logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
O. Andrzej Ruszała OCD
Ufnie powierzyć się Ojcu
Zeszyty Odnowy


Ufnie powierzyć się Ojcu

rozmowa z o. Andrzejem Ruszałą OCD

Kiedy zajmujemy się dziecięctwem Bożym, wszystkie skojarzenia wiodą do ulubionej przez wielu św. Teresy z Lisieux. Na czym polega niezwykłość postaci św. Tereski?

Wydaje się, że jej niezwykłość polega na tym, że za życia była ona właściwie nikomu nieznana, nawet najbliższemu otoczeniu, jakie stanowiła dla niej wspólnota klasztoru karmelitanek bosych w Lisieux (w której przeżyła ostatnie 9 lat swego życia). Dopiero po śmierci została "odkryta" właściwie przez cały świat. Odkrywanie tajemnicy jej życia i świętości dokonało się bardzo szybko. Już 10 lat po jej śmierci (zmarła w 1897 roku), papież Pius X wyraził życzenie jej beatyfikacji i w uzasadnieniu stwierdził, że uważa ją za największą świętą czasów nowożytnych, zaś jej drogę do świętości za "cudowną". Tzw. "mała droga", którą podążała Tereska, to ufne zawierzanie Bogu w codziennym życiu, postawa ufności i wiary, to odkrycie, że Bóg nas kocha. To z kolei rodzi w sercu miłość ku Bogu i nadaje sens każdej chwili naszego życia i każdemu czynowi, jaki wykonujemy. Teresa swą "małą drogą" przypomina nam, że niesłuszne jest dzielenie wydarzeń naszego życia na wielkie i małe, że tak naprawdę jedynym właściwym kryterium jest miłość: wielkie jest wszystko to, co przeżywamy i wykonujemy z wielką miłością ku Bogu, a małe jest to, co wykonujemy z małą miłością albo w ogóle bez miłości.

Wydaje się to bardzo łatwe do wcielenia w życie. Czym jest w istocie "mała droga"?

Najpierw chciałbym powiedzieć o tym, czym "mała droga" nie jest, często bowiem czyni się z niej swoistą karykaturę. Jednym z powodów tego może być język Teresy. Nie należy dać się zwieść pozorom, lecz trzeba mieć w świadomości pewne osobliwości jej języka i stylu. Jest to język bardzo prosty, ubogi, czasami - zwłaszcza dla dzisiejszej mentalności - sprawiający wrażenie wręcz infantylnego. Krzywdzące wydają się sądy, iż wynika to z młodego wieku Teresy. Raczej jest to cecha jej swoistego pisarskiego geniuszu, który polega na celności i dogłębności analiz życia duchowego właśnie przy pomocy ubóstwa językowego.

Zbliżając się do drogi dziecięctwa, jaką proponuje św. Teresa, trzeba pokonać jeszcze inną trudność, a mianowicie tę, że jest to droga łatwa, przyjemna i beztroska, jak życie dziecka, a przez to wydaje się nierealna dla normalnego człowieka. Od strony zewnętrznej życie Teresy w Karmelu rzeczywiście nie wyróżniało się niczym szczególnym, nie było w nim jakichś zewnętrznie nadzwyczajnych wydarzeń, patrząc więc z zewnątrz, można powiedzieć, że było to życie banalne, pozbawione większych problemów. Tymczasem okazuje się, że było to życie dogłębnie naznaczone cierpieniem duchowym oraz fizycznym, ukrywanym przed innymi.

"Mała droga" nie jest też - jak się czasem sądzi - drogą kompromisu, który "małość" utożsamiałby z akceptacją własnych grzechów, własnej letniości i przeciętności. Jej życie aż nadto jest tego dowodem. Teresa miała ogromne pragnienia i była niezwykle radykalna w walce z najmniejszymi nawet niedoskonałościami u siebie oraz u sióstr, którymi opiekowała się w nowicjacie.

Wskazując na "małą drogę", na drogę dziecięctwa duchowego, Teresa uczy, jak we właściwy sposób odczytać słowa Jezusa z Ewangelii: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10,15). To właśnie jest jej odkryciem, ona sama przeżyła prawdę tych słów i proponuje je nam jako drogę do naśladowania. Jest to droga zawierzenia i ufności dziecka, które ma świadomość, że jest kochane przez Boga Ojca, które nie pokłada ufności w sobie, lecz wszystkiego się od Niego spodziewa. Nosi w sercu wielkie pragnienia i wie, że dla Ojca nie ma nic niemożliwego. Teresa pragnęła "do szaleństwa" kochać Boga i we wszystkim, co czyniła, sprawiać Mu przyjemność i Mu się podobać. Stąd jej determinacja i bezkompromisowość w walce z grzechem i niedoskonałością oraz trwanie w ciągłym zawierzeniu Bogu.

Można więc powiedzieć, że "mała droga" zakłada postawę dziecka, które jest wtulone w ramiona Boga - miłującego Ojca. Jak mogą nią podążać osoby, które mają bardzo negatywny obraz ziemskiego ojca czy matki?

Na pewno obecność kochającego ojca czy matki w życiu dziecka może pomóc mu łatwiej zrozumieć, że Bóg jest również kochającym Ojcem, a w konsekwencji łatwiej pojąć sens drogi duchowego dziecięctwa. Zresztą sama Teresa wielokrotnie wyznawała, że dużą rolę w jej życiu wiary odegrali rodzice, a zwłaszcza kochający ją i bardzo przez nią kochany ojciec, jej "król" - jak go nazywała. Po przedwczesnej śmierci matki stał się on dla niej wręcz ojcem i matką, wydatnie pomagając zrozumieć ojcowską miłość Boga.

Patrząc jednak na to odkrywanie Boga jako miłującego Ojca w dojrzałym już życiu wiary Teresy, dostrzegamy, że doświadczenie miłości ojcowskiej w rodzinie, jakkolwiek ważne, to jednak samo w sobie okazało się niewystarczające do zrobienia ostatecznego kroku wiary i zawierzenia Bogu. Główne etapy odkrywania "małej drogi" przez Teresę przypadają już na jej okres życia zakonnego, co więcej - na czas upokarzającej dla Teresy choroby psychicznej ojca. Wtedy to na nowo, już nie po dziecinnemu, lecz w realizmie wiary odkrywa prawdę o Bogu, który jest kochającym Ojcem. Główną pomocą i fundamentem w tym odkrywaniu okazuje się dla niej Pismo Święte, a zwłaszcza liczne fragmenty, które mówią o miłującym, ojcowskim i macierzyńskim zarazem sercu Boga. Ostatecznie więc na fundamencie słowa Bożego buduje swą "małą drogę" zawierzenia ojcowskiej miłości Boga.

Myślę, że jest to wielką pociechą dla tych wszystkich, którzy w swoim dzieciństwie nie doświadczyli ojcowskiej czy macierzyńskiej miłości w rodzinie. Warto zresztą uświadomić sobie, że pojęcie "ojciec" objawia całą swą treść i bogactwo przede wszystkim w odniesieniu do Boga. Miłość nawet najbardziej kochającego ojca ziemskiego jest tylko słabym odblaskiem miłości Boga Ojca, a nieraz nawet jej zupełnym zamazaniem, przez co nierzadko powstaje tyle nieporozumień i trudności w zrozumieniu i zaakceptowaniu tego, że Bóg jest kochającym Ojcem. W takich przypadkach, w życiu dojrzałej wiary jeszcze bardziej chyba potrzeba podejmować trud odkrywania Boga jako Ojca we właściwym tego słowa znaczeniu, a więc nie tyle przez pryzmat doświadczania własnego ojca i negatywnych emocji, które temu towarzyszą, lecz na fundamencie tego, co o Bogu mówi słowo Boże, tak jak to czyniła Teresa. Wówczas poznanie przez wiarę, rodzącą się z poznania słowa Bożego i wypływające z niej osobiste doświadczenie Boga jako Ojca sprawia często, że zupełnie w nowym świetle odkrywamy ojcostwo naszego ziemskiego ojca, który może w przeszłości był przyczyną wielu zranień i cierpień. Teologalne odkrycie Boga Ojca i doświadczenie Jego miłości ma tę właściwość, że - jak pisze św. Jan od Krzyża - "Dusza, której On dotyka, niezależnie od tego, czy miała już w sobie inne rany nędzy i grzechów, czy była zdrowa, natychmiast zostaje zraniona miłością, a rany pochodzące z innych przyczyn stają się ranami miłości" (Żywy płomień miłości 2,7). A zatem również rany, których przyczyną są ziemscy rodzice, przemieniają się w rany miłości! Mamy tu do czynienia z głębokim uzdrowieniem wewnętrznym, którego dokonuje ojcowska miłość Boga w odniesieniu do zranień, spowodowanych przez grzech czy brak miłości rodziców. W konsekwencji nawiązuje się w głębi takiego uzdrowionego serca nowa relacja z rodzicami, nawet jeśli oni już może od wielu lat nie żyją...

W życiu Teresy to teologalne odkrycie ojcostwa Boga było tak mocne, że w pewnym sensie stało się czymś w rodzaju odtrutki wobec idei Boga, jaka panowała w wielu środowiskach XIX-wiecznej Francji, noszącej na sobie mocne jeszcze ślady jansenizmu, który preferował obraz Boga jako surowego sędziego, karzącego grzesznego człowieka; Boga, przed którego obliczem nikt nie może stanąć.

Jak my dzisiaj możemy podążać "małą drogą"?

W życiu Teresy nie było - patrząc po ludzku - nadzwyczajnych, wielkich wydarzeń. Nie praktykowała też jakichś nadzwyczajnych umartwień, a mimo to w zwykłym, codziennym i zewnętrznie monotonnym życiu klasztornym w krótkim czasie dotarła na wyżyny świętości. Sprawiła to miłość, która ożywiała wszystko, co czyniła czy przeżywała. Stąd wniosek, że i w naszym życiu trzeba się starać z miłością przeżywać każdą jego chwilę i każdy czyn, jaki wykonujemy. Wtedy drobne sprawy i czyny, często niezauważane przez innych, nabierają w oczach Bożych niezwykłej wartości.

Oczywiście miłość, o której tu mowa, wzrasta w trudzie codziennego zawierzania Bogu i pokładaniu w Nim ufności. To jednak może dokonywać się również w codziennych, zwykłych wydarzeniach naszego życia, w tym, by nie ulegać własnemu egoizmowi, ale też nie zżymać się wobec własnych słabości, które odkrywamy. Może się to dokonywać przez miłosierne przyjmowanie siebie i innych z ich innością i słabością. We wszystkim, co czynimy i przeżywamy, potrzebna jest ufność dziecka, że jesteśmy w dobrych rękach, ufność wypływająca z wiary, iż wiem, komu uwierzyłem (2 Tm 1,12). Widzimy, że aby kroczyć drogą zawierzenia i miłości, którą proponuje Teresa, dobre są każde okoliczności, każda sytuacja życiowa, w jakiej się znajdujemy. To jest bardzo pocieszające, bo przypomina o istocie świętości, która nie polega na nadzwyczajnych przeżyciach i spektakularnych łaskach, ale na wielkim zawierzeniu Bogu w codziennym życiu oraz na wielkiej miłości. Wszyscy jesteśmy powołani do świętości i "mała droga" uczy realizować nasze powołanie tu i teraz, w stanie życia oraz konkretnych sytuacjach, w jakich się znajdujemy.

Powróćmy do kluczowego pytania - co tak naprawdę znaczy być Bożym dzieckiem?

Trudno do końca odpowiedzieć na to pytanie, bo to jest jedna z największych tajemnic naszej wiary, ściśle złączona z tajemnicą Trójcy Świętej - jedną z najbardziej tajemniczych i niezwykłych zarazem prawd. Bóg Ojciec, miłujący w Duchu Świętym swojego Jednorodzonego Syna, zapragnął do tej miłości wewnątrztrynitarnej dopuścić również człowieka. W tym celu powołał go do istnienia, a potem Syn Boży stał się człowiekiem, umarł na Krzyżu i zmartwychwstał, gdy człowiek przez grzech wzgardził Bożą miłością.

Całe dzieło wcielenia i odkupienia to jednocześnie dzieło przebóstwienia człowieka i uczynienia go w Chrystusie rzeczywistym dzieckiem Bożym. To nie jest tylko jakaś przenośnia, ale tak jest naprawdę! Św. Jan Apostoł, kiedy kontempluje tę prawdę, stwierdza: "zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi", ale zaraz jakby się poprawia mówiąc, że nie tylko zostaliśmy nazwani, lecz "rzeczywiście nimi jesteśmy" (por. 1 J 3,1).

Jako dzieci Boże jesteśmy dla Boga Ojca tym samym, kim z natury jest dla Niego Jego Jednorodzony Syn. Ojciec w Nim kocha nas tak samo jak Jego i powołuje do takiej samej zażyłości, jaka łączy Go z Jezusem! Trudno to pojąć, ale tak mówi słowo Boże i tak naucza Kościół. Nasze przybranie za synów dokonuje się w sakramencie chrztu św., a później prawdziwości tego przybrania doświadczamy przez całe życie w miarę postępującego oczyszczenia naszych serc i zjednoczenia z Bogiem. W doskonałym zjednoczeniu ta rzeczywistość staje się przedmiotem intensywnego poznania i doświadczenia. Przypomina o tym św. Jan od Krzyża: "Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo prawnie na własność, jako przybrane dziecko Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył, oddając jej samego siebie" (Żywy płomień miłości 3, 78). "Dusza wydaje się wtedy być więcej Bogiem niż duszą i w rzeczy samej jest Bogiem przez uczestnictwo..." (Droga na Górę Karmel II, 5, 7).

Tego rodzaju teksty św. Jana od Krzyża były bardzo bliskie św. Teresie od Dzieciątka Jezus, sama zresztą wyznaje, że lektura jego pism była w pewnym okresie jej życia głównym pokarmem, w którym odnajdywała wiele światła i mocy. Jej również Bóg pozwolił doświadczyć prawdziwości tych słów. Jest to również istota każdego powołania chrześcijańskiego, a więc droga, na którą Bóg zaprasza każdego z nas bez wyjątku. Od Jego łaski i naszej z nią współpracy zależy, na ile rzeczywistość naszego dziecięctwa Bożego będzie przeżywana w naszym codziennym życiu i w naszej relacji z Bogiem.

Ojciec Andrzej Ruszała jest przeorem klasztoru i rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych w Krakowie.
Rozmawiała Magdalena Maziarz

 
 



Pełna wersja katolik.pl