logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. Robert Wawrzeniecki OMI
Różne oblicza ubogich
eSPe


Przybyły siostry misjonarki miłości Matki Teresy z Kalkuty, siostry elżbietanki, które opatrywały rany na nogach bezdomnych oraz świeccy woluntariusze z rozmaitych ruchów kościelnych, którzy bądź animowali śpiew kolęd, bądź pomagali w inny sposób. W dolnej poczekalni dworca zgromadziło się około 350. bezdomnych. Była to sylwestrowa Pasterka w iście betlejemskiej atmosferze, przerywana nielicznymi odzywkami bezdomnych, którzy nie wiedzieli, jak się zachować. Uspakajaniem zajęli się obecni wśród bezdomnych klerycy. W czasie Mszy świętej jeden z gorliwych bezdomnych podszedł nawet do mnie i - całe szczęście, że na ucho - powiedział: "K... Proszę Księdza ja ich uspokoję. Jak im przypieprzę, to k... zaraz będzie spokój". Trzeba było go oczywiście powstrzymać od tych zamiarów. Jak zatem wyraźnie zabrzmiała homilia oparta na słowach zaczerpnięte z drugiego czytania, że wszyscy nie są niewolnikami, ale dziećmi Bożymi bez względu na swoją przeszłość i teraźniejszość. Po Mszy świętej bezdomni otrzymali gorący posiłek na miejscu oraz przygotowane dla nich paczki, które zabrali ze sobą.

Niektórzy przyszli, jak zresztą sami mówili, tylko po to. Można było zobaczyć rozmaite twarze bezdomnych. Bezdomni z własnego wyboru, nadużywający alkoholu i narkotyków oraz niewstydzący się żebrać. Usłyszałem od jednego z nich: "Proszę Ojca, tak mi jest wygodniej żyć". Bezdomni nie ze swej winy: schludnie i czysto ubrani, wstydzący się swego położenia. Jeden starszy człowiek powiedział: "Proszę Ojca mieszkam na dworcu, bo dwa tygodnie przed Świętami wyeksmitowano mnie z domu. Nie miałem za co zapłacić czynszu. Mam małą emeryturę. Po pomoc do państwa nie pójdę, bo się wstydzę. Są przecież bardziej potrzebujący".

Bezdomni już nie bezdomni, którzy znaleźli pomocną dłoń, udało im się znaleźć skromne mieszkanie oraz pracę. "Ojciec od oblatów - mówił jeden z nich - Ja pochodzę z parafii w Lublińcu. Przez 10 lat mieszkałem na dworcu, a teraz dzięki pomocy życzliwych ludzi mam mieszkanie i pracę. Jestem innym człowiekiem. Tego samego życzę i tym, którzy żyją tu na dworcu". Wiele jeszcze było rozmów i ludzkich dramatów. Wracając przez miasto o 2.30 z tego niecodziennego spotkania z ubogimi, widziałem efekty sylwestrowej zabawy na katowickim rynku i w jego okolicach: sterty śmieci, powybijane szyby w sklepach, policjantów prowadzących podchmielonych 15- może 16-letnich chłopaków. Jakże wielki kontrast...

* * *

Dziwią mnie słowa spotkanego człowieka, który powiedział: "Ja nie rozumiem tych ludzi, którzy mówią, że w naszym kraju jest źle. Ja nie widzę tego ubóstwa". A przecież wystarczy tylko spojrzeć na punkt pomocy parafialnej "Caritas", gdzie każdego tygodnia gromadzi się wiele osób, które potrzebują ubrania, żywności, wykupienia lekarstw bo ich nie stać. Ile to razy, stojąc w aptece można spotkać osoby, które najpierw pytają o ceny leków, skrupulatnie liczą pieniądze i często mówią, że tego czy tamtego leku nie wezmą, bo za drogi.

Spotykam po kilka rodzin żyjących w jednym domu ze wspólną kuchnią, łazienką i ubikacją albo ludzi, którzy mieszkają w domach z drewna krytych strzechą. Kto twierdzi, że w Polsce nie ma problemu ubóstwa, ma chyba strasznie krótki wzrok. A może boi się, że gdy zauważy się problem, to sumienie podpowie, że trzeba dać coś z siebie, nie tylko datek przy okazji zbiórki "Caritas" czy innej organizacji, ale swój czas, zainteresowanie... A przecież właśnie to jest najtrudniejsze... Jest wśród ludzi wierzących wielu takich, którzy potrzebowaliby ewangelicznych okularów, aby te sytuacje dostrzec.

* * *

A co powiedzieć o młodzieży, gdy na katechezie dość często spotykam nie tylko obojętność, ale nawet i wrogość do wiary, Boga, Kościoła? Problemu duchowego ubóstwa wśród tych ludzi doświadczam bardzo często. To inny rodzaj ubóstwa, ale nie mniej ważny, a może nawet bardziej, niż ubóstwo duchowe. Czasem jakaś zadra sprzed lat powoduje agresywność względem spraw wiary, ale w sposób bardzo wyraźny pokazuje wielkie pragnienie miłości, pragnienie Boga, choć może tak wielu z tych młodych ludzi nie chce się do tego przyznać, uchodząc w środowisku za "twardzieli", a twardziele nie "płaczą".

Tymczasem, gdy zaczynamy indywidualną rozmowę okazuje się, że to, co jest na zewnątrz, nie oddaje wnętrza tego człowieka, wnętrza, które mogłoby być o wiele bogatsze, ale nie było kogoś, kto by ich poprowadził. Pogubili się w życiu, dotknęli - można powiedzieć - czasem i dna, na które może stoczyć się człowiek. Wykrzywione zostało ich sumienie i nie mogą sobie dziś z tym poradzić... Czasem kończy się to odsiadką w zakładzie karnym... Miałem okazję rozmawiać z więźniami we Wrocławiu i Iławie. Dla niektórych to doświadczenie jest dopiero początkiem bardzo trudnego powrotu do Boga, uczestnictwa w życiu Kościoła, korzystania z sakramentów. To też są ubodzy o innym znów obliczu...

o. Robert Wawrzeniecki OMI

 
 
 



Pełna wersja katolik.pl