logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Roman Konik
W obronie Świętej Inkwizycji
Apologetyka


- Krajobraz średniowiecza
 
 Jedną z podstawowych wad krytyki Inkwizycji jest oderwanie jej od epoki i czasu, w którym powstała i działała. Sacra Congregatio Inquisitionis powstała w średniowieczu, epoce, która jak żadna inna związała z sobą w nierozerwalną strukturę historię Kościoła zachodniego i historię europejskiego społeczeństwa. Utożsamianie życia Kościoła z życiem zorganizowanej społeczności jest właśnie wyróżnikiem tej epoki i przez taki pryzmat należy ją interpretować. W okresie tym tylko ortodoksyjny katolik mógł być w pełni obywatelem zachodnich społeczeństw, tylko wewnątrz Kościoła istniała owa societas perfecta, jak zauważa R.W. Southern w swej pracy Społeczeństwo zachodnie i Kościół w wiekach średnich: […] Kościół był nie tylko państwem – on był jedynym państwem; był nie tylko społeczeństwem – był jedynym społeczeństwem […] rozumnej i odkupionej ludzkości[4]. Tę nierozerwalną strukturę państwa i Kościoła potwierdzają świeckie dekrety prawne (np. to, że we wszystkich językach germańskich słowo „grzech” ukute było z terminów prawnych[5], a prawodawstwo europejskie z XI wieku karało między innymi chłopów pracujących w niedzielę konfiskatą narzędzi, a na ziemiach polskich znane są, opisywane przez Galla Anonima, przypadki karania przez pierwszych władców polskich publicznym wybiciem zębów za złamanie postu). Tego rodzaju uwarunkowania prawne, karzące na równi kradzież ze złamaniem postu czy świętokradztwem, świadczą dobitnie o charakterystycznym rysie epoki średniowiecza, gdzie monarcha rządzący państwem czy regionem traktował swój urząd jako nadany przez Boga, a co za tym idzie, czuł się odpowiedzialny za losy prawowiernej religii i za zbawienie swoich poddanych. W tej perspektywie – zniesienia granicy między tym, co świeckie, a tym, co duchowe – należy rozpatrywać epokę średniowiecza. W wiekach średnich zbiegły się ze sobą dwa zjawiska: pojawienie się masowych herezji i odkrycie na nowo litery prawa rzymskiego (karzącego, między innymi, odstępstwo od wiary panującej na równi ze zdradą stanu – czyli jako największe wykroczenie). Dopiero zrozumienie tego splotu daje nam możliwość zrozumienia zjawiska trzeciego, będącego efektem dwu poprzednich, któremu na imię Inkwizycja. By jednak zrozumieć powołanie Sacra Congregatio Inquisitionis, należy cofnąć się kilka wieków wstecz, zanim jeszcze ta kongregacja powstała.
 
Jednym z wielu zadań Kościoła od pierwszych chwil jego założenia było strzeżenie depozytu wiary, nauczania prawdy i przestrzegania swych wiernych przed fałszem i błędem doktrynalnym. Od pierwszych wieków istnienia Kościoła możemy zatem mówić o Inkwizycji, bowiem powołanie instytucji diakonów nie jest niczym innym jak powołaniem strażników prawdy doktrynalnej. Oprócz swych stałych obowiązków diakoni mieli za zadanie badać, poszukiwać (łac. inquirere) fałszywych nauk, badać „jakiego ducha są” podejrzani wyznawcy i nawracać skażonych fałszem.
 
Niejednokrotnie słyszy się, że powstanie kościelnych trybunałów inkwizycyjnych sprowokowało władze świeckie do tępienia herezji na swym terytorium. Prawda jest jednak nieco inna. To władze świeckie, przyjmując wiarę katolicką, wychodziły z założenia, że kto występuje przeciw wierze w Chrystusa, występuje tym samym przeciw państwu, i z całą surowością tępiły tego rodzaju występki, jak tępi się zdradę stanu. Na długo przed nastaniem Świętego Oficjum mamy do czynienia z ostrym potępieniem ruchów heretyckich właśnie przez władze świeckie (w roku 316 Konstantyn Wielki skazuje donatystów na konfiskatę majątku, podobne stanowisko w stosunku do heretyków zajmują Walentynian I i Teodozjusz I, pozbawiając dodatkowo heretyków praw obywatelskich, prawa przekazywania dziedzictwa i skazując na wygnanie). Wszelkiego rodzaju przejawy działalności heretyckiej traktowane było w tych czasach jako zamach na ład i porządek społeczny. Cesarze, tacy jak Konstantyn czy Teodozjusz, uważali za rzecz słuszną, by oprócz wykonywania władzy świeckiej, w ramach której sprawowali protektorat nad swymi poddanymi, byli odpowiedzialni również za sferę życia duchowego.
 
Dekret króla Aragonii zachęcał wręcz do walki z heretykami, gwarantując prześladowcom bezkarność (Niechaj będzie wiadomym, że jeśli jakiś szlachcic bądź człek z gminu odkryje w naszych włościach heretyka i zabije go lub go zrani, albo pozbawi też majątku lub wyrządzi mu jakąś krzywdę, nie spotka go za to żadna kara, a przeciwnie, zaskarbi naszą łaskę[6]). Takie deklaracje nie były wyjątkiem, pojawiły się także w świeckich kodeksach Szwabii, Saksonii czy na terenie Francji. Nikt jednak z oskarżycieli Świętej Inkwizycji nie podnosi dziś okrucieństwa ówczesnych kodeksów świeckiego prawa kryminalnego, które oprócz bluźnierców karały śmiercią także sodomitów, pederastów, zoofilów, nekrofili, fałszerzy monet i złodziei (np. dekret kodeksu prawa kryminalnego Karola V z 1532 roku). Co więcej, Kodeks prawa kryminalnego Karola V uważano w tych czasach za przejaw pobłażliwości i złagodzenia dotychczasowego kodeksu karnego, skazującego na śmierć z dużo błahszych powodów[7]. Świecki Kodeks Justyniana (Cod. Just. I, 5,1.5), jak i późniejszy Kodeks Teodozjana (Cod. Theodos. XVI, 5.40, z roku 407) przewidywały w stosunku do kacerzy karę śmierci. Kościół w tym okresie ustami swych hierarchów niejednokrotnie sprzeciwiał się siłowym rozwiązaniom w stosunku do heretyków. Liczący się autorytet ówczesnych czasów, biskup Hippony św. Augustyn (IV-V w.) niejednokrotnie nawoływał, by nie stosować siły w stosunku do innowierców, by nie przyłączać wiernych do Kościoła siłą, wprost mówi o tym, że Kościół nie potrzebuje korzystać tu z pomocy władzy świeckiej[8]. Dzięki tego rodzaju deklaracjom od VI do XI wieku, z wyjątkiem nielicznych przypadków (takich jak np. casus Gotheschalka, który był skazany na kary kanoniczne i zakonne, takie jak zakaz opuszczania klasztoru i codzienne odmawianie psalmów pokutnych), heretycy nie ulegają prześladowaniom. Augustyn był też przy tym zwolennikiem całkowitego posłuszeństwa Stolicy Apostolskiej w sprawach doktrynalnych, od niego bowiem pochodzi sentencja: Roma locuta, causa finita est (Rzym się wypowiedział, sprawa jest zakończona)[9]. Deklaracje takie mówiły jasno i wyraźnie, że wiara katolicka zachowywała i zachowuje swe nieskalane oblicze w urzędzie papieskim i należy mu się odpowiedni respekt i posłuch.
 
 
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl