logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacek Pulikowski
Warto być ojcem
Wydawnictwo Jerozolima


format: 14x20 cm;
stron 152


 

Reagowanie

Parę słów o sposobie reagowania. Tor reakcji psychicznej u kobiety i u mężczyzny jest inny. Kobieta reaguje w dużej mierze po linii uczuć i one popychają ją do reagowania, one są podstawowym motywem, motorem i argumentem w jej zachowaniach. Podstawą jej reagowania jest stan uczuć. Mężczyzna natomiast wymyśla swoje reakcje. Mówi się potocznie: kobiety są bardziej uczuciowe, a mężczyźni są mądrzejsi. Ani jedno nie jest do końca prawdą, ani drugie. Natomiast w tych potocznych przekazach jednak zawsze coś jest, jakieś spostrzeżenie, jakaś mądrość. Kobiety są bardziej uczuciowe. Jak to rozumiemy? W tym rozumieniu są bardziej uczuciowe, że w ich zachowaniu na co dzień widać więcej uczucia niż w zachowaniu mężczyzn. Tak, bo one poprzez uczucia i wskutek nich reagują. I w tym sensie są rzeczywiście bardziej uczuciowe. Natomiast krzywdę wyrządza się mężczyznom, którym się odmawia prawa do głębi uczuć. Można przez wychowanie nieopatrznie "wyprać" chłopca z uczuciowości. Chłopcu, niby dlatego, że jest mężczyzną, nie wolno się wzruszyć, zapłakać, nic mu nie wolno z dziedziny uczuć ujawnić. No i tak się hoduje chłopaków, którzy potem słabo nadają się do małżeństwa, bo są wyzbyci wszelkich przejawów uczuciowości.

Ujawnianie uczuć u mężczyzny powinno oczywiście wyglądać inaczej niż u kobiety, ale to jest osobna sprawa. Natomiast głębi uczuć odmawiać nikomu nie wolno...
A jak z mądrością? Mężczyźni nie mają ogólnie "lepszego" mózgu, ale jednak ich mózg jest inny od kobiecego. Stwierdzono już różnice w budowie i funkcjonowaniu mózgów osób różnej płci. Najogólniej mózg kobiety lepiej koordynuje różnorodne bodźce, a mózg mężczyzny jest "wąsko" wyspecjalizowany w pewnych dziedzinach. Tak więc mężczyźni nie są mądrzejsi z natury, natomiast pod jednym względem mają przewagę. Chodzi o tworzenie ciągów logicznych. Takie funkcjonowanie mózgu u mężczyzn daje im szansę na postępowanie bardziej uzależnione od rozumu. Po prostu mężczyzna reaguje na skutek analiz rozumowych - "wymyśleń". Przyjmuje znacznie mniej bodźców od kobiety. Powiedzmy w proporcji: 95 rzeczy zauważa kobieta, a 5 mężczyzna. Mężczyzna tylko te, które dadzą się przetworzyć rozumem, i na podstawie tego wymyśla swoją reakcję. Wymyśla z reguły dobrze, ale na niepełnej "bazie danych". Nie spostrzegł tego, co dostrzegła kobieta. Powiedziałem, że z reguły dobrze, bo są sytuacje, w których mężczyzna wymyśla źle (np. w chwili gdy czegoś "za bardzo" pragnie). Tak czy inaczej, mężczyzna ćwiczy się w reagowaniu po linii "wymyślania", ćwiczy się w tym na co dzień. W efekcie jego sprawność tworzenia ciągów logicznych, łączenia faktów w całość, jest przeciętnie dużo wyższa od zdolności kobiety w tej dziedzinie.

Weźmy taką sytuację: Pokłócił się mąż z żoną o coś, przykra sprawa. Są wściekli: No to porozmawiajmy. O co chodzi? Udowadniają sobie winę. Jak się taka rozmowa w gniewie kończy? Praktycznie zawsze tak samo. On jej udowadnia winę w 100 procentach. Tak ustawił fakty, tak obrócił kota ogonem, że wyszło na jego. Ona próbuje coś dopowiedzieć, on to wszystko, co ona powie, wplata w swój wywód, jako jeszcze jeden materiał dowodowy przeciwko niej. I to pasuje. Logicznie się zgadza. Wszystko da się wykorzystać przeciwko niej. Co robi kobieta? Jedyne, co może zrobić: milknie, często zacina się. A widzisz!? Nic nie mówisz, przyznajesz się do winy - wszystko można wykorzystać przeciwko niej. W efekcie ona czuje się kompletnie dobita!

Tego typu rozmowa jest absolutnie bez sensu. Obopólnie szkodliwa, bo wrażliwa kobieta, jak się jej tak czarno na białym wyłoży, że wszystko jest jej winą, chowa się w siebie i mówi: Jestem do niczego i rozkleja się. Nie mobilizuje się do pracy nad sobą, do poprawiania czegoś w sobie. Nie, po prostu: jestem do niczego. Zupełnie naprawdę to wszystko nie ma sensu. A z kolei mężczyzna widzi logicznie, jasno: Ja nawet nie wiedziałem, że jestem taki święty. Dopiero teraz widzę, że wszystko jest jej winą... To oczywiście jego również nie mobilizuje do pracy nad sobą.

Z typu reagowania: kobiety przez uczucia, mężczyzny przez rozum wynikają bardzo konkretne zagrożenia. Zagrożenia, które decydują nawet o przegraniu życia przez młode dziewczyny, przez chłopaków, przegraniu szansy na cudowne życie. Otóż dziewczyna, gdy się nazbiera w niej dużo emocji (pozytywnych lub negatywnych, to właściwie nie ma większego znaczenia), gdy jest w euforii lub depresji, łatwo może popełnić głupstwo. Bardzo łatwo jej to głupstwo popełnić na fali swoich uczuć. I dziewczyny popełniają - jak wiemy - najróżniejsze głupstwa. Czasem, gdy mam okazję rozmawiania z matkami, to im mówię, żeby swoim córkom powtarzały tak często, jak tylko mogą: Jeżeli chcesz zrobić coś, co będzie decydować o całym twoim życiu, a jesteś w bardzo skrajnym stanie uczuciowym, to nie rób tego dziś, zrób to jutro.

Oczywiście, nie zawsze to się uda, ale gdyby tej rady, chociaż czasami, któraś dziewczyna posłuchała, to przynajmniej nie popełniłaby samobójstwa czy w sposób absolutnie pochopny i zupełnie irracjonalny nie poszłaby do łóżka z przed chwilą poznanym chłopakiem itd. Zadaniem mężczyzny przy kobiecie jest chronienie jej przed tym, by nie popełniła głupstwa w skrajnym stanie emocjonalnym, a nie wykorzystanie jej słabości w tym stanie. Zadaniem mężczyzny jest ochronienie kobiety, by nie popełniła głupstwa, nie pogubiła się w uczuciach.
Zobaczmy, jak daleko od tego jesteśmy w codziennych zachowaniach. Jeżeli żona wraca do domu i "ryczy" - przepraszam, mówię męskim językiem - no po prostu "ryczy", to co robi przeciętny mąż? Zwykle sam "ryczy" na żonę: Czego ryczysz?! Ona "ryczy" jeszcze bardziej. Oczywiście "ryczy" dlatego, że stan jej uczuć się jeszcze bardziej pogarsza: Wszystko było źle, przez cały dzień wszystko się układało w poprzek, a teraz jeszcze on jest przeciwko niej. To już w ogóle nie warto żyć. Natomiast mąż wiedzący, o co w tym wszystkim chodzi, widząc płaczącą żonę, jakby wbrew sobie, powstrzymując swoją złość, że ona płacze - na pewno o jakieś głupstwa - powinien spróbować zmienić jej stan uczuć. Przytulić, przygarnąć, ukazać parę pozytywów: Jest jeszcze mąż, są jeszcze dzieci, jest jeszcze żyć dla kogo. Wiem, że było ci ciężko, że ci się nic nie udało, ale jutro pewnie będzie lepiej. Zmienić nastrój. Chcąc zmienić postępowanie kobiety, można to zrobić skutecznie w jedyny sposób - zmienić jej nastrój. A nie żądać: Ty musisz postępować inaczej. Tobie nie wolno było tak postąpić. Wytłumacz mi, dlaczego to zrobiłaś? Co ona powie? Opisze cały dzień, wszystko, co czuje? Nie jest w stanie opisać, nie opisze. Powie o ostatniej przykrej rzeczy, która ją dzisiaj spotkała: Idąc po schodach, stłukłam śmietanę. Dobra, kupię ci nową śmietanę, tylko przestań ryczeć. Ale przecież nie o tę śmietanę chodzi.
Jeżeli żona mężowi zrobiła wielkie świństwo, to mąż zwykle zapyta:
- Dlaczego to zrobiłaś?
Ona mówi:
- Nie wiem.
- Głupia jesteś, jak możesz nie wiedzieć? Ja bym wiedział.
Bo ja bym wymyślił zrobienie tego. On przykłada do niej swoją miarkę. A powinien złapać się za głowę i powiedzieć: Co ja takiego narobiłem, że ta porządna dziewczyna aż tak się źle zachowała i wziąć się czym prędzej za odrabianie zaległości. Czasem zapytana kobieta zupełnie cudownie i super precyzyjnie odpowie: Bo się nazbierało. I dokładnie dlatego ona wybuchła, bo się nazbierało. Kobiety reagują tak jak waga szalkowa: jak w dniu ślubu jest zapas przyjemności, radości, to cokolwiek on by zrobił, zawsze ona powie: może głupio wyszło, ale on chciał dobrze... Jeżeli jednak po latach nazbiera się przykrości tyle, że przeważą, to choćby on miał najlepsze, najświętsze, najczystsze intencje, ona i w tym się dopatrzy złych zamiarów. Jest to swoista "bezwładność" w uczuciach kobiety. Opłaca się mieć zapas dobrych uczuć. Wtedy jest bezpiecznie i drobne nieporozumienia nie zakłócą równowagi.

I to jest to, co mówię mężczyznom w sytuacji rozwodowej. Przychodzi mężczyzna, żona wystąpiła o rozwód. Opisuje, często uczciwie i krytycznie, swoje winy, on chce je naprawić, odpokutować. Mówię: Słuchaj, możemy spróbować, ale pół roku będziesz workiem treningowym. Pół roku - może trochę krócej, może dłużej, nie wiem - będziesz dostawał po głowie kwiatami, które przyniesiesz, dopóki ona nie uwierzy, że ty naprawdę chcesz się zmienić. Im bardziej jest zraniona, tym trudniej jej przyjąć twój nawet dobry, czysty gest za dobrą monetę. Ale jeżeli wytrwasz, to prędzej czy później się przez to przebijesz. Jeżeli to, co umieścisz na szalce dobra, w końcu przeważy, to jest szansa i możesz się z powrotem wkraść w łaski swojej żony i możecie wszystko budować w jakimś sensie od nowa.

I znam takie przypadki, gdzie rzeczywiście udawało się. Ale czasem są takie braki woli, braki w samowychowaniu, osobowości, że to, co się udaje naprawić, potem znów się rozsypuje. No, niestety. Myślę o konkretnej sytuacji: Pół roku trwało zanim żona wycofała sprawę rozwodową. Potem pół roku trwała sielanka w małżeństwie - i niestety - ten mężczyzna, zachwycony tą sytuacją, że jest tak dobrze, zaniedbał stałe wizyty w poradni. A miał przykazane: Co miesiąc przychodzić na rozmowę, na sprawozdanie, jak to wszystko biegnie... zaniedbał kilka miesięcy i doszło do tego, że jej - on był nie do końca zrównoważony - brzydko mówiąc, po buzi "nastrzelał", bo żona w sytuacji współżycia zaczęła się z niego wyśmiewać. Oczywiście wielki brak mądrości tej kobiety, która trafiła w najczulszy punkt, jaki mogła trafić. On oczywiście nigdy nie powinien tego zrobić, ale po prostu nie wytrzymał.

I odbudowywane misternie, praktycznie przez rok małżeństwo w jednej chwili się rozwala i od nowa trzeba podejmować próbę łatania tego związku. To są tragedie. Również wielki ból osób, które próbują jakoś tym małżeństwom pomagać, bo to nie są same radości z sukcesów, to jest bezradne nieraz patrzenie, jak ludzie nie mogą sobie poradzić, nawet przy dobrych chęciach. Po prostu nie mogą. Są tak obciążeni złymi doświadczeniami i jednocześnie niedojrzali, że nie dają rady.

I stąd mówię o tym do ludzi młodych, którzy bagaż negatywny mają znacznie mniejszy. Mówię, nie żeby przerazić, bo to nie o to chodzi, by straszyć, ale by zachęcić do tego, żebyśmy zabierali na drogę małżeństwa jak najlepszy bagaż, jak najlepsze doświadczenia. Byśmy pamiętali, że każdy wysiłek ma sens, że każde, nawet chwilowo, niezrozumiałe wyrzeczenie czy opanowanie siebie, przezwyciężenie siebie - to wszystko ma głęboki sens i to się opłaci w późniejszym życiu. To się nam naprawdę opłaci. Ale my chcielibyśmy tak lekko, za podpowiedzią dzisiejszej kultury (przez małe "k") żyć chwilą, żyć przyjemnością, a to się generalnie życiowo, jak widać po połamanych życiorysach wielu ludzi, po prostu nie opłaca.

Kobieta może się zgubić w uczuciach, mężczyzna może sobie rozumem dorabiać ideologie, najróżniejsze ideologie do swego postępowania. Ktoś powiedział, że nie ma takiej podłości, do której mężczyzna nie potrafiłby dorobić świętej ideologii. I tak jest. My, mężczyźni, powinniśmy się tego po prostu bać. Najwięksi przestępcy, zbrodniarze wszechczasów mieli cudowne ideologie, dorobione do swego własnego postępowania. I z całą pewnością w nie wierzyli. Inaczej by psychicznie nie wytrzymali. Mężczyzna może sobie stworzyć świat swojej fikcji i co gorsza umotywować wszystko rozumem.

Kiedy to zagrożenie najbardziej z nas wychodzi? Wtedy, kiedy emocje nam podpowiadają coś, na co mamy ochotę, wtedy najchętniej rozum za drzwi wystawiamy. Weźmy sytuację już bardzo konkretną, która to obrazuje, sytuację wielkich emocji, myślę o współżyciu płciowym. Przytoczmy przykład, który dobrze ilustruje to, co chcę powiedzieć: Żona się do męża przytuliła. Aha. Od razu wiedział, o co chodzi. Od razu, bo wzbudziło to w nim napięcie, pomyślał o współżyciu i pomyślał, że ona go w ten sposób do tego zachęca. To jest nieszczęście nieraz bardzo młodych, bardzo porządnych dziewczątek, które tylko się chciały do chłopca przytulić, a on odbierając to wyraźnie jako bodziec seksualny, bodziec podniecający uznał, że ona go celowo zachęca do współżycia, że ona tego chce. I potem on mówi: Przecież ona sama tego chciała. On naprawdę myśli, że ona sama tego chciała. Skoro spowodowała taką reakcję, znaczy, że ona tego chciała. A tymczasem ona mogła sobie tego zupełnie nie uświadamiać. Dziewczyny nie zdają sobie często sprawy, jak w niewinny, zupełnie niewinny sposób, w ich mniemaniu, mogą wręcz pobudzać, czyli budzić gotowość do współżycia u chłopaków. Swoim wyglądem, swoim ubraniem albo raczej rozebraniem. Tak atrakcyjnie wyglądam w tej przezroczystej bluzeczce, bez bielizny, prawda. No, właśnie. Zwracają na mnie uwagę...

Ale wróćmy do tej sytuacji w małżeństwie - żeby nie było żadnych dodatkowych podtekstów. Żona się przytuliła, mąż pomyślał o współżyciu, już jest do tego gotowy, już tylko o tym myśli. I mówi po krótkim czasie o tym żonie: No to, kochanie, dzisiaj... Jest przekonany, że ona właśnie do tego go zapraszała. A kochanie patrzy na zegarek i mówi: No nie, dzisiaj to wykluczone, za kilka minut przychodzą Kowalscy na umówioną kolację. Proszę podać bardziej logiczny argument rozumowy na to, żeby teraz nie iść do łóżka. Za chwilę przychodzą na umówioną kolację znajomi. Nie trzeba wielkiego rozumu, żeby powiedzieć: No to trudno, prawda?
Jeżeli jednak mężczyzna tej elementarnej prawdy o sobie, o nadużywaniu rozumu nie wie, to co się dzieje?
Zaczyna kombinować. Czy ci Kowalscy na pewno przyjdą? Zaraz, zaraz, a przecież on mówił, że mają gdzieś wyjechać. A ona tak niezdrowo wyglądała, ona pewnie jest chora. Nieważne, jakimi torami te myśli płyną. Za chwilę on wie: oni nie przyjdą. I przekonuje swoją żonę, a żona Nie, nie i nie; przyjdą, przyjdą. W końcu on powie: Spotkałem na ulicy Kowalskiego, powiedział, że nie mogą przyjść. On nawet nie kłamie za bardzo, on po prostu chce przekonać o oczywistym fakcie: Oni nie przyjdą, bo ja tak chcę. A jeżeli goście właśnie w tej chwili przyjdą, to i tak niczego go to nie nauczy. Na drugi raz zrobi dokładnie tak samo, dopóki nie dowie się, że jego rozum w takich gorących sytuacjach może wyprowadzić na manowce, po prostu szwankuje.

Owszem w tej opisanej sytuacji on może na jej protest zrezygnować ze współżycia. Może wściekły, zaciskając zęby powiedzieć: W końcu nie jestem zwierzęciem. Nie będę cię zmuszał. Nie to nie, trudno. Ale nie ma jednak w takiej rezygnacji wielkiej wartości.
No, właśnie. I teraz mężczyzna, który o sobie samym wie, że w chwilach, kiedy grają emocje, ma skłonność do nadużywania rozumu, powie: Uwaga! Bracie, nie oszukuj sam siebie, nie ma o czym mówić. W tej chwili nie. Może uda się spławić gości wcześniej i potem... ale w tej chwili nie. I co się okazuje? Ten mężczyzna z absolutnym spokojem rezygnuje ze współżycia, na które się nastawił. Dlaczego? Bo jest to zgodne z jego rozumem.
Ta wiedza jest elementarną wiedzą mężczyzny o sobie i jest koniecznie potrzebna do pracy nad sobą, bo inaczej będzie się zastanawiać: Czy pracować nad tym? Eeee, chyba nie, tego to nie warto zmieniać, bo przecież to jest właściwie dobre. Rozumem dorabia sobie ideologie do swojego lenistwa, do swojej słabości, do swojego... itd. Dorabia i motywuje, że działa mądrze, działa logicznie, wszystko się zgadza, wszystko się trzyma kupy, zwalnia się z pracy nad sobą.

Tak jak nie można kobiety zmusić do działania wbrew jej uczuciom (zmusić uda się, ale wewnętrznie jej się nie przemieni,) tak nie można zmusić mężczyzny do działania wbrew jego rozumowi.
Dlatego jest tak bardzo ważne, żeby mężczyźni zawczasu rozumieli i wiedzieli, byli pewni, dlaczego na przykład nie będą współżyć przed ślubem. Na chłodno, bo na gorąco to jest nie do utrzymania. Na chłodno wiedzieć, zadeklarować, innym tłumaczyć. To jest najbezpieczniejsze. I wiedzieć, że w chwili gorącej rozum szwankuje, i nie wierzyć wtedy rozumowi. Ostrzec się przed własnym rozumem, którym dorabia się ideo-logie. I wówczas mężczyzna potrafi spokojnie, bez wielkich emocji trwać w przyjętej postawie.


 



Pełna wersja katolik.pl