logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Marcin Zieliński
Twój autorytet w Chrystusie
Szum z Nieba
fot. Einar Ingi Sigmundsson | Unsplash (cc)


Pan Bóg potrzebuje ludzi, którzy powiedzą Mu: „Jestem gotowy. Oddaję Ci siebie, zrób ze mną, co zechcesz”. Idzie czas wielkiego duchowego przyspieszenia – świadectwa, które słyszymy na spotkaniach modlitewnych i to, co Pan Bóg robi z ludźmi, jest niezwykłe. A Bóg nadal potrzebuje rąk do pracy. Jednak to, co robisz dla Boga, nigdy nie może stać się dla ciebie ważniejsze niż to, kim w Nim jesteś.

 

Pamiętasz, co Jezus usłyszał od Ojca podczas chrztu w Jordanie, kiedy otworzyło się niebo? „Ty jesteś mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Ale zwróć uwagę, że te słowa nie były nagrodą za trzy lata formowania uczniów, uzdrawiania chorych, wypędzania złych duchów. Jezus usłyszał je zanim rozpoczął posługę i dopiero z tożsamością ukochanego Syna Ojca poszedł by służyć. To jest właściwa kolejność. Dlatego ty też najpierw musisz doświadczyć miłości Ojca – tego, że Bóg jest w tobie zakochany. Jeśli nie żyjemy tą miłością, wtedy stajemy się sługami, nie przyjaciółmi. Sługa będzie robił to, co powie mu jego szef, a przyjaciel zrobi dużo więcej – ponieważ robi to z miłości. Jezus szuka przyjaciół, a nie ludzi na posyłki. On przede wszystkim chce nawiązać z nami głęboką przyjaźń. Dlatego będziesz w swoim życiu uczestniczył we wspaniałych konferencjach, będziesz oglądał Boże cuda – ale to nigdy nie może ci dawać więcej radości niż czas, jaki spędzasz sam na sam z Bogiem.

 

Jesteś nowym stworzeniem w chrystusie

 

Św. Paweł mówi: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto stało się nowe” (2Kor 5,17). A mówi te słowa człowiek, który porywał i mordował chrześcijan, więc miał wiele na sumieniu. Jednak moment spotkania z Chrystusem był tak radykalnym przewrotem w jego życiu, że zostawił swoją przeszłość. I wierzę, że wyrzuty sumienia zniknęły z jego życia, ponieważ zrozumiał, co dokonało się na krzyżu. Św. Paweł miał głębokie zrozumienie tego, co znaczyły słowa Jezusa z krzyża: „Wykonało się”. Innymi słowy: „Przebaczyłem ci, zapłaciłem za ciebie moją własną Krwią. Kiedy patrzysz w lustro, nie myśl, że nic nie znaczysz. Pomyśl, że znaczysz tyle, co moja Krew”. Jesteś tak cenny jak Krew Jezusa przelana za ciebie. Może ojciec, matka, ktoś w szkole powiedzieli ci, że nie masz wartości… Masz wartość, bo sam Bóg dał się zabić za ciebie! Jeśli uwierzysz w Niego, On obiecuje ci nowe życie z Nim. I tak jak Paweł, możesz powiedzieć: „Jestem nowym stworzeniem w Chrystusie Jezusie”. To jest na tyle ważne, że musimy tym żyć, inaczej diabeł będzie próbował nas z tego okraść. Pamiętasz, w jaki sposób kusił Jezusa? „Jeśli jesteś Synem Bożym…”. Diabeł podaje w wątpliwość i atakuje tylko to, czego sam się boi. Dlatego zaatakował to, co dla Jezusa było najważniejsze: „Jestem ukochanym Synem Ojca. On ma we mnie upodobanie. Jestem Jego!”. Nieprzyjaciel wiedział, że jeśli Jezus zwątpi, że jest Synem – nie pójdzie dalej w tę posługę. A o to toczyła się walka.

 

Tożsamość wierzącego

 

W Dziejach Apostolskich mamy opis, jak Piotr i Jan wchodzą przez Bramę Piękną do świątyni. Leży tam paralityk, który żebrze o pieniądze. Gdy Piotr i Jan stają nad nim, widzą w nim wiarę, więc Piotr mówi: „Srebra i złota nie mam, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!”. I człowiek ten wstał, i chodził. Ta historia uczy nas pewnej zasady: jeśli wiesz, kim jesteś, to wiesz, co masz. Jeśli wiesz, co masz, to wiesz, co możesz dać. Wszystko zaczyna się od poczucia bycia synem lub córką Boga – od żywego doświadczenia: „jestem ukochanym synem Boga!”. I dopiero z tego miejsca zaczyna się posługa. Św. Paweł do każdej gminy pisał w swoich listach o naszej tożsamości w Chrystusie, choć do każdej na inny sposób. W Liście do Kolosan powiedział: „Zostaliście już przeniesieni” – to już się stało – „z królestwa ciemności do królestwa Jezusa Chrystusa”. A w Liście do Efezjan (1,20n) czytamy, że Bóg Ojciec wykazał swą potęgę i siłę, gdy wskrzesił Jezusa z martwych i posadził Go po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i ponad Władzą, ponad wszelką Mocą, ponad wszelkim Panowaniem i ponad wszelkim innym imieniem, wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. Słowo Boże mówi nam jasno, że gdy Jezus zmartwychwstał, Bóg okazał swoją potęgę i siłę przez to, że posadził Go w pewnym duchowym miejscu: na wyżynach niebieskich. To jest miejsce autorytetu i władzy, a nie miejsce fizyczne. I czytamy, że pod Jego stopami jest każde inne imię, wszelka inna moc i władza. Wszystko jest pod stopami Jezusa.

 

Jezus na wyżynach, a ty gdzie?

 

Kilka linijek niżej w Liście do Efezjan św. Paweł pisze coś wstrząsającego – co się stało z nami, kiedy uwierzyliśmy: „A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich – w Chrystusie Jezusie…”(Ef 2,4-6). Czy łączysz te dwa fakty? Jezus po swoim zmartwychwstaniu zasiada na wyżynach niebieskich w miejscu władzy, w miejscu autorytetu, więc na Jego imię zgina się każde kolano. A kiedy my jesteśmy „w Chrystusie” (czyli: uwierzyliśmy w Niego, jesteśmy ochrzczeni w Jego rodzinę, jesteśmy w Nim), jesteśmy zabrani w to samo miejsce – na wyżyny niebieskie w Chrystusie. Jesteśmy tam razem z Nim. Według Listu do Efezjan perspektywa diabła jest taka: kiedy diabeł patrzy w górę, widzi podeszwy twoich butów. Jeśli jesteś w Chrystusie, jeśli w Niego wierzysz, jeśli żyjesz z Nim, to diabeł ma się bać ciebie, a nie ty diabła. A ilu mamy wierzących katolików, którzy się go boją? Św. Teresa z Ávila powiedziała: „Bardziej boję się ludzi, którzy boją się diabła, niż samego diabła”. Mamy czasem tendencję do demonizowania rzeczywistości i we wszystkim upatrujemy działania diabła. A Bóg zmienia naszą mentalność i naszą perspektywę. Jeśli to zrozumiemy, to od tego momentu wszystko powinno się zmienić, także nasza modlitwa.

 

Modlitwa w autorytecie jezusa

 

Dobrze jest prosić Boga o różne rzeczy, skoro sam Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane”. Ale jest ciekawa historia związana z tym, co stało się z uczniami w łodzi, gdy Jezus zasnął. Zaczyna się burza, uczniowie panikują, budzą Jezusa i krzyczą: „Panie, czy ci nie zależy, że giniemy?”. Jezus ziewa, wstaje i mówi do burzy: „Ucisz się”. I jest napisane, że wszystkich ogarnia przerażenie, bo w jednej chwili burza ucicha. Jednak kluczowe w tej historii jest pytanie, jakie Jezus zadaje apostołom: „A gdzie jest wasza wiara?”. Czy apostołowie zrobili coś złego? Nie, wołali do Jezusa, czyli modlili się i była to modlitwa prośby. Ale pytanie Jezusa pokazuje, że On oczekiwał od nich czegoś innego. To był moment, gdy Jezus chciał zmienić mentalność uczniów: z biorców na dawców. Chodzenie z Jezusem było dla nich komfortowe. Są głodni – On rozmnaża chleb. Nie ma pieniędzy na podatki? Jezus mówi Piotrowi: „Idź, rybkę złów. Wyciągnij z pyszczka statera i zapłać”. Gdy ktoś umarł, to Jezus wskrzesza zmarłego. Czy to nie jest wygodne życie? Ale Jezus wie, że zbliża się moment Jego odejścia, więc zaczyna robić swoim uczniom akcje, takie jak ta w łodzi. On oczekuje, że któryś z nich wstanie i powie: „Nie przeszkadzaj, burzo, mojemu Panu, bo On śpi. W imię Jezusa – milcz!”. Niestety nikt na to nie wpadł. Ale w Ewangelii Marka (11,22-23): czytamy: „Jezus im odpowiedział: «Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze, a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie»”. Przychodzi taki moment w duchowej dojrzałości człowieka, że już nie wystarczy prosić. Obserwując swoje życie i życie wielu osób, widzę, że Jezus robi czasami krok do tyłu. Nie dlatego, że nie może czegoś zrobić, ale po to, żeby powiedzieć: „Teraz ty zrób krok w przód i stań w moim autorytecie. Ty zwróć się do góry w moje imię, a zobaczysz…”. Myślę, że wielu z nas jest dzisiaj w takim momencie „bycia pomiędzy”. Przez całe życie proszą, a Jezus mówi: „Już czas, by stawać w moje imię i ogłaszać królestwo Boże w moim autorytecie”.

 

Mówienie do „góry”

 

W naszej posłudze zobaczyłem dużo większą skuteczność, gdy stajemy w autorytecie Jezusa. O wiele więcej ludzi przychodzi później ze świadectwem, by powiedzieć, co Jezus zrobił podczas modlitwy uzdrowienia, gdy zwracamy się do „góry”. Oczywiście można byłoby stanąć i powiedzieć: „Ojcze w niebie, widzisz, jaka wielka góra przede mną. Proszę, zrób coś”. Ale w pewnym momencie musimy dojść do miejsca, o którym mówię – po to, by zacząć widzieć Bożą odpowiedź na swoją modlitwę, by widzieć, jak królestwo ciemności ucieka przed tobą (a będzie uciekało przed tobą, gdy będziesz wiedział, kim jesteś w Chrystusie). Jako syn Boży, jako córka Boża staniesz wtedy przed górą – chorobą, przekleństwem w twoim domu, depresją – i powiesz: „Niech ta depresja odejdzie z mojego życia, w imię Jezusa”. Ponad miesiąc temu byłem na Litwie. Pod koniec spotkania modlitewnego przyszła do mnie pewna kobieta ze swoją mamą, która miała 85 lat i od ponad dwóch lat nie słyszała na jedno ucho z powodu guza mózgu. Stanąłem naprzeciwko tej kobiety i zaczęliśmy ogłaszać nad nią uzdrowienie. Pamiętam, że zwracałem się do guza i mówiłem: „W imię Jezusa, zniknij”. Nakazywaliśmy też uszom, aby zaczęły słyszeć. Po drugiej czy trzeciej modlitwie ta pani ściągnęła aparat słuchowy, ponieważ zaczęła dobrze słyszeć. Jej córka skakała i płakała: „To nie było możliwe od dwóch lat!”. Zasłanialiśmy sobie usta i mówiliśmy do jej mamy, żeby powtórzyła (chcieliśmy wykluczyć możliwość, że czyta nam z ust). A Jezus naprawdę ją uzdrowił, gdy stanęliśmy w Jego imię!

 

Jezus uzdrawia, nie my

 

Jakiś czas temu robiłem warsztat z posługi uzdrowienia w mojej wspólnocie. Były wśród nas osoby, które niedawno dołączyły do wspólnoty, więc nigdy nie modliły się o uzdrowienie. Wiedziałem też, że na spotkaniu jest kobieta, która miesiąc wcześniej miała wypadek i uszkodziła sobie ramię, więc czekała ją operacja. Poprosiłem, żeby wyszła do przodu i usiadła na krześle. Zapytałem: „Kto z was nigdy nie modlił się o uzdrowienie?”. Trzy panie podniosły rękę. „To proszę do przodu i powtarzajcie za mną słowa modlitwy. Zero presji, najwyżej będzie na mnie”. Nałożyły na chorą ręce i modliły się, powtarzając za mną: „W imieniu Jezusa, niech odejdzie ból ramienia. Niech ścięgna, wiązadła, cały staw barkowy i ramię będą uzdrowione. Niech przyjdzie pełen zakres ruchu”. To była krótka modlitwa, ale po niej zakres ruchu zwiększył się znacząco. Modliliśmy się dalej, więc po drugim razie pani zaczęła machać ręką we wszystkie strony. Skończyliśmy na tym. Jednak podczas przerwy ta pani przybiegła do mnie mówiąc: „Zobacz!” – i kręciła ramieniem we wszystkie strony. Powiedziałem do tych osób, które pierwszy raz modliły się o uzdrowienie: „Widzicie? Macie pierwsze świadectwo do swojego CV”… Chwała Bogu za to, co uczynił! A kto się modlił? Panie, które robiły to po raz pierwszy. Chcę w ten sposób pokazać, że to nie jest kwestia szczególnych osób, wybranych, które mogą się w ten sposób modlić. Moc Boża w Kościele pierwotnym była dostępna dla wszystkich chrześcijan. Dziś nic się nie zmieniło, Jezus chce czynić to samo przez nas. Fragmenty konferencji wygłoszonej podczas IV Podkarpackiego Forum Charyzmatycznego, zatytułowanego: „Autorytet wierzącego”.

 

Marcin Zieliński
Szum z Nieba 148/2018
www.szum.jezuici.pl

 
 



Pełna wersja katolik.pl