logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Francis Chan, Danae Yankoski
Szalona miłość
Edycja Świętego Pawła


Najwyższy czas wybić sobie z głowy, że Bóg oczekuje od nas, żebyśmy przestali o siebie dbać, zaczęli się umartwiać na każdym kroku i chodzili w smutku.
 
W tej książce znajdziesz odpowiedzi na najczęstsze pytania o Boga, sposoby na zupełnie inne podejście do praktykowania wiary, oraz dostaniesz sporą porcję energii, żeby już następnego dnia dokonać z Bogiem wielkich rzeczy w swoim życiu. 
 

Wydawca: Edycja św. Pawła
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7424-725-2
Format: 140x200
Stron: 160
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę 
 
 

 

Chciany


W ostatnim czasie, pragnąc pogłębić moją miłość do Boga, postanowiłem spędzić kilka samotnych dni na odludziu.

Kiedy wyjeżdżałem, mój znajomy modlił się takimi oto słowami: "Boże, wiem jak bardzo pragniesz tego czasu z Francisem…". I chociaż nic wtedy nie powiedziałem, w głębi serca pomyślałem sobie, że zabrzmiało to jak herezja, że nie powinno tak się modlić. Wybierałem się w zalesione, odludne tereny, ponieważ to ja pragnąłem Boga. Przecież to On jest Bogiem i z całą pewnością mnie nie potrzebuje! Myśl o tym, że Bóg może tęsknić za człowiekiem, wydawała mi się obraźliwa.

Im bardziej jednak zgłębiałem lekturę Pisma Świętego, tym bardziej docierało do mnie, że modlitwa znajomego była właściwa. To moja reakcja na nią pokazała, jak bardzo wątpiłem w miłość Boga. Moja wiara w Jego miłość wciąż tkwiła na poziomie teorii, nie była doświadczaną i przeżywaną przeze mnie rzeczywistością.

Spędziłem w głuszy cztery dni, nie widząc ani żywej duszy. Nie miałem przed sobą żadnego planu, po prostu otworzyłem Biblię. Od razu natrafiłem na 1 rozdział Księgi Jeremiasza. I nie  sądzę, że to przypadek.

Przez cztery następne dni rozważałem ten fragment. Mówi on o głębokiej znajomości mnie przez Pana. Zawsze uznawałem Jego władzę nade mną, lecz wersety 4 i 5 jeszcze bardziej to dopełniły: "Pan przemówił do mnie następującymi słowami: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. Zanim przyszedłeś na świat, uświęciłem cię i ustanowiłem prorokiem dla narodów"".

Innymi słowy, Bóg mnie znał, zanim jeszcze mnie stworzył.

Proszę, nie pomijaj tej prawdy, tylko dlatego, że słyszałeś ją już tyle razy. Zatrzymaj się nad tymi słowami. Powtarzam: Bóg znał mnie i ciebie, zanim jeszcze powstaliśmy.

Kiedy zastanowiłem się nad tym głębiej, wszystkie moje znajomości wydały mi się banalne w porównaniu z tą prawdą. Bóg był ze mną od samego początku – a właściwie to jeszcze wcześniej.

Bóg postanowił, co będzie robił Jeremiasz, zanim ten się narodził – tak wyglądała moja kolejna myśl na tym pustkowiu. Zacząłem wątpić, że podobnie jest i w moim przypadku. Być może to odnosiło się tylko do Jeremiasza?

Wtedy przypomniałem sobie słowa z Listu do Efezjan (2, 10) mówiące o tym, że zostaliśmy stworzeni "dla dobrych czynów, które Bóg dla nas przygotował". Ten werset dotyczy mnie i każdego, kto "łaską został zbawiony przez wiarę". Moje życie nie jest zbiegiem okoliczności ani przypadkiem. Bóg wie, kogo stworzył, i wyznacza każdemu konkretny cel.

Kolejne słowa Boga skierowane do Jeremiasza upewniły mnie w tym, że nie muszę bać się porażki:
 

A ja powiedziałem: Ach, Panie mój, Boże, nie umiem przemawiać, gdyż jestem młody.
Powiedział do mnie Pan: "Nie mów: "Jestem młody", bo pójdziesz dokądkolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek ci polecę. Nie bój się nikogo, gdyż Ja jestem z tobą, żeby cię bronić – wyrocznia Pana". Pan wyciągnął rękę, dotknął moich ust i powiedział mi: "Oto kładę Moje słowa w twoje usta. Patrz! Ustanawiam cię dzisiaj nad narodami i nad królestwami, żebyś wyrywał i powalał, żebyś niszczył i burzył, żebyś budował i sadził".
(Księga Jeremiasza 1, 6-10)
 

Gdy Jeremiasz wypowiedział swój lęk i obawy, Bóg – Ten, który stworzył galaktyki – wyciągnął rękę i dotknął jego ust. To łagodny i czuły gest, którego użyłby kochający rodzic. Dzięki temu obrazowi zrozumiałem, że nie muszę się martwić, iż nie sprostam Jego oczekiwaniom. Bóg sprawi, że osiągnę cel zgodny z Jego planem, a nie moim.

Taki jest Bóg, któremu służymy, Bóg znający nas, zanim powstaliśmy. Bóg, który obiecał, że będzie z nami i nas ocali. Bóg, który nas kocha i pragnie naszej wzajemności.

Dlaczego więc nie przestaje nas kochać, skoro nieustannie Go obrażamy i jesteśmy niewdzięczni?

Kiedy narozrabiałem jako dziecko, kończyło się to karą, a nie zapewnieniem o miłości. Każdy z nas zgrzeszył wobec Boga w taki czy inny sposób, nawet jeśli nie chcemy się do tego przyznać. Sam Jezus o tym mówi: "Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg" (Łk 18, 19).

Dlaczego zatem Bóg ciągle nas kocha mimo naszej grzeszności? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem jednak, że gdyby nie Boże miłosierdzie, nie byłoby dla nas nadziei.

Wielu ludzi, patrząc na swoje życie, zestawia grzechy z dobrymi uczynkami. Jednakże prorok Izajasz przypomina: "wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata" (Iz 64, 6). Nasze dobre czyny nigdy nie przeważą grzechów.

"Skrwawiona szmata" jest aluzją do środków higieny osobistej zabrudzonych krwią menstruacyjną (na przykład zużyte tampony… jeśli czujesz wstręt, rozumiesz, o co chodzi Izajaszowi). Na pewno nie jest to coś, czym można się przechwalać lub co należy eksponować. Mniej więcej tak wyglądają nasze dobre czyny w zestawieniu ze świętością Boga.

Boże miłosierdzie, choć tak kosztowne, jest darem. Nie można sobie na nie zasłużyć. Nasze dobre czyny, przypominające "skrwawioną szmatę", z pewnością nie są wystarczającą ceną. Grzech zawsze oznacza śmierć. Jednakże dzięki Bożemu miłosierdziu grzechy zostały odkupione przez śmierć Jezusa Chrystusa zamiast mojej czy twojej śmierci.


 



Pełna wersja katolik.pl