logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Ruth Burrows OCD
Uwierzyć w Jezusa
Wydawnictwo Święty Wojciech


Gdy tylko przestaniemy walczyć o nasze zasługi, niepotrzebnie skupiając uwagę na nas samych, a w zamian za to uznamy naszą słabość, nasze potrzeby, droga będzie otwarta do spotkania Boga i do świętości Jezusa, która jest Jego darem.

 

Wydawca: Wydawnictwo Święty Wojciech
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7516-433-6
Format: 120x190
Stron: 256
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 

Ciasna brama


Podział naszej duchowej podróży na trzy etapy nie jest dziwacznym wymysłem, wynika z samej natury Boga takiego, jakim On jest, i nas takich, jakimi jesteśmy. Każdy etap to różny stopień bliskości z Bogiem. By zacząć duchową podróż, nie musimy jeszcze "przychodzić" do Jezusa, chociaż jesteśmy w Jego towarzystwie i chcemy się od Niego uczyć. Tak jak Nikodem zbliżamy się do Jezusa w nocy naszej niewiedzy. Nie chodzi o to, że Nikodem uważał się za ignoranta! Dokonujemy aktu wiary, najważniejszego i pierwotnego: "Wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel". Jezus, posługując się symbolami, wyjaśnia Nikodemowi, co musi się stać, aby poszedł dalej, jeśli ma wstąpić do królestwa, tej sfery, w której Bóg, nie człowiek, stanowi prawa, gdzie Bóg daje, a człowiek otrzymuje. Uczony w Prawie musi, tak jak Paweł, odłożyć na bok swoją wiedzę i wyobrażenia i zgodzić się być małym dzieckiem. Nikodem uważa siebie za cnotliwego, mądrego człowieka, a Jezus mówi mu, że prowadzą one donikąd. Jest on wciąż uwięziony w sferze cielesnej, a ciało nie może nigdy osiągnąć Boga. Nie chodzi tu o oddzielanie ciała od ducha. Chodzi o człowieka takiego, jaki on jest, dysponującego wieloma możliwościami, a raczej zdecydowanego, by polegać na własnych możliwościach, i poddanie się prowadzeniu przez Boga. Jezus uzmysławia temu cieszącemu się autorytetem człowiekowi jego całkowitą bezradność wobec Boga. Nie możemy kontrolować wiatru ani przewidzieć jego kierunku, tak samo jak nie potrafimy kontrolować Ducha, musimy poddać się Jego kontroli. Nikodem musi umrzeć dla swojego życia i urodzić się na nowo, inaczej nigdy nie wejdzie do królestwa. Tych, którzy akceptują takie poddanie, czeka długa i żmudna nauka. Doskonała przemiana w Jezusa nie następuje natychmiast. Człowiek musi współpracować z działaniem Ducha Świętego, który jest teraz skłonny działać swobodnie od wewnątrz, podczas gdy wcześniej mógł On tylko kierować umysłem i sercem z zewnątrz. Teraz serce otworzyło się, by Go przyjąć. To drugi etap, prawdziwa nauka. Owa długa nauka najpewniej doprowadzi do ostatniego etapu, przemieniającego zjednoczenia, co stanowi istotę chrześcijaństwa.

Świat w istocie jest pojednany z Bogiem poprzez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa; Duch Święty został nam posłany dla odpuszczenia grzechu. Brama stoi otworem przed nami i żadna siła nie jest w stanie jej zamknąć. Każdy z nas musi jednak podjąć decyzję, by przejść przez nią. "Wchodźcie przez ciasną bramę (…) ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!" (Mt 7,13-14). Jeśli jest ich mało, to nie dlatego, że wymaga się czegoś ponad nasze siły lub zdolności, ale dlatego, że brama jest ciasna. By przez nią przejść, trzeba być małym i nieobciążonym. Trzeba za sobą wiele zostawić, a to "wiele" nie oznacza niczego innego niż naszą ważność. Tak jak Nikodem, musimy stać się dziećmi, by przez nią przejść. Łukasz dodaje, że musimy się "starać" przejść przez ciasną bramę. Musimy przejść od świata grzechu (przy czym "grzech" nie oznacza moralnej niedoskonałości; odwrotnością grzechu nie jest moralna prawość, ale wiara w Jezusa) do świata Bożego. Wszystko to nie następuje natychmiast. Chrzest nie zapewnia nam tego przejścia, raczej odkrywa i inicjuje to, co z zaangażowaniem całej naszej woli musimy otrzymać od Boga. Bardzo rzadko chrzest urzeczywistnia się w jego znaku. Dla większości z nas jest to długotrwały proces. Musimy iść dalej, starając się wprowadzać nasz chrzest w życie, by go dopełnić. Musimy podjąć wysiłek, by mieć wiarę w Jezusa i by porzucić samych siebie dla Niego. To nie kwestia uczuć, ale wysiłku trwającego całe życie. Jak to ujmuje Jan, dotyczyło to tych, którzy potrafili stanąć przy Jezusie, kiedy, po ludzku rzecz biorąc, wszystko przepadło, kiedy Bóg zniknął, a przeważyło bezbożnictwo. To wtedy Jezus skłonił głowę, konając, i oddał Ducha.

Musimy nieustannie trzymać w dłoniach obie wodze i nie wypuścić ich, jeśli mamy zrozumieć, co oznacza życie głęboką wiarą. Po pierwsze, jest ona darem i otrzymujemy ją od Boga. Człowiek nie może nic zrobić, by dotrzeć do Boga. Po drugie, człowiekowi nie wolno siedzieć z założonymi rękami. Musi działać. Musi czynić, co w jego mocy, by wzrastać i odpowiedzieć Bogu. Bez tego przygotowania Bóg nie może działać w człowieku tak, jakby tego chciał. Musimy uczyć się od Jezusa, jaka jest wola Boża, i starać się ją wypełnić. Bóg nie stoi obok i nie mówi: "Pozwól, że zobaczę, jak próbujesz. Jeśli ujrzę, że naprawdę się starasz, to wkroczę i ci pomogę". Nie, to opóźnianie się Boga jest naturalne. Bóg ofiaruje mi siebie tu i teraz, ale ja nie potrafię Go przyjąć. By być do tego zdolnym, trzeba osiągnąć pewien pułap rozwoju. Nie można wlewać nowego wina do starych bukłaków, bo popękają i wino się rozleje. Bóg może wkroczyć z pomocą tylko w sposób mistyczny "poza i ponad", kiedy człowiek osiągnął swoje granice i nie może iść już dalej.

Żyjemy w olbrzymiej jaskini, a jesteśmy mali. Nie potrafimy dostrzec, że to jaskinia, dopóki nie dorośniemy. Wydaje się nam ona nieograniczonym światem, najpiękniejszym miastem, pełnym wszelkich dóbr, wszystkiego, czego nam potrzeba do rozwoju. Tutaj, wydaje się nam, znajduje się miłość i wiedza o Bogu, tu jest mądrość, tu w sposób właściwy oddajemy Mu cześć. Nad warownią tego miasta łopocze sztandar Jezusa. Chrześcijanie rozpoznają sztandar, znają imię swojego Króla i starają się Mu służyć. Nie ma powodu, by kwestionować rację istnienia tego miasta; zdaje się ono istnieć na swoich własnych prawach i tłumaczy się samo przez się. Gdzieżby inaczej, niźli w niebie, miało się zakończyć owo śmiertelne bytowanie?


 



Pełna wersja katolik.pl