logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Benjamin Boisson
Uśmiech Pana Boga
Wyd Marianow


Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7502-270-4
Format: 110x180
Stron: 272
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę
 
 

 

Brak "zakazu śmiechu"



Praktykowanie humoru chrześcijańskiego

Drugi wspomniany na początku cel niniejszej książki to sprawić, aby wszystko, o czym tu przeczytaliśmy na temat humoru chrześcijańskiego, stało się naszym własnym doświadczeniem. Na początek zróbmy sobie wstępny bilans naszego przeglądu dziejów komizmu związanego z chrześcijaństwem:
 

Śmiech w chrześcijaństwie nie jest zabroniony. Musimy usunąć z naszych serc i rozumu "zakaz śmiechu", który wciąż tkwi w zbiorowej podświadomości ogółu katolików.
Śmiech jest niezbędny w życiu wspólnotowym i braterskim. W parafii, wspólnocie zakonnej, grupie katechetycznej czy modlitewnej powinna panować atmosfera odprężenia i przyjaźni. Humor jest więc tu związany z otoczeniem.
Śmiech zobowiązuje nas do pokory, do upominania innych w sposób łagodny i cierpliwy.
Śmiech cechuje świętych i wskazuje nam drogę do naszej własnej świętości.
Śmiech stanowi narzędzie ewangelizacyjne, gdyż ktoś, kto ma dystans do samego siebie, jest wiarygodniejszy od osoby, która utrzymuje, że wszystko wie i we wszystkim przewyższa innych.
Śmiech to żywe świadectwo. Jeśli jesteśmy do tego stopnia szczęśliwi, żeby nasze szczęście pokazywać innym, to znaczy, że mieszka w nas prawdziwa radość.
Śmiech nas odpręża i sprawia, że jesteśmy elastyczniejsi, mniej szorstcy, a za to bardziej otwarci i - ostatecznie - bardziej ewangeliczni.


Trzeba jednak, abyśmy poszli dalej i spróbowali w prosty sposób ustanowić zasady wiążącej się z komizmem chrześcijańskim duchowości; duchowości, która dotyczy modlitwy i relacji z innymi ludźmi, ale przede wszystkim - naszego życia osobistego.
A jeśli to właśnie śmiech okazałby się najlepszym sposobem na nawrócenie, jaki Chrystus zostawił nam w spadku? Nawrócenie zarówno osobiste, jak i całego świata, nawrócenie naszej relacji z innymi i Innym? Pozwólmy więc, aby w naszym życiu zakorzeniło się dziesięć nowych przykazań humoru chrześcijańskiego - przykazań wyrytych nie w kamieniu, lecz w naszych sercach.
 

Dziesięć przykazań humoru chrześcijańskiego

1. Pamiętaj, aby odpoczywać!

Żeby otworzyć się na humor, przede wszystkim musisz umieć się odprężyć. Innymi słowy, trzeba, abyś wykształcił w sobie eutrapelię, czyli chrześcijańską cnotę polegającą na odpowiednim przeżywaniu rozrywki, przyjemności, zabawy, chwil odprężenia, odpoczynku czy śmiechu. Owa cnota wprowadza w te wszystkie czynności stosowny umiar podyktowany przez rozum, aby odpoczynek po pracy był efektywny i zarazem godny człowieka. Cnotę eutrapelii jako wpisującą się w nauczanie Kościoła przedstawił, opierając się na pismach Arystotelesa, św. Tomasz z Akwinu. Rozumiano ją jako "rozrywkę, dowcipną rozmowę, żart". Św. Paweł nazywa tym słowem wadę, co w Wulgacie przetłumaczono jako "błazenada" (łac. scurrilitas): "[...] niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym, co haniebne, ani o niedorzecznym gadaniu lub nieprzyzwoitych żartach, bo to wszystko jest niestosowne" (Ef 5, 3-4). Św. Ambroży z Mediolanu, komentując ten fragment, powie, "że trzeba unikać nie tylko nieprzyzwoitych żartów, lecz wszelkich żartów w ogóle". Św. Tomasz koryguje i łagodzi to stanowisko - nie mówi już o "wadzie" czy "grzechu", lecz powraca do pierwotnego sensu "cnoty ludzkiej", tak jak ją rozumiał Arystoteles. Św. Franciszek Salezy natomiast, jak już wiemy, wygłosił pochwałę eutrapelii w swoim Wprowadzeniu do życia pobożnego.

Eutrapelia oznacza dziś dobry humor, cnotę właściwą tym, którzy wiedzą, że są kochani przez Boga. Trzeba więc o ten pogodny nastrój dbać, odpowiednio pielęgnując odpoczynek, zabawę, przyjemność. Każdego dnia powinniśmy znaleźć wolny czas dla siebie i innych. Jedni zatem mogą uprawiać eutrapelię, czytając zabawne historie, inni kontemplując przyrodę lub głaszcząc psa, jeszcze inni oglądając komediowy film, grając w gry towarzyskie czy spotykając się z przyjaciółmi, żeby wspólnie pożartować. Najcnotliwsi zapewne przeczytają powtórnie niniejszą książkę! W zakonach dobrze zrozumiano istotne znaczenie eutrapelii, ponieważ codziennie przewiduje się tam czas na rekreację. Trzeba taki czas wygospodarować również w naszych chrześcijańskich rodzinach. Tak jak jest czas przewidziany na posiłki, sen, modlitwę, tak samo powinien być czas na odprężenie i zabawę, i to przynajmniej raz w tygodniu.

Według najnowszych badań naukowych taki dobry humor może przedłużyć życie. To nie żarty! Kiedy mamy zły nastrój, neurony giną o wiele szybciej, system nerwowy starzeje się, komunikacja między komórkami nerwowymi jest wolniejsza. Czyż nigdy nie zauważyliśmy, że kiedy mamy zły humor i jesteśmy spięci, trudno nam podjąć dobrą decyzję? I przeciwnie, gdy jesteśmy odprężeni, wszystko w życiu idzie nam o wiele łatwiej. Dlatego każdy dzień zasługuje na osobną, porządną porcję rozrywki. W końcu po co trwać w stresie, czekając na lepszy dzień, jeśli możemy rozładować napięcia już dziś, od razu? Tak więc regularne poświęcanie czasu na odpoczynek i zabawę to pierwsze z przykazań humoru chrześcijańskiego.

2. Myśl pozytywnie!

Zawsze dostrzegaj pozytywną stronę tego, co cię otacza. Na przykład: utknąć w korku to generalnie nic przyjemnego. Może jednak okazać się znacznie bardziej znośne, jeśli w radiu akurat grają twoją ulubioną piosenkę, a przez okno auta widać błękitne niebo i słońce!

O ile takie myślenie jest dość łatwe w odniesieniu do spotykających nas zdarzeń, o tyle sprawia nieco większe trudności w stosunku do osób. Człowiek, także chrześcijanin, odruchowo zauważa u innych najpierw wady. Przypomnijmy sobie fragment z Ewangelii o drzazdze i belce (zob. Łk 6, 41-42)! Są dwa sposoby na rozwiązanie tego problemu: dostrzegać cudze zalety i zapominać o wadach lub, co jest nawet bardziej chrześcijańskie, widzieć wady innych jako coś, co ma pozytywną wartość - na przykład stanowi pewne wyzwanie dla nas samych. To drugie rozwiązanie jest trudniejsze, lecz wierniejsze Ewangelii. Wszak wady innych, coś negatywnego, wzbudzają w nas strach, ponieważ przypominają nam nasze własne słabości. Św. Jan Chrzciciel de la Salle, założyciel Zgromadzenia Braci Szkół Chrześcijańskich, a propos cudzych wad mówił swoim braciom lasalianom:

Nie jest możliwe, aby wiele osób, które żyją razem, nie cierpiało przez siebie nawzajem. Bóg, umieszczając was we wspólnocie, nałożył na każdego trudny do udźwignięcia ciężar. Jaki? Cudze wady[18]

Ten ciężar, ludzkie wady, podobnie jak brzemię krzyża, są czymś, przed czym wszyscy uciekają. Tymczasem jest to środek naszego uzdrowienia. Żeby się wyleczyć, trzeba przejść terapię krzyża. Nie powinniśmy się bać cudzych wad i słabości, gdyż prowadzą one do uzdrowienia naszych własnych. Stanowi to regułę życia w każdej wspólnocie (małżeństwie, rodzinie, parafii, zgromadzeniu zakonnym): pedanci żyją razem z bałaganiarzami, zdyscyplinowani z leniami, intelektualiści z uzdolnionymi manualnie, chorzy ze zdrowymi, silni z delikatnymi. Jedni leczą drugich. Leczą się wzajemnie, tak jak zdrowi leczą chorych. Trzeba więc dostrzec osoby, przed którymi uciekamy, następnie zwrócić się ku nim, aby pomogły nam wyzdrowieć. Nawet to, co wydaje się nam negatywne, w ostatecznym rozrachunku ma pozytywny wymiar. Jest to prawda, której bronił św. Augustyn: "Bóg nierzadko posługuje się złem, aby wydobyć z niego większe dobro"[19]. Wszystko w Bogu staje się ostatecznie dobrem - jak zmartwychwstanie Chrystusa po jego śmierci, słońce po deszczu, pozytyw po negatywie. Krótko mówiąc: nie ma tylko jednej "warstwy" w tej złożonej "fotografii"!

Gdyby Bóg nie był wieczną "pozytywnością", już dawno, patrząc na wszelkie zło występujące w świecie (grzech człowieka, niszczenie planety itd.), zapewne zgładziłby własne stworzenie. Tymczasem nie tylko nie niszczy go, lecz nawet kocha je coraz mocniej, wierną i zawsze odradzającą się miłością. Gdyby Chrystus nie przyszedł w takim samym duchu, pewnie zmasakrowałby faryzeuszy, wymordował grzeszników, unicestwił Rzymian! Pozytywne nastawienie zatem nie jest zawłaszczone wyłącznie przez firmę Carrefour na potrzeby reklamy[20].  Stanowi powszechnie obowiązujące Boże przykazanie.

Otóż po porażkach, gdy mamy za sobą rozmaite sytuacje, w których czuliśmy się zaszachowani, mamy świadomość, że gdy jesteśmy razem z Bogiem, to my ostatecznie mówimy "szach i mat".

3. Śmiej się z siebie samego!

Najlepszym tematem żartów jesteśmy my sami. Szczęśliwy ten, kto umie się śmiać z samego siebie, gdyż będzie się bawił bez końca. Wystarczy, żebyśmy popatrzyli, jak komicy potrafią drwić z naszych wad, abyśmy nabrali odwagi do żartowania z samych siebie wraz z nimi, nawet przed szeroką publicznością.

Właśnie umiejętność śmiania się z własnych problemów, a nie dramatyzowanie, jest prawdziwą sztuką. Wyobraźmy sobie, że opowiadamy przyjaciołom o tragicznym zdarzeniu, które nam się przytrafiło. Jeśli cały czas narzekamy, szybko ich znużymy. A poza tym z całą pewnością to nie dzięki jękom czy złości nasze auto wydostanie się z parkingu, gdzie odstawiła je policja, nie dzięki narzekaniom szef przestanie nas nękać, a woda kapać z sufitu!

Śmianie się ze swoich błędów także jest nie lada sztuką. Nie można robić postępów bez popełniania pomyłek. Zresztą słowo "błąd" ma głębszy sens niż ten potoczny. Wszak błąd niesie ze sobą nowe doświadczenie, a więc i zapowiedź sukcesu - o ile tylko nie tkwimy jak kołek w płocie, lecz potrafimy dystansować się od własnych błędów. Już Konfucjusz mawiał: "Porażka rodzi sukces". Humor okazuje się niezbędny jako swoista trampolina, dzięki której możemy wybić się od naszych niepowodzeń ku sukcesowi. Jeśli ktoś mówi nam, i to publicznie, o naszych błędach, nie wahajmy się ani chwili odpowiedzieć: "Dziękuję ci, że jesteś tak miły i nie wspomniałeś przy okazji o wielu innych rzeczach, które mi nie wyszły".

Autoironia może być więc aktem pokory. Znajomość siebie to także wiedza, czym jest pokora. Nie polega ona bowiem na umniejszaniu czy poniżaniu siebie, ale na braniu siebie takim, jakim się jest w rzeczywistości - nic ponadto. Pokora osadza nas w prawdzie naszej istoty zależnej od Boga. Inną jej rolą jest otworzenie nas na Boże działanie, Jego łaskę. Jak zauważył to św. Augustyn:

Łaska jest jak obfity deszcz, który spada na góry, lecz gromadzi się w dolinach. Wysokie szczyty nie mogą go zatrzymać i wysychają, najniżej położone miejsca napełniają się nim i zielenieją.

Im więcej mamy pokory, tym bardziej jesteśmy podatni na działanie łaski. Bądźmy więc pokorni i śmiejmy się z naszych porażek i błędów, tak jak to robią zawodowi komicy. Za sprawą tej chrześcijańskiej cnoty, jaką jest pokora, autoironia staje się sposobem autoweryfikacji naszego miejsca, jakie zajmujemy wobec Boga i innych.

4. Praktykuj radość!

Chrześcijanin praktykuje radość i jest w tej dziedzinie ekspertem. To, że należymy do Chrystusa, stanowi źródło wielkiej radości. Przeżywamy ją przede wszystkim podczas spotkań z braćmi i w trakcie liturgii.

Bliźni jest dla mnie radością, tak jak ja jestem radością dla niego. Wcielenie Chrystusa zmienia nasze spojrzenie na innych. "Być zdolnym do odnalezienia radości w radości drugiego człowieka: oto sekret szczęścia"[21]  - powiedział kiedyś Georges Bernanos. Przychodzą tu na myśl także słowa św. Pawła, które nie są skierowane tylko do dwóch czy trzech osób: "[...] moja radość jest także waszą radością" (2 Kor 2, 3). Można tu wreszcie wspomnieć o pewnym zwyczaju, dość osobliwym i zupełnie unikatowym, jaki miał wielki święty rosyjski Serafin z Sarowa (1759-1833), który przychodzących do niego ludzi nazywał "radości ty moja"[22]. W takim sposobie pozdrawiania kryje się cały program. Powiedzenie do kogoś "radości ty moja" może mieć dwojaki sens. Może oznaczać: "Daję ci radość, którą mam w sobie", czyli innymi słowy: "Jestem twoją radością", lecz także może znaczyć: "Czynię moją radością radość, którą w tobie spotykam", a więc: "Ty jesteś moją radością". Można więc tu zaobserwować coś na kształt drogi dwukierunkowej, na której dochodzi do wzajemnej wymiany radości.

"Jestem twoją radością" to przede wszystkim znaczy, że "noszę w sobie pewną radość, którą daję temu, kogo spotykam". Jeśli mogę ją dawać, to muszę ją mieć. Musiałem więc zdać sobie sprawę z Bożej radości, której doświadczyłem i którą chcę teraz przekazać. Trzeba poczuć tę Bożą radość, jakby to był jakiś gwałtowny duchowy poryw, który nas ze sobą zagarnia. Radość nie jest czymś nieruchomym, statycznym - to silne poruszenie, które nas ze sobą unosi. Radość, jaką mamy w sobie, unosi nas ku innym, ku wszystkim tym, którzy znajdują się na naszej drodze.

"Ty jesteś moją radością" to stwierdzenie kryjące w sobie fakt, że trzeba najpierw umieć ujrzeć drugą osobę taką, jaką ona jest, jaką jest przed Bogiem, w Bożej myśli. Bóg bowiem rozradował się w niej; tworząc ją, wlał w nią własną radość. To właśnie ową Bożą radość należy odnowić w drugim człowieku. W tle, za osobą, którą spotykamy, musimy więc zawsze ujrzeć Boga.

Radość chrześcijańską przeżywa się także podczas liturgii w połączeniu ze śpiewami, wychwalaniem, modlitwami. Kulminacyjny moment następuje podczas Komunii świętej w trakcie sakramentu Eucharystii - powtarza się każdej niedzieli, by promieniować na cały tydzień swoim życiodajnym działaniem. Chrześcijaństwo wytworzyło rytm tygodniowy, oparty na opozycji pomiędzy serią dni powszednich, świeckich, a dniem świętym: dniem Pana zarezerwowanym dla radości i wesela. Do tego należy dodać raz w roku święta, które przypominają o cudownych, wspaniałych i założycielskich wydarzeniach. Radość bowiem to dzielenie się wokół radosnego wydarzenia i jako taka jest właściwością liturgii. Bez dzielenia się nie ma radości. Radość płynąca z liturgii umacnia się zarówno przez muzykę, śpiewy i tańce, jak i wysławianie. Spinoza mówił, że radość jest uczuciem, które zwiększa i podtrzymuje moc działania ciała[23].

Osoba prawdziwie wierząca to ktoś, kto wespół z innymi odczuwa radość w Bogu poprzez liturgię. W ten sposób jej droga krzyża staje się drogą radości - tak dla niej, jak i dla jej bliskich. Zbliżyć się do nawróconego na radość to zbliżyć się do Boga, który jest źródłem radości!

5. Będziesz się relaksował![24] 

W starożytności Hipokrates wyróżnił cztery podstawowe humory - soki czy też płyny ustrojowe - występujące w organizmie człowieka: krew, żółć, flegmę i czarną żółć. Sklasyfikował też stan zdrowia i skłonność do chorób według kryterium zaburzenia równowagi między nimi - na przykład nadmiaru jednego z owych humorów.

I tak sangwinik (od łac. sanguis - "krew") miał skłonność do artretyzmu i krwotoków; choleryk (od gr. cholé - "żółć") był szczególnie podatny na dolegliwości trawienne i sklerozę; flegmatykowi (od gr. phlégma - "śluz") groziły astenia, gruźlica i rachityzm; melancholik (od gr. mélas cholé - "czarna żółć") był zaś predestynowany do histerii, palpitacji serca i newralgii. Osoba, u której wszystkie cztery soki pozostawały w równowadze, była w "dobrym humorze". Słowo to przeszło do języka angielskiego czy francuskiego jako humour ("wesołość"). We francuskim znany jest także zwrot de bonne humeur ("w dobrym nastroju"). Wyraźnie więc widać, że istnieje ścisły związek pomiędzy medycyną a wesołością. Otóż poczucie humoru to niezłe lekarstwo - element autoterapii, która pozwala odnaleźć wewnętrzną równowagę i zachować dobry humor.

Taka terapia była stosowana przez Greków w komediach, które powodowały katharsis - wyzwalające przeżycie związane z silnymi emocjami, niekiedy też szalonym śmiechem. W Japonii w XVII wieku tę samą rolę spełniały sztuki teatralne nazywane rakugo. W średniowieczu chirurg Henri de Mondeville prosił swoich pacjentów, żeby negatywne emocje zastępowali radością. W XVI wieku we Francji doktor Laurent Joubert zachwalał rolę śmiechu w aktywizowaniu przepony. W 1935 roku inny lekarz, Pierre de Vachet, organizował dla chorych terapeutyczne sesje śmiechu[25]. Ergo, śmiech może mieć więc dość istotny udział w skutecznej terapii.

Świat wszak cierpi z powodu stresu, który jest chorobą współczesności. Każdego dnia sami tylko Amerykanie zażywają dwie tony aspiryny. W Anglii w sumie aż 90 milionów dni roboczych przepada wskutek objawów stresu, nerwicy i depresji. Japonia ogłasza, że każdego roku odnotowuje się tam średnio 10 tysięcy przypadków kar?shi, czyli nagłych zgonów na skutek pracoholizmu. A Francja, kraj niegdyś słynny ze sztuki życia, obecnie jest państwem, w którym zażywa się najwięcej środków uspokajających w Europie[26].

Tymczasem śmiech to jeden z najskuteczniejszych, najtańszych i zarazem najłatwiejszych do zaaplikowania środków zwalczających stres. Dotlenia krew, poprawia krążenie, efektywnie rozluźnia mięśnie. Dzięki śmiechowi podwzgórze, część naszego mózgu, wydziela endorfiny, hormony o właściwościach przeciwbólowych, które redukują nadmiar adrenaliny i kortyzolu wytwarzanych przez stres. Śmiech zmniejsza niepokój, stany depresyjne, bezsenność. U wielu osób cierpiących na migreny, lęki, trudności z zasypianiem lub depresje nastąpiła dzięki niemu zauważalna poprawa stanu zdrowia. Większość z nich mogła nawet ograniczyć zażywanie lekarstw. Jak to widzieliśmy wyżej, terapie śmiechem są przede wszystkim stosowane w celu redukcji stresu i niwelowania jego skutków. Możemy więc uciekać się do nich w przypadku wszelkich wyczerpujących psychicznie sytuacji: rozmowy o pracę, egzaminu, separacji czy żałoby. Terapeuci nie widzą tu żadnych przeciwwskazań, wręcz przeciwnie. Zrozumiały to już międzynarodowe korporacje: uciekają się do terapii śmiechem, żeby zredukować stres oraz pomóc pracownikom wieść szczęśliwsze, a więc produktywniejsze życie. Kościół również powinien aplikować wiernym taką terapię dla osiągnięcia redukcji stresu. Aby przyniosła ona korzyść, nie jest wcale konieczne, żebyśmy się śmiali do rozpuku. Już sam uśmiech, zwłaszcza kiedy wcale nie ma się na niego ochoty, może zmienić nastrój i całkowicie rozluźnić mięśnie. Co więcej, śmianie się podczas chrześcijańskiego zgromadzenia, a wręcz uleganie wesołości, nawet gdy raczej mamy ochotę marszczyć brwi, słysząc w homilii żart czy choćby najmniejszą niezręczność, to początek prostej drogi wiodącej ku szczęścia i zdrowiu.

6. Zachowuj radość w każdych okolicznościach!

W twoim sercu zawsze ma panować radość, nawet kiedy wszystko obraca się przeciwko tobie: bolesne doświadczenie, żałoba, smutek czy lęk. Radość chrześcijańska zawiera w sobie prawdę krzyża. Teolog niemiecki Hans Urs von Balthasar, rozważając dogłębnie problem chrześcijańskiej dialektyki radości i krzyża, wskazał, w jaki sposób owa dialektyka odsyła do tajemnicy tkwiącej w sercu samego Boga. Zadał też sobie pytanie: "Czy radość Boża jest do tego stopnia silna i głęboka, że może przyjąć krzyk z powodu opuszczenia przez Boga i jednocześnie pozostać niezaćmiona?"[27]. Widzieliśmy to już wcześniej, mówiąc o radości Chrystusa, która trwała nawet podczas Jego męki. Tak samo i my mamy znajdować radość w krzyżu. Zgoda na to paschalne i zarazem paradoksalne doświadczenie oznacza przeżywanie razem z Chrystusem i w Chrystusie radości w cierpieniu. Chrześcijanin ma siłę "zaakceptować z radością, wraz z Bogiem i w Bogu, cierpienie, z którego głębin Bóg wydaje się daleki. To sam Bóg tego dokonuje, bo to w Nim się kryje misterium miłości"[28] . Nie oznacza to doloryzmu, odrzucenia wszelkiej radości ziemskiej, którą Bóg ofiaruje człowiekowi. Chodzi tu o życie zdolne łączyć w radości zmartwychwstania codzienny ból i troski z radościami. Postawa, którą należy przyjąć w cierpieniu, jest postawą Chrystusa: "[...] cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały" (1 P 4, 13). Wyobcowujący aspekt cierpienia staje się wówczas rękojmią wiecznej radości.

Doświadczenie to jest udziałem wielu świętych. Josémaria Escrivá, założyciel Opus Dei, wyraził to następująco:

Nieomylnymi znakami prawdziwego Krzyża Chrystusa są: pogoda, głębokie poczucie pokoju, miłość gotowa na ofiarę, wielka skuteczność wypływająca z przebitego boku Jezusa i zawsze - w sposób oczywisty - radość: radość, która wyrasta z pewności, że ten, kto jest naprawdę oddany, stoi przy Krzyżu, a zatem przy Panu naszym[29].


Bliższa naszym czasom francuska mistyczka i założycielka Ognisk Miłości, Marta Robin, mówiła w taki sposób:
 

Cierpieć jak Chrystus, w Jezusie i dla Jezusa, spalać się z miłości dla Jego Chwały to całe moje szczęście i radość życia, to także moja największa chwała! [...] Podążać za Jezusem, niosąc Jego krzyż, nie oznacza kuli u nogi, lecz skrzydła dla serca, niebo za życia.[30] 

Oczywiście - trzeba, abyśmy to dobrze zrozumieli - ci przyjaciele Boga nie chcieli cierpienia i robili wszystko, by się go pozbyć. Ale dzięki akceptacji bólu, który nie dawał się zwalczyć, dzięki Chrystusowi oraz ofierze świętych i komunii z nimi cierpienie staje się paradoksalnie źródłem radości i pogody.

Radość chrześcijańska przewyższa więc zwykłą ludzką radość, gdyż ta ostatnia kończy się wraz ze smutkiem, podczas gdy ta pierwsza, jednocząc się z krzyżem Chrystusa, może także trwać również w smutku i cierpieniu. Uśmiech w sercu i na twarzy jest więc możliwy nawet w najgorszym położeniu - nie przez przyjęcie doloryzmu lub skłonność do masochizmu, ale dzięki dobrowolnej akceptacji Chrystusowego krzyża.

7. Poprzez śmiech przezwyciężaj samego siebie!

Nie cofaj się przed przeszkodą, lecz pokonuj ją humorem. Humor zwiększa szanse na przeżycie, gdyż rozwija między innymi kreatywność, spryt czy umiejętność zachowania dystansu. Amerykanin doktor Jim Mitchell, były lekarz wojskowy, przytacza wyniki badania prowadzące do podobnych wniosków. Badania te dotyczyły żołnierzy biorących udział w wojnie w Wietnamie, którzy przez osiem lat byli więzieni, torturowani i na różne inne sposoby maltretowani. Miały one ustalić, jakie czynniki pomagają ludziom w przeżyciu w warunkach ekstremalnych. Na pierwszym miejscu znalazła się wiara, na drugim - rodzina, na trzecim zaś - poczucie humoru. 95 procent więźniów uznało za ważne, aby mieć w celi towarzysza z poczuciem humoru. Dla 90 procent rzeczą zasadniczą było, aby samemu mieć poczucie humoru[31]. Nietzsche mówił: "Mając swe życiowe dlaczego?, godzimy się z każdym niemal jak?"[32]. Humor jest właśnie takim "dlaczego?" albo przynajmniej sposobem pozwalającym owo "dlaczego?" żartobliwie wyrazić. To nasza apteczka, zestaw pierwszej pomocy, konieczny w drodze przez życie pełne przeszkód i pułapek. Pozwala nam weryfikować własne opinie, ułatwia dobre wybory. Zmniejsza zarówno strach przed przyszłością i śmiercią, jak i niepewność, pozwala odnaleźć spokój podczas burzy. Widać to dobrze przy okazji konfliktów, kiedy to żart rozładowuje napięcie.

Humor pozwala nam przemóc się i przekroczyć samych siebie w obliczu strachu. Gdy na przykład mamy wystąpić publicznie, rozpocząć coś nowego, zapisać się do klubu sportowego lub szukać pracy, humor relatywizuje trudność, zmniejsza stres związany z nową sytuacją i odblokowuje nas. Wszystkie te trudne chwile można inaczej postrzegać w zależności od własnego humoru rozumianego jako nastrój (fr. humeur) oraz poczucia komizmu (fr. humour). Widzieliśmy to już przy okazji drugiego przykazania humoru.

Od dzieciństwa robimy postępy, przechodząc kolejne etapy dojrzewania, przekraczając samych siebie: uczymy się chodzić, mówić, powściągać swoją złość, pracować, żyć z dala od rodziców. Życie jest nieustannym przekraczaniem własnych ograniczeń. Nabywamy właściwej człowiekowi cechy: umiejętności adaptacji. Pytaniem, które powinniśmy sobie zadać w sytuacji zablokowania lub trudności nie do pokonania, jest nie: "Dlaczego nie daję sobie z tym rady?", lecz: "W jaki sposób mogę sobie z tym poradzić?". Poczucie humoru pomaga nam wówczas znaleźć niespodziewane rozwiązania. Wielcy odkrywcy znajdowali odpowiedzi na swoje problemy w przezabawnych sytuacjach. I tak Archimedes zakrzyknął sławne Euréka! w kąpieli, Isaaca Newtona natchnęło zaś spadające jabłko, gdy wypoczywał pod drzewem...

Każdy z nas ma w sobie siłę płynącą z poczucia humoru, która pozwala mu przezwyciężać siebie samego. Żart pobudza wyobraźnię. Gdy patrzymy na ludzi popełniających błędy i z nich żartujemy, jest to dla nas lekcja: wyobrażamy sobie bowiem inne wyjście z sytuacji.

Komizm rodzi również refleksję: przeglądając się w lustrze ironii i śmiejąc się z siebie samych, zastanawiamy się nad własnym położeniem, nabieramy do niego dystansu i przestajemy je postrzegać jako dramat. Co więcej, nierzadko zauważamy nowe możliwości odmiany sytuacji. Humor bywa zatem konstruktywny: dowcipy, jakie wszędzie napotykamy, są nie tylko po to, by nas rozerwać, lecz także po to, by zwrócić naszą uwagę na błędy, których należy się wystrzegać. Na przykład popularne we Francji żarty z serii: "Pani i pan mają syna" wyczulają nas na potrzebę dopasowania nadawanych dzieciom imion do nazwisk. Inne dowcipy - można rzec uniwersalne - dotyczące ogłoszeń parafialnych zachęcają do większej staranności w pisaniu własnych ogłoszeń i tekstów. Innymi słowy, humor jest konieczny, jeśli chcemy przezwyciężyć siebie samych i swoje czy świadome, czy podświadome ograniczenia.

8. Integruj się poprzez śmiech[33] 

Poprzez śmiech integrujemy się z grupą. Osobę, która jest w jakiejś grupie nowa, zawsze się testuje: żartuje się z niej, a nawet robi się jej "otrzęsiny", czyli poddaje się ją złemu traktowaniu w formie zabawy, aby sprawdzić jej usposobienie. Wchodzenie w nową grupę to coś, co w naszym życiu często się powtarza i jest bardzo ważne na pewnych jego etapach, zwłaszcza w dzieciństwie i okresie dojrzewania. Na placu zabaw integracja zasadza się na wspólnych grach, ale też na drobnych przepychankach. W paczce młodzieży jej podstawą są zarówno pozór, jak i siła. W obu przypadkach rówieśnicy próbują nabić nas w butelkę, aby zobaczyć, jak zareagujemy. Reakcją tą powinien być humor, ponieważ agresja wykluczy nas tak samo jak uległość. Humor stanowi też złoty środek integracji społecznej. Czasami grupa jest tak przeniknięta przemocą, że żartowanie musi mieć podobny charakter. Staje się wówczas czarnym humorem, złośliwym, okrutnym, rasistowskim... Mimo wszystko nawet taki oczerniający śmiech stanowi sposób na nawiązanie kontaktu. W tym kontekście komizm pełni funkcję środka, za pomocą którego komunikujemy się i jednoczymy z innymi ludźmi. W rozmowie z drugą osobą często jesteśmy zmuszeni powiedzieć: "Żartowałem", gdy nasz dowcip nie zostaje odpowiednio zrozumiany. To znak, jak ważne są żarty i przekomarzania w relacjach międzyludzkich. Żart to język miłości i pokory. Pozwala na wyrażenie w zawoalowany sposób tego, co chcielibyśmy powiedzieć, a nie mówimy otwarcie ze względu na szacunek dla drugiej osoby lub ze strachu, by jej nie zranić i byśmy sami nie musieli słyszeć wymówek. Oto przykłady takich humorystycznych powiedzeń, których czasami używamy i które świadczą o wielkim znaczeniu dowcipu jako czynnika integrującego i jednoczącego:
 

Zamiast robić komuś wyrzuty z powodu jego upartego milczenia, lepiej powiedzieć: "Już nieraz pewnie ci mówiono, że lubisz kontemplować, nieprawdaż?".
Zamiast wyrzucać komuś lenistwo, porównajmy go do susła.
Zamiast krytykować kogoś za brak czułości, można powiedzieć: "Chyba wyczerpał ci się zapas pieszczot?" lub: "Czuć mnie benzyną, czy co?".
Gdy ktoś robi nam wyrzuty, powiedzmy: "Za każdym razem, gdy mnie krytykujesz, nie mówisz całej prawdy. Doceniam twoją pobłażliwość".
Gdy ktoś się złości: "Jak ja lubię dźwięk twojego głosu"[34].


Można by znacznie wydłużyć tę listę, lecz najważniejsze, aby zdać sobie sprawę, że połowa naszych rozmów polega na wzajemnym "oswajaniu się" i różnych strategiach komunikacyjnych, w których konieczna jest szczypta humoru. Żart ma kojące działanie, to powszechnie dostępny środek uspokajający o ogólnospołecznym zasięgu. Polepsza relacje międzyludzkie, łagodzi je i czyni znośnymi. Dzięki niemu człowiek nie jest człowiekowi wilkiem[35], lecz miłym Medorem, który lubi, gdy się go pieści i z nim bawi. Używajmy więc dowcipu jak maści gojącej rany powstałe wskutek kłótni, przemocy i złości - świat jej pilnie potrzebuje!

9. Poprzez śmiech będziesz odkrywał różnice!

Odkrywaj świat i ludzi poprzez humor, gdyż humor kształci tak samo jak podróże. W żartobliwy sposób często wypowiadamy się o tych, którzy z naszego punktu widzenia są inni. To przyczyna żartów Francuzów o Belgach czy Szwajcarach. Żart bowiem pozwala odkryć dzielące nas różnice i włączyć je w całość wzajemnych relacji. Żartobliwie mówi się dziś także o ludziach bogatych, gdyż różnią się od reszty społeczeństwa. Podobną funkcję pełnią również karykatury sławnych osób, pozwalające pokonać strach przed prestiżem czy władzą. W bez wątpienia minionej już epoce zwykło się żartować z kobiet, a zwłaszcza z blondynek. Wyśmiewano się z ich kokieterii, głupoty czy sposobu prowadzenia auta. Czasy te należą do przeszłości, od kiedy statystyki pokazały, że sprawcami wypadków drogowych są głównie mężczyźni. Panowie jednak mają w sobie zbyt wiele pychy i agresji, żeby się do tego przyznać. Za każdym razem, gdy jakiś kierowca źle prowadzi, wyrywa się nam mizoginiczna uwaga: "To na pewno kobieta!".

Nie możemy więc się powstrzymać od czynienia różnic na tle seksualnym, rasowym czy regionalnym. Wobec odmienności zawsze zachowujemy dystans, gdyż wszelka odmienność budzi nasz strach i destabilizuje nasze poczucie równowagi. Komizm jednak może przybrać postać drwiny uwypuklającej różnice albo dowcipu wymazującego je jak gumka.

Kiedy podróżujemy lub mieszkamy za granicą, trzeba porządnej dawki humoru, aby zaakceptować wyrazistą odmienność kulturową, i to nie tylko pod względem folklorystycznym, lecz także etnicznym. Znaczące różnice dotyczą sposobu odżywiania, obyczajów, sposobu patrzenia na życie i na przyszłość, a także prowadzenia interesów. Jednak największa różnica międzykulturowa dotyczy priorytetów życiowych. W krajach bogatych priorytetem są zasadniczo pieniądze, dobra materialne i sukces. Tymczasem w krajach biednych częściej na pierwszym miejscu stawia się rodzinę, religię i radość życia. Ten szok kulturowy jest ogromny, gdy nie umiemy się śmiać z siebie samych. Ale może też okazać się zbawienny. Bogaci, którzy sądzą, że mają coś do zaoferowania biednym krajom, muszą przeżyć prawdziwe nawrócenie (gr. métanoia), aby od niemających niczego móc przyjąć lekcję życia. Bez poczucia humoru depresja gwarantowana!

Władza polityczna, wojskowa, sądownicza i religijna używa uniformu. Stwarza to dystans wobec podwładnych, cywilów albo wiernych... Władza wykorzystuje go do podkreślenia własnego autorytetu, a w przypadku hierarchii religijnej - świętości. W niektórych krajach nie można żartować z władzy w niestosowny sposób. Niemniej komizm jest niezbędny do tego, aby się nawzajem "oswoić" i sprawić, żeby władza służyła wszystkim.

Sposób, w jaki dziś żartuje się z Kościoła, pozwala na analizę stosunków pomiędzy instytucją Kościoła a społeczeństwem. Im bardziej ludzie Kościoła błądzą, tym bardziej media mieszają ich z błotem: nadużycie pozycji społecznej, pedofilia, defraudacja pieniędzy, niezręczne wypowiedzi... Nie jest to dobry znak. A destrukcyjne wyśmiewanie się świadczy o tym, że społeczeństwo nie rozumie, iż ludzie Kościoła również są grzesznikami i że ich nauki odnoszą się także do nich samych. Jak mówił kardynał Charles Journet: "Kościół jest święty w swojej osobie (fr. personne), a nie w swoim personelu". Pokora księży, biskupów i chrześcijańskich kaznodziejów jest tak samo nieodzowna, jak wielkość wynikająca z ich uprzywilejowanego stanu, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o sacrum. Zamiast irytować się z powodu złośliwych dowcipów o Kościele i księżach, możemy zadać sobie pytanie, czy nie ma w nich ziarna prawdy, nawet jeśli zdeformowanej i uogólnionej. Akceptacja pogardliwych uwag i naprawa błędów na ich podstawie to rzecz bardziej zgodna z Ewangelią niż uparte obstawanie przy swoim być może błędnym zdaniu i obrażanie się na sarkazm niewierzących i antyklerykałów wszelkiej maści. Przeciwnie, jeśli Kościół umie śmiać się z siebie i przyzwala na żarty pod swoim adresem, jest to dobry znak zdrowia moralnego i duchowego. W Kościele bowiem traktowanie siebie zbyt serio zakrawa na pychę, pozowanie zaś na anioła jest robieniem z siebie osła, a zamykanie się w rycie religijnym i wygodzie wystawnego życia sprawia, że kurczą się serce i miłość. Ale to wszystko to już przecież dawno miniona i zapomniana przeszłość!

10. Módl się ze śmiechem na ustach!

Śmiej się razem z Bogiem, tak jak śmiejesz się z innymi ludźmi. Widzieliśmy już, że Chrystus, Ojciec i Duch Święty lubią śmiech oraz zachęcają nas do niego nie poprzez śmiech nikczemnych, lecz śmiech mędrców. Skoro Bóg przyjmuje nasze łzy i błagania, może również przyjąć naszą radość i nasze żarty. Sobór Watykański II poucza:
 

Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych [...] są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu[36]

Jeśli chrześcijanie uczestniczą w radości tego świata, której śmiech jest częścią, to Chrystus także. Musimy więc ponownie nauczyć się śmiać - modląc się lub modlić się - śmiejąc.

Śmiech nie jest poza Bogiem i poza naszą duchową relacją z Nim. Byłoby okazywaniem braku szacunku wobec Niego, gdybyśmy się ograniczali do duchowości pełnej smutku i powagi. Bóg bowiem lubi dzielić naszą radość, podobnie jak wszystkie inne aspekty naszego ludzkiego życia.

Realizm modlitwy terezjańskiej dowodzi, że w życiu modlitewnym powinniśmy zachować naturalność, a nie tylko zanosić błagania czy koncentrować się na boskości, zapominając o naszej ludzkiej kondycji i codziennym życiu. Modlitwa musi mieć charakter prawdziwego dialogu. Relacja wiary, w jakiej pozostajemy z naszym Umiłowanym, powinna przybierać formę intymnej rozmowy, podczas której dusza ukazuje się w całej prawdzie swojego życia: skargi czy nawet wyrzuty, pragnienia, skrucha, wstawiennictwo, uwielbienie i radość - wszystko to powinno wyrażać się w krzyku, westchnieniu, słowach lub ciszy. Nie chodzi tu o ładne zdania:
 

Jeśli jeno pamiętamy o tym, że jesteśmy z Nim, i rozumiemy, o co Go prosimy i jaką On ochotną i szczodrą ma wolę dawać nam, i cieszymy się Nim, iż tak miłościwie jak Ojciec prawdziwy raczy mieszkać z nami - tego Mu dosyć i bynajmniej nie żąda, byśmy sobie głowę suszyli, sadząc się na długie mowy.[37] 

Św. Teresa w rozmowach z Jezusem zawsze była szczera. Modlitwa terezjańska polega na zwracaniu się do Jezusa jak do "osoby realnie obecnej, która słucha i odpowiada"[38]. Bliskiemu przyjacielowi powierzamy i naszą radość, i nasz ból. A Chrystus jest przecież naszym najbliższym przyjacielem, więc przed Nim także nie musimy niczego ukrywać.

Nasza modlitwa przybiera formę zależną od naszych nastrojów. Choroba lub choćby tylko zmęczenie, szczęście czy smutek, a także rozmaite zajęcia sprawiają, że nasza modlitwa się zmienia. Modlitwa polega więc na szukaniu odpowiednich środków do odnalezienia Chrystusa. Zależnie od naszego temperamentu czy choćby pory dnia to poszukiwanie bywa smutne lub radosne, pełne wzruszenia lub chłodne, milczące lub wylewne:
 

Miłość Boża bowiem nie polega na rozpływaniu się we łzach ani na tych pociechach i rozrzewnieniach, których pragniemy i cieszymy się, gdy je mamy, ale na tym, byśmy służyli Mu w sprawiedliwości, sercem mężnym i z pokorą.[39] 

To poszukiwanie duchowe powinno dokonywać się w prawdzie i z udziałem naszego ciała, jego emocji, poruszeń. Jeśli na naszych ustach jest śmiech, trzeba, aby gościł też w naszym sercu i naszej modlitwie. Umieć opowiadać Bogu, jak komuś całkiem zwykłemu, o tym, co śmieszy nas w nas samych lub co rozbawiło nas w ciągu dnia, to umieć się modlić "w duchu i prawdzie".

Liturgie chrześcijańskie są przecież naznaczone radością, jak na przykład liturgia niedziel: Gaudete i Laetare[40]. Taki radosny charakter mają również Boże Narodzenie i Wielkanoc, a także wiele modlitw do świętych czy pieśni pochwalnych. Modlitwa powszechna także powinna odzwierciedlać naszą radość: chrzty, śluby, żniwa, Msze święte dziękczynne, urodziny, jubileusze, śluby zakonne, święcenia... W parafiach mają miejsce nie tylko pogrzeby, Msze za zmarłych, błogosławienie cmentarzy czy modlitwy za chorych. Kościół umie też sprawić, aby jego dzieci przeżywały w Bogu momenty radości i szczęścia. Niech nasza osobista modlitwa czerpie stąd inspirację, a "czarka humoru" na równi z "kielichami smutku" stanie się częścią naszego duchowego życia.

Oto ostatnie z przykazań humoru, którego warto przestrzegać, aby być pełnym radości dla siebie, Boga i bliźnich.

Przypisy:

[18] Jean-Baptiste de la Salle, Méditation, Éditions du Cerf, Paris 1982, s. 223-225.
[19] Św. Augustyn, Enchiridion, 11, 3.
[20] We Francji znany slogan reklamowy sieci Carrefour brzmi: Avec Carrefour je positive, czyli: "Z Carrefourem myślę pozytywnie" (przyp. tłum.).
[21] Georges Bernanos, La joie, Éditions du Seuil, Paris 1929.
[22] Zob. Michel Evdokimov, Seraphim de Sarov, Éditions Nouvelle Cité, Paris 2008.
[23] Zob. Baruch de Spinoza, Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona, cz. III, twierdzenie 11, tłum. I. Myślicki, PWN, Warszawa 1954.
[24] Zob. Bernard Raquin, Rire pour vivre, les bien-
faits de l'humour et du rire?, Éditions Dangle, Paris 2008.
[25] Tamże, s. 41.
[26] Tamże, s. 37.
[27] Hans Urs von Balthasar, La glorie et la croix. Nouvelle Alliance, t. 3, Éditions Desclée de Brouwer, Paris 1990, s. 462.
[28] Tamże, s. 467.
[29] Josemaría Escrivá, Kuźnia, nr 772, w: Droga, Bruzda, Kuźnia, Księgarnia św. Jacka i Apostolicum, Katowice-Ząbki 2000, s. 788.
[30] Zob. Raymond Peyret, La croix et la joie, Éditions S.E.P.L, Paris 1982.
[31] Zob. Raquin, dz. cyt., s. 131.
[32] Friedrich Nietzsche, Zmierzch bożyszcz. Czyli jak filozofuje się młotem, rozdz. 1.: Zdania i groty, fragment 12., tłum. S. Wyrzykowski, Wydawnictwo Jakóba Mortkowicza, Warszawa 1905-1906.
[33] Zob. Raquin, dz. cyt., rozdz. VIII L'humour et le groupe i rozdz. IX L'humour et le pouvoir, s. 161-214.
[34] Zob. Raquin, dz. cyt., s. 156-164.
[35] Zob. Thomas Hobbes, De cive, 1651, Éditions Sirrey, Paris 1981.
[36]Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 1.
[37]Św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 29, 6; [online], http://www.karmel.pl/klasyka/droga/baza.php?id=29.
[38]Tamże.
[39] Św. Teresa od Jezusa, Księga życia, 11, 13 [online], http://www.karmel.pl/klasyka/zycie/baza.php?
id=11.
[40] Niedziele pełne radości, celebrowane w środku Adwentu i Wielkiego Postu, czasu przygotowującego do Bożego Narodzenia i Świąt Wielkanocnych.





 
 



Pełna wersja katolik.pl