logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Joël Pralong
Terapia dla duszy
Wyd Marianow


"Z kart tej książki przebija światło – pisze kard. Henri Schwery – które można dostrzec tylko nocą..."

Największa ciemność to samotność, a każdy nosi lęk przed odrzuceniem. Okoliczności życiowe tylko utwierdzają nas w tym strachu, co często prowadzi do zamknięcia się w sobie. Ale Bóg, będąc Miłością większą od naszych słabości, chce pochwycić zranionego psychicznie człowieka i wydobyć na powierzchnię. 
 

Wydawca: PROMIC
Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-319-0
Format: 116x190
Stron: 200
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę 
 
 

 

Dynamiczna postawa zawierzenia

KIEDY WSZYSTKO TOCZY SIĘ pomyślnie i los nam sprzyja, trudno jest zdać się na Jezusa, odrzucić własne "ja", które sami zbudowaliśmy i na którym tak bardzo nam zależy. Dopiero w chorobie lub innym cierpieniu lepiej dostrzegamy tę miłość, która nas poprzedza i nam towarzyszy prawie bez naszej świadomości. Jezus ujawnia się niejako we wnętrzu zranień, które sprawiają, że cierpimy.

W Ogrodzie Oliwnym Ojciec prosi Jezusa, by wszystko oddał w Jego ręce. Jezus, po ludzku słaby w obliczu walki, która Go czeka, całkowicie zdaje się na Ojca. Dzięki temu wychodzi stamtąd umocniony, uwolniony od lęku i już zwycięski w swojej męce. Dotykamy tutaj najbardziej newralgicznego punktu "małej drogi". Teresa zapytałaby nas: "Rzucisz się w ramiona Ojca czy zostaniesz na redzie, uczepiony swoich lęków? Czy dostatecznie wierzysz, że Jezus przyjmuje Cię takim, jaki jesteś, razem z twoimi lękami?".

Po zmartwychwstaniu Jezus spotyka się z Piotrem, który przeżywa przygnębienie, niepokój i wstyd z powodu swojego potrójnego zaparcia się. Właśnie w prawdzie tej smutnej chwili, a nie w euforii Jezus zadaje Apostołowi pytanie, czy miłuje Go "więcej aniżeli ci?" (J 21, 15-17). Jezus zachęca Piotra, by uczynił ten odważny krok i zdał się na Boże miłosierdzie, na bezwarunkową miłość Boga. W tej sytuacji problemem nie jest zaparcie się Piotra, jego zniechęcenie albo niepokój, lecz pycha i upokorzenie, które nam też każą myśleć: "To niemożliwe, żeby Bóg jeszcze raz mi zaufał i nadal mnie kochał. To jest zbyt piękne, by było prawdziwe". Jak wiele osób cierpiących na obniżenie nastroju, dręczonych poczuciem winy lub wstydu nie potrafi uwierzyć w taką miłość! Mówią sobie, że i tak nic im to nie pomoże itp. Ale Piotr się odważył!

Trudno jest oderwać się od siebie, a zwłaszcza od pragnienia wyzdrowienia według własnej recepty, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, by znowu cieszyć się życiem. To by było korzystanie z darów Bożych z pominięciem ich Dawcy. W procesie uzdrowienia Bóg chce, byśmy przeszli przez Ogród Oliwny i obdarzyli Go zaufaniem i miłością, które polegają na oddaniu wszystkiego bez reszty w ręce Ojca. Oddanie się Ojcu nie sprawi, że znikną stany lękowe, ale da nam pewność, że Bóg jest przy nas i nas niesie. Bez tego dążenia ku górze, ku Ojcu, osoba depresyjna zamyka się w swoim cierpieniu, nieustannie użalając się nad sobą, czyli wchodząc w rolę ofiary, która skupia na sobie całą uwagę otoczenia.

Jak zachowuje się dziecko, kiedy napotyka przeszkodę? Po pierwszym odruchu zaskoczenia i agresji przestaje się upierać. Zaczyna szukać pomocy. Właśnie do tego zachęca nas Teresa – do proszenia Boga o pomoc, byśmy chcieli być zależni od miłości Boga, zamiast się napinać i zniechęcać.

Jest to droga dziecięctwa duchowego, która nas zwraca ku Ojcu, by Jemu oddać trudności danej chwili, nie po to, by zrzucić z siebie odpowiedzialność, lecz by stawić im czoła wspólnie z Nim, z mocą, którą czerpiemy z Niego.

U Teresy stało się to odruchem, nawykiem. Ale nie dajmy się zwieść; dyspozycję do ofiarowania siebie i swoich spraw Bogu nabywa się z czasem, dzięki wytrwałości i cierpliwości, a nigdy od razu.

Trzy składniki tej dyspozycji są następujące: "spoglądanie prosto na rzeczywistość w Bożym świetle, przyjmowanie jej dla Boga, ofiarowanie jej Bogu" [32]. Oto jak Teresa postępuje, napotykając przeszkodę:
 

Za każdym razem, kiedy zapowiada się na walkę, kiedy wrogowie moi mnie prowokują, trzymam się dzielnie, wiedząc, że nikczemnością byłoby podjąć wyzwanie. Odwracam się do nich plecami, nie racząc nawet spojrzeć im w twarz, i biegnę do Jezusa, mówię mu, że jestem gotowa przelać krew, aż do ostatniej kropli, by wyznać, że Niebo istnieje (Rkp. C 7r, ss. 231-232).


Zamiast zmierzyć się z wrogiem bezpośrednio, Teresa biegnie do Jezusa, który da jej siłę niezbędną do odniesienia zwycięstwa. Istnieją takie przeszkody, jak depresja i niektóre lęki, których nie można pokonać samemu. Trzeba szukać pomocy u Jezusa. Teresa napełniona lękiem przed nieobecnością Boga przeżywa akty ufności z czystą wiarą.
 

[Jezus] dobrze wie, że nie mając radości, która płynie z wiary, staram się przynajmniej postępować według wiary. Zdaje mi się, że od roku uczyniłam więcej aktów wiary niż w całym życiu (Rkp. C 7r, s. 231).


Na podstawie tego, co zostało dotychczas powiedziane, możemy zaproponować czytelnikowi konkretne postępowanie ujęte w kilku punktach.

1. Stanąć w prawdzie w świetle miłości Bożej, ewentualnie korzystając z pomocy kogoś kompetentnego. Zgodzić się na widzenie swojej słabości i bezradności z pomocą Teresy. Właśnie takiego mnie Bóg kocha, przyjmuje i przygarnia. Właśnie w ten sposób sprawiam radość Jezusowi. Zaakceptowanie swoich słabości wymaga pokory, która cieszy Jezusa. Opinia ludzi jest bez znaczenia. Liczy się zdanie Jezusa.

2. Ofiarować się bez mędrkowania i nie poddawać się negatywnym emocjom, które nas stawiają w sytuacji nieudacznika, z góry skazanego na niepowodzenie na własnym terytorium.

W takim momencie może się pojawić pokusa dokonania samooceny, określenia własnej wartości, wpatrzenia się w siebie zamiast skupienia wzroku na Jezusie. Jeśli pęta nas zły obraz siebie samych, to trzeba go oddać Bogu takim, jaki jest: "Ofiaruję Ci ten beznadziejny obraz siebie, zabarwiony wszystkimi odcieniami moich lęków". Bóg oczekuje ode mnie tylko trochę dobrej woli, żebym "podnosił stopę, aby wejść na pierwszy stopień schodów", i tyle. Ale stopa jest potwornie ciężka, gdyż jest odbiciem mojego serca nabrzmiałego niepokojem. Te proste słowa: "Oddaję Ci mój niepokój", powtarzane wielokrotnie w ciągu dnia, wystarczą, by Bóg wziął sprawy w swoje ręce i zajął się tym, co zdaje się niewykonalne.

Zaklinam Cię, drogi Czytelniku, nie uważaj się z góry za pokonanego. Chociaż spróbuj chcieć przy pomocy ludzi z własnego otoczenia, których poproś, żeby Ci pomogli to powtarzać i żeby się za Ciebie modlili. To nic nie kosztuje. Chodzi o to, byś się ofiarował Panu w położeniu, w jakim się akurat znajdujesz, nie wybiegając myślą naprzód; byś się ofiarował dla Pana Jezusa, by Jemu sprawić przyjemność, choćbyś nawet miał wrażenie, że On cię opuścił. Ofiaruj się bez emocji, bez przekonania, bez entuzjazmu, nawet jeśli myślisz, że piszący te słowa niczego z tego nie rozumie, nieważne, ofiaruj się - ofiaruj się mimo wszystko...

Nie jest to łatwy moment, ponieważ wymaga oderwania się od siebie i rezygnacji z przewidywania rezultatu. Jest to bezinteresowny akt dokonywany dla Jezusa. Bezinteresowność daru ofiarowania przypomina lejek, którego pojemność się rozszerza, by móc przyjmować coraz więcej łask.

Proponuję Ci modlitwę, która może okazać się pomocna:
 

Panie, dziś rano po raz kolejny czuję brzemię lęku na moich ramionach. Moje usta są zaschnięte i język przysechł mi do podniebienia. Moje ręce drżą, mięśnie sztywnieją, a ruchy są niezręczne, niezdarne. Zdaje się, że to uboczne skutki działania lekarstw, które zażywam. I jeszcze to zaciśnięte gardło. Boli mnie głowa, jestem otępiały, męczy mnie senność, ale nie mogę zasnąć.

Muszę się ruszyć, żeby trochę posprzątać w mieszkaniu, odkurzyć, wrzucić coś do garnka, żeby na dwunastą był obiad. Czy dam radę?

A przy tym mam tylko jedno pragnienie: zaszyć się z dala od wszystkich. Zresztą odwiedzają mnie na krótko. Nie wiedzą, co mi powiedzieć oprócz: "Myślałem, że czujesz się lepiej", albo jeszcze gorzej: "Nie możesz się otrząsnąć? Spójrz, jaka dziś piękna pogoda! Nie chcesz wyjść, przejść się trochę?". Wszystkie te słowa rozkładają mnie na obie łopatki... Przyznaję, Panie, że gdyby Ciebie tutaj nie było, to już dawno byłbym ze sobą skończył!

Ale wiem, że tutaj jesteś, nawet jeśli Ciebie nie czuję. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje, ale wierzę, że czuwasz nade mną.

Panie, ofiaruję Ci wszystkie moje męczarnie z miłości do Ciebie. Wiem, że zrobisz z nich dobry użytek, by ratować dusze, by docierać do osób, które się gubią lub tracą odwagę. Ofiaruję Ci, Panie, ciężar, który niosę, w intencji osób, które dzisiaj odbiorą sobie życie. Bądź z nimi, Panie, otwórz im swoje ramiona, przyjmij ich, Miłości miłosierna. Amen!


Możesz również, powoli, powtórzyć modlitwę Karola de Foucauld:
 

Ojcze,
powierzam się Tobie,
uczyń ze mną, co zechcesz.
Cokolwiek uczynisz ze mną,
dziękuję Ci.
Jestem gotów na wszystko,
przyjmuję wszystko,
aby Twoja wola spełniała się
we mnie i we wszystkich
Twoich stworzeniach.
Nie pragnę nic więcej, mój Boże.
W Twoje ręce powierzam
ducha mego,
z całą miłością mojego serca.
Kocham Cię
i miłość przynagla mnie,
by oddać się całkowicie
w Twoje ręce,
z nieskończoną ufnością,
bo Ty jesteś moim Ojcem [33].

__________________
Przypisy:

  [32] Victor Sion, Realizm duchowy świętej Teresy z Lisieux, tłum. A. Sieprawska, Éditions du Cerf/Wydawnictwo M/Znak/Stowarzyszenie Pomocy Wydawnictwom Katolickim na Ukrainie "Kairos", Kraków 1997, s. 134.

  [33] Cyt. za: http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/karol_de_foucauld/

  [34] Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma mniejsze, dz. cyt., s. 452.


 



Pełna wersja katolik.pl