logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Karl Rahner
Sakramenty Kościoła
Wydawnictwo WAM


 

Wydawnictwo WAM
Kraków 1997


 

I - BÓG KOCHA TO DZIECKO
(Z okazji chrztu)

Zebraliśmy się, aby uczestniczyć w chrzcie. Dziecko, z którym w tej godzinie ma się dokonać coś niesłychanie wielkiego, nie zdaje sobie z tego wydarzenia sprawy. Tak przynajmniej sądzimy. W każdym razie to, co się tutaj w sposób widzialny dokonuje w postaci ludzkich czynności i słów, pozostaje dla niego jeszcze zakryte -jakkolwiek nie wiemy z całkowitą pewnością, czy w otchłannych głębiach jego ducha, o których nie sposób powiedzieć, kiedy po raz pierwszy pojawił się w nich przebłysk świadomości, światło łaski nie płonie już jednak tak, że choćby w sposób nie dający się wyrazić i wyróżnić duchowi temu już przyświeca.

Jakkolwiek by się rzecz miała, nie ma to istotnego znaczenia. Rzeczywiście ważne i decydujące jest to, że pewna ludzka istota doświadcza tutaj na sobie Bożego działania. Tam, gdzie człowiek zbudził się już do korzystania z własnej wolności, gdzie oddał już siebie samego do dyspozycji swojej wolności i ujął swoje losy we własne ręce, tam Bóg działa tylko na sposób dialogicznego partnerstwa. Wolne i nieprzymuszone słowa miłości płyną wtedy w jedną i drugą stronę. Wtedy Bóg przemawia, aby otrzymać odpowiedź - co więcej: przemawia już w samej tej odpowiedzi; jest blisko, będąc słuchany i kochany przez człowieka; Jego działanie polega na tym, że powoduje nasze działanie. Jednak również wtedy to On jest tym, który wypowiada pierwsze słowo. Zawsze i wszędzie, kiedy człowiek spotyka swego Boga, znajduje Go dlatego, że to On szukał człowieka. Zawsze czynem człowieka jest dobrowolna zgoda na dokonujący się wobec niego czyn Boga. Albowiem Bóg jest właśnie Bogiem, a więc tym pierwszym, suwerennym; jest Łaską, która jest niezgłębiona i na którą nie można zasłużyć, która zawsze uprzedza nasze działanie.

Skoro tak się rzecz ma, to można chrzcić również dziecko, a więc istotę niezdolną jeszcze do kierowania własnym postępowaniem. Dokonuje się bowiem na nim działanie Boże. Że zaś Bóg zawsze przecież nas uprzedza, przeto odstęp czasowy - większy czy mniejszy -między Jego przemożnym, życiodajnym słowem a naszą żywą odpowiedzią nie ma żadnego znaczenia. To, co się dokonuje w chrzcie dziecka, ukazuje tylko wyraźniej to, co się dzieje zawsze dla naszego zbawienia. Bóg uprzedza nas, zostajemy ogarnięci Jego łaską, nim zaczniemy jej wzywać; On sam przybywa już do nas, abyśmy mogli zapukać do Jego drzwi, już nas znajduje, abyśmy mogli Go szukać. Tak więc Bóg działa już wobec tego dziecka, aby z chwilą, kiedy zbudzi się ono do duchowego samoposiadania i do miłości, być już niebem rozpościerającym się nad tym wschodzącym dniem życia.

Ale czego w sakramencie Kościoła dokonuje Bóg na tym dziecku, aby później mogło ono czynić to, co ma czynić? Co się ze strony Boga dzieje w chrzcie? To, co czynią przy tym ludzie jako obwieszczenie, jako występujący na powierzchni bytu znak tajemnego działania Boga, jest nam wszystkim znane. Jest to właśnie chrzest, obmycie człowieka wodą i wypowiedzenie słów, które poświęcają jego życie Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu. Ale co pod tym znakiem sprawia Bóg?

Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale łatwa. Nie tylko dlatego, że czyn Jego osobowej miłości jako czyn nieskończonego, niepojętego Boga stanowi z natury rzeczy nieprzeniknioną tajemnicę i że zatem wtedy tylko możemy coś z niego pojąć, gdy mamy poczucie, że nie da się go wypowiedzieć i nazwać. Lecz również z innego powodu: Otóż Bog kocha to dziecko, które właśnie jest chrzczone, nie dopiero od chwili chrztu. Dlatego że je kocha, zostaje ono zrządzeniem łaskawej Bożej Opatrzności przyniesione do chrztu jako dziecko chrześcijańskiej rodziny. Bóg kocha to dziecko odwiecznie. Myśli o nim odwiecznie i na wieki. Nie było takiego momentu Jego myśli i miłości, w którym nie byłoby obecne to życie, ta osoba i jej wieczny los, objęte Jego wszechwiedzą i włączone w Jego boską miłość. Odwiecznie widział On to dziecko jako kogoś, kto należy do wspólnoty samego odwiecznego Logosu. Bowiem Bóg zechciał w swoim odwiecznym Słowie, w którym się nieustająco wypowiada, wypowiedzieć siebie w to, co nieboskie, w nicość i pustkę, zechciał rozdać siebie jako miłość, którą jest, temu, co takiej miłości samo z siebie nie może się domagać. Zechciał się wypowiedzieć ogołacając siebie. Jest to praodruch Boga, podłoże wszystkich Jego na zewnątrz skierowanych działań: Słowo, które staje się ciałem, Boże Słowo, które rozbrzmiewa w milczącej pustyni nieboskiej sfery jako człowiek. Ponieważ Bóg takim właśnie zechciał być, istnieje świat, istnieją inni ludzie, istnieje ten oto człowiek.

Od samego początku jest on widziany i chciany jako brat wcielonego Słowa Boga, jako ktoś, kto istnieje po to, aby Bóg mógł wymieniać słowo braterskiej miłości tam, dokąd sam się udał w swoim samoogołoceniu. Dlatego dziecko to było od zawsze objęte miłością Boga, Jego bezwzględną afirmacją. Dlatego miłość owa od zawsze oczekiwała tego dziecka - pomimo pierworodnej winy ciążącej na rodzaju ludzkim, w którym ono się urodziło - i powołała je do istnienia jedynie w przestrzeni Bożej zbawczej troski. Dlatego człowiekowi temu, z chwilą kiedy obudzi się on do decydowania sam o sobie, Bóg w każdym wypadku postawiłby pytanie swojej nieskończonej miłości i zaofiarował mu całą swoją chwałę jako życie wieczne. Jeśli tak jest, to wcale nie łatwo powiedzieć, co może się tu jeszcze stać, skoro początek tej egzystencji był już przepromieniony zbawczą wolą Boga i skoro ta wola Bożej miłości w każdym wypadku odnalazłaby jeszcze owego człowieka w jego życiu ku jego zbawieniu (albo ku jego potępieniu).

Ale kiedy zadajemy to pytanie, to przede wszystkim już ono samo stanowi błogą pewność, która nie jest bez znaczenia dla właściwego rozumienia chrztu. Właśnie dlatego, że światło Bożego słowa oświetla każdego człowieka, właśnie dlatego, że Bóg chce, aby wszyscy ludziedostąpili szczęścia i doszli do poznania prawdy, właśnie dlatego, że łaskawość Boża jest mocniejsza i obfitsza niż wszelka wina, właśnie dlatego, że Bóg udziela bez miary, możemy mieć ufność, że tutaj, gdzie wzywa się łaski Bożej dla tego dziecka, wezwanie takie rzeczywiście nie przebrzmi bez echa, lecz zostanie usłyszane i wysłuchane. Wzywany jest tutaj z całą powagą łaskawy i miłosierny, mądry i dobrotliwy Bóg. Poprzez swego Syna, poprzez Jego Krzyż i Zmartwychwstanie powiedział On nam, że chce być dla nas Ojcem zmiłowania i Bogiem wszelkiej pociechy. Pokazał nam, że choć byliśmy grzesznikami, umiłował nas i w swoim własnym Bożym życiu wstąpił w mrok naszej egzystencji, aby już stamtąd nie odchodzić. I dlatego ponad całym mrocznym ludzkim losem od początku do końca pokładamy ufność w Bogu łaski.

Dlatego jednak wiemy również, że kiedy Jego słowami i na Jego polecenie jest On przyzywany nad jakimś ludzkim życiem - kiedy wzywany jest Ojciec zmiłowania, kiedy wzywany jest Syn, który przyjął na siebie nasz los, kiedy wzywany jest Duch Święty, który uświęca i odnawia i jest samowydaniem się Boga ludziom - wtedy dzieje się to, o czym jest tu właśnie mowa, wtedy dokonuje się to, co jest wypowiadane słowem. Nie jest przecież tak, że w takim życiu nic boskiego nie może się już zdarzyć, ponieważ jest ono całkowicie ogarnięte łaskawą wolą Boga. To życie zostało wszak przez Boga zachciane jako coś czasowego, jako pewien fragment historii. Ta czasowa, siebie samą jeszcze uczasawiająca historia jest nie tylko pozorem przesłaniającym coś zawsze jednakowego. Jest to historia samego Boga i czas samego Boga, Boża historia zbawienia i łaski, która musi się dokonywać w czasie. Rozpoczyna się, narasta, dojrzewa i spełnia w wieczności, która jest nie tylko prawdą, lecz również rzeczywistym owocem czasu i dziejów. Dlatego z perspektywy Boga nie mogło się było z tym dzieckiem wydarzyć wszystko już od zawsze, zanim jeszcze my i ono zaczęliśmy żyć w naszym czasie. Wchodzi On swoim czynem w ten czas, podobnie jak Syn rzeczywiście wkroczył w ziemską godzinę i w ziemską przestrzeń pod bezkresnym niebem, kiedy został zrodzony z niewiasty i umarł pod Ponckim Piłatem. Dlatego Bóg stoi oczywiście u początku wszelkiego takiego czasu i obejmuje już swoją miłością to wszystko, co się w nim ma stać. Może nie potrafimy w każdym przypadku tak dokładnie powiedzieć, co z Bożego czynu należy do tego, a co do innego momentu takiego płynącego czasu. Wiemy jednak, że historia Boża dokonuje się w tym czasie. I dlatego też możemy rzeczywiście mieć odwagę powiedzieć, co wydarza się w tym momencie, kiedy dziecko otrzymuje chrzest.

Właściwie powinno nam to przyjść łatwo. Jeśli bierzemy na serio historię dokonującą się w czasie, to nie możemy wprawdzie przyspieszać danego momentu, ponieważ każdy z nich ma swoje własne miejsce, a w tym miejscu to, co właśnie w nim ma się wydarzyć. Jeśli jednak bierzemy na serio historię duchową, to przecież nie jest tak, że moment, który nadszedł, przemija. Podobnie jak z chwilą poczęcia człowieka rozpoczyna się pewien los, który nigdy już nie ustaje, tak każdy moment dziejów osoby duchowej jest właściwie początkiem wieczności, który zostaje zachowany jako tajemna treść w każdym następnym momencie. Dlatego możemy mówić ufnie o chrzcie i jego skutku. To, co się tu dokonuje, dokonuje się najpóźniej tutaj i tutaj też staje się jasne. A kiedy staje się jasne, wtedy wzrasta w każdym razie to, co wydarzyło się już uprzednio. Kiedy chrzest otrzymuje dorosły, to niemal zawsze jest on już tym, czym staje się w chrzcie: człowiekiem wierzącym, uświęconym i usprawiedliwionym przez świętego Ducha Bożego. A jednak nie znaczy to, że w takim wypadku chrzest staje się czczą ceremonią: to, co zaczęło już wcześniej być, odnawia siebie samo jako dawne i dane dla wszystkich momentów czasu i dla wieczności oraz jako wieczność, objawia się w owych wymiarach znaków i cieni, wśród których żyjemy, zakorzenia się głębiej w ostatecznym podłożu człowieka, rozprzestrzenia się we wszystkich wymiarach ludzkiego życia, tak że chrzest człowieka już wierzącego i kochającego ma dokładnie taki sam sens jak chrzest dziecka, które stoi dopiero u progu swego przebóstwionego istnienia.

Może już nieco zniecierpliwieni, pytamy: co więc dokonuje się w chrzcie?

Patrząc z zewnątrz, mamy tu przede wszystkim do czynienia z pewnym aktem Kościoła. Udziela on chrztu za pośrednictwem osoby, która go reprezentuje: kapłana. Chrzest jest bramą prowadzącą do Kościoła. Tam, gdzie tego nie udaremnia konkretna niewiara osoby otrzymującej ten sakrament (a w przypadku dziecka nie może to przecież w ogóle wchodzić w grę), chrzest jest aktem, przez który człowiek zostaje włączony w widzialną społeczność będącą Kościołem Jezusa - Kościołem tych, którzy przyznają się do Jezusa Chrystusa, do Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, i w służbie jednego i żywego Boga, objawionego w naszym Panu, oczekują spełnienia w powtórnym przyjściu Chrystusa.

Zatem to dziecko, z chwilą kiedy zostanie ochrzczone, będzie należeć do Kościoła - do jednego, apostolskiego, powszechnego, rzymskiego Kościoła. Nie potrzeba go pytać, czy pragnie ono do niego należeć. Nie pytano go przecież także, czy pragnie być człowiekiem i wstąpić w tę mglistą egzystencję. To, co największe, zostaje człowiekowi zawsze w taki sposób dane i zadane, że dopiero post factum musi on się zdecydować, jak się wobec tego zachowa. A że Bóg powołał wszystkich do swego Kościoła, że Kościół ten jest arką zbawienia i wspólnotą szczęśliwie odkupionych, że w każdym razie staje się on nieuniknionym problemem każdego człowieka (nawet tam, gdzie ten człowiek wyraźnie nic zgoła o nim nie wie), przeto nie ma w tym żadnej krzywdy ani zadanego gwałtu, kiedy Kościół, posłany przez Boga, a nie mocą, której sam sobie udzielił, wstępuje już w zaranie ludzkiego życia z wyrażonym w ludzkich słowach wezwaniem, które święty Bóg i Stwórca każdego człowieka i tak do każdego człowieka skieruje. Wolna i nieprzymuszona zgoda na to, co już się stało, nie zostaje przecież człowiekowi przez to odebrana ani zabroniona - podobnie jak zgoda na jego ludzkie istnienie, które było mu dane bez pytania, a które pomimo to musi dla jego zbawienia zostać przezeń przyjęte albo też na jego nieszczęście spotyka się z jego nieskończonym sprzeciwem. Człowiek staje się przez chrzest członkiem Kościoła.

Ale ten Kościół jest Kościołem świętym. Jest historycznym skonkretyzowaniem zbawczej woli Boga, wcieleniem Jego łaski, ponieważ stanowi kontynuację historycznie widomej obecności wcielonego Słowa Bożego w świecie. I dlatego owo włączenie w Kościół Chrystusowy oznacza - o ile człowiek swoją wewnętrzną decyzją przed tym się nie zamknie - uczestnictwo w świętym Duchu tego Kościoła, n uczestnictwo w Chrystusie, łasce i usprawiedliwieniu. Przynależność o do Kościoła może zostać zerwana przez niewiarę i odstępstwo, sam chrzest jednak nie zostaje przez to unieważniony. Człowiek zachowuje nadal swoją relację wobec Kościoła, trwałe ukierunkowanie na wspólnotę Pana. Ta niezmazalna duchowa pieczęć jest więc także trwałą podstawą prawa do uczestnictwa w świętym Duchu Kościoła, w łasce i usprawiedliwieniu, które zostają człowiekowi dane w chrzcie.


 



Pełna wersja katolik.pl