w kaplicy. Jak to rozumieć? 
 
Lepiej byłoby rozmawiać o tym z moimi braćmi, którzy ciężko pracują. Jeden z nich pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi. To wymaga ogromnej cierpliwości. Spotyka tam ludzi, którzy są nerwowi, skupieni na wielu swoich problemach. Opowiada, że wśród nich jest wielu przeżywających coś trudnego, brat nie wie, czym i jak oni żyją, ale widzi w ich oczach coś głębokiego, światło, wewnętrzne życie. Kontemplacja to umiejętność patrzenia na ludzi i rozpoznawania w nich światła, które pochodzi od Boga. Bo życie jest bardzo trudne, ale nosimy w sobie Jego światło.

Ale jak kontemplować na budowie?
 
Jeden z moich braci, kiedy jedzie do pracy rowerem, a potem autobusem, lubi specjalnie siadać tyłem do kierunku jazdy, żeby patrzeć na twarze innych ludzi. I mówi sobie: są tacy zatroskani, senni i zmęczeni, bo jest dopiero szósta rano. Jestem szczęściarzem, bo już byłem dziś w kaplicy i jadę z Jezusem we mnie. Ale w nich tak samo jest Bóg, także świecą, nawet większym niż ja, Jego światłem. I cieszę się z tej obecności Boga w nich. I to jest kontemplacja w świecie. Ja tak samo bardzo lubię w Warszawie jeździć metrem, bo widzę wielu zabieganych i zatroskanych ludzi i patrzę na ich twarze. I widzę w nich Jezusa. I rozumiem ich. W tym metrze z nami jest Jezus. Jesteśmy zaproszeni, by umieć tak jak On patrzeć na ludzi. W każdej sytuacji ich życia.
 
Mali Bracia Jezusa znani są z życia skrajnie prostego. Udaje się jeszcze komuś coś dać jako jałmużnę?
 
To prawda, że żyjemy bardzo skromnie, bracia ciężko pracują za małe pieniądze. Zgodnie z tym, co mówił Karol de Foucauld, mamy żyć na poziomie prostych ludzi, którzy nas otaczają, i żyć tylko z tego, co sami zarobimy. Nigdy jednak nie jest tak, że czegoś, choć troszkę, nie znajdziemy do dania innym. Rzadko się zdarza w okolicy, że możemy dać pieniądze, ale zawsze możemy jakoś pomóc, coś zrobić dla sąsiadów, odwiedzić ich, poświęcić im czas, porozmawiać, zainteresować się tym, czym żyją. I to jest bardzo doceniane.
 
Co to znaczy być bratem Jezusa?
 
To znaczy Go kochać. Spotkać Go. Jestem człowiekiem nawróconym, od kiedy spotkałem Jezusa. Byłem Nim zachwycony i jestem do dziś. Czytałem biografię Karola de Foucauld i myślałem: ten człowiek był szalony, bo jako młodzieniec był bardzo bogatym arystokratą. Miał dużo możliwości i nagle spotkał Jezusa. I zostawił wszystko i radosny zapragnął żyć jak Jezus z Nazaretu.
 
Było wielu przed nim, którzy to zrobili.
 
Ale Karol de Foucauld dodał: jak Jezus z Nazaretu. A jak On żył przez pierwsze 30 lat w Nazarecie? Prowadził skromne życie, pracował, by żyć i dzielić się z innymi.
 
Nie chodzi mi o nazwę zgromadzenia, ale o przeżywanie z Nim braterstwa.
 
Być bratem Jezusa to żyć z Nim na co dzień, pozwolić Mu być obecnym w naszym życiu przez cały czas. Może kiedy ciężko pracujemy na swój chleb, nie zawsze jest możliwe, by to sobie uświadamiać, ale wracamy do Niego, by był z nami. Nasze życie bez Niego nie miałoby sensu. Braterstwo zawsze jest obustronne. Mamy Go, a On też ma nas. Nie możemy się z Nim równać, ale każdy z nas może powiedzieć, że jesteśmy Jego małymi braćmi i siostrami.
 
Rozmawiał Radek Molenda
Idziemy nr 10 (391), 10 marca 2013 r. 
 
 



Pełna wersja katolik.pl