logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Karl Rahner
Sakramenty Kościoła
Wydawnictwo WAM


 

Wydawnictwo WAM
Kraków 1997


 

III - TAJEMNICA NASZEGO CHRYSTUSA
(Święta Eucharystia)


Kiedy zebraliśmy się tutaj w wigilię święta Bożego Ciała na modlitwę i rozmyślanie, to motywem tego rozmyślania i duchowej medytacji może być. tylko jedno: tajemnica, która czyni z Kościoła przedmiot święta obchodzonego ku własnej pamięci. Już mówiąc tak, natrafiamy na coś bardzo szczególnego: oto sama Eucharystia jest świętem wspomnienia, któremu z kolei zostaje poświęcone wspomnienie - i to święto święta spełnia to, co ma być celebrowane: Eucharystię jako ofiarę i ucztę. Już sama ta osobliwa tożsamość święta z jego przedmiotem pozwala się domyślać, że chodzi tu o pewną rzeczywistość o charakterze centralnym, a zarazem tak rozległym, że w pewnym sensie nie ma ona już nic poza sobą samą lecz stanowi pełnię całego chrześcijaństwa - oczywiście na swój sposób, to znaczy jako wydarzenie sakramentalne. Można by sądzić, że kiedy na tak krótko zagłębiamy się myślą w tę tajemnicę naszych ołtarzy, najwłaściwiej będzie zwrócić uwagę tylko na pewne pojedyncze momenty z niezgłębionej pełni tej tajemnicy, jako że w tak krótkim czasie nie sposób przecież wypowiedzieć wszystkiego. Ograniczenie takie wydawałoby się wskazane również dlatego, że można przypuszczać, iż ogólne i najważniejsze elementy tej prawdy wiary są już wszystkim znane. A jednak: nawet świadomemu chrześcijaninowi warto przywieść w takiej godzinie przed oczy wiary całość tej tajemnicy. To właśnie spróbujemy w naszej medytacji uczynić.

Co się dzieje, kiedy sprawujemy Eucharystię? Prosta odpowiedź brzmi: Ostatnia wieczerza Pana, która oznaczała dla Niego początek Męki, uobecnia się wtedy wśród nas i dla nas. Chcąc zrozumieć to zdanie, musimy pamiętać, co wydarzyło się podczas Ostatniej Wieczerzy, i pomyśleć, co to znaczy, że owa Wieczerza wśród nas i dla nas się uobecnia. Co uczynił Pan, spożywając ze swymi uczniami wieczerzę paschalną? Niezmierzoną pełnię i bogactwo treściowe tego wydarzenia najlepiej sobie chyba uzmysłowimy, mówiąc: w owej godzinie Jezus przyjął swoją śmierć jako swe oddanie się Bogu, a przez to jako odkupienie świata, i dał siebie samego - jako wydanego śmierci, a więc przez śmierć oddanego Bogu i tym samym jako wieczyste przymierze odkupienia - swoim uczniom w wydarzeniu i pod symbolem uczty.

Zasiadł razem z tymi, których miłował i nazywał swymi przyjaciółmi, którzy w Niego wierzyli i w tej wierze mieli otrzymać zbawienie. Zasiadł z nimi do uczty, ponieważ człowiek wtedy jest najbliżej z innymi, kochanymi przez siebie ludźmi, kiedy wspólnota wierności i miłości ucieleśnia się również we wspólnym spożywaniu chleba i napoju - owoców jednej ziemi, z której wszyscy żyjemy. Zasiadł z nimi po raz ostatni, wiedział bowiem, że musi samotnie wstąpić w nieopisany mrok i samotność śmierci. I śmierć ta stała przed Nim. Jego śmierć. Absolutne misterium Niepojętego. Śmierć Żywego, którego istota - w przeciwieństwie do naszej - nie pozostaje od zawsze w tajemniczej zgodzie z rozpadem i ową nicością, w którą próbuje uciekać wina. Śmierć, będąca cielesnością winy, będąca naszym losem, który sprawiamy i znosimy zarazem jako nasz wyłącznie własny czyn - czyn, który dokonywany, niszcząco nas obezwładnia, w którym to, co najbardziej własne, staje się najbardziej obce.

Tę oto śmierć Jezus przyjmuje, wychodzi jej naprzeciw, pozwala, by Jego życie, będące absolutną jednością i czystością, wpadło w tę otchłań piekielnego bezsensu, z którą nie ma On nic wspólnego. Dlatego, że niepojętość Tego, którego nawet w tej godzinie nazywa swoim Ojcem, tak postanawia, dlatego, że ta śmierć jest naszym losem, dlatego, że On - nieskończona, godna najwyższej czci Tajemnica posłuszeństwa i miłości - potrafił nawet w tej nieskończonej pustce i samotności śmierci dochować jedności z Bogiem i z nami. A wraz ze śmiercią przyjmuje On wszystko inne, co jeszcze należy do tej nieskończoności martwej i zabijającej pustki: otępiałość serc swoich uczniów, ich brak wiary, ból, zdradę, odtrącenie przez swój naród, brutalną głupotę polityki, która Go uśmierca, fiasko swojej misji i swych życiowych dokonań. Ujmuje bezdenny kielich swego życia, spogląda w jego mroczną otchłań i przykłada go do warg, świadomie i dobrowolnie uprzedza już wszystko, co nazywamy Jego męką - męką Syna Człowieczego - po prostu śmiercią.

To przyjęcie tego, co jest nie do przyjęcia, to utożsamienie życia ze śmiercią, to ogarnięcie winy świętą w swym posłuszeństwie miłością, ten upadek nie dającego się zagasić swiatła w nieskończoną ciemność - a wszystko to dzieje się w cichej, nie rzucającej się w oczy zwyczajności ludzkiego życia, które świadomie i dobrowolnie staje naprzeciw śmierci - jest odkupieniem świata. Jest naszym zbawieniem, jest sądem, który nas ułaskawia, objawieniem, że nawet jako ci, którzy straszliwie wikłają się we własną winę i w sytuację bez wyjścia, jesteśmy akceptowani i kochani. Ostatnia Wieczerza jest początkiem odkupicielskiej Męki, a w tym początku przyjęta jest już i zapowiedziana całość owej Męki. To przyjęcie wyrażone zostaje świętym gestem i świętym słowem, przez co zgoda na realną smierć i pełne poddanie się woli Ojca znajdują wyraz również w kultowym akcie ofiarnym.

Pan stoi przed swymi uczniami jako ofiarujący się za nich na śmierć. Brak jeszcze tylko jednego: namacalnego i w tej cielesności skutecznego ukazania, że śmierć Pana, która jest już przyjęta, dotyczy rzeczywiście całkiem konkretnie każdego z nich, że to wydarzenie ożywiającej śmierci, którym jest Pan, rzeczywiście i prawdziwie wnika w najgłębsze centrum egzystencji każdego z tych uczniów, że wspólnota, która ich łączy i znajduje swój wyraz w tej uczcie, sięga aż do tych najskrytszych zakątków istnienia, gdzie ma swoje miejsce wina i śmierć, sąd i wieczna odpowiedzialność, wieczne zatracenie i wieczne zbawienie. On ma na myśli całkiem jednoznacznie i cieleśnie siebie - siebie samego w najbardziej bezwzględnej rzeczywistości swojej złożonej w ofierze egzystencji, siebie jako Odkupiciela i odkupienie, siebie jako śmierć i życie - i dlatego mówi: ciało, które będzie wydane, krew, która będzie wylana. I to ciało i tę krew mocą swego stwórczego słowa, które przemienia fundamenty rzeczywistości i sprawiając, że nasze codzienne doświadczenie staje się jedynie pozorem, może mu dlatego pozwolić dalej istnieć - daje pod postaciami chleba i wina, powszednich znaków miłującej jedności, swoim uczniom, aby się rzeczywiście okazało, a przez to stało się rzeczywistym, że to wszystko - On w swojej ofiarowanej dla ich zbawienia rzeczywistości - prawdziwie do nich należy i wnika do centrum egzystencji każdego z nich: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, pijcie, to jest Krew moja Nowego Przymierza, która za was wszystkich będzie wylana.

Uczniowie biorą. I zostają objęci pojednawczą mocą posłuszeństwa i miłości Pana, objęci Jego śmiercią, która ze swej straszliwej pustki rodzi życie, ogarnięci łaską Bożą, która jednoczy z niepojętą i pochłaniającą świętością Boga, nie niszcząc, lecz zbawiając; ogarnięci miłością, która ich jednoczy ze sobą wzajemnie nawet tam jeszcze, gdzie każdy z nich umiera cierpiąc w ostatecznej samotności. A spożywając pokarm Bożego zmiłowania, uprzedzają wieczną ucztę, kiedy to Bóg już nie pod ziemskimi znakami, lecz w jawnym spełnieniu swej chwały uczyni siebie samego wieczystą ucztą zbawionych. I spożywając tak, wyglądają dnia, w którym Pan będzie tutaj w pełni, kiedy - jak mówią - ponownie przyjdzie. I obchodzone jest ofiarowane im nowe i wieczne Przymierze, a jego absolutnie wolne przez nich przyjęcie również jest im dane mocą chleba, jednoczącego ich na życie wieczne z Panem, który j e s t Przymierzem, i wzajemnie ze sobą.

Otóż ta Ostatnia Wieczerza uobecnia się wśród nas i dla nas w liturgii eucharystycznej Kościoła. Kościół spełnia polecenie swego Pana zawarte w słowach ustanowienia Eucharystii: Czyńcie to - to, co On sam uczynił w nocy, której został wydany - na moją pamiątkę. Czyni to, co uczynił Pan, w słowach, które wypowiedział On sam, kiedy pod postaciami chleba i wina dawał swoje Ciało i swoją Krew, siebie samego uczniom jako zadatek życia wiecznego. Kościół obchodzi anamnezę, "pamiątkę" uczty, która była ustanowieniem Nowego Przymierza. Ten akt naśladowania tego, co się wtedy stało, nie jest właściwie powtórzeniem owego wydarzenia; to, co się wtedy stało, nie zostaje dokonane ponownie, lecz wstępuje w naszą przestrzeń i w naszą godzinę, uobecnia się i uzyskuje odkupieńczą moc w naszej własnej egzystencji.

Jest to możliwe dlatego (jeśli wolno nam tak rozumieć cud Boży), że Ostatnia Wieczerza nie przeminęła. Wolna decyzja absolutnego posłuszeństwa i bezwarunkowej miłości bez jakichkolwiek zastrzeżeń jest jednym z tych czasowych momentów, w których spełnia się to, co ostateczne, trwałe i wieczne, nie zaś momentem, w którym coś odpływa w pustą przeszłość. Czas wolności i Ducha jest zawsze narodzinami wieczności, w której przemija to, co jedynie czasowe, ale w przyjętej mocą wolnej decyzji aktualności duchowej osoby sama czysta istota decyzji osiąga wieczną aktualność.

W sposób absolutnie szczególny dotyczy to właśnie wydarzenia Ostatniej Wieczerzy. To, co dokonało się tam jako wydarzenie raz na zawsze, to j e s t. Po prostu jest. Zostało przyjęte do Bożej wieczności, weszło w spełnienie, w które - aby po prostu b y ć - wchodzi wszystko, co w obrębie czasu staje się nieprzemijalnością. Bowiem Pan, którego wolne czyny wypływają z nieskończonych praźródeł samego odwiecznego B o ż e g o  S ł o w a  i są duchowoludzką rzeczywistością jako rzeczywistość samego żywego Słowa Boga, uczynił w Ostatniej Wieczerzy coś absolutnie trwałego: ustanowił - jak sam mówi - "nowe", a więc ostateczne Przymierze.

Tak więc j e s t On zawsze i wiecznie tym, kim stał się wtedy w swojej Męce: Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, wieczną aktualnością zawierzenia siebie niepojętości Bożego zrządzenia, Miłującym, który doświadczył najgłębszej niemocy człowieczeństwa i przetrwał całą daremność ofiary, aż stała się ona zwycięstwem. On j e s t tym, kim się stał, i kiedy w świętej anamnezie głosimy Jego śmierć, aż przyjdzie, to nie opowiadamy o zamierzchłej przeszłości, lecz ogłaszamy raz na zawsze zaistniałą obecność czegoś, co wiecznie aktualne. Przeminęło zaś z tej śmierci, przyjętej w Ostatniej Wieczerzy, tylko to, co musiało przeminąć, aby trwała wieczna obecność. W zmartwychwstałym i wywyższonym Panu aktualność Jego historii stała się i pozostała trwale obecna. I jako taka właśnie obecność Jego odkupieńcza śmierć jako śmierć pokonana w zmarłym i zmartwychwstałym Panu jest obecna wśród nas, w naszej godzinie, w naszym życiu.

To wydarzenie Jego przyjętej w Ostatniej Wieczerzy odkupieńczej śmierci obejmuje sobą zawsze i wszędzie nasze życie. Zawsze jesteśmy tymi wieloma, za których umarł Jeden. Zawsze jesteśmy tymi odkupionymi, ułaskawionymi przez Boga, nasze życie zawsze opiera się na tym jednym wydarzeniu. Fakt ten domaga się wszakże naszej decyzji, apeluje do naszej wolności, chce być przyjęty w naszej wierze. I dlatego to trwałe wydarzenie, które spełnione raz na zawsze, pozostaje zawsze aktualne i jest trwałym prawem naszego życia decydującym o zbawieniu lub zatracie, pragnie widocznie wstąpić w nasz czas i w naszą przestrzeń, pojawić się na powierzchni naszej egzystencji, aby przyzywać naszej wolności i naszej wiary, aby je umożliwiać i wspierać. I dlatego obchodzimy w sposób kultowy Ostatnią Wieczerzę naszego Pana, dlatego jest On dla nas obecny w liturgii świętej wspólnoty, która posłuszna Jego woli, czyni to, co On czynił, dlatego daje On siebie, swoje Ciało i swoją Krew, jako pokarm tym, którzy w Niego wierzą, kochają Go i wstępują w tajemnicę Jego śmierci.


 



Pełna wersja katolik.pl