logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Aneta Pisarczyk
Szklanka do połowy pełna
wstań


Nieraz mówi się o nas Polakach, że narzekanie mamy we krwi. I rzeczywiście coś w tym jest. Bardzo często siedzi ono w nas samych. Wiele codziennych rozmów zaczyna się bądź jeszcze częściej kończy narzekaniem. Są osoby, dla których stało się ono swoistym stylem życia. Nie jest to bynajmniej dobre dla naszej kondycji psychicznej. I co istotne, nie ma też nic wspólnego z chrześcijańską ufnością i zawierzeniem. Narzekanie jest na wskroś niechrześcijańskie.
 
Dlaczego narzekamy?
 
Narzekanie nie mobilizuje nas do działania. Przynosi jedynie chwilową ulgę. Często usypia naszą aktywność. Poświęcając danej sprawie uwagę, czujemy, że już się nią zajęliśmy. W rzeczywistości jednak samo mówienie o niej nic nie zmienia, a jedynie zwalnia nas z mylnie pojmowanej odpowiedzialności. Nierzadko nie jest tak ważne to, na co się narzeka, jak sam fakt narzekania. Wszędzie dostrzegamy braki, błędy lub złe intencje. Często w parze z narzekaniem idzie plotkowanie, obmawianie i ocenianie decyzji innych osób, ich stylu życia, ubierania się. Taka mieszanka działa jak najlepsza tabliczka czekolady, poprawiając chwilowo nastrój oraz obniżając napięcie. Jednak tak jak czekolada dostarcza naszemu organizmowi niezdrowego cukru, tak narzekanie i plotkowanie zanieczyszcza nasze serca, pozbawiając je radości życia i wyrozumiałego spojrzenia na innych.
 
Narzekanie może być symptomem braku otwartości na drugą osobę. Niewątpliwie jest bezpiecznym obszarem do rozmowy, zazwyczaj nie narzekamy przecież na siebie, lecz na wszystko lub wszystkich wokół nas. Czy jednak nie staje się ono często tematem zastępczym? Czy nie chowamy się za narzekaniem ze swoimi problemami i przeżyciami? By się o tym przekonać, pozwólmy sobie na mały eksperyment. Wyznaczmy jeden dzień w tygodniu, podczas którego nie będziemy narzekać. Bądźmy w tym konsekwentni i obserwujmy siebie: O czym rozmawiamy ze swoimi bliskimi i znajomymi, kiedy nie narzekamy?

Narzekanie obniża motywację
 
Czasami narzekamy na niewłaściwą postawę lub zachowanie bliskiej osoby. Opowiadamy innym o związanych z tym żalach, wytykamy błędy i formułujemy jedynie słuszne drogi rozwiązania problemów. W rozmowie z bliską osobą używamy słów „zawsze” i „nigdy” oraz przyklejamy etykiety „jesteś leniem, nieudacznikiem”, „jesteś zepsuty, zakłamany” itd. Często robimy to w dobrej wierze, ponieważ mocno pragniemy opamiętania drugiej strony i jej zmiany. Efekt jest jednak przeciwny: nieświadomie pogłębiamy trudności, które przeżywa dana osoba. Narzekanie na kogoś, notoryczne wytykanie mu błędów, stawianie się w pozycji tego, kto wie lepiej, sprawia, że nastrój bliskiej osoby obniża się, a wraz z nim spada wiara we własne możliwości, poczucie skuteczności, a zatem i motywacja do podejmowania wysiłku. Nierzadko pojawia się złość, żal i niechęć do nas. Niektóre osoby mogą prezentować wtedy postawę „na złość mamie odmrożę sobie uszy” i w odwecie za usłyszane pretensje jeszcze bardziej wzmacniać niechciane zachowania.
 
To, co pomaga, to życzliwa obecność, docenianie wysiłków drugiej osoby, zwracanie uwagi na jej umiejętności, dobre cechy, zachęcanie i nade wszystko przyjmowanie jej taką, jaka jest. Warto także zacząć od samych siebie, zmieniając to, co w nas wymaga zmiany, a przez to pokazując drugiej osobie, w jaki sposób podejmować pracę nad sobą i pięknie przeżywać codzienność.
 
Zastąp narzekanie działaniem
 
Zawsze, kiedy zauważymy, że w nasze serce wkrada się za dużo narzekania, warto zastanowić się, jaki jest tego powód. Gdy dostrzegamy pierwsze oznaki przeziębienia, zaczynamy obserwować nasz organizm, szukając przyczyny naszej słabszej odporności i źródła zachorowania. Podobnie jak katar czy kaszel może być początkiem choroby, tak narzekanie czy wspomniane już wcześniej plotkowanie mogą być zwiastunem tego, że naszej psychice i duszy coś zaczyna dolegać. I tak jak nie przyzwyczajamy się do przedłużającego się kaszlu lub próbujemy zwalczyć długo utrzymującą się gorączkę, tak samo poważnie musimy podejść do zwiastunów choroby duszy. Warto więc zadać sobie pytania: Skąd w moim życiu tyle narzekania? Czy brakuje mi czegoś ważnego? Jaką korzyść odnoszę z tego, że narzekam? Gdy trudno nam samemu odpowiedzieć na powyższe pytania, nie bójmy się wspomnieć o nich podczas spowiedzi, skorzystać z pomocy doradcy rodzinnego w parafialnej poradni, spotkać się z psychologiem lub inną osobą, która pomogłaby nam zyskać większą samoświadomość w tym obszarze.
 
Zamiast narzekać – działaj i zmieniaj! Kiedy doskwiera ci brak otwartości w twojej rodzinie, podejmij jako pierwszy ryzyko otwarcia się i na najbliższym rodzinnym spotkaniu powiedz coś z głębi samego siebie. Kiedy boli cię styl życia twojego wnuczka, to oprócz szczerej rozmowy z nim zacznij intensywniej się za niego modlić. A kiedy narzekanie staje się sposobem na zabicie wolnego czasu, zorganizuj dobry czas dla samego siebie. Zastanów się, jaka aktywność sprawiłaby ci teraz najwięcej radości. Może czymś dobrym okazałoby się zaangażowanie w wybrane spotkania organizowane w twojej parafii, bibliotece czy domu kultury? Pomysłów na zmianę tego, co rodzi twoje niezadowolenie, jest znacznie więcej, a najlepsze z nich masz ty sam. Ważne, żeby wcielać je w życie. Szklanka jest bowiem nie tyle do połowy pusta, co w połowie pełna.

Aneta Pisarczyk
Wstań 2/2014
 
fot. Fly up Mike, Glass
Pixabay (cc)
 
 



Pełna wersja katolik.pl