logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Ks Robert Skrzypczak
Uwaga na Antychrysta! (cz.3)
Fronda


Chrystusową obietnicę „nowego człowieka” utożsamiał z własną ideą „nadczłowieka”: „Człowiek to coś, co pokonane być powinno… Czym jest małpa dla człowieka? Pośmiewiskiem i hańbą bolesną. I tym powinien być człowiek dla nadczłowieka… Popatrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka!”[16]. Ten tragiczny „antychryst” wierzy przez moment, że zdoła wcielić w życie to, w czym poniósł fiasko Jezus. Kiedy ujrzy, że jego sny o „woli mocy” i „nadczłowieku” tracą szansę na realizację, wieści nieuchronne nadejście ery nihilizmu, samego siebie zaś zaczyna nazywać „Ukrzyżowany” (tak podpisywał swą korespondencję). Nienawidził tej, jak twierdził, splatonizowanej doktryny, przejmującej od imienia Chrystusa nazwę chrześcijaństwa. W jego przekonaniu, współczesne chrześcijaństwo jest kontynuacją nie praktyki życiowej Jezusa, lecz metafizyki platońskiej. Tradycyjne hasło chrześcijaństwa „umarł człowiek, narodził się Bóg” (Kierkegaard) stanie się w nietzscheańskiej interpretacji symbolem pogardy dla człowieczeństwa, którego politowania godnej egzystencji przeciwstawia się zaświatową doskonałość. Odwrócenie platonizmu na gruncie tradycji chrześcijańskiej musi zatem prowadzić do stwierdzenia „Bóg jest martwy, narodził się człowiek”. Śmierć Boga otwiera drogę do wkroczenia człowieka w wyższą fazę swego rozwoju. „Jeśli istnieliby bogowie – jak wytrzymałbym, by nie być Bogiem! A więc nie ma bogów”[17].
 
Tragiczny „antychryst” Nietzschego jest w gruncie rzeczy manifestacją podjęcia przez współczesnego człowieka buntu przeciw swemu Bogu – jak w ogrodzie rajskim, w imię nowej kłamliwej utopii: „bogami będziecie!”. Stanowi kolejny przykład dania wiary złudnym insynuacjom Złego: Bóg zabiera ci zaszczyt egzystencji, chcesz być szczęśliwy, musisz Go w sobie uśmiercić. Ktoś mógłby nie bez racji skomentować, że dziedzictwo Nietzschego w postaci ogromnej pustki, jaka zalega dusze nowych pokoleń, znakomicie wpisuje się w opis okrutnych prześladowań ze strony prawdziwego Antychrysta.
 
Co powstrzyma Antychrysta?
 
W słynnym fragmencie Listu do Tesaloniczan o Antychryście św. Paweł używa słowa „katechon”, wskazując na coś, „co go teraz powstrzymuje… Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, a wówczas ukaże się Niegodziwiec”. Wydaje się, że i autor listu, i adresaci – jak już wyżej zaznaczyłem – świetnie się rozumieją. Tylko dla nas pozostaje zagadką, co kryje się w treści owego określenia „katechon”. Różnych przypuszczeń dostarczają teologowie. W przekonaniu jednych (Warfield) chodzi o trwanie państwa żydowskiego, inni (Trillin) odpowiadają, że to sam Bóg w Osobie Ducha Świętego opóźnia powrót Zbawiciela w chwale. Oscar Culmann jest przekonany, iż to głoszenie Ewangelii wszystkim narodom aż na krańce świata, łącznie z oczekiwanym nawróceniem Izraela, spowolnia wkroczenie na scenę świata Antychrysta.
 
Oryginalną teorię „katechonu” zaproponował po II wojnie światowej niemiecki filozof Carl Schmitt (1888-1985), nadając jej znaczenie politologiczne. Na pytanie: „wiecie, co go powstrzymuje?”, odpowiada w dwóch książkach: Nomos ziemi z 1952 roku oraz w Teologii politycznej z 1970 roku, próbując zsynchronizować ze sobą kategorie polityki współczesnej z kategoriami tzw. teologii rzeczywistości ziemskich. W obliczu globalnego, bezrefleksyjnego triumfu „rozpasanej techniki”, osiąganego przez pokolenia powojennej prosperity, potrzeba sięgnąć po chrześcijańską filozofię dziejów. Wiara chrześcijańska w swej prawdziwej czystości nie może mieć – według Schmitta – innej wizji historii, jak ta związana z ideą katechonu. Jako, że Antychryst, według św. Pawła, jest anomos, czyli nieprawy, potrzeba dla przeciwwagi odwołać się do instytucji, która łączy w sobie porządek Ewangelii ze ścisłą logiką prawa rzymskiego. W świetle tworzenia ius publicum europaeum, tym zaś, co zapobiegało wzrostowi zła w życiu społecznym, było imperium chrześcijańskie, świadome własnej historycznej skończoności, ale i funkcjonujące w pewnej perspektywie eschatologicznej, czyli ostatecznego ukazania się Królestwa Bożego.
 
Dla Schmitta „katechon” stanowi pojęcie historycznie określone, którego przykładów można znaleźć wiele. Choćby imperium bizantyjskie, zarządzające wschodnią częścią Cesarstwa Rzymskiego, ze stolicą w Konstantynopolu. To imperium nabrzeżne z potężną flotą wyposażoną w tajną broń, zwaną ogniem greckim, mimo swej słabości zdołało powstrzymać islam przed inwazją na Półwysep Apeniński. Podobną siłę może mieć dzisiaj chrześcijańska republika. „Imperium władcy chrześcijańskiego – mówił Schmitt w trakcie wykładu w Madrycie w marcu 1951 roku – ma sens w połączeniu z rolą katechonu. Wielcy władcy średniowieczni, jak Otton Wielki czy Fryderyk Barbarossa, dostrzegali historyczną istotę swej przywódczej godności w spełnieniu funkcji katechonu. Walczyli z Antychrystem i jego sprzymierzeńcami, odsuwając tym samym koniec czasów”.
 
Ich rola polegać ma więc na przeszkadzaniu w zasiedlaniu się zła, które przejawia się jako „anomia” – bezprawie. Szkoda tylko, że – jak zauważył niemiecki politolog – prawnicy prawa rzymskiego od XIV i XV wieku przestawali zdawać sobie sprawę z tego, że władca posiadał ów przywilej katechonu. Władza pozbawiona owej wewnętrznej mądrości – arcana – staje się w praktyce zwykłym cezaryzmem, cezaryzm zaś bez świadomości misji przerodzi się w nazizm.
 
 
 
 



Pełna wersja katolik.pl