logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacek Pulikowski
Warto być ojcem
Wydawnictwo Jerozolima


format: 14x20 cm;
stron 152


 

Poczucie własnej wartości

Powiedzmy sobie jeszcze o różnicy w przeżywaniu własnej wartości. Od tego, czy czujemy się dostatecznie wartościowi, w dużej mierze zależy ocena jakości naszego życia. Każdy z nas chce czuć się wartościowym i każdy ma do tego prawo, bo każdy jest naprawdę wartościowy w oczach Stwórcy. Zadaniem dla świata mężczyzn jest, by pokazywali swoją akceptację dla wartości ważnych w świecie kobiet. Pokazywali kobietom w ogóle, a swojej żonie w szczególności: jesteś wartościowa. Świat kobiet ma za zadanie przekazywać mężczyznom: jesteś wartościowy, jesteś wiele wart. I to niezwykle mobilizuje. Natomiast powiedzenie: Jesteś nic nie wart - niesamowicie demobilizuje. A to niestety robi, myślę, duża część żon, mówiąc mężowi: Jesteś nieodpowiedzialny, jesteś niedorajdą, jesteś... głupi.

W jaki sposób własna wartość jest przeżywana? Tu się różnimy w sposób wręcz nieprawdopodobny. Swoją wartość kobieta - znowu pierwszeństwo daję kobiecie, zwracam uwagę pań - przeżywa głównie w kategoriach estetycznych i moralnych. Chce być piękna, chce być dobra, chce tworzyć piękno, chce dawać dobro, chce, żeby to było zauważane. I mężczyźni w ogóle, a mężowie w szczególności, często brutalnie odbierają swoim żonom poczucie własnej wartości. Wchodzi żona do domu w nowej sukience, a mąż mówi: Ile ta szmata kosztowała? Taki niby żart, ale on tak naprawdę trochę się zaniepokoił, bo do pierwszego daleko, pieniędzy za dużo nie ma... Ten sam mąż za ileś lat powie: Bo ty się ubierasz dla kolegów w pracy. Tak, bo jej koledzy w pracy powiedzieli: Ale masz śliczną sukienkę. Mało tego, on sam swojej koleżance w pracy powiedział: Jaką masz śliczną nową sukienkę. Jak się ładnie uczesałaś. A żonie: Co ty znowu na głowie zrobiłaś? Nie dziwmy się logicznym skutkom.

Kobieta ma być usatysfakcjonowana w poczuciu swojej wartości. Przede wszystkim przez mężczyzn, a żona szczególnie przez męża.
Ilustrujących tę prawdę scenek możemy opisać mnóstwo. Wraca mąż do domu, żona całe przedpołudnie szyła piękne firanki z falbankami. Mąż wchodzi do domu i pyta o obiad. Załóżmy, że jest to dom, w którym obiad jest o określonej godzinie na stole, gdy mąż wraca.
- Dziś nie ma jeszcze obiadu, ale wejdź do dużego pokoju.
Mąż, trochę już zły, wchodzi do dużego pokoju.
- No i co? Bałagan.
- Ale popatrz na okno.
- Brudne.
- A firanki widzisz?
- Ano, widzę.
- Podobają ci się?
- No tak, ale gdzie obiad?
On jest szczery. Dla niego jest ważniejszy obiad na stole niż firanki w oknie. Mężczyzna, jeżeli się niedostatecznie kontroluje, może nawet powiedzieć: Dla mnie mogą gazety w oknie wisieć. Ja chcę mieć obiad, jestem głodny. I to jest prawda o nastawieniu mężczyzny. Ale z drugiej strony, jeżeli ten mężczyzna zdecydował się na życie z kobietą, to ma obowiązek uwzględnić fakt, że największe rany zadaje swojej żonie, mając pretensje o jej kobiecość, o to, że ona "traci" czas na tworzenie piękna i na dawanie dobra.

Ja na początku małżeństwa bardzo się buntowałem, kiedy żona chciała przechodzić na drugą stronę ulicy, żeby przejść koło kwiaciarni i popatrzeć na kwiaty. Potem przestałem się buntować. Skoro jej aż tak bardzo na tym zależy. Mnie to trudno zrozumieć, żeby przełazić na drugą stronę ulicy, samochody jeżdżą, dymią, ale... Możemy wybrać drogę koło kwiaciarni. Nadal mnie denerwuje, jak za długo układa bukiet, no bo ile czasu można kwiaty układać. Okazuje się, że tak długo, jak długo sprawia to przyjemność, a że inne rzeczy są nie zrobione, no to trudno. To układanie - to też jest jej potrzeba.

I tak dalej, i tak dalej. Żona szykuje kanapki, tak ładnie, tak pięknie, takie tam ozdobeczki, kopereczek, pietruszeczka - pietruszki nie cierpię - coś tam jeszcze, coś tam jeszcze. Powiedzmy, mąż ciężko pracuje, jest głodny. Umówili się, że ona przygotuje mu kolację. I przynosi, ale o pół godziny później, niż miało to być. Wchodzi, wnosi. Chyba te ozdoby robiłaś specjalnie po to, żeby mi zrobić na złość, bo wiedziałaś, że jestem głodny. Jak łatwo coś takiego powiedzieć, będąc w pewnym sensie autentycznym. On jest głodny, on chce w tej chwili zjeść. On może nawet powiedzieć: Ja wolałbym chleb z masłem niż te twoje kanapeczki. A powinien się zachwycić, jak to jest pięknie podane, a dopiero potem jej przekazać: Wiesz, jak jestem naprawdę głodny, to mi jest wszystko jedno, co zjem, byle szybko. Ona po prostu powinna o tym wiedzieć i brać na to poprawkę. Natomiast on nie może mieć do niej pretensji o to, dodając jeszcze - że zrobiła to na złość, o złe intencje posądzać.
Swoją wartość mężczyzna przeżywa w zupełnie innych kategoriach: w kategoriach rozumu, siły, sprawności szeroko rozumianej, a sprawności intelektualnej chyba w pierwszym rzędzie. Świat coraz bardziej jest podporządkowany intelektowi i coraz bardziej siła intelektu liczy się w świecie, choć siła mięśni, sprawność fizyczna też nadal są ważne.

Przykładowo: mężczyzna psychicznie trudniej znosi kalectwo, które go ogałaca ze sprawności fizycznej; kobieta trudniej od mężczyzny znosi kalectwo, które ją ogałaca z urody. Mężczyzna poparzony płonącą benzyną czy czymś tam na twarzy, może zupełnie normalnie, z poczuciem pełnej wartości własnej funkcjonować dalej. Kobiecie w analogicznej sytuacji z oszpeceniem na twarzy jest dużo trudniej. Kobieta okaleczona z możliwości poruszania się swobodnego, ale z piękną buzią, może zupełnie nieźle funkcjonować, na pewno lepiej niż mężczyzna w analogicznej sytuacji.

Zadaniem kobiet jest potwierdzanie światu męskiemu, że jest wartościowy, i mobilizowanie go do wysiłku. Czasem pytam dziewczyny: Która z was przypomina sobie, kiedy ostatnio powiedziała z niekłamanym zachwytem swojemu chłopakowi: Jaki ty jesteś mądry! Przeważnie jest cisza albo śmiech. A bo to ja jestem głupia? Będę mu takie rzeczy mówić? Jest lęk kobiety, jest lęk żony przed tym, żeby zachwycić się mądrością męża, bo w domyśle jest: A bo to ja jestem głupia? O, nie. Ja jestem wyemancypowana, jestem równie mądra jak on. Tymczasem nie jest wcale mądrością to niezachwycanie się mądrością męża, bo go się nie mobilizuje do jeszcze większej mądrości. On potwierdzenia swojej mądrości potrzebuje równie "organicznie" jak kobieta potwierdzenia swego piękna. Myślę, że mimo wszystko mężowie częściej mówią żonom: jesteś piękna, niż żony mężom: jesteś mądry.
Mąż lubi, by doceniono jego sprawność organizacyjną, jego kompetencje, nawet jego osiągnięcia zawodowe, również osiągnięcia materialne. Żony tego nie rozumieją i czasem bardzo głęboko własnych mężów ranią. Popatrz, Kowalski następny samochód kupił, a ty, fujaro jedna, co? Co z ciebie za mężczyzna. A jeżeli Kowalski kolejny samochód ukradł, mówiąc w skrócie, to żona zachęca męża w prostej linii do kradzieży. Tego tak nie nazywa, ale w gruncie rzeczy tak jest. Sprzeniewierza się celowi małżeństwa. Ona się ma troszczyć o jego świętość, a ona go namawia do nieuczciwego zarobkowania, kradzieży. To wcale nie jest rzadkie. Owszem, jeżeli mąż leniwawy trochę, to żona może mobilizować go, natomiast nie może stawiać za wzór złodziei i oszustów.

Mężczyzna jest również bardzo wrażliwy na przeżycia w sferze płciowości. Powszechnie się uważa, że dla mężczyzny najważniejsze są doznania seksualne. One są bardzo silne, ale powiedzmy od razu, one bardzo łatwo przychodzą, jeśli chodzi o mężczyznę, i nie są wcale najważniejsze. Najważniejsza i bardzo potrzebna żonatemu mężczyźnie jest świadomość: moja żona mnie chce, moja żona pragnie współżycia ze mną. Poznaje to po sytuacjach, które ona stwarza, po zachęcie z jej strony do współżycia. Zauważmy, że nie powiedziałem: moja żona przeżywa orgazm w każdym współżyciu, jak większość odbiorców naszej kultury chciałaby to odczytać. Moja żona pragnie zbliżeń ze mną. Widocznie jestem dostatecznie męski, skoro ona tego pragnie. To jest największa potrzeba żonatego mężczyzny, potwierdzenie wartości w tej subtelnej dziedzinie. Natomiast nieznośne jest dla mężczyzny spostrzeżenie, że: moja żona mnie nie chce, moja żona mnie odpycha, moja żona wymyśla, dlaczego dzisiaj "nie może", co ją dzisiaj boli - ząb, głowa, czy nie wiadomo jeszcze co. Taki mężczyzna nie chce się z tą rzeczywistością pogodzić i nie godzi się. Ucieka od tej koszmarnej rzeczywistości w różny sposób. Czasem ucieka do pracy zawodowej. Czasem ucieka do innej kobiety, chociaż to już jest drastyczna ucieczka; na szczęście nie każdego na to stać, trzeba dużo w sobie złamać. Dużo prostsza, niemal akceptowana w naszej obyczajowości, jest ucieczka w alkohol. I wraca mąż do domu choćby lekko podpity, bo nie mógł znieść tej rzeczywistości. A żona oddycha z ulgą, bo dzisiaj nie musi ją głowa boleć. I popołudnie jest w domu spokojne, bo ona się nie boi, czym się wymówi wieczorem. Ona wie, co wieczorem powie, ona wie to zaraz po powrocie męża do domu, wie dlaczego dzisiaj nie będą współżyć. Bywa czasami, że żona panicznie się boi współżycia z własnym mężem.

Przerażająca sytuacja mężczyzny i rodziny. Mąż jest w pewnym sensie wpędzany w alkoholizm. Jest to spostrzeżenie przekazane przez osobę, która zajmuje się terapią małżeństw i ma ogromne w tym względzie doświadczenie. Mówi on, że według jego oceny, ponad 90% alkoholizmu, który się zaczął w małżeństwie, jest skojarzony właśnie z faktem, że żona odrzucała męża, unikała współżycia. To ku zastanowieniu...


 



Pełna wersja katolik.pl