logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Giovanni Cucci
Siła słabości. Depresja. Kryzys. Agresja
Wydawnictwo Salwator


Książka jest analizą "słabych" uczuć w kontekście przeżywania duchowości chrześcijanina.
 
Pragnienia, uczucia, poczucie humoru, złość czy smutek – to nieodłączne "atrybuty" człowieczeństwa. Niejdnokrotnie człowiek chce się ich wyzbyć, gdyż trudno je kontrolować, przez co wydają się kłopotliwe.


Wydawca: Salwator
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7580-255-9
Format: 145x205
Stron: 334
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę 
   

 
Jezus a kryzys
 

Jezus nie miłował cierpienia ani też nigdy go nie usprawiedliwiał, a nawet kiedy spotykał osoby dotknięte bólem, nie wypowiadał górnolotnych słów, jakie słyszy się, niestety, często w takich okolicznościach: "Trzeba wypełnić wolę Bożą". Przeciwnie, Jezus wzrusza się i nierzadko uzdrawia chorego, pokazując, że wcale nie chodzi o wolę Bożą. Również w Getsemani prosi On wytrwale Ojca, aby ten kielich został Mu oszczędzony. Krzyż Pana nie jest idealizacją bólu ani wizją życia pod znakiem kary, pod hasłem: "jak pięknie jest cierpieć dla Boga", choć przepowiadanie chrześcijańskie w ciągu wieków, niestety, nie było wolne od zamykania tajemnicy krzyża w ludzkich kategoriach strachu, kary i urazy wobec życia [32].
 
A jednak mimo to Jezus dobrowolnie wychodzi naprzeciw czekającej Go sytuacji kryzysu i cierpienia, nie szuka ucieczki. Krzyż, choć przez Niego niepożądany, nie jest jakąś zasadzką, w którą nieświadomie wpada. Ewangelia przytacza pewne okoliczności, gdy różni ludzie chcą zabić Jezusa, jednak im się to nie udaje, ponieważ nie nadszedł jeszcze właściwy moment, lecz kiedy "godzina" nadchodzi, On nie cofa się, lecz z podniesionym czołem mierzy się z tą sytuacją.
 
Jest to cenna wskazówka dla nas, gdy dopadają nas kryzysy. Należy ich wyczekiwać i przeżywać świadomie, ponieważ są częścią naszej wędrówki z Panem, nie są jakąś nieprzewidzianą przeszkodą. W związku z tym można powrócić do błyskotliwych uwag H. Nouwena dotyczących gestów wykonanych przez Jezusa nad chlebem w czasie Ostatniej Wieczerzy. Ustanawia On Eucharystię właśnie w momencie najwyższego kryzysu, w najbardziej dramatycznej chwili swego życia, "tej nocy, w której został wydany" – jak wspomina św. Paweł (1 Kor 11, 23; cytowane w III modlitwie eucharystycznej) – która to uwaga pokazuje, w jakim stanie ducha przeżył tę noc. Jezus doświadcza cierpienia zdrady, samotności i zbliżającej się śmierci, a Jego cztery gesty eucharystyczne mogą streścić całe Jego życie, Jego najważniejsze nauczanie o tym, że uczeń jest wezwany, by przeżywać Jego "noce".
 
1) Jezus nade wszystko bierze chleb. Jest to gest celowego wyboru; tak jak ten chleb, tak również On został wzięty, wybrany (Christos po grecku znaczy namaszczony, wybrany) od samego początku, obdarzony misją właściwą Słudze Jahwe.

2) Jezus błogosławi chleb i także On jest błogosławionym w całym znaczeniu tego słowa, jest Tym, o którym Ojciec "dobrze mówi". Ilekroć Ojciec pozwala usłyszeć swój głos, czyni to, by uznać całkowite upodobanie w umiłowanym Synu.

Nouwen przyznaje, że to błogosławieństwo Jezusa, ta cześć i życzliwość, źródło wszelkiego dobra i wszelkiego życia, znajduje konkretny wyraz w jego egzystencji dzięki relacji z osobami dotkniętymi upośledzeniem. To one stanowiły prawdziwe błogosławieństwo dla niego, należącego do tak zwanych "zdrowych", to znaczy tych, którzy z niezwykłą łatwością gubią sens liczących się w życiu rzeczy:
 
Prawdziwe przyjęcie błogosławieństwa nie jest dla nas, ludzi zajętych, łatwe. […] Jest nam niezwykle trudno przystanąć, posłuchać, zwrócić uwagę i mile przyjąć to, co jest nam ofiarowane. Wyraźnie pokazuje mi to moje życie z ludźmi, którzy są upośledzeni umysłowo. Mają oni wiele błogosławieństw do ofiarowania, ale czy mogę je przyjąć, jeżeli stale jestem zajęty, stale śpieszę się do jakichś ważnych spraw? […] Jednakże bez świadomego pragnienia "marnowania" czasu, trudno jest usłyszeć błogosławieństwo [33].
 
Sam Nouwen przyznaje, że z poważnego kryzysu, jaki dotknął go w pewnym momencie życia, wyszedł właśnie dzięki pomocy wspólnoty L'Arche, założonej przez J. Vaniera, złożonej w większości z osób ciężko upośledzonych fizycznie i umysłowo [34].

3) Jezus następnie łamie chleb i gest ten przypomina uczniom wszystkich czasów o Jego krwawym oddaniu się, dokonanym w pełnej wolności, aż po śmierć, o Jego byciu złamanym za nas.
 
Cierpienie związane z byciem łamanym jest cierpieniem najstraszniejszym, większym niż choroba, większym niż ubóstwo, większym niż upośledzenie, ponieważ jest cierpieniem, które wyrasta z osamotnienia serca, ze zdradzonego zaufania, z bycia porzuconym, z bycia samotnym w chwili ciemności – na tym polega serce złamane. Cierpienie, z jakim Jezus chciał się w pełni zmierzyć, nie jest chyba najbardziej przerażającym z punktu widzenia fizycznego. Znamy jeszcze okrutniejsze formy męczeństwa [35]. Kryzys, jakiemu stawił czoło Jezus, przypomina głęboką naukę biblijną, że najtrudniejszym do zniesienia i najbardziej rozdzierającym cierpieniem jest czucie się opuszczonym. Tym, co np. przygnębia Hioba w jego próbach i trudach jest nie tyle ból fizyczny i słabość, ale to, że w tym przerażającym momencie pozostał sam, że opuścili go ci, z którymi żył, że między nimi powstała przepaść i że ma poczucie całkowitej bezużyteczności:
 
Bracia ode mnie uciekli, znajomi stronią ode mnie, najbliżsi zawiedli i domownicy, zapomnieli o mnie goście mego domu. Moje służące mają mnie za obcego, jak cudzoziemiec jestem w ich oczach. Na sługę wołałem, ale nie odpowiada, me usta musiały go prosić, żonie mój oddech niemiły, i cuchnę synom mego wnętrza, gardzą mną nawet podrostki, szydzą, gdy staram się podnieść. Odrazę wzbudzam u bliskich, nastają na mnie kochani (Hi 19, 13-19).
 
Wspomnijmy też poczucie przygnębiającego osamotnienia, którego Izajasz doświadcza jak prawdziwego przekleństwa: "Patrzyłem, lecz nie było nikogo, nikogo z nich – zdolnego do rady, żeby odrzekł słowo, gdy go pytam" (Iz 41, 28). W tych przypadkach bohaterowie mają wrażenie, jakby słyszeli od swoich bliskich: "Ty dla mnie jesteś już umarły, nie istniejesz".
 
Również Nouwen, komentując ten gest Jezusa, przyznaje, że destrukcyjna treść cierpienia polega na tej podsuwanej sercu sugestii, że całe życie było bezużyteczne, że wszystko, co się zrobiło i przeżyło, wszystkie doświadczenia i podjęte próby, wszystko to na nic się przydało, jakby nigdy nie zaistniało:
 
W mojej własnej wspólnocie, w której jest wielu ciężko upośledzonych mężczyzn i kobiet, największym źródłem cierpienia nie jest samo upośledzenie, lecz towarzyszące mu poczucie bycia niepożytecznym, bezwartościowym, niedocenianym i niekochanym. Znacznie łatwiej jest zaakceptować niemożność mówienia, chodzenia lub samodzielnego jedzenia, niż zaakceptować niemożność bycia kimś o szczególnej wartości dla innej osoby [36].
 
Wydaje się, że to właśnie jest istotą cierpienia, choć oczywiście nie wyklucza to innych aspektów… Widzieliśmy wyżej, że decydującym elementem, który pomógł ludziom wyjść z tunelu kryzysu, był nade wszystko fakt, iż nie czuli się opuszczeni, pewność, że nie byli sami w momencie próby. Jezus w geście łamania chleba proroczo zapowiada własną śmierć – człowieka opuszczonego przez wszystkich. On patrzy jej prosto w oczy, nie ucieka przed nią, w sposób wolny wychodzi jej naprzeciw. Jest to gest paradoksalny, być może najmocniejsza nauka, jaką Jezus podarował swoim uczniom, kiedy Jego życie zostało przełamane. Jest to jednak również gest zdolny wyleczyć z kryzysu i uznać go za możliwy moment łaski.
 
Cytowany już Nouwen ze zdumieniem zauważa:
 
Moje własne bolesne doświadczenia nauczyły mnie, że pierwszym krokiem do wyzdrowienia nie jest krok, który oddala nas od bólu, lecz krok w jego kierunku. […] Jestem przekonany, że wyzdrowienie dlatego jest często takie trudne, że nie chcemy poznać bólu. […] Moje własne doświadczenie uczy mnie, że stawienie czoła bólowi i przeżycie go jest drogą do wyzdrowienia. […] Próby uniknięcia lub stłumienia bólu albo ucieczki przed nim są jak odcięcie członków, które przy odpowiednim staraniu można wyleczyć [37].
 
Kryzys zatem mieści w sobie dwa przeciwstawne i sprzeczne elementy, które jednak w życiu są razem obecne. Z pewnością jest to coś niechcianego, ale kiedy się pojawia, nie należy go unikać. Wybiera się go i również w nim poznaje się bliżej własnego Pana, odkrywając, że nigdy nie byliśmy przez Niego opuszczeni. Jezus przeżył całe swoje życie i swoją śmierć w świetle błogosławieństwa Ojca, które nigdy nie osłabło, a Jego bycie złamanym pozwoliło innym przyjąć życie: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).
 
Bycie złamanym może natomiast stać się przekleństwem, gdy jest przeżywane w zamknięciu, w samotności, oceniając siebie w kategoriach negatywnych jako coś bezwartościowego, nadającego się do wyrzucenia.
 
4) Wreszcie Jezus rozdaje chleb swoim uczniom, zostaje przełamany, by być dawanym, aby być chlebem życia, jak ziarno pszenicy, które jedynie umierając, może przynieść owoc.
 
Niewiarygodne, że osoba, nawet ciężko doświadczona cierpieniem, może zmienić postawę, kiedy znajduje kogoś, kto się nią interesuje, pozwalając jej zrozumieć, że wspaniale jest się z nią zobaczyć i spotykać [38]. Ten ostatni gest Jezusa przypomina, że życie, każde życie, nabiera znaczenia w dawaniu, jak On sam przypomniał: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (Dz 20, 35). To poczucie odpowiedzialności czyni cennym każdy okres życia, ponieważ jest w tym jakaś misja, która została powierzona. Nie ma sytuacji, w której nie można by czegoś dawać.
 
Cztery czynności Jezusa wykonane nad chlebem wyobrażają zatem również podarowany uczniowi sposób przeżywania własnego kryzysu. Tak on, podobnie jak Jezus, zostaje wybrany, powołany przez Boga, pobłogosławiony, przełamany, aby być dawanym, aby dni jego życia przynosiły owoc. W czynnościach wykonanych celowo nad chlebem Jezus zachęca swoich uczniów, by nie próbowali ukrywać momentu kryzysu, ale by zmierzyli się z nim z podniesionym czołem, świadomie wychodząc mu naprzeciw. Taka nauka płynie też z epizodu biblijnego z wężem z brązu (por. Lb 21, 4-9), który ratuje od śmierci, kiedy się na niego spojrzy. Można by podobnie powiedzieć, że kryzys można pokonać, kiedy patrzy się mu prosto w oczy, wychodząc mu naprzeciw, aby przebrnąć przez niego z ufnością właściwą komuś, kto wie, że choćby pozostał sam, nigdy nie będzie opuszczony przez Jezusa: "W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie […] wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wybawi mnie Pan od wszelkiego złego czynu i ocali mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego" (2 Tm 4, 16-18). 

___________________________
Przypisy:

[32] Por. na ten temat trafne analizy w: B. SESBOÜÉ, Ges? Cristo l'unico salvatore 1, i teksty cytowane w rozdz. I, zaczerpnięte z tej książki.
[33] H. NOUWEN, Życie Umiłowanego. Jak żyć duchowo w świeckim świecie, tłum. M. Rusiecka, Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2003, s. 67-68.
[34] Por. H. NOUWEN, Powrót syna marnotrawnego, tłum. J. i J. Grzegorczykowie, Zysk i S-ka, Poznań 2006, s. 18-25. W każdym razie Nouwen często wspomina o tym kryzysie i dobroczynnym wsparciu, jakie otrzymał w tej wspólnocie, polegającym także na odnalezieniu duchowej płodności. Wiele jego książek zostało napisanych w czasie pobytu w L'Arche.
[35] Wystarczy wspomnieć np. męczenników kanadyjskich z XVII wieku, grzebanych żywcem i powoli krojonych na kawałki.
[36] H. NOUWEN, Życie Umiłowanego, s. 74.
[37] H. NOUWEN, Życie Umiłowanego, s. 77-79.
[38] Przypomnijmy choćby dla przykładu to, co powiedziano wyżej na temat historii C. Imprudentego.

 



Pełna wersja katolik.pl