Wydawca: W drodze |
Słuchać...
W naszej zabarwionej łagodnym nihilizmem cywilizacji to fundamentalne doświadczenie słuchania napotyka na potężne przeszkody. Problemy stwarza nie tylko otaczający nas hałas, ale także bariery ochronne, które próbujemy wznieść między sobą. W przeciwnym wypadku powódź dźwięków zalewa nas całkowicie, do tego stopnia, że stajemy się od nich zależni, jak od narkotyku. Cóż to za spektakl, te tłumy, które w naszych wielkich miastach przemieszczają się wyłącznie ze słuchawkami w uszach, aby w regularnych odstępach czasu otrzymywać odpowiednią porcję wrażeń muzycznych! Niepostrzeżenie oduczymy się autentycznie słuchać jedni drugich, bo ani w nas, ani między nami nie będzie już tej „pustej” przestrzeni umożliwiającej słuchanie. Grozi nam wówczas, że staniemy się niemi i zagubimy słowa pozwalające na opowiedzenie innym i sobie samym o tym, co jest w nas rzeczywiście i co stanowi naszą ludzką przygodę. To ten stan rzeczy opisuje termin „łagodny nihilizm”.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że sama propozycja czytania opowieści o przeszłości, czyli opowieści o powołaniu, jest dziś utopijna. Lektura wprowadza w słuchanie „głosów z przeszłości” i milczącą konwersację z nimi. Wymaga więc „wycofania się” w stosunku do teraźniejszości, nie po to, aby od niej uciec, ale wręcz przeciwnie, aby spotkać się z nią w nowy sposób. Tymczasem świat dźwięków pogrąża nas w niej, natychmiast „uwalniając” od ciężaru, odbieranego często jako przytłaczający, naszego „ja” słuchającego głosu bliźniego. Jak więc uczynić atrakcyjnym słuchanie, w samotności lub z czyimś udziałem, ciszy? Ważnej ciszy, która jest źródłem naszych słów i czyni je możliwymi w prawdzie?
1. Zanim pójdziemy dalej, musimy zastanowić się nad warunkami, indywidualnymi i zbiorowymi, doświadczenia słuchania. To ważny element naszej edukacji i „kształcenia ustawicznego”. Każdy z nas musi znaleźć własny sposób zamieszkiwania przestrzeni i czasu oraz dzielenia ich z innymi. Jak po ludzku zarządzać otaczającym hałasem, jeżeli nie przez tworzenie w naszym życiu przestrzeni ciszy, która zaczyna nadawać mu rytm? Ten rytm wpisuje się z kolei w naszą codzienność i ożywia nasze wędrowanie. Dodajmy przy tym, że wrażliwość na ciszę rozwija się tylko poprzez spotkania z osobami, które potrafi ą skoncentrować uwagę, słuchać i słyszeć. Tylko one mogą pobudzić naszą własną zdolność słuchania i przekazać nam przyjemność płynącą z wsłuchiwania się w nas samych i nasze otoczenie.
2. Prędzej czy później trzeba będzie raz wreszcie usiąść i ponownie rozważyć swój sposób sytuowania siebie w swoim życiu codziennym. Stanie się to być może okazją, aby po raz pierwszy zmierzyć się z własną samotnością i dopuścić do głosu swoje życie duchowe, nie uciekając przed nim natychmiast. W większości przypadków rozpoczyna się wtedy walka wewnętrzna. Pozbawiony przez dłuższą czy krótszą chwilę zwykłych zajęć, stawiając czoło ciszy zewnętrznej, odkrywam, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, że nadal rozmawiam w duchu z samym sobą i z wieloma innymi głosami, w rzeczywistości nie słysząc ani ich, ani siebie. Tematami tych samotnych monologów są projekty, sukcesy i porażki, zranienia, żałoba i nieobecność, spotkania szczęśliwe i miłosne, ale także zerwania, zawody i wiele, wiele innych. Często sposób, w jaki słucham tych przeróżnych głosów i siebie samego, jest być może zniekształcony, ponieważ słyszę tylko tych i to, co chcę usłyszeć; są głosy, których po prostu nie słyszę. Potrzeba czasu, aby przyzwyczaić się do wewnętrznej ciszy i odbierać ją jako łaskawie przyznaną spokojną przystań. W takiej, wreszcie cichej, przestrzeni wewnętrznej chaos głosów trochę się porządkuje. Zamieszkały chwilowo i w sposób ogromnie nietrwały przez spokojną i dobroczynną ciszę Boga, zaczynam słyszeć siebie w prawdzie; moje własne ucho odbiera mój głos zmieszany z innym, którego zupełnie wyjątkowej intonacji, tembru, wysokości, barwy dotąd nie dostrzegałem.
3. Nadszedł moment, aby na nowo otworzyć Pisma i przeczytać ponownie opisy powołania rozważane w 1 rozdziale.