logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
dr Piotr Kwiatek OFMCap
Słabość przemienić w siłę
Głos Ojca Pio
fot. Ian Dooley | Unsplash (cc)


Problemy istnieją nie tylko po to, by je rozwiązywać, ale również po to, aby nas przemieniać. Są ziarnem wrzuconym w glebę, które musi obumrzeć, aby mogło się narodzić coś nowego. Warto zatem nie tylko uczyć się, jak ich unikać i je rozwiązywać, ale również jak je przyjmować i przemieniać się w trudnych i bolesnych doświadczeniach…
 
Jeden z moich przyjaciół, który obecnie mieszka w USA, śladem wielu emigrantów pozostawił ojczyznę i ruszył w nieznane w poszukiwaniu „lepszego życia”. Przez wiele lat ciężko pracował na swój status materialny i pozycję społeczną. W końcu marzenia zaczęły się spełniać. Kupił duży dom z widokowym tarasem. Radość dodatkowo wzmacniał fakt posiadania rodziny, w której znajdował wsparcie w trudnych sytuacjach. Wojtek nigdy nie zapominał o swoich obowiązkach religijnych i jako katolik co niedziela uczęszczał na mszę świętą, a dzień zaczynał krótką modlitwą. Wydawało się, że osiągnął już wszystko, czego pragnął, a jego historię można by zakończyć „i żył długo i szczęśliwie”.
 
Jednak nawet za oceanem życie zaskakuje i nie zawsze kończy się happy endem. Niespodziewanie w wieku czterdziestu ośmiu lat lekarze zdiagnozowali u niego nowotwór lewego płuca. Kiedy usłyszał tę wiadomość, załamał się i popadł w depresję. Z trudnością wykonywał codzienne obowiązki i stracił radość życia. Wszystko, co do tej pory z takim trudem budował i czemu się poświęcał, nagle przestało go cieszyć i zaczęło inaczej wyglądać w perspektywie bliskiej śmierci. Oprócz cierpienia fizycznego nękały go pytania egzystencjalne i zmagania duchowe, które pozostawały bez odpowiedzi: Dlaczego ja? Jaki sens ma życie, skoro tak się kończy? Czy Bóg naprawdę istnieje? Choć wiary nigdy nie stracił, jednak nie przyniosła mu ona ukojenia czy nadziei na lepsze jutro.
 
Chciałoby się tę historię zakończyć pozytywnym akcentem, ale do dzisiaj pozostaje ona niedokończona. Życiowa podróż Wojtka to zmaganie się ze sobą, z chorobą, z nieuniknionym i niesprawiedliwym. To wciąż księga otwarta, w której wiele stron nadal jest zapisywanych bez gwarancji na szybkie optymistyczne zakończenie.
 
Konfrontacja z życiem
 
Myślę, że wielu z nas, czytając niedokończoną historię życia Wojtka, może się w niej odnaleźć. Każdy w większym lub mniejszym stopniu doświadczył rożnych zmagań życiowych. Nie chodzi tutaj tylko o codzienne problemy, takie jak kłótnia małżeńska, brak zrozumienia w pracy czy niedocenienie. Przychodzą bowiem sytuacje, które kwestionują fundamenty naszej egzystencji. Doświadczenia, które wprost domagają się odpowiedzi o cel codziennych wyborów, sens życia oraz jakość relacji i prawdziwość przekonań religijnych. Kryzysy przychodzą niezależnie od tego, czy ich chcemy i jesteśmy na nie gotowi; często nas zaskakują, pojawiając się zupełnie niespodziewanie. Mogą być związane z ciężką chorobą, oszczerstwem czy pomówieniem. Mogą się objawiać jako poczucie pustki i samotności, doświadczenie własnej słabości i grzechu itd.
 
Przychodzi czas, kiedy jesteśmy zmuszeni do bolesnej konfrontacji z życiem. Wtedy to, co do tej pory było jasne i proste, zaczyna być skomplikowane. Rzeczy niekwestionowane zaczynają być łatwo podważalne itd. W ten sposób stajemy przed wyzwaniem ponownego zdefiniowania własnego systemu wartości, wizji świata, obrazu Boga, siebie samego, a także jakości relacji z innymi. Oczywiście nie jest to proces łatwy, szybki, a tym bardziej przyjemny, jednak z punktu widzenia rozwoju i poznania prawdy – konieczny.
 
Często dramatyczne wydarzenia czy kryzysy stają się najlepszą lekcją autentycznego wzrostu w człowieczeństwie, przyspieszonym kursem poznawania świata i samego siebie. Problemy istnieją nie tylko po to, by je rozwiązywać, ale również po to, aby nas przemieniać. Są przestrzenią holistycznego wzrostu. Są ziarnem wrzuconym w glebę, które musi obumrzeć, aby mogło narodzić się coś nowego. Warto zatem nie tylko uczyć się, jak ich unikać i je rozwiązywać, ale również jak je przyjmować i przemieniać się w trudnych i bolesnych doświadczeniach. Zwłaszcza że czasem nie ma ani szybkich, ani tanich rozwiązań. Pozostaje jedynie możliwość zmiany podejścia do tego, co jest niezmienne w życiu. Porażka, trud, grzech, kryzys, słabość są doświadczeniem bólu i cierpienia, ale również stają się błogosławionymi momentami wzrostu i naszej przemiany.
 
Psychologia porażki

Jeden z konceptów psychologicznych opisujących pozytywne znaczenie trudności w życiu ludzkim to rezystencja (od ang. resilience, czyli odporność psychiczna, sprężystość, adaptacja). Jest to zdolność nie tylko przystosowania się do niekorzystnych warunków zewnętrznych, ale dostrzeżenia w nich nowych, potrzebnych do życia zasobów. Na przykład matka w sytuacji stresu czy zagrożenia zdrowia dziecka odkrywa w sobie siłę i odwagę, o posiadanie której wcześniej siebie nie podejrzewała. Psychologia pozytywna, zajmująca się podobnym fenomenem, określa te zasoby jako „potraumatyczny wzrost” (ang. post-traumatic growth). Twórcy tego konceptu, Richard G. Tedeschi i Lawrence G. Calhoun, zauważyli pozytywną transformację, której podlegali ci, którzy przechodzili przez doświadczenie traumatyczne typu kataklizm, śmierć bliskich czy utrata mienia.
 
Wydarzenia te można przeżywać na trzy sposoby. Pierwszy z nich to postawa przetrwania, polegająca na tym, że człowiek doświadczający krzywdy funkcjonuje na niższym poziomie niż przed sytuacją traumatyczna?. Drugi to osiągnięcie stanu równowagi, czyli powrót do stanu „wyjściowego”: wydarzenie negatywne nie powoduje szkody, ale też nie wnosi niczego pozytywnego do życia. Natomiast trzeci sposób doświadczania życiowych trudności prowokuje pozytywne zmiany, czyli wzrost i rozwój. Człowiek jest w stanie funkcjonować na wyższym poziomie niż przed traumą: wzmacnia swoją siłę wewnętrzną, odkrywa nowe możliwości w życiu, docenia każdy dzień, w końcu odkrywa wewnętrzny świat duchowy.
 
Inną – nieco zapomnianą – koncepcją opisującą pozytywne zmiany w kontekście kryzysów jest polska teoria profesora Kazimierza Dąbrowskiego, nazwana przez niego „dezintegracją pozytywną”. Twierdzi on, że rozwój osobowości dokonuje się w procesie dezintegracji. Nie ma integracji nowych struktur psychicznych bez wcześniejszego ich przeobrażenia, czyli zniszczenia istniejących, starych form. To trochę tak, jak z remontem mieszkania, które czasem wymaga nie tylko zerwania starych tynków czy podłóg, ale i wyburzenia całych ścian.
 
Moc przemiany
 
Nie tylko w kontekście teorii psychologicznych, ale również przez pryzmat wiary można zupełnie inaczej patrzeć na doświadczenie grzechu, kryzysu, porażki czy cierpienia. Wtedy sytuacje te jawią się jako coś więcej niż tylko „przykry stan” do uleczenia. Stają się zaczątkiem procesu powstania czegoś nowego. Jezus powiedział do Nikodema: „Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego” (J 3,3). Każdy chrześcijanin jest wezwany do powtórnych narodzin. Niestety, ten proces związany jest z bólem obumierania i często z doświadczeniem poczucia braku kontroli. Jedną z iluzji w życiu duchowym jest przekonanie, że można rosnąć bez bólu, upadku i trudu. A przecież nie ma wzrostu bez obumierania, tak jak nie ma świętości bez walki i grzechu.
 
Zdarza się, że ulegamy fałszywemu przekonaniu, jakoby do świętości prowadziła droga szybka, wygodna i łatwa. Jednak warto zastanowić się przez chwilę i odpowiedzieć na pytanie: Który z wielkich świętych nie doświadczał trudu, zmagań, pokus czy porażek? Który bez ciężkiej walki osiągnął wielkie cnoty? Skupianie się na efekcie końcowym „świętości” nie zawsze pomaga w zrozumieniu drogi, która do niej prowadzi. Warto odkrywać proces wzrostu, czynniki stymulujące poznanie, zrozumieć prawidła podróży, a nie tylko kontemplować miejsce docelowe. W takim ujęciu porażka staje się cenną lekcją, która może pomóc wyciągać wnioski nie tylko samemu zainteresowanemu, ale także innym. Mądry człowiek uczy się nie tylko na własnych błędach, ale również na cudzych. Konflikty, kryzysy, słabości, grzech to nasz chleb powszedni, ale błogosławiony jest ten, kto dostrzega ich głębszy sens i znaczenie, bo przecież dzięki nim może stawać się nowym człowiekiem. Felix culpa (szczęśliwa wina) rozbrzmiewa nie tylko w kościele podczas wielkanocnego orędzia, ale również w ludzkiej codzienności naznaczonej kruchością i upadkiem.
 
Bóg jest mocny i zdolny przemieniać ludzkie słabości w siłę, ale również sam człowiek – noszący w sobie Jego podobieństwo – został wyposażony w moc przemiany. Nie trzeba więc czekać na cud z nieba, aby tego doświadczyć. Możemy wykorzystywać codzienne słabości do wzrostu i przemiany. Bóg działa nie tylko w przestrzeni sacrum, ale również profanum. Cierpienie, nieposłuszeństwo, grzech mogą być miejscem epifanii Boga i Jego miłości. Na tym polega piękno wiary chrześcijańskiej, że daje nadzieję, która przekracza wszystko, nawet śmierć. Święty Paweł usłyszał cenne słowa – skierowane do każdego człowieka: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. […] Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,9-10). W jednym z midraszy żydowskich napotykamy pytanie, dlaczego Bóg objawił się Mojżeszowi w gorejącym krzewie na pustyni, nie zaś na pięknej łące czy w zielonej oazie. Odpowiedź wydaje się prosta: po to, aby pokazać człowiekowi, że nie ma miejsca i sytuacji na ziemi, w której nie mógłby ze swoją miłością się objawić. On jest obecny również w ludzkim doświadczeniu cierpienia czy załamania. Szczęśliwy człowiek, który potrafi własne i cudze porażki traktować jako cenne lekcje życiowe i się nie poddaje. To właśnie na takich krętych i wyboistych drogach życiowych często można spotkać Zmartwychwstałego.

Piotr Kwiatek
Głos Ojca Pio [94/4/2015] 
 
 



Pełna wersja katolik.pl